Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Mam sporo zainteresowań między innymi: ezoteryka, reiki, astrologia, anioły, uzdrawianie itp, czytanie, rysowanie, malowanie itp, pisanie/książki,blogi/ poezja w tym haiku a ostatnio przysłowia i aforyzmy, filmy, grafika, joga, układanie krzyzówek. Ogólnie kocham wieś, dom, ciszę, spokój, pozytyne emocje i nie znoszę wysiłku fizycznego... A odchudzam się bo miałam problemy z poruszaniem się i bóle kręgosłupa o zadyszce nie wspomnę a przy stadzie kotów i psie nachodzić się trzeba... Cel na ten rok 79 kg

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 1596756
Komentarzy: 56256
Założony: 12 kwietnia 2011
Ostatni wpis: 7 lutego 2025

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
araksol

kobieta, 60 lat, Będzin

163 cm, 85.20 kg więcej o mnie

Postanowienie noworoczne: do końca XII 2024 - 79kg

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Masa ciała

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

28 kwietnia 2017 , Komentarze (15)

Postanowiłam od czerwca o ile nie wcześniej przejść na 6 tygodni na dietę dr Dąbrowskiej. Może choć z 5 kg zrzucę. Ludzie chudną o wiele więcej więc to rewelacyjny wynik nie jest. Kusi mnie przejść już teraz ale w maju ma przyjechać Sebastian, a przy nim trzymanie diety raczej odpada. Będę brała też Libramed to głód zniosę. Teraz będę jeszcze na tej diecie co byłam czyli nisko węglowodanowej z tym, że odejmę trochę kalorii i będę jeść około 1000 tylko. No i zobaczymy. Tej diety dr Dąbrowskiej trochę się boję. Nie za bardzo lubię, a raczej wcale nie lubię warzyw bez dodatków w postaci majonezów, panierek, tłuszczu. Smaku dla mnie nie mają. Dobrze, że chociaż sól i przyprawy są dozwolone. No ale 6 tygodni powinnam wytrzymać. To nie całe życie przecież. Powinno wtedy być ciepło to marznąć nie będę. Ostatnio zarejestrowałam się na forum tej diety, bo miałam kilka pytań, a tu w grupie księżniczki nie raczyły odpowiedzieć. Coraz mniej mi się na Vitalii podoba. Są co prawda wspaniałe dziewczyny ale jest też sporo wredot nieżyczliwych i kochających hejt. Chyba całkiem przestanę na forum wchodzić...

Dziś będzie do jedzenia tuńczyk, jajka i może kotlety sojowe i serek homo. Od wczoraj 50 dkg mniej...Jeszcze trochę i odetchnę, bo świąteczny balast zrzucę...

Poza tym ostatnio zrobiłam porządek z kosmetykami pielęgnacyjnymi i co nieco wyrzuciłam. Wyrzuciłam mleczko do zmywania makijażu i tonik. Mleczko miało chemiczny zapach, a tonik stracił ważność. Teraz do usuwania makijażu używam oleju kokosowego albo z pestek winogron, a jako tonika octu jabłkowego albo soku z kapusty kiszonej. Też się sprawdzają. Kupiłam jednak krem do twarzy sandałowy z Orientany, mleczko do twarzy z Korany oraz krem do rąk propolisowy i krem do stóp  miodowy też z Korany. To są kosmetyki  z rodzaju naturalnych. Już innych w zasadzie nie używam... Nie lubię tych chemicznych. Ważne jest też dla mnie by kosmetyki nie były testowane na zwierzętach.

27 kwietnia 2017 , Komentarze (8)

