Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Nie lubię sportu. Pływanie to jedyne co toleruje mój organizm. Czas to zmienić, tyję coraz bardziej, zajadam stres. Bardzo chcę zmienić w sobie to, że chęć na jedzenie przerobię na sport :)

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 75844
Komentarzy: 1511
Założony: 20 stycznia 2013
Ostatni wpis: 29 stycznia 2018

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Tazik

kobieta, 34 lat, Wrocław

177 cm, 84.00 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Masa ciała

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

27 maja 2014 , Komentarze (5)

Ileż tu zmian... 

Nie było mnie tak długo. Wróciłam z dodatkowym balastem i pogrążona w kompleksach. 

Chciałam założyć konto od nowa, bo czuję się zupełnie inaczej niż kiedyś. 

W gruncie rzeczy zmieniłam zdjęcie, zmieniłam paseczek, dorzuciłam mój nadbagaż i oto jestem. Chcę znowu prowadzić pamiętnik i chcę mieć Was, Kotki, bo inaczej się pogubiłam. Widzę, że nie tylko ja, bo sporo dawnych vitalijek się zatraciło- jakże to rozumiem ! 

Właśnie, a skoro o kompleksach mowa, to ostatnio mam obsesję na swoim punkcie. Czuję się totalnie nieatrakcyjna, brzydka, gruba, zapuszczona. Do tego przemęczenie, znudzenie, brak chęci. Po prostu okropieństwo. Płaczę, histeryzuję, zajadam smutki- jak kiedyś. I jeszcze siebie za to nienawidzę. 

Chciałam zacząć od jutra z wprowadzaniem zmian. Chcę wyglądać dobrze, poczuć się dobrze. Moja motywacja jest bardzo krucha, łatwo ją złamać kawałkiem czekolady- lub całą tabliczką, łatwo ją złamać paczką chipsów i lodami. 

Nie będę Wam pisać co zjadłam, bo to zgroza. 

Mam nadzieję, że zacznę od jutra solidną spowiedź tutaj, nie wiem też czy nie zmienię jednak konta, ale o tym Wam powiem, o ile ktos tu jeszcze do mnie zagląda :) 

Pozdrawiam Kotki :)

13 stycznia 2014 , Komentarze (10)

Kiciusie !!!

Zupa z marchwi z prażonymi pestkami z dyni !!! Jedliście takie cudo ?
Jak nie - to gorąco polecam ! Ja nigdy nie jadłam, pierwszy raz ugotowałam i jestem zachwycona.

Lubię takie słodkawe zupy.
Podsmażyłam cebulkę i czosnek, później dodałam plasterki marchewki, przesmażyłam chwilę, podlałam maggi i zalałam wodą. Nieco wegety, chili, pieprz, a jak marchewka zmiękła- wszystko potraktowałam blenderem. Na koniec dodałam mleka, żeby ją zabielić i nadać lekko kremowy smak.

Dla mnie rewelacja- będę ją robić częściej.


Nie miałam ciemnego chlebka, więc grzanki zrobiłam ze zwykłej bułki posypanej lekko chili i zapieczonej.


Dzisiaj bardzo jedzeniowo, bo ostatnio chorowałam i leżałam w domu i miałam więcej czasu na pitraszenie. Następne danie godne polecenia to gotowane roladki z kurczaka z nadzieniem z mięsa mielonego.
Mięsko rozbijamy jak na kotlety, solimy, pieprzymy, sypiemy ziołami i dodajemy przygotowany farsz- mięsko mielone podsmażone z cebulką, ulubionymi przyprawami, można dorzucić pieczarki. Zwijamy roladkę i owijamy dobrze folią aluminiową i gotujemy.

Pyszne w smaku i zdrowe bo nie smażone na tłuszczu :)




Podzielę się z Wami jeszcze moimi innymi posiłkami:


Upiekłam Kiciusie cały kopiec warzyw w naczyniu żaroodpornym.
Marchewki, pietruszki, seler i na dnie- buraczki natarłam szczyptą oliwy, posiekanym drobno czosnkiem, posypałam ziołami, papryką i polałam maggi.
Podawać z sosem czosnkowym. Można posypać pokrojonym w kostkę serem feta.

