Zaraz wyjeżdżam do centrum ogrodniczego. Może mi się też uda wpaść do fryzjera ściąć włosy. To dla mnie straszny stres, bo nie znoszę chodzić do fryzjera, ale tym razem muszę, ponieważ mam zamiar ściąć włosy na krótko i sama sobie z tym nie poradzę. Wszystko zależy od tego czy u fryzjera będzie kolejka czy nie, bo jeśli tak czekać z pewnością nie będę i rewolucję na głowie przeprowadzę innym razem. Zobaczymy. Po południu będę miała sporo pracy i w ogródku i z poduszką, którą zaczęłam robić wczoraj. W ogrodzie będę siać i sadzić dymkę. Trochę czasu mi to zajmie, bo nasion sporo mam i prawie wszystkie dziś zamierzam wysiać. Natomiast poduszka to już inna bajka. To zajęcie na chwile wolne. Poduszka jest rudo brązowa z dodatkiem granatu i tak mi się ten zestaw kolorów spodobał, że z resztek zrobię sobie jeszcze czapkę o ile włóczki wystarczy. Wczoraj zaczęłam też pisać wiersz, ale wena czarodziejka niespodziewanie umknęła i nie skończyłam. Może dzisiaj wróci...
Waga bez zmian czyli prawie 100 kg. Menu: paluszki rybne z ziemniakami i surówką z kapusty kiszonej i marchwi, jogurt, banan, mandarynka i kromka chleba z wędliną. Krzysiek planuje jeszcze budyń, ale próbuję go powstrzymać...