Ostatnio dodane zdjęcia

Grupy

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Zawsze byłam większa i od zawsze mam okropne kompleksy z tego powodu. Wstydzę się tego jak siebie widzę i jak widzą mnie inni. Podejmowałam już wiele prób zrzucenia nadmiaru kilogramów, ale zawsze kończyło się to porażką. Zaczęłam mieć dość tego, że nienawidzę siebie, że wstydzę się siebie, że nie akceptuję tego jak wyglądam, że się sobie nie podobam. I tego, że nie ma osoby, której bym się podobała. A każdy z nas chce być pożądany, w mniejszym czy większym stopniu. Chcę wreszcie porzucić wszystkie blokady, stać się otwartą na ludzi, czuć się dobrze we własnej skórze. Więc biorę się od nowa za siebie, z nową motywacją, z determinacją, z chęcią walki o siebie. Z nadzieją, że tym razem osiągnę sukces.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 6416
Komentarzy: 78
Założony: 22 kwietnia 2012
Ostatni wpis: 9 stycznia 2014

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
muzaa

kobieta, 27 lat, Warszawa

175 cm, 87.50 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Masa ciała

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

17 września 2013 , Komentarze (10)

A więc dzisiaj nic specjalnego, bo padam na twarz. Masakryczny dzień miałam, nic nie szło po mojej myśli. Poza tym się w ogóle nie wyspałam, więc energii na cokolwiek brak. I ta pogoda - niby lubię deszcz i chłód, ale tak spać mi się jakoś chce i wszystkiego się odechciewa.
 W każdym razie, napiszę w skrócie dzisiaj, co i jak, jutro może lepiej pójdzie.

Śniadanie w domu, ok. godz. 6:00 - pół grahamki z serem, szynką, sałatą i pomidorem, herbata

W szkole jadłam na kilku przerwach, ale w sumie to było jedno małe jabłko, dwa małe ogórki zielone (takie te gruntowe), i pół grahamki. Do tego butelka wody. Trochę sporo, ale w szkole byłam od 8:00 do 16:30. 

Jak wróciłam do domu po 17, to zjadłam trochę ryżu z mięsem i warzywami. 

Potem wypiłam jeszcze herbatę. I to chyba tyle.

Jeśli o ruch chodzi, to średnio było, przez pogodę i niewyspanie. Ale nadłożyłam trochę drogi, wracając do domu, bo tramwaje nie jeździły. No i godzina intensywnego wf. Więc coś tam było, ale wciąż za mało. No ale mimo to się nie poddaję. Nie wyszło, to trudno. Jadę dalej, nie przestanę, dopóki nie osiągnę celu. A może jutro będzie lepiej ;) Nie może, na pewno!

16 września 2013 , Skomentuj

Który to już raz próbuję? Nie wiem, przestałam liczyć. Ale mam przeczucie, że tym razem mi się uda. Bo zmieniło się moje nastawienie. A przy odchudzaniu, to jest tak na prawdę najważniejsze. Koniec wymówek, koniec odpuszczania sobie, koniec znikania, koniec użalania. Mój charakter się zmienił. I chcę, żeby wreszcie mój wygląd to odzwierciedlał. 
A więc co mogę powiedzieć? Ponownie zaczęłam się mocno odchudzać z początkiem wakacji. Przez pierwsze 3 tygodnie szło ładnie, biegałam codziennie, czasem co dwa dni. Dietę trzymałam. Chudłam. Potem wyjechałam i koniec diety, a początek objadania się zaczął. Więc kolejna porażka. Ale przynajmniej bieganie weszło mi w nawyk. Więc wróciłam do domu może tydzień przed końcem wakacji i od tamtego momenty wzięłam się znów ostro do roboty. I idzie mi dość powoli, ale idzie. I jak mówiłam, zmieniło się moje nastawienie. Już się nie śpieszę, robię to co mam robić, na spokojnie, bez stresu. Chudnięcie, to proces, który musi potrwać, o ile ma przynieść dobre i stabilne rezultaty. 
Więc oto powracam na Vitalię, w poszukiwaniu dodatkowej motywacji do dalszych starań. Na prawdę mam nadzieję, że mi się uda, jestem dobrej myśli. Od jutro zaczynam pisać tutaj regularnie, bo dziś już nie mam czasu. Lekcje i BIEGANIE przede mną ;) 
To chyba tyle na dziś. Więc życzę sobie wytrwałości w pisaniu tutaj i odchudzaniu. No i do roboty, samo się nie zrobi! :D Trzymajcie się wszyscy. 