Ostatnio nie ma wylegiwania się w łóżku do 11. Zrywam się rano przed ósmą, bo czekam na kilka przesyłek z kwiatkami. Jeszcze nie wszystkie do mnie dotarły. Dziś może ostatnia dotrze... Jeszcze kilka mam zamiar kupić. Wszystkie wybieram odporne i nie lubiące za dużo wody. Nie mam zamiaru ich pryskać i podlewać bez przerwy. Lubię mieć dużo kwiatów w domu, a to dbanie o nie zbyt dużo energii by mnie kosztowało. Na razie zebrałam kolekcję sukulentów. Mam ich koło 20 chyba i jeszcze kupię. To bardzo wdzięczne roślinki i koty się za nie nie biorą. Ja też nie mam wyrzutów sumienia, że za mało serca wkładam w ich pielęgnację. Rosną dobrze, a raczej trwają, bo rosną powoli. Z innych może kupię figowca beniamina, kliwię, filodendrona pnącego, aspidistrę i może szeflerę drzewiastą. Jeszcze trochę miejsca w domu mam. Kwiatki oczywiście kupuję za swoje pieniądze, bo Krzysiek kwiatków nie lubi i nie widzi potrzeby ich posiadania.

Od kilku dni znowu myślę o diecie. Motywacja chyba wraca. Od nowego tygodnia coś zacznę. Będzie to dukan, dieta Dąbrowskiej, Kwaśniewskiego albo 10 dniowa. Najpewniej Dąbrowskiej. Później może 10 dniowa. Mam do zrzucenia jeszcze 10 kg w tym roku o ile się uda. Jeszcze kilka lat temu nie było zastanawiania się czy się uda. Organizm współpracował i podczas diety waga spadała. Regularnie i jak w zegarku. Szybko. Teraz to już proste nie jest niestety i moje chcenie  i staranie nie ma tu nic do rzeczy. Chyba bym musiała z 600 kalorii jeść by waga zechciała spaść, a to za mało nawet dla mnie. No i ile by spadła? Pewnie znowu z 3 kg może. No i co by było dalej?

Dziś dieta białkowa. Schudłam 40 dkg...

26 kwietnia 2017 , Komentarze (4)

Od kilku dni pracuję trochę nad swoją złością, bo moje reakcje są nieadekwatne do sytuacji. Co mnie w zasadzie obchodzi jakie tematy poruszane są na forum. Mają prawo być poruszane nawet te, które wydają mi się nudne, płytkie, mało ważne, głupie. Po to jest forum. No i to jest tylko moje zdanie, że tak te tematy oceniam. Innym mogą leżeć. Mnie to nie powinno wzruszać i nie powinnam się tym denerwować. Teoretycznie mogę na forum nie wchodzić by się nie wkurzać ale nie tędy droga. Chcę by wrócił mój spokój wewnętrzny i swoista obojętność. Tak musi się stać i stanie się. Bliskie osoby nie powinny mieć wpływu na mój nastrój, a co dopiero obce. Mars wszedł do bliźniąt i posiedzi miesiąc. Nie mogę wciąż się wściekać przez ten czas...

Dzisiaj się okaże czy Krzysiek ma dalej urlop czy już nie. Wcale tego urlopu nie wykorzystał. Nic w domu zrobione nie jest. Koło domu też prawie nie. No i dobrze. Nic nie zrobił to nie. Odpoczął za to. To też korzyść. Mnie chęć na urlop przeszła i pracuję pilnie. Urlop będzie pewnie dopiero w maju gdy Sebastian przyjedzie. Od maja wybieram się na warsztaty pasteli suchych. Będą cztery spotkania po trzy godziny. Technikę znam i lubię ale chcę poznać warsztat. Oby tylko ta babeczka mnie zapisała, bo zapisywałam się przez telefon i mogła zapomnieć.

Dziś dieta typu dukana. Nie będzie wcale węglowodanów. Będą jajka, tuńczyk i schab. Spróbuję tak przez tydzień i liczę na to, że do ósemki z przodu zejdę. Oby... Przez tydzień czy dwa z zakwaszenia organizmu przecież nie umrę...


25 kwietnia 2017 , Komentarze (13)

Dziś ma być ponoć cieplej więc planuję wyjść trochę do ogrodu. Od jutra znowu deszcze zapowiadają. Nie udała się wiosna w tym roku- deszcze i zimno. Niby lubię taką pogodę ale w tym roku mnie już nieco znudziła. Ileż można przy piecu siedzieć. Potrzebuję koło domu coś zrobić, a tu się nie da. Wszystko kiepsko rośnie. Miałam ostatnio ochotę na ciasto z rabarbarem, a rabarbar maleńki. Ledwie kiełkuje. Muszę obejść się na razie smakiem. Siewki kalarepy się niszczą, bo za zimno.

