Witam:);* wszystkich i każdego z osobna:D
Tym razem postanowiłam zacząć mój wpis troszeczkę inaczej... nie w stylu ponownie zaczynam, będzie fajnie... bo to zawsze się kończyło tak, ze coś stawało mi na drodze... coś to znaczy mój brak samozaparcia i przerywałam dietę i było przykro mi się przyznać do tego.
W ostatnim czasie zaniedbałam się waga sięgała 74kg.
Przegladałam sie w lustrze i widziałam coraz wiekszą PULPETINIE
ale co robiłam?
Bingo...!!! zajadałam to, jakby mi to miało pomóc. A to przecież tylko pogarszało sprawę.
Pewnego dnia, jakoś na poczatku grudnia stwierdziłam, że koniec. Coś trzeba ze sobą zrobić, bo czuję się coraz gorzej sama ze sobą, a jeśli o samoakceptację to nigdy nie miałam większego problemu z tym.
Nie powiem, że wprowadziłam jakąś drastyczną dietę.
Stwierdziłam, że wszystko będę robiła stopniowo. I przede wszystkim nie będę sobie wszystkiego odmawiała. Bo kiedy odmawiałam, to przy pierwszej lepszej okazji rzucałam się na jedzenie. Wszystko trzeba robić z głową:D
Narzie jestem na pierwszym etapie w którym oduczam się objadać na noc i uczę się jeść, a nie wkładać jedzenie do buzi, bo tak jest fajnie. Na tym etapie straciłam 6 kg. Poniżej umieszczam zdjęcia sprzed rozpoczęcia robienia czegokolwiek i z dnia dzisiejszego. Ciężko mi stwierdzić obiektywnie czy widać różnice. Choć osobiście czuję się lepiej i kilka osób mówiło, ze lepiej wyglądam i, że zeszczuplałam. A to dopiero motywuje:D
Kolejny etap to od środy (bo środa popielcowa i jakoś tak mi zawsze w tym okresie- okresie postu, łatwiej coś zrealizować) rezygnuję ze słodyczy i jedzenia typu fast food:) Mam nadzieję, ze kolejne spadki będą, a zbliżającą się wiosnę przywitam piękniejsza, szczuplejsza i szczęśliwsza:))
Wiosna, wiosną... ale jeszcze kilka imprez typu wesela, 18nastka brata mi się szykuje;) z wieloma osobami, którzy będą na tych uroczystościach się nie widziałam i chciałabym, żeby zobaczyli mnie w nowej wersji:D
Na dzisiaj to tyle:D
Trzymajcie mocno kciuki:*!