Hejka laseczki
Nie było mnie tu ohoho a może i dłużej... Miałam trudny okres w swoim zyciu więc i o diecie się mi nie chciało myśleć.
Z nowym rokiem postanowiłam jednak coś zmienić. Waga ruszyła w górę... ciężko skarpetki nawet założyć, sapanie po wejściu po schodach. Koszmar jednym słowem.
Na dietach się nie znam, ale przez miłość do jednego serialu, którego akcja toczy się na Florydzie postanowiłam poszukać diety z tamtego rejonu. I takim sposobem trafiłam na South Beach. Poczytałam i kupiłam dwie książki. Doszłam do wniosku, że to dieta stworzona wprost dla mnie :)
Póki co od soboty jestem na fazie 1.
Stan wyjściowy to 97,4 kg
Dzisiaj rano to juz 95,8 kg
Póki co bez żadnych ćwiczeń, zwykłe codzienne ruszanie się po domu i pracy.
Próbuje się motywować do ćwiczeń, ale kiepsko mi idzie :D
Czas pokaże :)