Wczoraj w mieście byłam i wszystko co było konieczne zostało załatwione. Zmarzłam jednak. Najgorsze jest to, że zostały mi trzy wiadra węgla, a ciepła nie widać. Po południu gdy wróciłam ugotowałam obiad, trochę popisałam, a później działałam z kartami Lenormand. Później sobie wróżyłam. Wyszło mi, że po wielu perturbacjach w końcu do około 70 kg schudnę. To mnie zadowoli w pełni. Mam też szansę na zarobek, a konkretnie na zakup tego o czym marzę jeszcze w tym roku. Jestem więc dobrej myśli. Strasznie jednak czekać na nic nie lubię. Wszystko chcę mieć już natychmiast. Tym razem jednak muszę być cierpliwa. To będzie trudne...

Nie wiem co mi się ostatnio stało ale przestałam mieć ochotę na jedzenie węglowodanów. Jem za to dużo mięsa głownie wędlin z szynkowara, kabanosów, parówek berlinek, schabu pieczonego i gulaszu angielskiego. Może to znak, że powinnam przejść na Dukana na jakiś czas albo na podobną dietę z tym, że z dodatkiem tłuszczu. Wtedy Xenical by faktycznie mógł pomóc. A może pomyśleć o diecie Kwaśniewskiego. Nigdy na niej nie byłam, bo za tłuszczem nie przepadam. Może jednak? Lubię przecież i majonez i śmietanę i smalec do chleba...A może dieta Dąbrowskiej?

Dziś zjem kabanosy, gulasz angielski i krokiety z pieczarkami. Obiadu nie będzie.

Wczoraj kupiłam Libramed. Jem faktycznie mniej, bo głodu nie czuję. Czy na wszystkich tak działa nie wiem... Wczoraj rozmawiałam z psychiatrą o odchudzaniu. Babeczka jest szykowna po 40 i też już musi być na diecie, bo tyje. Teraz się nie odchudza i je 1000 kalorii. Może i ja tyle muszę jeść? Może za dużo jem?

24 kwietnia 2017 , Komentarze (18)

Źle się zaczął ten tydzień. Nie chce mi się odchudzać. Znużyła mnie dieta i ćwiczenia. Nie chce mi się liczyć kalorii. Straciłam motywację. Całkiem. Za długo to już trwa, a efekty marne. Niby chudnę z powrotem ale straszne wolno. Nie. Nie obżeram się. Wręcz przeciwnie. Straciłam apetyt i jem mało. Może nawet za mało. Gotować mi się wcale nie chce. Jem byle jeść. Zwykle to co się szybko przygotowuje, to co ugotuje Krzysiek, albo to co uda się kupić. Mam zamiar żyć kiełbasą pieczoną, pieczonym schabem, bułkami- białymi, bo innych w moim sklepie nie ma, tuńczykiem i jajkami. Do tego dołożę gorące kubki, jogurty owocowe, serki homogenizowane i jabłka, pomarańcze i gruszki. No i fasolę czerwoną z puszki i gulasz angielski. A i jeszcze wędliny z szynkowaru, bo tylko to mi się chce robić. To mnie jeszcze bawi. Zdrowo jak byk. Ćwiczyć też nie ćwiczę, bo w stawach mnie łupie gdy pozycje przyjmuję i to mnie strasznie zniechęca. Nie znoszę bólu. Co będzie nie wiem...:( Kiedy mi ten stan minie też nie wiem. Na razie zmarnowałam miesiąc. Przytyłam w tym czasie 3 kg. Część zrzuciłam. Pasek oczywiście był nieaktualny. Znowu dążę do ósemki z przodu. Chyba w życiu nie schudnę. Czas się chyba pogodzić z wagą koło 90 kg i tylko pilnować by więcej nie było. Dość mam... Chyba kupię Xenical i Libramed albo dietę zmienię na zasadzie, że tonący brzytwy się chwyta....