Pomysły mam z jakichś wycinków z biedronkowych gazet- kopalnia przepisów, hehe ;)

A to już moje wymyślone bezchlebowe kanapki kolacyjne na sałacie:


Przekąska też musi być:


Jabłka, cynamon, żurawina, błonnik i maślanka :)


***

A tak poza tym, na wadze widzę 74 kg.
Nie biegałam bo się pochorowałam okrutnie, wstać z łóżka nie mogłam !
Zero pracy, tylko łóżko.
Wiecie co, sama nie wiedziałam w sumie, czy to jakaś grypa czy jakaś depresja mnie łapie. Bo kiepski nastrój mam od dłuższego czasu- w zasadzie od kiedy zniknęłam z Vitalii, zbiegło się to w czasie. Raz mam lepiej, raz gorzej, ale zauważyłam, że czasem nie mam sił ruszyć ręką, wyjść z domu, nic kompletnie. Gdzie ta moja zwariowana energia ? Ech.

Ale nie dam się.
Nie mam już gorączki, mam się lepiej, więc znów zacznę walczyć. Ze zmęczeniem, z niechęcią, ze smutkiem, z brakiem chęci, z ...samą sobą !

A kolorowe jedzenie i ruszenie tyłka niech tylko w tym pomaga. No.

***

Dzisiaj zjadłam pizzę z ruccolą i suszonymi pomidorami- nie mogłam się powstrzymać. Ale za to poćwiczę, obiecuję! :-))

1 stycznia 2014 , Komentarze (6)

Kitusie, witam w Nowym Roku ! :)



Jak Wasz Sylwester?
Udana zabawa?
Czy raczej na spokojnie?

Chciałam Wam powiedzieć, że m.in. dzięki Waszym radom- bez problemu wcisnęłam się w sukienkę !!!
Po trzech dniach diety opartej m.in. na:
- otrębach ze śliwkami z rana
- jogurcie i jabłku z cynamonem
- chudej rybie
- surówkach
- marynowanych ogórkach, grzybkach i papryce
- kurczaku
- pomarańczach
- czerwonej herbacie

UDAŁO SIĘ! BRZUCH ŁADNIE SPADŁ :)

Tak, tak, miałam piękną sukienkę, w którą weszłam i nie wyglądałam jak parówka. Na balu pojawił się książę- Marc Darcy we własnej osobie !!!
Niestety znalazł sobie inną Bridget w czasie kiedy ja się uganiałam za przystojniaczkiem. Fajnie, nie?

Dobiła mnie ta sytuacja. Ale cóż. Tabula rasa. Zaczynamy od nowa. Wszystko.
Nie rozumiem tylko, czemu Darcy nie chciał nawet ze mną rozmawiać. Co za padaka.

No nic, Kiciusie, nie brakuje drani !

Na dobry początek dostałam od przyjaciółki książkę Ewy Chodakowskiej.
Chociaż w życiu z nią nie ćwiczyłam, bo się raz znudziłam po 30 sekundach pierwszego filmiku ;p I stwierdziłam, że odpuszczam- to ucieszyłam się. Poczytam sobie, może coś z tego wyniosę, może nie? Kto to wie :) Póki co, ćwiczyłam z Mel B na pośladki i bardzo mi się to spodobało, chociaż wcześniej się zarzekałam, że nigdy nie będę ćwiczyć z trenerkami.

Wszystko się zmienia!
Nigdy nie mów nigdy! :)

Dobranoc Kiciusie!




29 grudnia 2013 , Komentarze (7)

Hej Kiciusie!

Mam wolną chwilę i odczuwam przy tym ogromną potrzebę zrobienia podsumowania roku. Mojego roku walki z obżarstwem, lenistwem, samą sobą, wagą, brakiem motywacji i chęci do wszystkiego.

 

Zaczęło się jak zwykle?

Styczeń.

