Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

pływanie, rower, muzyka. Ciężko się pływa i jeździ ciągnąc za sobą (a może dokładniej na sobie) 30 kg zbędnego balastu...

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 20205
Komentarzy: 48
Założony: 27 stycznia 2009
Ostatni wpis: 22 maja 2016

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
germania

kobieta, 58 lat, Szczecin

168 cm, 99.80 kg więcej o mnie

Wpisy w pamiętniku

8 lipca 2009 , Skomentuj

Tak jak w tytule.

jedzeniowo:

9:00 - koktail - pomidor, ogórek, jogurt 0% 200ml, 2 lyżki siemienia, 2 łyżki otrąb owsianych 1 łyżka pszennych, koperek, p[ieprz cayenne, 2 łyzki białka serwatkowego - zmiksowane na puch 

13:00 - chlebuś 150g, 2 jajka, pomidor, cebula

15:00 - 2 jabłka i jeszcze troche chlebusia podjedzonego (jest za dobry)

17:00 - pomidor, 4 kostki gorzkiej czekolady

18:00 - kalafior z pary, pierś z kurczaka grillowana

wypite:

1 kawa, 2 herbatki ziołowe, 3 szkl wody zurawinowej, 1 l wody mineralnej

ćwiczone:

7:00 - spacer 10 km

19:00 - 30min hulahop (mam nadzieję)

8 lipca 2009 , Skomentuj

Wczoraj 7 dzień bez fajki !!!!

Waga się trzyma.

Wczoraj zjedzone:

9:00 chlebuś własnej roboty (full ziaren) 150g posmarowany chudym twarożkiem, 2 jajka, 1 duży pomidor

12:00 - 2 jabłka + 1 lód Big Milk

15:00 - makaron żytni (200g po ugotowaniu) z sosem pomidorowym (sos na zimno: posztkowany pomidor+czosnek+zielona pietrucha+1ł oliwy)

19:00 - ser chudy 100g + tuńczyk w sosie własnym 140g

No i niestety na noc jeszcze 2 jabłka i wiadro rzodkiewek

wypite:

2 kawy, 2 herbatki ziołowe, 2 szklanki wody żurawinowej, 1,5 l wody mineralnej

ćwiczone:

7:00 -10 km - szybki spacer (1,5 h),

16:00 - 40 km rower (2 h),

20:00 - 30 min hulahop

6 lipca 2009 , Skomentuj

No chyba czas sie przeprosić z pamiętnikiem. Jakoś nie chciało mi sie nic pisać ostatnio. Teraz podjęłam walkę z fajkami na serio. Nawet namówiłam mojego TŻ do tego kroku i o dziwo też się trzyma jak na dzisiaj 6 dni bez papierosów. I nawet nie ciągnie za bardzo. Tylko wieczorem jestm wkurzona, bo mój ciągle coś chrupie przed telewizorem - ja oczywiście nie mogę, bo nie chcę, żeby całe 5 miesięcy walki poszło na marne. Za to wyciagam go na spacery wieczorne, żeby nie siedzieć w chałupie. Jak tak przegoni się 10 km brzegiem morza przed snem to i o fajkach sie nie myśli.

Dietką sobie już wogóle nie zawracam głowy. jem ogólnie prawie wszystko - bez białych węgli i cukru (od czasu do czasu lody). Pilnuje tylko, żeby było 5 posiłków i węgle rano. Jak na razie waga się trzyma. Główny cel teraz ustabilizować wagę i popracować nad figurą - sportowo.
A wyglada to tak:
codziennie: 30min hulahop, spacer szybki na zmianę z biegiem (5min/5min) 10 km (raniutko), 30-40 km na rowerku w plenerze (na razie pogoda na to pozwala), popołudniu spacer w morzu 4 km - nóżki w wodzie, no i wieczorem jak bierze chcica na fajki to jeszcze raz nad morze.
dwa razy w tygodniu: 8 minutówki (cały komplet, czyli 5 x 8 min)

Przez lipiec zobaczę jakie będą efekty. Już nie kilogramowe, ale centymetrowe. I wszystko to pryszcz byle talia i brzuszek mi spadły, bo jest tu stanowczo za dużo:

szyja - 34
biceps - 27
biust - 96
pod biustem - 78
talia - 78 
brzuchol - 90
biodra - 94
udo - 50
łydka - 34

2 czerwca 2009 , Komentarze (3)

Nadal jestem chora i nic mi się nie chce... Ten okrrrropny kaszel....

30 maja 2009 , Skomentuj

No i niestety. Dzień 10 tak pięknie się zaczął, a skończył jak skończył. A wszystko to przez to cholerne zamykanie firmy. Cały dzień był super. Tylko nie miałam czasu regularnie zjeść, więc do domu przyjechałam prawie o 21 głodna jak pies. No nizeżarłam pól kilo kabanosów popijając je koniaczkiem na doła. No cóż takie jest życie. 

Za to wczoraj wyszłam z postanowieniem bezgrzesznego dnia. Już nawet nie miałam tyle ganiania - tylko trochę jeżdżenia coby wszystkie umowy pokończyć. No ale na koniec jak przyszłąm do zakładu to ludziska zaciągnęli mnie do jadalni na pożegnalną herbatkę, a tam hamburger wielkości koła młyńskiego plus szampan (słodki błeee) od szampana się wykręciłam ( kierowca) ale od hamburger mi się nie udało (no bo ostatnio tak zmizerniałam, że już mnie prawie nie ma). Rany on miał chyba z 1000 kcal ( albo i więcej) a co gorsze biała ogromna buła.

A dzisiaj mam karę. Nie wiem, czy żołądek nie wytrzymał takiego szoku, czy przeziębiłam się przy załadunkach, ale uuuumieeeeraaam.Ale raczej to przeziębienie (gorączka i ogólnie do luftu samopoczucie.)