Do tego muszę jeszcze dziś jechać do miasta. Wizyty u lekarza nie da się przełożyć, bo Krzysiek nie ma leków, a brać musi. Chyba i ja powinnam iść do psychiatry, bo mam strasznego doła ostatnio. Dokopała mi ta waga jak nic.:(Do tego jestem źle nastawiona do niektórych ludzi i mam ochotę im docinać. Zauważyłam, że niektóre, niewinne osoby mnie strasznie drażnią. To co mówią czy piszą działa na mnie jak płachta na byka i mam ochotę być dla nich niemiła. Oczywiście powstrzymuję mnie świadomość, że te osoby mi nic złego nie zrobiły i mają prawo mieć inne zdanie, inne zainteresowania czy inne podejście do życia. Zupełnie nie wiem co mnie napadło. Jeszcze niedawno podchodziłam do tego typu osób z dystansem i raczej obojętnie. Ani mnie nie grzały ani ziębiły ich poglądy czy podejście o ile mi te osoby w drogę nie wchodziły i krzywdy nikomu nie robiły. Oby mi to minęło, bo to dobra zmiana nie jest. Oczywiście nie wymagam od siebie empatii w stosunku do wszystkich ale te negatywne emocje naprawdę nie są potrzebne. Skąd to się wzięło. Nie wiem, bo wszystko mi się ostatnio układa poza wagą oczywiście ale i tu tragiczne nie jest...

23 kwietnia 2017 , Skomentuj

Dziś wstałam późno. Strasznie późno. Wstać mi się nie chciało, bo miałam piękny sen. Śniło mi się, że kupowałam mieszkanie 200 metrowe. Piękne było choć do remontu. Nie wiem co ten sen znaczy. Nie jestem dobra w interpretacji snów ale to postęp. Ostatnie mieszkanie, które kupowałam we śnie było ciasne. Ledwie dwa pokoje, a tu cztery w tym jeden wielki salon z kolumnami. Co dziwne nawet się we śnie nie zastanawiałam jak ten 100 metrowy salon ogrzeję i skąd na to mieszkanie wezmę pieniądze.

Wczoraj miałam dość pracowity dzień napisałam opowiadanie i wysłałam je do redakcji. Skończyłam przeredagowywać kolejne i też je wysłałam. Dziś może też coś podziałam o ile mi się będzie chciało. Jutro już normalny dzień pracy ale ja muszę jechać z Krzyśkiem do lekarza i cały dzień będę miała zmarnowany. Czy coś zrobię nie wiem. Nic mnie wprawdzie nie goni ale czeka na skończenie skrzynka na mąkę, czekają kolczyki, czeka decu na bazarki. Dawno nie robiłam kartek. Powinnam się uczyć i malować i pisać wiersze do książki dla dzieci..Ech... No i kiedy jak pewnie wrócę zdechła po przyjemności pobytu przez kilka godzin w mieście.

Jem mało ale nie chudnę...Chyba, bo waga szaleje...

22 kwietnia 2017 , Komentarze (15)

Na dziś nie mam jeszcze planów. Na razie wstałam, budzę się po woli i piję kawę. Dieta dziś będzie ale węglowodanów zjem więcej, bo mają być kopytka z sosem mięsno grzybowym i pizza na spodzie z batatów. Wyjdzie więcej niż 50 g. Trudno. Odstępstwa od czasu do czasu to nie tragedia.

Nadal jest zimno u mnie. Nie mogę wyjść na dwór do pracy w ogrodzie i w domu prawie od rana trzeba palić w piecu. Zmarznięte koty układają się na nas albo jeden na drugim. Pikuś wczoraj po powrocie z dworu nawet drżał piecuch jeden. Od pewnego czasu już nie śpi w swoim koszyku w sypialni tylko z nami na łóżku. Nie przeszkadza mi, bo zwija się w nogach, a duży nie jest. Pościel trzeba jednak częściej zmieniać, bo przechodzi zapachem psa. Takie są uroki życia ze zwierzętami. Nigdy bym z tego jednak nie zrezygnowała. Dom bez zwierząt jest moim zdaniem martwy i nieprzytulny. Zwierzęta u mnie w domu były zawsze. Pies zawsze mieszkał w domu i najczęściej też kilka kotów. Krzysiek pochodzi ze wsi i na początku nie bardzo pies na łóżku mu pasował. On lubi psy ale pies kojarzył mu się z budą. Koty też miały być wychodzące. Teraz już się przyzwyczaił.