Wspaniały Sylwester- pełen tańca, zabawy, jedzenia i wódki ;p Zabawa do 7:00 rano, ja wystrojona w białą sukienkę a?la Marylin Monroe- kryła pięknie wielki tyłek, szerokie biodra, a podkreślała biust.

Waga: 86kg.

Samopoczucie: prawie doskonałe.

Postanowienia noworoczne: wziąć się za siebie w bliżej nieokreślonej przyszłości.

 

Bliżej nieokreślona przyszłość nadeszła w momencie, w którym słyszałam kilka nieciekawych komentarzy pt. ? dogadzasz sobie, co??, ?ale maszyna?, ?mogłabyś się wziąć za siebie?.

CZEGO ONI ODE MNIE CHCĄ ?- myślałam przygnębiona.

I nadal zajmowałam się tym, czym do tej pory- rano uczelnia, nauka, a później filmy i jedzenie. Leżenie do nocy na kanapie i zero ruchu. Ociężała, rozleniwiona, z brakiem chęci do czegokolwiek innego poza jedzeniem, spaniem i filmami.

Ale ponieważ osiągnęłam swój rekord wagowy, nie miałam się już w co ubrać. Wszystko ciasne.

W głowie też miałam pewnego przystojniaczka, który do tej pory nie zwrócił na mnie jakiejś szczególnej uwagi.

Ale czas przyniósł zmiany.

 

Luty.

Nadszedł czas wyprowadzki z miasta.

Wtedy też postanowiłam, że:

- skoro nie mieszczę się w ciuchy,

- skoro czuję się źle,

- skoro nie podobam się sama sobie i innym,

- skoro wyglądam kiepsko,

- skoro COŚ się zmienia czy tego chcę czy nie-

TO MOŻE CZAS ZROBIĆ COŚ ZE SOBĄ???

COŚ, NA CO SAMA MAM WPŁYW???

 

Zaczęło się od tego, że odrzuciłam wszelkie pomysły o dietach. Próbowałam najrozmaitszych diet.

Cudowałam i jadłam same pomarańcze z jajkami. Jadłam szpinak bez przypraw, jajo i czarną kawę jako śniadanie. Głodziłam się i oczyszczałam samą kaszą. Jadłam przez 2 miesiące tyle dukanowskiego białka, że pochorowały mi się nerki a od zupy z kapusty miałam brzuch jak balon.

A zatem postanowienie nr 1- włączyć mózg, wyłączyć wszelkie absurdalne diety.

Postanowienie nr 2- wprowadzić zdrowe zasady, które wszyscy znają od dziecka, a mało kto chce ich słuchać.

RUCH + ZDROWA DIETA

Dużo wody.

Dużo ruchu.

Ograniczenie słodyczy i tłuszczu.

Uregulowany czas spożywania 5 posiłków.

 

I w ten sposób jadłam wszystko, węglowodany, białka, tłuszcze i nie miałam obsesji, że czegoś nie mogę, że coś muszę.

I to był strzał w 10 !!!

***

I oczywiście zaczęłam biegać.

Na początku, gdy nie miałam sił przebiec kilkuset metrów, pisałam:

?Obiecuję, że to się zmieni !!! https://app.vitalia.pl/gfx/smileys/smiley12.gifDaję sobie czas. Dwa miesiące? trzy może? Przebiegnę za kilka tygodni kilka kilometrów i koniec. Dam radę- ja, rasowa uczennica i dalej studentka, wiecznie z nosem utkwionym między stronami książek...?

Nie poddałam się ! Fajnie, że mam to zapisane, fajnie do tego wrócić i zobaczyć w jakim się było stanie!

 

Marzec i kwiecień.

Czyli o tym, jak zaczęłam spadać z wagi. Poświęcałam mnóstwo czasu na siedzeniu na vitalii, szukaniu ciekawych przepisów, gotowaniu. Uczyłam się, pisałam magisterkę, a wieczorami robiłam rozgrzewkę, ćwiczyłam z handelkami, tańczyłam i wychodziłam na bieganie. Do filmów kroiłam sobie stos marchewek, jabłek, ogórków, itp. A nie jak dawniej- chipsów.

