Wczoraj Sebastian skosil podworko i przed domem. Kosił na dwa razy, bo mama najpierw wyskoczyła z awanturą, ze głośno i na swojej części skosić nie pozwoliła. Później sprawę przemyślała i trzeba bylo skosić. Te jej humory mnie dobijają. Wieczorem Sebastian musiał naprawić jej zamek od drzwi wejściowych. Czeka jeszcze zamek od drzwi do Adriana, bo zardzewiał. Ciągle wyskakują nowe, pilne rzeczy do robienia, a to co bylo zaplanowane leży. Nie wiem czy Sebastian nie pojdzie jeszcze skosić na cmentarzu. Dziś chcę by powycinal chaszcze. Musi użyć piły. Przy okazji moze wytnie dwa suche drzewa i je potnie. Nie wiem jednak czy to zrobi czy coś innego. On sam sobie wybiera robotę i złości się gdy mu coś narzucam.
Warzywa rosną ładnie. Pomidory sa na krzakach. Kwitnie papryka i cukinia. Coś za to do końca wyjadło sałatę. Skrzynie na warzywa jeszcze nie kupione. Drżę nad każdym groszem, bo mam do opłacenia ubezpieczenie domu i chyba będzie niedopłata za światlo. Ciekawe ile, ale sie obawiam, bo uzywałam grzejnika elektrycznego.