Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

student

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 23778
Komentarzy: 191
Założony: 29 kwietnia 2012
Ostatni wpis: 17 stycznia 2016

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
worex

kobieta, 37 lat, Bolków

168 cm, 107.00 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Masa ciała

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

30 września 2014 , Komentarze (1)

o co chodzi. Dopiero po 4 tygodniach wykonywania tych samych zestawów moje ciało przestaje się opierać i nie jest już takie oporne. Zaskakującym jest dla mnie ten fakt, mimo że już wcześniej miałam takie "objawienia" przy poprzedniej systematycznej pracy.

Co do samotności, nie wiem jak ona to robi, że wyłazi z podswiadomości i kłuje i zniechęca do działania. Ćwiczenia zaczynają na to pomagać, ale mimo to przebija się to uczucie czasem i podsuwa czarne scenariusze. Nie ma więc wyjścia, trzeba być dla siebie dobrym i zrobić coś na poprawę humoru. Podoba mi się chęć włączania do obecnej systematyki nowych elementów. To dobry znak, że już chcę więcej. Mimo, ze dzisiaj zadzwoniłam do mamy z dlugim telefonem. A raczej rzadko dzwonie do domu, zeby nie przejeli nade mną kontroli. 

Prawda jest taka, że dopiero jak się wyprowadziłam z domu, mogłam zacząć sama myśleć o swojej diecie. Wcześniej tylko wciąż przypominano mi jak bardzo chorobliwie jestem gruba i dlaczego nie wezmę się za siebie. I ze juz dawno bym to zgubiła bo jestem młoda i im później tym będzie gorzej. Moi rodzice się martwili. Ale tak często. Ja sama bardzo się przejmowałam, wiec poza momentami, gdy im się przypomniało że mają sobie pogadać o tym , jak brzydka i chora jest ich córka teraz mimo ze jest ładna, tylko gruba, to ja tez potrzebowałam czasem wsparcia, więc przerabialiśmy ten temat wielokrotnie. Nawet raz nabraliśmy się na szarlatanów - tzn takie super drogie suplementy diety, które okazały się być niczym - a sprawa dotyczyła prawdziwej diety. Tzn była dodana tam - dieta NŻ - czyli nie żryj , z dopiskiem "najlepiej nic". No różnie bywało. Nawet przeszłam dwuletnią przygodę s pseudobulimią. 

Zmierzam do tego, że ważne jest, by nie mieć ciągłego poczucia winy. Zwłaszcza, gdy wciaz obarcza się człowieka obowiązkami, których najczęściej nie wie, że umie sam rozwiązać. Jako dziecko , byłam gruba, najgrubsza w klasie , jak to mówią, i nikt mi nie pokazał jak chudnąć. Wszyscy oczekiwali, że sama na to wpadnę. Tata był biegaczem, jak był młody chlopak i czasem zabierał mnie na bieganie. Ale że ja się nie ruszałam z domu i bieganie było dla mnie przerażające. Bo pierwsze co się ze mną działo, to przepraszam za wyrażenie, ale miałam parcie na sranie. Bo ruszały mi się flaki. Tak było na początku, potem troche lżej, ale i tak czułam się jakby ktos piłował moje ciało żywcem, gdy miałam pobiec dwa kółka , od tak. wieczorem , po kolacji , po wstaniu sprzed kanapy, szczelnym ubraniu się, itd. Wydawało mi się, że tak gra jest niewarta świeczki, bo i tak nie chudłam. Ale akurat te biegi z tatą dobrze wspominam. Nawet mnie to zachęciło, mimo tego fatalnego stanu, z jakim miałam się mierzyć. To było gdzies miedzy podstawówką a gimnazjum. Teraz tez moje rewelacje żołądkowe były moim największym lękiem, gdy zaczynałam MARSZOBIEGI jakieś 2 lata temu. I nagle stał się cud - nic się nie działo strasznego. A chudłam. I podczas biegania, bardziej mi przeszkadzał niestrawiony pokarm, który się odbijał,dlatego też spore odstępy od posiłków sprzyjały swobodnemu poruszaniu się. 