30 września 2012 , Komentarze (4)

Po pierwsze - nie ogarniam mojej rodziny. Nie wspominając o tym, że nie otrzymuje od nich żadnego wsparcia, to wręcz utrudniają mi odchudzanie. Choćby dzisiaj - co na śniadanie ? Chałka, zamiast ciemnego pieczywa. Co na obiad ? Pizza. Świetnie. Schudnę chyba dopiero jak się wyprowadzę i będę sama sobie gotować. Kiedy nie będę kupować żadnych słodyczy i tuczących produktów. I kiedy będę mogła wychodzić biegać kiedy będę chciała. Kiedy będę mogła kupić sprzęt, który mi to ułatwi np. rower stacjonarny, kijki etc. Kiedy będę mogła mieć kont dla siebie, gdzie będę mogła poćwiczyć w spokoju, z dala od krępujących spojrzeń (nie mam swojego pokoju)... To wszystko powoduje, że odechciewa mi się, bo odchudzanie nie jest łatwe, a to wszystko mi tylko utrudnia... Eh, powoli się załamuje chyba, nie wiem już co robić.

Ze względu na to, że cały dzień byłam w różnych sklepach miałam problem z godzinami posiłków. 

Jadłospis :
śniadanie ok. 10:00 - kanapki, głównie z chałką, pomidor, ser, szynka, ogórek, ser biały etc.
obiad ok. 18:30 (tak wiem, nie powinno tak być) - pizza ;(

Jeśli chodzi o ruch to mniej więcej ponad 3 godziny chodziłam po sklepach. To jest jakiś ruch, nie ? Ale co z tego.... 

Nigdy nie będę tak wyglądać (jak poniżej)...

29 września 2012 , Skomentuj

Troszkę stracony. To znaczy dieta jest, ale ruch zerowy praktycznie. Postaram się chociaż 6w zrobić przed snem. Przykre, ale prawdziwe jest to, że nie miałam dzisiaj w ogóle na nic czasu. Mam zaległości z zeszłego tygodnia do nadrobienia ze szkoły, do tego testy, porządkowanie i tak mi zleciał cały dzień. No ale cóż... Stało się. Nie zmienię tego co było, muszę się skupić na tym by było lepiej.

Jadłospis :
śniadanie ok. 10:30 - niestety weekendowe jest troszkę mniej dietetyczne, ale tylko o tyle, że jem troszkę więcej. ale to ogółem taki standard, pieczywo, szynka, ser, warzywa, ser biały... herbata

podwieczorek wyprzedził obiad ok 13:30 - banan 

obiad ok. 16:30 - jeden kawałek piersi z kurczaka, troszkę ryżu, marchewka, mizeria 

kolacja ok. 20 - szklanka jogurtu pitnego, garść płatków fitness 

Ruch zerowy... Eh.

I dziękuje dziewczyny za wsparcie, kilka słów, a na serio dają kopa. ;)

No i zapraszam do grupy :

Trzymajcie się. ;*

28 września 2012 , Komentarze (7)

A więc co mogę powiedzieć ? Po nieprzespanej nocy, czekał mnie jeden z gorszych dni w ostatnim czasie... Pięknie. Jestem wypompowana psychicznie i fizycznie... Nie mam siły już na nic, a jeszcze sporo rzeczy do zrobienia...

Jadłospis :
śniadanie ok. 6:30- dwie małe garści płatków z mlekiem (fitness)
2 śniadanie ok. 11:00 - kanapka z pasztetem, miałam też warzywa, które praktycznie zawsze zjadam, ale dziś nie zdążyłam, bo miałam intensywny dzień
obiad - zupa, niestety i to w dodatku nieprzecierana tylko zwykła... starałam się więc zjeść jak najmniej, ale mimo wszystko tak, żeby się choć trochę najeść.
kolacja - teraz, czyli 19:30 - 20:00 - jabłko

+ woda i jedna herbata rano

Jeśli chodzi o ruch to miałam godzinę wf, ale mało intensywną no i do tego to samo co wczoraj, pół godziny. 


No i ważne kwestie, które chciałam poruszyć...
Pierwsza to to, że rozmawiałam z moją p. od matematyki, która jest w porządku o diecie, tak się złożyło. W każdym razie ona powiedziała mi, żebym mnie wmuszała w siebie wody, co robię. Że ona nie lubi pić i że starała w siebie wmuszać, bo tak o tym gadają wszędzie i że od tego przytyła, zaczęła puchnąć. Więc odstawiła wodę i wróciła do swojej wagi, a jest bardzo chudziutka. Ja nie lubię dużo pić, w szczególności wody, herbatę już bardziej, nie mówiąc o słodkich napojach, ale ich już nie piję... Nie wiem co mam o tym myśleć... Ktoś coś wie na ten temat ?