Bywało ciężko i miałam kryzysy- jadłam wtedy pamiętam namiętnie cukierki z Biedronki, takie jakieś truflowato- krówkowate, mega słodkie- ale w zamian za to biegałam więcej- a waga spadała.

Zaczynałam widzieć postępy, ważyłam się co tydzień. I chudłam średnio 1 kg na tydzień. Nieraz mniej. Ale jednak!

Na koniec kwietnia spotkałam przypadkiem tegoż samego przystojniaczka o którym myślałam od dłuższego czasu. Zwrócił na mnie uwagę i zaczęła się przygoda miłosna.

 

Maj

Czas grillowania, biegania i jeżdżenia na rowerze. Czas mojej wyprawy do Torunia, jedzenia pierniczków i picia whisky wieczorami ;-)

Ponadto przygoda z przystojniaczkiem nabierała tempa. Żyłam miłością i chudłam. W Toruniu poznałam wspaniałego chłopaka- mądrego, wartościowego. Oczywiście został przekreślony, bo przecież był przystojniaczek.

 

Czerwiec

Czas nauki i spinania się w związku z magisterką i obroną. Ostatnie egzaminy, zaliczenia, podpisy. Sezon na świeże owoce i warzywa i opalanie tyłeczka. Wychodzenie na ogród z książkami, notatkami, na leżak, z butelką wody z cytryną i podjadaniem malin z krzaka.

 

Lipiec

Stres. Obrona. Pani magister. Dużo alkoholu i świętowania. Szybko po tym depresja z powodu braku pracy. Dużo CV i dużo płaczu.

Wzloty i upadki z przystojniaczkiem. Więcej upadków.

 

Sierpień

Praca- wolontariat. Festiwal, dużo słońca, dużo ruchu, dużo pracy, mało snu i mało jedzenia. Waga w dół. Brak stosowania diety. Słońce, pływanie, bieganie. Miłość kwitła.

 

Wrzesień

Bezpłatne praktyki, brak finansów, kryzys w miłości, pracy i jedzeniu. Ostateczne zaprzestanie stosowania zdrowej diety, powrót do złych nałogów. Jedyne co zostało- bieganie.

 

Październik

Rozpoczęcie pracy. Remont. Dużo ruchu. Depresja z powodu przystojniaczka, który porzucił mnie dla innej. Jak to takie cwaniaki mają w zwyczaju. Wiedziałam jaki jest, a sama w to brnęłam i mam za swoje. Intuicja podpowiadała. W maju czułam się jakby mi na ramieniu siedział aniołek i diabełek.

Aniołek mówił- ?Zobacz, jakiego poznałaś fajnego, miłego chłopaka! Wiesz co powinnaś zrobić. Wiesz, że ten cwaniak nie jest dla Ciebie?.

Diabełek szeptał- ?Spróbuj? Od dawna o nim marzyłaś- a on jest na wyciągnięcie ręki! Nad czym się zastanawiasz? Kto nie ryzykuje ten nie żyje!?.

Ponosiłam karę za niesłuchanie siebie i nie spełnianie swoich potrzeb. Cała ja, całe moje wnętrze wołało o porządnego człowieka. A zrobiłam to, co podpowiadały mi złe uczucia- to, że chciałam go, bo niegdyś nie mogłam go mieć. Chciałam go, bo był przystojny, a ja taka nieatrakcyjna. Chciałam go, bo leczyłam się z kompleksów.

Ale to, co się stało z moim poczuciem własnej wartości gdy zostałam porzucona dla innej- ujajaj. Nie muszę chyba się nad tym rozwodzić. Ego zranione- do tej pory leczę rany i zaciskam zęby żeby się nie poddać i nie wpaść w kompleksy sprzed kilku miesięcy.

Październik był bardzo ciężki.