Zmierzam też do tego, że tak jak bardzo był poruszany przez cale moje zycie temat otylosci. W momencie, gdy schudlam 20 kg, skonczyl się. Ale, co było jednak trochę mało nasycające, nikt nie chwalił tak bardzo tego co zrobił, tak jak wczesniej narzekał na to. I tu jest taki lekki żal, ale no satyfakcja jaką się ma z tego schudnięcia , pomaga też być sprawiedliwym wobec siebie i zauważyć takie rzeczy , a jednocześie być zadowolonym dalej z efektu. Chociaz jednak jakby czegoś zal. Jedyne co uslyszalam, to to, jak mowil tata do kolegi taty ktory mnie chwalil, no w koncu wzięła się za siebie.A od mamy, ze nigdy nie bylam taka chuda jeszcze. Więc no w sumie docenili i bardzo się cieszę , że zauwazyli. Bo sa naprawdę w porządku, ale te zadry właściwie z całego życia, no same się nie zamykają, jakby zasychają jako otwarte rany i nic się z nimi nie dzieje tak naprawdę. Są tu. Wlasciwie, odchudzanie to jest taka dodatkowa umiejętność. Niby się leczy sebie i swoje kompleksy, ale tak naprawdę to jest coś zupełnie poza. Coś jak ulepszenie siebie o nowy kawałek, jak np. trzecia ręka. ten kawałek jest z nami, dzięki naszej pracy i rozwojowi przez systematyczność, przez nasz pot. A te stare kompleksy są dalej tylko nieaktywne. Jak u nałogowca. 

27 września 2014 , Skomentuj

heh, idem wprost przed siebie. Zrobilam sobie zdjęcia.

przez dwa ostatnie tygodnie mogę zakładać ze schudlam kg. na wadze nigdy nie mam pewnosci. ale podbudowuję się tym jednym kilosem do dalszej pracy. Dalej nie umiem robic pompek, ale zaczynam juz kumać czego nie umiem, a organizm sam zaczyna to ulepszać. Enjoy machines.

26 września 2014 , Komentarze (7)

wieczór samotności, gdy nie wiem co zrobić i siedzę zdenerwowana jak na igłach. To tylko jeden wieczór. Jeden dzień, niby bez wartosci , a tak przeraza. Kolejny weekend, ktory wrózy następne. Koleżanka , z którą mogę pogadać ( i tak tylko wirtualnie) wyszła. A ja nie mam z kim i gdzie wyjsc. Boje sie siedzieć w domu, bo w kazdej chwili moze przyjsc pogodzona wlasnie ze swoim chlopakiem wlascicielka mojego mieszkania, w ktorym wynajmuje pokoj, a ja nie lubie sie klocic. Ona jest stuknięta lekko i nie chce z nią tracić czasu. wykłócać się o szczegóły. Dobre oferty mieszkan zniknęły. Boję się wyjsc na dwór bo moze nie być bezpiecznie. Jedyną osobą do ktorej moglabym zadzwonic jest facet, który chce mnie tylko na seks. Jestem spięta i zestresowana glupią laską, przy której krepuje sie wyjsc z pokoju bo bedzie chciala czegos dziwnego. I tym że tu jestem i ze szukajac nowego mieszkania moge trafic jeszcze gorzej. Nie muszę nic robić, nie muszę nic robić , nic. 

Jeszcze dwa dni, w ktorych bede bala sie szukać pracy, milosci, a jednoczesnie bede bala sie glupiej wspolokatorki , której przeszkadzają bzdury. I zawsze odwraca kota ogonem. Jestem starsza a wciąż tak się boję. Nie lubię ludzi i boję się ich. Mam wrazenie ze wszyscy chcą mnie skrzywdzić. 

Czekam az ona wróci.I coś do mnie napisze. 

Moja druga kolezanka poszla na inne studia do innego miasta. Więc nie mam juz z kim spedzac wieczorów.

Zrobie zestaw cwiczeń , zaplanuje jutro i moja mlodsza ode mnie wlascicielka mieszkania nie bedzie moim postrachem. 

