Taak, dzisiaj dzień 8 mojego odchudzania. Nie wiem dlaczego zdecydowałam się napisać tutaj dopiero dzisiaj.... Może dlatego, że cały dzień czuję się taka słaba, w sensie psychicznie i potrzebuję jakiegoś wsparcia.
Zaczęło się to w środę, gdy ostatni posiłek zjadłam o 18, w czwartek i piąte o 17, a w sobotę, niedzielę i poniedziałek o 16. Po 5 dniach waga pokazywała 1,7kg mniej czyli ważyłam 72,8kg. Cieszyłam się niezmiernie byłam z siebie dumna, nie tylko z tego, bo przez cały post nie jadłam słodyczy i przez święta nie zjadłam żadnego ciasta ani nic słodkiego. W sumie to jakoś specjalnie się nie obżerałam. Czułam się taka silna. Czułam, że teraz mogę wszystko. Ale dzisiaj weszłam na wagę i pokazała już bodajże 73,4kg. No załamałam się... Może ma jakieś znaczenie to, że wcześniej ważyłam się ok godziny 9 lub 10, a dzisiaj po 6 rano? Mam nadzieję.
Przed chwilą weszłam na wagę i zobaczyłam te okropne 74,7kg. Wiem, że ważenie wieczorem jest bez sensu, tym bardziej, że wypiłam bardzo dużo wody i herbatę.
Moja ,dieta' polega na tym, że przed i po jedzeniu wypijam szklankę wody, jem mniej, i staram się nie jeść po 16. I oczywiście nie jem słodyczy i staram się ograniczyć smażone potrawy.
Dzisiaj zjadłam:
6.30 musli z mlekiem
10.30 jabłko
13.30 ryba po grecku
14.30 trochę musli z mlekiem i kromka chleba z wędliną
16.45 gruszka
już nie chciałam nic dzisiaj jeść, ale mama oczywiście wepchnęła we mnie kotleta schabowego z ziemniakami. No masakra.... Czuję się taka... WIELKA. A nie chcę być taka. Nie chcę, nie chcę, nie chcę... I nie mogę.