 

Listopad

Nowa praca. Dużo nauki, brak czasu. Jedzenia byle czego. Zaniedbałam bieganie. Brak czasu dla znajomych, brak czasu dla siebie. Złe zorganizowanie czasu. Stres.

 

Grudzień

Złapałam się za głowę- nie dbam o siebie.

Mam nową pracę.

Muszę się uczyć wielu, wielu nowych rzeczy.

Potrzebuję dobrej organizacji swojego czasu, ponieważ nie pociągnę długo w takim chaosie. Czuję się jak Bridget Jones.

?Dlatego postanowiłam pisać dziennik żeby mieć kontrolę nad swoim życiem?.?  ;-)

Nawet Daniel Cleaver i Marc Darcy się pojawili w moim życiu.

Oczywiście wybrałam Daniela i się sparzyłam.

Oczywiście Daniel zostawił mnie, pulchną blondynkę dla chudej jak patyk, aczkolwiek ślicznej brunetki.

Oczywiście złamał mi serce. I nie wiem czy słusznie- ale czuję (tak samo jak czułam, że on mnie zostawi, że to nie skończy się dobrze) tak teraz czuję, że on do mnie jeszcze przyleci. Nie wiem kiedy- miesiąc, może rok, może dwa. Może kiedy śliczna brunetka zostawi jego- lub on ją. Nie wiem.

Ale chciałabym wtedy- żeby obok mnie kręcił się już ponownie Marc Darcy- i żebym powiedziała takiemu Danielowi: ?To nie jest oferta dla mnie.?

Dokładnie tak jak to w głębi duszy czuję. Choć serce głupie, wspomnienia piękne, a próżność połechtana- niestety zostałam z urażoną dumą i zranionym ego. A zatem- abym umiała, mimo wszystko- powiedzieć mu- NIE.

 

Jestem magistrem.

Mam pracę.

Zaczęłam wychodzić z długów, które narobiłam na bezrobociu.

Uczę się nowych rzeczy.

Schudłam w sumie 11kg.

Pokochałam bieganie.

Nauczyłam się jeść zdrowiej.

Nauczyłam się, że łatwo jest stracić kontrolę, gdy się o coś nie dba.

Nauczyłam się, że żaden facet nie może być wyznacznikiem naszej atrakcyjności.

Nauczyłam się, że muszę słuchać siebie i swoich potrzeb, które należy spełniać. Bo potrzeba rozmowy, zrozumienia i przyjaźni jest we mnie tak silna, że nawet najwspanialsza noc z atrakcyjnym facetem nie zrekompensuje mi tego, co w konsekwencji prowadzi do poczucia osamotnienia. I znowu ego cierpi, a głosik w mojej głowie podpowiada okrutne: ?a nie mówiłem???

Ooo- zaczęłam palić papierosy jak smoczyca.

 ***

A zatem Kiciusie, skoro kończy się ten jakże niesamowity rok- chciałam Wam powiedzieć, że moje postanowienia na nadchodzący rok są następujące:

1.     1. Kończę z fajkami metodą: ograniczenie- duże ograniczenie- wyeliminowanie. Już stosuję tę metodę, żeby na nowy rok nie było szoku. Już palę tylko kilka dziennie, a wczoraj np. nie zapaliłam wcale! Brawo, brawo :D

2.     2. Wprowadzam na nowo zasady z wiosny. Zdrowo jem, zbieram przepisy, robię pyszne dania. Reguluję posiłki i biorę ze sobą zdrowe II śniadania do pracy. Cel: schudnąć zamierzone 5 kg.

3.     3. Przy zdrowym jedzeniu wprowadzam treningi. Bieganie- bo wiadomo J Co dwa dni. Tak jak wcześniej.

4.     4. Dodatkowo chcę ten rok poświęcić nie tyle na chudniecie co na ?rzeźbę ! Hehe. Masa jest, teraz rzeźba! Marzy mi się płaski brzuszek i piękna, jędrna pupa. A zatem muszę przygotować sobie plan treningowy na brzuszysko i tyłek. Siłownia jest niedaleko, więc wszystko się da zorganizować, tylko CHĘCI!