Jestem tu od wtorku. i mieszkal tu jej chlopak a jej nie bylo. nie wyniosl smieci. wiec ja swoje smieci zaczelam zbierac do malego woreczka i klasc na blacie obok zlewu. czekajac az wyniesiony zostanie kosz.Bo co przyjezdzalam tu na jeden dzien to pierwsze co szlam wyniesc pelny kosz smieci. Place duzo pieniedzy nie za to ze jestem tu sprzątaczką.  dzisiaj wyrzucilam smieci z wczoraj, te moje w malym woreczku. A ona dzisiaj wrocila i powiedziala co to jest na blacie i glosno fuj, ap otem slyszalam ze zajrzala do kosza bo chciala to wyrzucic. Ale w koncu zabrala te moje male smieci te "fuj" smieci ze soba jak wychodzila , A kosz , ktory on nazbierał  nieruszony caly stoi dalej. Takze dopoki grafik nie zostanie ustalony. 

Dla mnie dziwne jest to że ja sie tym tak fizycznie niemal stresuje. 

26 września 2014 , Komentarze (1)

Tyle czasu i systematycznego zaangażowania w pilnowanie kalorii , diety i ćwiczeń, zwieńczone 20 kilogramową połową sukcesu, poszło prawie na marne. Po porównaniu statystyk, wracam do swojej wielkiej wagi. Tzn pierwotnie to było 96 kg, z vitalią się zaprzyjaznilam gdy juz mialam 91 kg, ale jednak. Co jak co, jeszcze dziewięć dych nie stuknęło, ale już waga się kręci w pobliżu. 

Właściwie najdziwniejsze jest to , że nie załamuje mnie to, ani nie oburza. Myśle, że własnie sama satysfakcja z pracy nad sobą i z przyjemności, jaką jest moje ciało teraz po tym, jak nabrałam nawyków do ćwiczeń, jest tym dobrem, które daje spokój. No i też to, że znowu panuje nad swoim życiem. 

Niemniej czas ucieka, jestem coraz starsza, a nigdy w życiu nie byłam "laską". A mam ładną twarz i wypadałoby dopracować resztę. I już czuje, że na zawsze odeszły  zacierające się nogi i włosy wszędzie.

25 września 2014 , Skomentuj

Ku mojemu zaskoczeniu dzisiaj 1480 kcali. Oby tak codziennie. Mimo to przy ćwiczeniach tak nieprzyjemnie czuje się to jedzenie. Czyżby jeszcze za tłusto?

Nie zjadlam kolacji, bo troche sie wystraszylam wspolokatora - klocil sie glosno z dziewczyna. Ale tak to nie bylam glodna i tak.

 Cwiczylam dzis. Nie moge sie doczekac weekendu, zeby isc pobiegac na dluzsza trasę, i isc tez na basen. 

Zaczęłam także prowadzić spotkania twarzą w twarz z wagą - i to pomaga, na takie lekkie wymówki w stylu : "przecież jak już powiedziałam, że chudnę to chudnę" lub "trochę poćwiczę, to mogę zjeść coś bo przecież i tak schudnę", "ten kilogram to już prawie się zamyka w tą stronę co chcę" oraz "no jestem w fazie chudnięcia, ale jeszcze nie widać" . Otóż spojrzenie w oko wagi, mówi mi jak bardzo się mylę, stosując takie wymówki. Waga się nie rusza, nawet nie mrugnie. Trzeba się nieźle nastarać, żeby była mniej poważna i trochę porozumiewawczo do nas mrugnęła w lewą stronę. Mówiąc, że start w spadaniu kilogramów, już się zaczął. Przede wszystkim szczerość i to tzw. czyste jedzenie. Albo zdrowe. Bo nie smakuje mi to co gotuję, to jest dla mnie smutna sprawa. ALe no jak się sobie gotuje to w sumie obojętne. Chociaż , trzeba szanować siebie, jak to tak na całe życie ma zostać. Ale z drugiej strony student nie do końca ma czas.

Mam teraz dużo zajęć i boję się iść do pracy:/ 

25 września 2014 , Skomentuj

Dzisiaj znowu ćwiczenia. Pierwszy raz tez zaczynam pracę z psychologiem, ale już dla siebie, nie dla ćwiczeń. I po rozmowie z panią byłam lekko roztrzęsiona , więc bardzo nie chciało mi się ćwiczyć. Kupiłam sobie słodycze i zżarłam 800 kcali z czego 300 kcali nie mogłam zmieścić , ale i tak zżarłam. Skończyłam ćwiczyć dopiero teraz. I odhaczyłam parafkę. Ta parafka dała mi więcej satysfakcji niż słodycze. Słodycze za to uspokoiły. Mimo , że były za słodkie.