Wczoraj przyszły kupione sukulenty. Cudne są tylko strasznie malutkie. Rozlokowałam je na oknie w sypialni. Tym samym do pracowni na okno nadal nic nie mam. Kupiłam jeszcze 5 ale tak maleńkie doniczki zginą na parapecie. Coś muszę jeszcze kupić. Chodzi za mną bluszcz ale nie potrafię go pielęgnować i zazwyczaj albo go zalewam albo zasuszam. W obu przypadkach gubi liście. Może też jeszcze sukulentów kupię w innym sklepie. Może większe roślinki.


21 kwietnia 2017 , Komentarze (4)

Wczorajszy dzień muszę zaliczyć do udanych. Dzisiejszy też taki powinien być. Wczoraj zrealizowałam co zaplanowane było i jeszcze podziałałam więcej. Kupiłam też sobie kilka sukulentów. Lubię te kwiatki, bo nie są zbyt delikatne i nie trzeba ich często podlewać. Przetrzymują też chłody. Tym razem kupiłam je do pracowni, bo miałam w niej kliwię ale mi zmarzła. Kliwii już nie chcę, bo jest szkodliwa dla kotów, a moje jako domowe kwiatki lubią podgryzać. Teraz czekam na pieniądze, żeby kupić jeszcze hoje o kolorowych liściach i może dracenę. Hoja też trująca ale ma niesmaczne liście i koty jej nie dotykają. Te kwiatki też oprócz szeflery i geranium u mnie ładnie rosną. Rośnie również amarylis ale nie kwitnie. Nie potrafię widocznie o niego zadać jak trzeba i pewnie dlatego. Inna sprawa, że wolę kwiatki o ozdobnych liściach. Chcę by były piękne zawsze, a nie tylko przez krótki okres gdy kwitną. Kocham monstery, ficusy, aralie i pnącza. Niestety u mnie im się trudno żyje. Jest zbyt zimno i koty je gryzą. Szkoda...

Dzisiejsze menu: pasztet z soczewicy, warzyw i pieczarek, kotlety sojowe, jabłko, sałatka z jajek, tuńczyka i papryki z majonezem. Po szaleństwie jedzeniowym teraz waga spada po trochu. Do paska jednak jeszcze trochę brakuje. Kusi mnie dzień z kaszą jaglaną albo owsianką. Może w przyszłym tygodniu coś pomyślę. Na razie jem smaczne rzeczy i się nimi cieszę. Tak będzie do czasu następnego przestoju. Oby nie dopadł mnie prędko. Zauważyłam, że mam tendencję opuszczać kolację. Zazwyczaj nie chce mi się późno jeść i nie chce mi się robić. To jednak sporo kalorii mniej. Tak nie powinno być. Jeszcze powinnam jeść 1200 kalorii. Później pewnie zejdę na 1000. Z ćwiczeniami też jest ostatnio problem. Odkąd bolała mnie ręka nie ćwiczę wcale, bo się boję. To już dwa tygodnie. Może dzisiaj się odważę choć z 20 minut. Chyba jednak już codziennie ćwiczyć nie będę. Za bardzo moje ciało nadwyrężyłam i stąd problemy chyba. Całe życie spędziłam na kanapie, a tu nagle ruch. Ciało tego nie zniosło i zastrajkowało...

Wczoraj cały wieczór pisałam wiersze do antologii na portalu. To czwarta moja w tym roku. Zmieniłam też nieco logo, które wykonałam jakiś czas temu na portal. Zrobiłam również kilka projektów okładek. Chyba nie przejdą. Może wykorzystam je w moich książkach po niewielkich zmianach. Kolory w oryginałach nieco inne. Nie tak jaskrawe.