5.     5. Muszę zająć się też swoimi piersiami. Po schudnięciu są bardzo kiepskie. Gdzie te wielkie, jędrne atuty? Zniknęły, uszło z nich życie! Trzeba im pomóc.

6.     6. Skóra- moja twarz? Zapuszczona od słodyczy i tłuszczu, a zatem witajcie zaskórniki i pryszcze! Brawo Tazik. Zmienić to trzeba dietą.

7.     7. Zapisać się na kurs prawka. Wreszcie- co za hańba ;P

8.     8. Wziąć się za swój żenujący angielski.

9.     Pamiętacie jak Bridget postanawiała nie wiązać się z żadnym alkoholikiem, pracoholikiem, megalomanem, związkofobem, emocjonalnym niedorostkiem? I nie marzyć o facecie, który jest uosobieniem wszystkich tych cech? Ja też to postanawiam. Bo do tej pory marzyłam o takim ,który autentycznie jest uosobieniem wszystkich tych cech!

10.   9. Znaleźć miłego faceta.

Marcu Darcy- gdzie jesteś ?

 

Kitusie, gdybym zniknęła do Sylwestra- podsumowanie roku mam zrobione, postanowienia są, wiecie i widzicie wszystko czarno na białym.

Życzę Wam wspaniałej zabawy Sylwestrowej lub jak kto woli- spokojnego powitania Nowego Roku.

Życzę Wam wspaniałego roku, zmian, które prowadzą do szczęścia.

Odwagi i wytrwałości- bo tego nam wszystkim trzeba!

Dużo motywacji do walki!

I tego, by myśleć o sobie i dbać o siebie. I umieć o swoje wojować, swojemu się poświęcać, swoje? kochać!

 

ŚCISKAM WAS KOTECZKI, POZDRAWIAM I DZIĘKUJĘ ZA TO, ŻE BYŁYŚCIE ZE MNĄ W TYM ROKU!

BEZ WAS NIE OSIĄGNĘŁABYM TEGO, CO MI SIĘ UDAŁO.

BARDZO DZIĘKUJĘ,

WASZ TAZIK.

 

 

29 grudnia 2013 , Komentarze (22)

Koteczki, Święta.

Jasne, że się najadłam na Święta- nie byłabym sobą gdybym tego nie zrobiła :-))

Na Sylwestra mam sukieneczkę, która pięknie maskuje mankamenty figury- jak moje mega szerokie biodra i masywne uda. Ale w zamian za to- bardzo mocno podkreślaja talię.

A TA TALIA ...
I TEN BRZUSZEK....
PO ŚWIĘTACH WOŁAJĄ O POMSTĘ!


Przymierzałam sukienkę, wejdę, zapnę się, ale luzu i swobody nie ma.
Sądzę, że w 3 dni można nieco sobie pomóc.
Rzecz jasna, nie wierzymy w cud, ale w lekki ...luz :)

Plan jest taki:

Jeść niewielkie porcje.
Dużo błonnika.
Dużo pić.
Dołączyć suszone śliwki do jadłospisu.
Otręby.

Jeśli macie Kitusie jakieś pomysły, propozycje, to ja chętnie skorzystam :-)
Może jakieś ćwiczenia?

Buziaczki Kiciusie!:):)

17 grudnia 2013 , Komentarze (8)

Ostatni wpis mam z września... Ale wstyd.

Wstyd też taki, że zdrowe jedzenie zupełnie gdzieś mi umknęło. Przestałam o tym myśleć. Przestałam działać i fajnie sobie radzić ze zdrową dietą i ćwiczeniami.

Fakt, że nie przytyłam. Ale też nie chudnę!

Jak mam chudnąć, skoro wpieprzam wszystko jak leci, nie dbam o zdrowy styl życia, zaniedbałam bieganie?
Naprawdę szczęście, że waga utknęła na 75 kg. I koniec. Co zresztą mi pasuje, bo w porównaniu do moich 86 kg z początku roku- teraz jest niebo a ziemia.

