Ostatnio dodane zdjęcia

Grupy

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Zawsze byłam większa i od zawsze mam okropne kompleksy z tego powodu. Wstydzę się tego jak siebie widzę i jak widzą mnie inni. Podejmowałam już wiele prób zrzucenia nadmiaru kilogramów, ale zawsze kończyło się to porażką. Zaczęłam mieć dość tego, że nienawidzę siebie, że wstydzę się siebie, że nie akceptuję tego jak wyglądam, że się sobie nie podobam. I tego, że nie ma osoby, której bym się podobała. A każdy z nas chce być pożądany, w mniejszym czy większym stopniu. Chcę wreszcie porzucić wszystkie blokady, stać się otwartą na ludzi, czuć się dobrze we własnej skórze. Więc biorę się od nowa za siebie, z nową motywacją, z determinacją, z chęcią walki o siebie. Z nadzieją, że tym razem osiągnę sukces.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 6414
Komentarzy: 78
Założony: 22 kwietnia 2012
Ostatni wpis: 9 stycznia 2014

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
muzaa

kobieta, 27 lat, Warszawa

175 cm, 87.50 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Masa ciała

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

25 kwietnia 2012 , Komentarze (2)

A więc menu :
śniadanie - dwie grahamki (z szynką, niestety była pustka w lodówce dzisiaj, więc kapnęłam na nie tylko jakiegoś sosu), herbata;
2 śniadanie - jogurt, woda;
obiad - sałatka : pekińska, pomidor, papryka, kukurydza, jogurt naturalny i odrobina majonezu, pierś z kurczaka, ryż.
podwieczorek - 3 sucharki
kolacja - jabłko
i podjadłam trochę orzeszków -,- na szczęście niewiele, bo to była jakaś resztka.

Jeśli chodzi o ruch to miałam jakieś 20 minut szybkiego spaceru i 30 minut biegu. Nie jest źle, ale mogło być lepiej. Przynajmniej udało mi się wbiec na 10 piętro po schodach (chociaż ostatnie dwa to był już chód i głośne dyszenie -,-). Trochę jestem z tego dumna. 

A tak ogólnie chciałam dodać, że strasznie się tym martwię. To znaczy ruchem. Rodzice ledwo pozwolili my w ogóle wyjść pobiegać. Pozwolili na 15 minut, udało mi się przedłużyć do 30. Na siłownie częściej nie mogę, bo a) karnet mi na to nie pozwala, b) chodzę z bratem, bo sama się tam dziwnie czuję no i c) nie wyrabiam częściej, bolą mnie już kolana. Nie mam też takiego samo zaparcia, żeby w domu dłużej na tym chodziku czy steperze biegać... Ale się staram. Może ograniczę posiłki trochę. Teraz w sumie są trudne dni, bo siedzę w domu wtorek, środa, czwartek, bo mam wolne. A jak siedzę w domu to mi się nudzi i mam ochotę podjadać cały czas. A na dodatek zbliża się majówka, jadę na działkę z mamą, tatą, bratem i dziadkami. Już sobie to wyobrażam. Zawsze mają tam tyle jedzenia, słodyczy, tuczących rzeczy, które tylko kuszą. No i z ruchem tam jest gorzej. Pozostaje tylko bieganie i jakieś rozciąganie, a poza tym bardziej się nie chce. Jejku, już się boję. W ogóle słabo jest. Mam zero silnej woli, a do tego wszystko wokół mnie mnie dodatkowo kusi i zniechęca do ćwiczeń, diety. Czuję, że nie dam rady... 

24 kwietnia 2012 , Komentarze (2)

Napiszę teraz, bo wychodzę do kina z przyjaciółką, późno wrócę i już nie będzie mi się chciało. A więc menu :
śniadanie - jedna, spora garść płatków z mlekiem;
2 śniadanie - grahamka z szynką, pomidorem i do tego jajecznica z 3 malutkich jajek, herbata;
obiad - niestety podskoczyłam do babci i wmusiła ona we mnie kotleta schabowego w panierce - masakra -,- na szczęście uparłam się i zjadłam najmniejszego jaki był, bez ziemniaków, z odrobinką kapusty. przez to nie jadłam już w domu.
podwieczorek         idę do kina i miałam sobie zrobić sama popcorn (bez masła, bez soli, bez
                          }  niczego) jednak nie było w sklepie, więc albo sobie kupie, albo wezmę z
kolacja                   domu jakieś wafle ryżowe. w każdym razie słabo. -,-

jeśli chodzi o ruch to miałam 30 minut ćwiczeń na chodziku, steperze i skakance  i 25 minut szybkiego spaceru no i teraz wychodzę i chciałam się jeszcze przejść, ale się rozpadało, ulewa. -,- ale i tak muszę się trochę przejść. to chyba tyle... średni dzień. ale dobra.

trzymajcie się!