Wciąż więc ćwiczę dla systemu, a nie dla schudnięcia. Ale wszystko powoli. Niestety ja umiem tylko powoli.  No i tak myśląc o kolejnych etapach: chciałabym bardzo , aby te ćwiczenia , które robię teraz -30 min oraz 40 min , na zmianę co drugi dzień - przenieść na rano. Ale to trochę marzenie ściętej głowy, bardzo ściętej rano. 

A po południu dwa razy w tygodniu ćwiczyć - bieganie i basen. Tak żeby ta niedziela była naprawdę wolna. Albo w drugą stronę - biegać tylko w niedziele i sobotę, jak do tej pory najczęściej mi się zdarzało.

Apropos dzisiejszego treningu.Nie wychodzą mi te pompki wciąż, nie robię całości programu dobrze. Ale i tak odczuwam rezultaty. 

 Mimo , że jestem otyła muszę zdradzić pewien szczegół mojej fizjonomii, który mnie fascynuje. Mianowicie mimo ze mam 87 kg, to moje ciało ma ten tak zwany "shape", ale pod tłuszczem i kształt sylwetki tez jest dobry, Widać go już od tego że trochę poćwiczuję, jak nie ćwiczę i nie trzymam diety. Być może jednak bardziej przyczyną tego może być to że ćwiczyłam intensywnie, gdy byłam chudsza. W każdym razie organizm człowieka wciąż mnie zadziwia. 

Nie mam powodu do stresu dziś. Tak dobrze, jak jest po prostu dobrze. 

I jakoś tak działa to wewnętrzne światło. Mam nadzieje , że semestr mi go nie wykradnie.

23 września 2014 , Komentarze (1)

Po tym wszystkim co przeszłam i co poświęciłam, znów zaczynam dalszą przyjemność walki, organizacji siebie , planowania swojego życia. Najważniejsze dla mnie się nie zmieniło - dalej jestem gruba. Więc tutaj będę umieszczać posty o sobie. Będą wylewne, bo chce żeby to był mój pamiętnik . Wierze, że codzienne wyrzucanie z siebie swoich złości i problemów, niepewności pomoże w nie tylko w panowaniu nad dietą(brak stresu),ale i określeniem siebie. Poza tym szybciej pisze na komputerze już, niż długopisem , Tym samym nie utrwalam tych myśli zbyt mocno w głowie - bo na mnie tak działa słowo pisane. I boje się zbyt mocno pamiętać pewne rzeczy.

Chcę poradzić sobie sama z tym problemem. A może z pomocą jednak. Ale chce już pewnie trzymać ster swoich decyzji - minuta po minucie. I rozważać podpowiedzi innych, a nie wierzyć w nie jak w eucharystie.

Po wstępie zacznę od tego, że przytyłam z 75 do 87. Początkowo ważyłam 96, ale jednak wróciłam do momentu, w którym muszę zrzucić z dupy 20 kg, a nie 10. Z radości i stabilizacji myślenia zaczęłam jeść słodycze. i zaniedbywać codzienny trening. Mysle, że pewne nawyki zostały , dlatego nie czuje się źle z tą wagą. Chociaż już nie wchodzę w normalne rzeczy w sklepie.

Teraz mam ciało dobre do pasa. A od pasa w dół wytłuszczoną gruszkę. Nie mniej wciąż biegam. Juz drugi rok wzięłam udział w biegu na 10 km. Więc , ja nazywam to sprawdzeniem siebie w kolejnym roku "trzeźwości". Zwłaszcza, że po licznych katorgach wychowania fizycznego w szkołach, nigdy nie pomyślałabym nawet o żywszym podskoku z własnej woli, a co dopiero o 10 km. 60, 100, 200 m było czymś tak katorżniczym, że do teraz budzi mój wstręt samo wspomnienie. Jakby gardło paliło z braku wody, zadyszka, która sprawiała wrażenie, że człowiek stał się w tej chwili rybą wyrzuconą na brzeg , no i do tego (zwłaszcza gdy wf był na dworze i chłopcy grali w nogę) patrzenie sie innych na Ciebie z jakimś takim obrzydzeniem albo współczuciem, do tego niemożność podjęcia decyzji - że rezygnuję bo sprawia mi to ból. Rezygnacja przychodziła sama - ciało nie dawało rady, jak zacierany silnik-rzęziło i dyszało. Wszyscy patrzyli, że jest się gorszym i nie było nadziei, że się uda kiedykolwiek. Bo przecież tak fatalnie jest teraz. I ciało za każdym razem nie daje rady. Nikt nie zadawał zadań domowych z w-fu. 