No i druga rzecz to taki dylemat... Byłam dziś na zbiórce harcerskiej, na boisku szkolnym no i tam duża grupa facetów (nie wiem ile dokładnie, ale nawet z 50 ich mogło być) ćwiczyło tam. To znaczy ogólnie mieli piłki do rugby, ale przede wszystkim pobiegali trochę, porozciągali się, porobili jakieś ćwiczenia. Byli różni, młodsi, starsi, chudzi, grubi... Niestety nie w mojej grupie wiekowej, no ale... I kiedy już odchodziłam doszła do nich jedna, jedyna dziewczyna. Nie znam jej, ale widziałam ją kiedyś na siłowni, jest dużo grubsza ode mnie i chyba mniej więcej w moim wieku... To było dziwne, bo ona sama wśród tych wszystkich gości... Ale tak spojrzałam na nią, na nich i pomyślałam, że chciałabym z nimi ćwiczyć... No bo oni wyglądali na totalnych amatorów, tak po prostu chcą się poruszać, więc to robią, na tej zasadzie. I było sporo grubasów jak ja, szczególnie ta dziewczyna. Chciałam do niej podejść, zapytać co to i jak to działa, może się zapytać czy mogę się przyłączyć, ale zabrakło mi odwagi... A to byłoby świetne, bo przecież co innego ćwiczyć w grupie, szczególnie tak dużej, a co innego jak mam sama wyjść pobiegać czy chodzić jak głupia po steperze przez pół godziny, godzinę bym nie wyrobiła, bo to męczące i przede wszystkim nużące. Żadnego urozmaicenia, że aż mi się nie chce... Kurde, płakać mi się chcę, bo to frustrujące. Chcę się zmienić, trzymam dietę, tylko nie mam motywacji do ćwiczeń i nie wiem co mam z tym zrobić... Jestem rozdarta i przybita.. 

27 września 2012 , Skomentuj

A więc jeśli chodzi o posiłki :

śniadanie - ok. 10:00
trzy kromki razowego chleba
dwie z sałatą, szynką, połówką plasterka sera, pomidorem
jedna z chudym serkiem białym light do smarowania
do tego 2 rzodkiewki, kawałek papryki i ćwiartka malutkiego ogórka zielonego
zielona herbata 

obiad - ok. 14:00
dwa plastry piersi z kurczaka (ok. 200 g.) posypane przyprawą i smażone na beztłuszczowej patelni 
ok. dwie łyżki ryżu brązowego
sałatka z pekińskiej z papryką żółtą i czerwoną, pomidorem, ogórkiem zielonym, rzodkiewką, polana niestety śmietaną i odrobinką majonezu, bo sądziłam, że mam jogurt naturalny, a okazało się, że jednak nie mam
do tego herbata zielona

podwieczorek - ok. 17:30
jabłko

do tego dużo wody


Wiem, że posiłki nie wyglądają do końca tak jak powinny, ale to ze względu na to, że jestem chora. Nie chce mi się jeść tyle ile powinnam no i godziny są zaburzone, ale od jutra już będzie inaczej, bo idę do szkoły. Jeśli chodzi o ćwiczenia to było 30 min. stepera, chodzenia na stepie do areobiku i ćwiczeń aerobikowych na ramiona, nogi etc. + 6w. Niestety. Ale jak wydobrzeję to się wezmę bardziej. Ale wydaje mi się, że nie jest najgorzej. W końcu dopiero się rozkręcam. ;D

Powodzenia wszystkim 

27 września 2012 , Komentarze (3)

Tak jak w tytule. Zaczynam po raz kolejny, choć dobrze wiem, że skończy się to tak jak się kończyło za każdym poprzednim razem - porażką. Prędzej  czy później. Tym razem jestem nawet trochę bardziej na straconej pozycji, bo moja motywacja jest zerowa. Robię to dlatego, że muszę, ale wcale nie wierzę w sukces, przynajmniej nie na dłuższą metę. To chyba nie wróży dobrze... 

W każdym razie, jak widać przez wakacje dużo przytyłam, bo moja waga końcowa z maja to było bodaj 95.4, więc poszło 4 kilo w górę... Właśnie o tym też mówiłam, że katuje się, chudnę, a potem przychodzą święta, majówki, wakacje etc. i zaraz waga idzie w górę... Kurde, nie wiem sama co z tym robić...

Ale próbuję, mimo że to chyba bezsensowne. Najważniejszy cel to chudnąć mniej więcej 2 kilogramy miesięcznie, przynajmniej na początek, żeby na luty/marzec przekroczyć 90. Wysoko postawiłam sobie poprzeczkę... Ale wole nawet o tym nie myśleć... O tym, że mi się nie uda, znowu. 

Będę stawiała też sobie mniejsze cele, żebym bardziej widziała efekty, ale to za jakiś czas. Wrzucę dziś jeszcze mój jadłospis, ile się ruszałam, aczkolwiek jestem chora teraz, siedzę w domu i nie za bardzo mogę ćwiczyć, ale spróbuję coś tam porobić. Nie chcę tracić kolejnego dnia...