28 maja 2009 , Komentarze (1)

Dzień 10 właśnie się zaczął. Po 9 (dzisiaj rano) waga 61,9 kg (od wczoraj -0,6 kg) szok, ale to chyba przez zapiernicz w pracy, bo żadnego innego powodu nie mogę znaleźć. Jem tak jak wcześniej, nie ruszam się sportowo, bo nie mam czasu i siły, więc chyba nerwy i zasuw. Na dodatek dzisiaj dostałam @. Nigdy dotąd w tygodniu przed @ nie schudłam - było dobrze jak udało mi się utrzymać wagę, a tu patrzcie surprise...

Córcia po zabiegu, już bez wyrostka, jak dobrze pójdzie to dzisiaj ją wypiszą, a jutro będzie mogła zdać ostatni egzamin maturalny. 

Jeszcze 4 dni bez grzeszków. W poniedziałek muszę zgrzeszyć. Umówiłam sięjuż z małą na lody. Ona jest strasznie nieszczęśliwa, że ja nie jem słodyczy. Ciągle stara się wepchać mi coś do ust. Więc jej obiecałam w poniedziałek duuuuże lody. We wtorek też będę grzeszyć - urodzinki, więc grill i czerwone winko. A potem zobaczę ile jeszcze mi brakuje do celu. Cel 60, ale wiadmo apetyt rośnie w miarę jedzenia, więc 60 to górna granica, czyli poranne ważenie powinno pokazywać tak pomiędzy 58 a 59. I to byłoby suuuper. 

Już nie mogę się doczekać 11.06. Przyjeżdża wtedy do mnie psiapsióła jeszcze z liceum. Nie widziałyśmy się od dobrych kilku miesięcy, i nawet nie wie ona, że sięodchudzam. Już sobie wyobrażam jej minę....hihihi

27 maja 2009 , Komentarze (2)

Po 8 dniu waga poranna 62,5 szok (-1,7 kg od początku bezgrzesznego okresu). Wszystko według planu 0 grzeszków. Rozkład posiłków z trudem zachowany. Pomaga mi pewnie nerwowy czas w pracy. Likwidacja firmy, jak zwykle w takim czasie kupa roboty. + nerwówka w domu. Starsza córcia wylądowała przedwczoraj w szpitalu z podejrzeniem wyrostka, wczoraj na szczęście była już po zabiegu, tylko ja się miotałam pomiędzy firmą a szpitalem Na dodatek musiałam zdążyć do małej na Dzień Matki w przedszkolu. Koszmar - ale jak widać dla wagi korzystne. Tym bardziej, że zjadłam, co miałam zjeść + hektolitry wody. Z basenem tylko musiałam przystopować w tym tygodniu. A na Dniu Matki nooorrrmalnie byłam gwiazdą. Większość mamuś nie widziała mnie od stycznia i jak weszłam to mnie zupełnie nie poznały, tym bardziej, że zmieniłam fryzurę i kolor włosów. A potem szoook, setki pytań i zachwytów.

Meeegaaa Przyjemność. W takich momentach docenia się te prawie 5 miesięcy wyrzeczeń (aczkolwiek bez męki i przesady).

Drugi sukces - do słodyczy mnie wcale nie ciągnie. Stoły uginały się pod ciastkami i ciasteczkami, a mnie nic nie ruszało. Zero ochoty. Może też dlatego, że byłam tak padnięta po całodziennej gonitwie, że myślałam tylko o domku i łóżeczku. Ale i tak w łóżku wylądowałam o 23 - jeszcze musiałam zaliczyć wizytę u córci w szpitalu z małą, która mi ryczała, że musi koniecznie odwiedzić siostrę, a że u mnie wszystko jest związane z odległościami (dom - praca - 20 km, dom- przedszkole 5km w inną stronę, na szczęście szpital jest w tej samej miejscowości co praca, inaczej bym dostała bzika. 

Jeszcze tylko 2 dni zasuwu w pracy, a potem byleby było ładna pogoda. Marzę o całym dniu spędzonym w ogródku na leżaczku.

Ale się dzisiaj rozpisałam.

24 maja 2009 , Komentarze (2)

Wczoraj waga poranna 63,4 kg dzisiaj 63,2 kg.

A więc powolutku leci w dół. I oto chodzi. Pomimo zbliżającej się @. Jedyny wniosek zawsze były winne grzeszki. Dietkowo o.k. Do grzeszków nadal mnie nie ciągnie. Oby tak dalej.

22 maja 2009 , Komentarze (2)

Waga poranna 63,7 (od wczoraj bez zmian).

Dietkowo o.k.Chociaż przez zasuw w pracy zapominałam jeść, a co najgorsxza pić. Przez cały dzień wypiłam tylko szklankę mineralki. Teraz nadrabiam. Grzeszków nie było. 

21 maja 2009 , Skomentuj

Waga poranna 63,7 kg (-0,3 kg od wczoraj, -0,5 kg od początku odliczania)

Dietkowo w porządku wczoraj do samego końca i dzisiaj też (a że zaraz idę spać to nie nagrzeszę:)

Pomimo nerwówki w pracy nawet nie pomyślałam o podżeraniu, co wcześniej nie byłoby możliwe. Wczoraj miałam doła, zakład mi likwidują, wczoraj musiałma wypisać 24 wypowiedzenia ludziom, wyżaliłam się na kilku forach i dzisiaj mi trochę lepiej. Ale do środy będzie niewesoło - wywożenie maszyn z hali, pakowanie wszystkiego. W zasadzie do przyszłego piątku musimy oddać halę - nie wiem czy to możliwe. Codziennie dwa tiry do wysłania brrrrr...