Kilka dni temu lato pokazało mi zęby. Siedziałam na dworze w słońcu prawie dwie godziny. Było po 17 więc nie tragedia. Po powrocie do domu poczułam sie strasznie. Rozbolała mnie głowa, a mnie nigdy nie boli. Serce zaczęło mi galopować, było mi zimno i duszno jednocześnie. Musiałam wziąć validol. Nawet sen nie pomógł ani medytacja. Na Reiki nie miałam siły. Boję się lata. Gdy byłam dzieckiem i nastolatką często z upału mdlałam. W zasadzie to nie musiał być upał. Wystarczyło słońce. Całe życie musiałam słońca unikać. Najgorsza jest patelnia bez jednej chmurki. Lepiej znoszę upał z chmurami. Ciśnienie mam raczej w normie. Kiedyś miałam niskie. To chyba meteopatia. To też problem Sebastiana i Krzyśka z tym, że oni narzekają na deszcz. Sebastiana bolą kości i śpi, a Krzysiek nie narzeka, ale śpi. Ja też więcej w deszcze śpię, ale nie narzekam tylko to lubię...:)
Zaraz jadę na zajęcia. Gdy wrócę będzie praca w domu, a raczej koło domu. Trzeba wykorzystać pogodę i to, że Krzysiek jest w domu. Dziś może ususzę trochę ziół przyprawowych.
Dziś jajecznica z cebulą i pomidorami, sałatka warzywna z majonezem, frytki z selera, pomarańcza, jabłko.