A więc to chyba tyle. Co z tego wyjdzie ? Nie wiem. I chyba nie chcę wiedzieć... 


foto do podbudowania motywacji

10 maja 2012 , Skomentuj

Wróciłam z majówki już w zeszłą niedziele. Ale nie miałam siły nic napisać. Nie weszłam na wagę, bo się boje, a i bez tego wiem, że przytyłam. Przegrałam tą walkę... Znowu. Nie umiem się kontrolować i tyle. Jestem za słaba na to. Co z tego, że przez jakiś czas się katuję i chudnę, jak i tak podczas świąt, majówki itp. tyję, może nie tyle samo co udało mi się zrzucić, ale niewiele mniej. To bez sensu. A jeszcze jak weszłam i zobaczyłam, że w zasadzie jedyna osoba, która mnie tutaj na prawdę wspierała usunęła konto i nie wiem nawet dlaczego to już w ogóle jestem załamana. Nie poradzę sobie, nie wybrnę z tego. I nawet nikogo to nie obchodzi. Ja nikogo nie obchodzę. Może się nad sobą użalam, ale taka jest prawda. Więc skoro nikomu nie zależy to po co mi ma zależeć ? Po co mam się starać ? I tak nic z tego nie wychodzi... 

27 kwietnia 2012 , Komentarze (4)

A więc dzisiaj miałam beznadziejny dzień pod względem życiowym... Niestety ma to wpływ na dietę. Szczególnie na chęć ruchu. Menu jak zwykle w zasadzie :
śniadanie - płatki z mlekiem;
2 śniadanie (w szkole) - actimel, grahamka cienko posmarowana jakimś serkiem light;
obiad - ryba, 1/3 torebki ryżu, miał być kalafior, ale niestety był jakiś dziwny w smaku i musiałam go wywalić, więc dałam tylko odrobinkę kukurydzy;
podwieczorek - em... latte, jak zwykle i garść orzeszków;
kolacja - jeszcze nie miałam, ale będzie to jabłko lub jakiś jogurt. 

Było słabo jeśli chodzi o ruch. Miałam dwa wf-y ale nie były zbyt intensywne. Do tego tylko jakieś 40 minut szybkiego spaceru. Dupaa... 

No i boję się majówki. Nie będę mogła wziąć stepera ani chodzika, logiczne, że siłownia też odpada. Jest tam "naturalny" ruch, ale mniej niż zwykle. Poza tym więcej rzeczy, które kuszą. Nie mam tam wagi, więc bardzo się boje co na niej zobaczę po powrocie. Jejku... Aż mnie ściska w żołądku jak o tym myślę. Nie chcę znów przytyć! Matko...

No i rzadziej będę pisać. Pewnie co dwa dni, ale nie zaniedbam vitalii, bo to mi za bardzo pomaga. Trzymajcie się wszystkie!

26 kwietnia 2012 , Komentarze (2)

Co prawda jeszcze się nie skończył, ale już wiem co zjadłam i co zjem. Ale na początek radosna i zadziwiająca nowina. Wchodzę rano na wagę, a tam... 95,1. Dwa dni temu było 95,9. Nie wierzyłam, ale zważyłam się chyba 10 razy. Nie wiem czy mam racje, ale wydaje mi się, że to świetnie. Ja się w każdym razie cieszę, że nawet w tak krótkim okresie czasu coś spadło. To dodaje mi sił! ;) Ale wracam do teraźniejszości. Dzisiaj miałam lekko pokićkane z czasem i zaburzyły mi się godziny posiłków, ale to chyba nic nie zmieni.
śniadanie (9:45) - 2 garści płatków z mlekiem;
2 śniadanie (14:00 - tak wiem... mało śniadaniowa pora) - 2 tosty z szynką, z odrobiną ketchupu;
podwieczorek (jakaś 16:00, wyprzedził obiad;) - latte;
obiad (pewnie około 17:45) - ryba, kalafior;
kolacja (pewnie koło 19:30) - o ile w ogóle będzie to zjem jabłko;

do tego jakieś 2 herbaty i dużo wody.

Jeśli chodzi o ruch to byłam godzinę na siłowni. I raczej nic innego dzisiaj nie zrobię ze względu na czas, ale i na to, że była to dosyć intensywna godzina, która wraz z wczorajszym bieganiem daje ból kończyn dolnych. ;) Ale chyba powinno mi wystarczyć, bo jak mówiłam, trochę się namęczyłam. Znów nie jest źle, ale mogło być lepiej... Choć może nie. Chyba jest całkiem dobrze. Jak na mnie. Z resztą widać, że nie jest najgorzej, bo choć powoli, to ciągle leci w dół. 

Ogromnie się cieszę i wszystkim życzę wytrwałości. Trzymajcie się!