Teraz bieganie jest przyjemnością , bo zaczynało się od przyjemności. Od tego co się umie - czyli od minuty biegu. A nie od 4 kółek  , których dawne moje ciało, które osaczone tłuszczem bało się ruszyć na co dzień z domu i siedziało tam ciągle - tu, nagle było zmuszone  zrobić bieg na 200 m - i to przy ludziach. Koszmar. A i jeszcze te czasy "bez stanika". Ech, te psychiczne pułapki dzieciństwa..

Teraz już nie biegam za często. Bo miałam kontuzję kolana od tego biegania i wstrzymałam się na rok. Ale chodziłam na basen 1,5 godz tygodniowo. I cud. Moje ciało utrzymało formę. Mogłam po roku pobiec znów 10 km. Ale tez nie biegam dużo, za to staram się robić coś innego.

Teraz uczę się robić pompki, dzięki programowi, który dostałam w prezencie. Zajmuje on 90 dni. Nie traktuje go jako coś poważnego do końca. Raczej jako wprawkę. Bo rozpędzam się powoli jak zwykle. Ale chcę znów siebie wprowadzić w systematyczność. A to się idealnie do tego nadaje. Plus tam -dbanie o ciało. W nowym semestrze bardzo przyda mi się pozytywne myślenie , które wspiera system nagród. Nagrodą dla mnie jest przyklejenie karteczki z kolejnym tygodniem zakończonym spełnieniem planu ćwiczeń. Oraz zaznaczanie każdego dnia, który się udał. Godzenie się z porażkami , ale świadome dążenie do progresu. Satysfakcja ze spełnionych zadań  bardzo pomaga w myśleniu o sobie dobrze. tym samym moze uda mi się utrzymać wewnętrzne światło jak najdłużej. 

 ćwiczę - ale nie trzymam diety. To jest trudne tym razem. przesilenie sprzyja temu, że chce się słodyczy i spania ciągle. 

Co do programu 90 dni. Raz nie ćwiczyłam bo miałam gościa - przejechałyśmy 24 km rowerem. Drugi raz odwiedzałam babcie i tak się ucieszyła, że zostałam na noc. Straciłam dwa dni. Ale nie można wpadać w paranoje. Wszystko z umiarem i dla przyjemności. - tylko Realne poświecenia !

5 stycznia 2014 , Skomentuj

w poprzednim wpisie  podałam , ze wróciłam do starych nawyków : jest to nie do końca prawda:  nie piję już alkoholu - okazjonalnie tylko , no i nie jem slodyczy w takich ogromnych ilosciach jak kiedyś. niestety pozwalam sobie na slodycze, zwlaszcza w swieta i przed swietami, gdy mialam kompletowac prezenty..
nussbaiser w gorzekiej zawsze wygrywa;P gdy juz posmakuję, ale teraz już dość! trza się w garść wziąść! :) żeby były efekty ..

