Jestem jedynaczką, więc zawsze byłam rozpieszczana. Może właśnie dlatego wpojono mi miłość do słodyczy. Odkąd pamiętam byłam tęższa od reszty, ale nie jakoś bardzo więc odkładałam moment zebrania się w sobie.
Dodatkowo fakt "posiadania" chłopaka nie motywował do chudnięcia, bo w takim razie oznacza, że "nie wyglądam tak źle".
Od ostatniego wpisu muszę przyznać trochę zaprzestałam ćwiczeń. Brak rezultatów po 2tyg bardzo mnie ostudził. Jednak mimo to nie poddałam się, tz dalej odżywiam się zdrowo + nie zaprzestałam a6w (teraz 16 dnień).
Piątek wyznaczyłam dniem ważenia i dziś już prawie o tym zapomniałam. Wchodzę na wagę i ku mojemu zaskoczeniu kilo mniej, aż oczy przecierałam czy to nie z zaspania, ale nie.
Dzielnie opieram się ciastkom stojącym przede mną w pracy, choć pachną niemiłosiernie. Z zazdrością zerkam na każdą chudsza dziewczynę - myśląc ze ona nie musi mieć tyle wyrzeczeń. Zaraz jednak przypominam sobie ze nie znam ich życia i staja się jedynie motywacja.
Muszę usystematyzować ćwiczenia, bo narazie są dość chaotyczne, ale ważne, że co dzień są.
To drugi dzień z ćwiczonkami z Mel B i a6w.
Słyszałam, że lepiej nie ważyć się za często, więc wyznaczyłam sobie piątek dniem ważenia. Nie liczę na dużo jutro - przez słodycze, oby tylko się nie okazało, że przytyłam.
W moim mózgu utkwiła myśl, że zamiast schudnąć narobię sobie mięśni dużych. I ta myśl nie daje mi spokoju... :(
Z okazji zbliżających się imienin dostałam ciężarki. Zamierzam się pozbyć grubych ramion. Nie jestem pewna czy nie zamienię siekierki na kijek. Po prostu chciałabym mieć mniejsze ramiona.
Mówię mamie: nie jem słodyczy. Myślicie, że pomogło? Wraca ze sklepu i co? Principolo! No ładnie. Może właśnie przez to, że ona kupiła (często się buntuję, na przekór) odłożyłam do szuflady. Batonik czeka na lubego, który obiecał mnie wspierać w tak słooodki sposób :)
Czuję małe zwyciestwo.
Dodatkowo odkryłam na you tube (niby oczywiste - ale potrzebowałam odkrycia) mnóstwo filmików z ćwiczeniami. Np. z panią Martą Stolarską. Ma na każdą partię ciała.