Witajcie! Powiem Wam, że mój organizm to robi sobie co chce. Waga praktycznie nie spada. Na dodatek ostatni raz na siłowni byłam hmmm z miesiąc temu. Nie ma się co tłumaczyć brakiem czasu, bo to tylko godzinka. Ale dla mnie aż godzina, kiedy mam dwa dni wolnego od pracy i muszę odespać, dziś spałam 13 godzin Obudził mnie ból pleców, bo przecież ileż można spać!? Przestałam wierzyć, że uda się osiągnąć cel 65 kg do dnia ślubu gdyż zostało 75 dni a mi brakuje 6 kg. Oczywiście "normalny" człowiek by sobie z tym poradził, ale na mój organizm nic nie działa. Wiedziałam, że będzie ciężko, ale że aż tak?! Kilka lat temu trzymałam rygorystyczną diete i dużo ćwiczyłam i chudłam średnio 2-3 kg na miesiąc, więc jakim cudem teraz ma być lepiej? Myślałam kiedyś, że może jestem chora, tarczyca i te sprawy, bo miałam wiele objawów, ale kiedy poszłam do lekarza to po badaniach wykryło mi tylko anemię. No nic. Zostało mi tylko 75 dni, i zamierzam je wykorzystać. Nie myślę już tyle o ćwiczeniach bo z tego i tak nic nie wychodzi, będę się ruszała jak tylko będę mogła- spacery przy każdej możliwej okazji i ogólnie więcej ruchu niż lenistwa. ZERO słodkiego aż do ślubu. Nie wiem jak to zrobię, ale koniec z energy drinkami przed pracą i w pracy. Teraz piłam jeden przed pracą i jeden na przerwie. Ogólnie jem zdrowo, ale zdarzało mi się zjeść bułeczkę z masełkiem i żółtym serem ale na ten czas zero takiego żarcia. To nie tak dużo czasu więc może dam radę Teraz walka jest już tylko o jak najlepsze rezultaty. Choć muszę się Wam przyznać, że będąc ostatnio w domu rodzinnym gdzie czeka moja suknia, przymierzałam ją i leży idealnie jak trochę schudnę, to nic się nie stanie, ale jak bym rzeczywiście zrzuciła te 6 kg to trzeba będzie ją zwężać
No nic. Walka trwa nadal! Będzie dobrze, bo już nie jest źle! Ale może być lepiej! Trzymajcie kciuki, a ja lecę zrobić coś pożytecznego! Buziaki!