5 stycznia 2014 , Skomentuj

No cóż , moje odchudzanie zatrzymało się na rok , niecały ale prawie rok. w marcu udało mi się dobić do 20 kg mniej na mojej wadze. osiągnęłam cel 75 kg.
Jednak euforia i jakaś dziwna radość spowodowały ze wróciłam do starych nawyków żywieniowych. i dzisiaj mam 82 kg.
Trochę mnie zniechęciła kontuzja kolana . biegałam codziennie i nagle coś się stało - nie mogłam uklęknąć w wannie, a ni zgiąć kolana i czułam że boli gdy chodziłam. Wybrałam się do u dwóch ortopedów. jeden stwierdził ze mam chondromalację i muszę już wstrzykiwać kwas hialuronowy - nie ufałam jego osądowi bo oceny dokonał na oko, zwlaszcza ze mu powiedzialam ze  schudlam 20 kg - to stwierdził ze to nie przez nadmierna utrate wagi,ale ze duzo mlodych dziewczat tak ma. Poszlam wiec do innego lekarza prywatnie, zrobil mi badanie usg, ale jego ocena mnie nie zadowolila do konca, niemniej bardziej bylam sklonna mu uwierzyć. Powiedział ze muszę chodzić ile razy sie da w tygodniu na basen , zejsc jeszcze z wagi i potem będziemy powoli wracać do biegania, najpierw na trawie, potem już na coraz większe dystanse(bo ja bardzo chciałam biegać). uznal ze musimy wyprostować kolana(mam wadę postawy : iksy i płaskostopie) i mam nie plywac zabką. 
mam koleżankę która ma chondromalację, więc mi trochę pomogła.
Wciąż marzę o bieganiu, ale nie robię tego na wszelki wypadek. 
Zaczęłam ten basen ale wychodzi mi raz w tygodniu. Z lesnistwa i z zimna nie dawałam rady. Ale teraz zacznę. Nowy Rok, Nowe Cele! :)

byłam teraz na wyprzedażach i jednak nie wyglądam dobrze. moje cialo jeszcze nie jest dopracowane. Chcę ważyć 60 kg. będę w czerwcu lub wcześniej:D taki jest plan. 
Góra jest w miare ok juz, ale jednak dół wciąz ma sobie duzo do zyczenia. I fitness mnie zaczął interesować - tzn nie jest to bardzo realne marzenie, ale w przyszlosci się pomyśli, to będzie następny etap.

Mam kilka obaw, ale staram się sobie radzić z nimi. Np takie ze mam 27 lat i nie mam faceta, pracy i wciąż jestem gruba. Na prace jest pewna szansa, na faceta marna. No ale należny znaleźć szczęście w życiu bez mężczyzny, wtedy i on się sam znajdzie. Grunt to budować pewność siebie. No niby nie boję się bzdur, ale gdy wciąż widzę te śliczne dziewczyny w sklepach i na ulicach a ja jestem nie powalająca (chociaż z tą wagą to może). Trochę jest tak że nie lubię, a może nie potrafię dbać o siebie. Kto wie.
Na pewno mi ciągle zimno:) Bieganie wszystko załatwiało, nadawało tętno mojemu życiu. Potem ktoś mi powiedział ze codziennie to za często. Ale własnie codzienne kontakt z pogodą i jakaś taka troszkę powiedziałabym walka z żywiołem pozwalała mi czuć że zyję. ( no i jak biegłam nie było mi zimno, jak idę to pocę się i tak mi zimno:P) Najbardziej lubiłam biegać w mrozie, wtedy stopy się tak fajnie odbijały jak od piasku. i to rześkie powietrze to było to. lubiłam tez biegać w deszczu, w śniegu było pięknie też biegać. no i moja ulubiona muzyka. byłam tylko ja muzyka i tempo. Nie lubiłam tylko wiatru bo osłabiał progres. 

Już zaplanowałam ćwiczenia : 2 razy w tyg basen i power90. Powinno styknąć przy dobrej diecie. Niby nic, ale wpisz to sobie w harmonogram dnia... Raz się udało , uda i kolejny..
Marzenia na after that to: wspinaczka  i bieganie.

6 marca 2013 , Komentarze (3)

moją wyjściową wagą było 96 kg, a vitalia mi towarzyszy od 91 kg. w niedziele i w sobotę ważyłam się i od jakiegoś czasu też, ale dopiero w ten weekend moja waga ma 76 kg z tendencją ku 75, więc mogę uznać już że mam te 76 :D
a dzień 3 marca uznaję za swoje prywatne święto :) niemal jak urodziny:)

w tym momencie prowadzę dietę 1500 i staram się regularnie biegać lub ćwiczyć .nie jem cukru, chyba że sporadycznie jak kupuję kawę czy czekoladę w automacie(bardzo rzadko bo to jest w sumie zabronione;)) , nie jadam sztucznie robionych jakiś proszkowych produktów spożywczych, nawet moje cappucino odpadło, ale cera zyskuje . no i masło to też odrzucone jest . w planach jest dojść do 60 kg do czerwca. a potem pomyślimy o masie mięśniowej.

rozplanowalam sobie ile schudnę w jakim miesiącu. także bez stresu, jeszcze 16 kg:)