24 kwietnia 2012 , Komentarze (2)

Jakąś godzinę temu zjadłam malutką miskę płatków... Teraz siedziałam sobie chwile przed komputerem... Postanowiłam się zważyć. Wiedziałam, że i tak na razie nic nie spadło, ale tak po prostu. No i wyobraźcie sobie moje zaskoczenie gdy wchodzę na wagę, a tam 95,5. Wchodzę jeszcze raz. Tak samo. Mówię - niemożliwe. Wchodzę jeszcze raz tylko ustawiłam się dokładnie, równo itp. 95,9. Nie ma opcji. Weszłam jeszcze kilka razy i dalej jest 95,9. Nie wiem jakim cudem. Niby ostatni raz ważyłam się jakiś miesiąc temu, ale nie spodziewałam się spadku wagi. Ciesze się, bo to znak, że coś się jednak dzieje dobrego. To jest właśnie motywujące do działania. I dzisiaj podziałam. ;) Napiszę wieczorem co mi się udało, a co nie. Ciesze się ogromnie i wszystkim, którzy przeczytają życzę takich samych miłych zaskoczeń i wytrwałości. ;)

23 kwietnia 2012 , Komentarze (2)

A więc tak. Na wstępie powiem, że nie był to bardzo udany dzień (pod względem diety, ale i ogólnym). Mam nadzieje, że to nie jest złowróżbne.
Może mój jadłospis :
śniadanie - dwie garści płatków z mlekiem, malutka filiżanka herbaty;
drugie śniadanie - kanapka (grahamka i masło), połówka zielonego ogórka, mała marchewka, szklanka wody;
obiad - piersi z kurczaka (smażone, w papryce), 1/3 torebki ryżu, marchewka i trochę kukurydzy, do tego szklanka wody;
podwieczorek - wypiłam latte;
kolacja - nie jadłam dziś ponieważ miałam sporo roboty i po ludzku nie zdążyłam, dopiero teraz wróciłam, wypijam właśnie szklankę herbaty.  

Mało się ruszałam. W ciągu dnia nie miałam czasu, a mama nie chciała mnie puścić pobiegać samej teraz wieczorem (ze względu na moją nieciekawą okolicę), a nie mogłam nikogo namówić... Trochę się wkurzyłam, bo wreszcie się zawzięłam i chcę to robić, a oni mi to utrudniają, a nawet uniemożliwiają. Ale zapowiedziałam, że jutro idę i koniec. W sumie jedynym moim ruchem było jakieś półtorej, dwie godziny szybkiego marszu... Słabo, wiem, ale jutro będzie lepiej nie ma wyjścia. Przemyślałam sobie motywację, a raczej ją sobie na nowo uświadomiłam i wbiłam do głowy. To chyba tyle co mogę dziś napisać... Oby było lepiej. 

Dodaję zdjęcie... Marzenie, mieć taką figurę. Ale zrobię wszystko, żeby choć odrobinę się do niej zbliżać, po maluteńkim kroczku dzień w dzień, tydzień po tygodniu. 






22 kwietnia 2012 , Komentarze (4)

A więc tak jak napisałam w informacjach o sobie, "poważną" dietę stosuje gdzieś od października. Szło mi dobrze, zrzuciłam 10 kilo. Jednak przez mroźną zimową temperaturę, która wpłynęła na brak ruchu oraz liczne święta z wieloma pokusami oraz lekkim "dołkiem" i zatrzymaniem się spadającej wagi poddałam się. Straciłam motywację. Na szczęście nie na długo. Przytyłam tylko jeden kilogram. Teraz zaczynam od nowa. Zostawiam to co było i szukam nowej motywacji, która da mi więcej siły na to by wytrwać jak najdłużej. Dziś zajmę się jej szukaniem, jutro już zacznę wprowadzać ją w życie. Będę opisywać postępy, bo po to jest ten oto pamiętnik. Mam nadzieję, że pomoże mi on bardziej się pilnować, bo z tym jest u mnie problem. Brak silnej woli. Nad tym muszę również popracować. A więc jutro napiszę mój jadłospis, ile się ruszałam, może coś właśnie o mojej motywacji. Zobaczymy... Na razie się wyłączam, żeby wszystko przemyśleć. Bądźmy dobrej myśli... To najważniejsze.