Dziś wstałam późno. Nawet chętnie. Krzysiek też. Nakarmiłam stado, a Krzysiek rozpalił od razu w piecu, bo jest przejmująco zimno. Ostatnie dni są u mnie zimne, noce lodowate. Nie wygląda na to by pogoda miała się poprawić. Cóż jest prawie połowa października. Ja potrzebuję jeszcze ładnej pogody, ponieważ mam do zerwania jagody jałowca oraz rozmaryn i oregano z donic. Powinnam to zrobić wcześniej, ale zapomniałam o tym w tym roku. W tym roku w ogóle mało czasu spędziłam na dworze. Nawet ogniska czy grilla nie zrobiłam, a lubię przecież. Lubię też wyjść na podwórko z książką. W tym roku wyszłam zaledwie raz i od razu uciekłam do domu. Wszystko to jest spowodowane tym, że do nowych sąsiadów bardzo często przyjeżdża 8 letnia siostrzenica. Dziewczynka jest rozwydrzona i okropnie hałaśliwa. Ciągle krzyczy histerycznie i płacze. Ja tego znieść nie mogę i wolę siedzieć w domu. Moja mama też przestała przed dom wychodzić i zwykle ma zamknięte okna. Otwiera nocą. W przyszłym roku więc raczej warzywnika nie założę, bo na dwór wychodzić nie będę.
Wczorajszy dzień był bardzo przyjemny. Trochę spałam, trochę czytałam, bawiłam się z Mają i działałam w pracowni. Maja jest cudownym kotem- słodka, bardzo delikatna i przymilna. Jak w czasie zabawy chwyci mnie ząbkami to zawsze później poliże. Lubi spać u mnie na kolanach albo na piersiach tuż przy twarzy. Lubi wtulać się w szyję. Dziś będzie miała czyszczone uszka, bo trzeba zwalczyć świerzbowca. Ciekawe jak to zniesie...Pewnie będzie krzyk...