20 kwietnia 2017 , Komentarze (12)

Wczoraj załatwiłam to co miałam w planach. Wszytko poszło jak trzeba. Dziś czeka mnie przyjemny dzień. Spędzę go w domu na pracy i nauce. Ostatnio zaczęła mnie kusić nauka i coś sobie chyba znajdę. Może postaram się opanować jakąś talię kart np. Chodzą za mną karty Lenormand. Co prawda znaczenie poszczególnych kart znam i wróżę nimi sprawnie ale opisy kart opanowałam w małym stopniu jak mi się zdaje. Nie mam na temat każdej karty wiele do powiedzenia. Ledwie dwa zdania, parę zwrotów. Karty bardzo lubię i chciałabym mówić więcej. Może powinnam z kartami pomedytować by uruchomić skojarzenia? Tak samo robiłam z tarotem przecież gdy się uczyłam. Może powinnam wykuć na pamięć opisy z książki, którą mam. Tak codziennie popracować z jedną kartą.To dobry podręcznik. Dokładny i gruby. Tylko czy kucie na pamięć ma sens? Tak sobie myślę, że może by za kilka lat zacząć wróżyć w domu. Tylko muszę mieszkanie do porządku doprowadzić i ubikację dla kotów zrobić. Taką zamykaną, by niespodzianki przy gościach nie było.Tylko czy sobie z tym poradzę? Nigdy nie wróżyłam nieznajomym ludziom twarzą w twarz. Nawet przez telefon nie lubię, bo się stresuję czasem i w głowie pustka się robi, a karty przestają mówić. Introwertyzm się kłania. Chyba muszę najpierw podejrzeć jak to inne wróżki robią. Mam koleżankę tarocistkę, która wróży w domu to ją podpytam.

Dietę trzymam. Wczoraj jednak zjadłam kisiel i ciastka. Wliczyłam w bilans. Dziś będzie ryż brązowy z sosem z kostki sojowej i pieczarek, serek homogenizowany, gulasz angielski, jabłko i sałatka jarzynowa. Ma być około 1200 kalorii. Zrzuciłam już ponad kilo ze świątecznego balastu...Ufff.

A na koniec fryzurka o której myślę...


19 kwietnia 2017 , Komentarze (6)

Od wczoraj waga nieco spadła. Dziś dieta 1200 kalorii, nisko węglowodanowa. Powrót. Menu: jogurt owocowy, placki z batatów i pieczarek, mandarynka, sałatka jarzynowa z majonezem, schab pieczony. Po ponad tygodniu, prawie dwóch, na większej kaloryczności może coś, choć troszkę metabolizm ruszy. Oby, bo już cierpliwości nie mam. Chcę jak najszybciej 85 kg zobaczyć. Sporo jeszcze brakuje ale tym razem nie popuszczę. Już mnie denerwuje ta waga w okolicach 90 kg. Od kilku lat się waha się w tych okolicach. Czas by na stałe spadła poniżej 90 kg wreszcie.

Muszę dziś jechać do miasta. Mus to mus. Powinnam kupić co nieco w tym zioła. Krzysiek sam tych zakupów nie zrobi. Szkoda, bo bym chętnie w domu posiedziała. Powinnam popracować. Pieniądze na szafę same się nie zarobią. W tym roku powinnam przedpokój doprowadzić do porządku. Chcę kupić szafę, szafkę na buty i może lustro. Powinnam też kupić roletę bambusową i uszyć lambrekin. Materiał już mam. Malować nie trzeba nic poza sufitem. Może to Sebastian zrobi. Chcę też kupić tkany chodnik ludowy w pasy. Już ten przedpokój widzę. Całkiem ładny będzie. Ładniejszy mi nie jest potrzebny. Może i łazienkę w tym roku zrobię. Oby. Kuszą mnie drewniane żaluzje do wszystkich okien od frontu. Większa prywatność by była. Ciekawe które plany zrealizuję, bo pewnie nie wszystkie. Wciąż je zmieniam i snuję inne...

Martwi mnie ogród. Jest zimno i nic nie chce rosnąć. Wczoraj padał śnieg. Wysiałam nasturcję, nagietki i koper. Nic prawie nie wzeszło. Rosną tylko chwasty i to na dodatek wieloletnie. Pogoda pod psem i taka ma być podobno przez kolejne dni. Krzysiek powinien skopać dalszą część warzywnika i nie ma kiedy. Dziś idzie do pracy mimo urlopu. Wróci pewnie dość późno.