Ale nie tyle o wygląd mi chodzi, co o zdrowie i samopoczucie. Chcę wyglądać dobrze, mieć zdrowszą skórę i włosy, czuć się lepiej, mieć energię.
A do tego potrzebuję ZDROWEGO ŻYWIENIA- i oczywiście BIEGANIA :)

Chciała zacząć od nowego roku- ale postanowiłam, że nie- skoro chcę teraz, to teraz. Nowy rok to pretekst, przekładanie wszystkiego i popuszczanie sobie, bo "później to zgubię, jak przejdę na dietę".

Nie ma. Tazik się bierze do roboty.

Zaczęłam od wczoraj. A może od niedzieli ?
Całą niedzielę jednak spędziłam na żarciu i lenistwie. I jak tak sobie naprawdę pojadłam, coś we mnie pękło.
Odczekałam chwilę i poszłam biegać.
Przebiegłam niewiele, ale ruszyłam się pomimo obżarstwa i lenistwa.

Poniedziałek zaczął się od:
- kaszy kuskus na ciepło, z mlekiem i rodzynkami, kromką ciemnego chleba z fetą, pomidorem i bazylią
- obiad: pierś z kurczaka nadziewana pieczarkami, 1,5 ziemniaka, sałatka z kapusty pekińskiej, pomidora i papryki
- deser: mandarynka, kawa z mlekiem, miodem i przyprawą do piernika
- pół śledzia, kawałek kiełbasy, surówka z białej kapusty i selera, mandarynka


Postanowiłam jeść to na co mam ochotę- jak śledź to śledź, jak kiełbaska to kiełbaska, jak coś słodkiego- to trudno, zjem, ale nie będę się obżerać. Wprawdzie zostało mi jeszcze 5 kg które sobie założyłam, ale może powolutku je zgubię. Daję sobie czas do sezonu wiosna/ lato. Nie zależy mi na szybkim schudnięciu, tylko na powolnym i świadomym zmienieniu stylu życia na coraz lepszy (a nie zwariowany i zgubny) ;))

Zaczęła się moja ulubiona pora na bieganie :)) Zima :D
Mam sentyment.
Jak tak biegłam dzisiaj to sobie przypomniałam jak zaczynałam biegać w lutym. Jaki to był kosmos...
Zmusić się w zimie do biegania, nienawidząc tego. Ech.
Teraz przypomina mi się to wszystko, jak łapię to mroźne powietrze!

Dzisiejsze menu:
- kuskus na ciepło, z mlekiem i rodzynkami
- podwójna kanapka z ciemnego chleba z pasztetem, surówka z białej kapusty i selera, pół mandarynki
- krupnik, leczo zjedzone z ciemnym chlebem
- pół śledzia, mandarynka, duża garść orzeszków ziemnych (takich do łuskania )


Z racji tego, że zjadłam obiad i podwieczorek dosyć późno- kolacji dzisiaj nie ma, a ssie mnie w żołądku na maksa.

Dodatkowo moim problemem jest to, że nie zawsze mam czas zjeść. Mało piję. A poza tym, to wczoraj nadprogramowo zjadłam coś słodkiego i dziś też. Liczę, że bieganie jak zwykle mi pomoże ;)

Kiciusie, mam teraz pracę siedzącą. Muszę dlatego przestać podjadać słodkości i ruszac się kiedy mogę.

Cieszę się, że wróciłam...
Muszę się pilnować, muszę dbać o swoją dietę, o siebie i swoje zdrowie i wygląd!

Pozdrawiam Was bardzo, bardzo, bardzo ciepło i łączę się z Kotkami, borykającymi się z trudem walki o lepszą SIEBIE :)

T.

2 września 2013 , Komentarze (11)

Tak, Koteczki !!!


Trzeba od nowa w moim przypadku zaprzyjaźnić się z dawnymi nawykami.
Owszem, nie przytyłam, ale sobie okrutnie pofolgowałam.
A przecież wcale tak nie chcę...

Zatem dzisiejsze menu, okupione niemalże łzami za niezjedzoną czekoladą, wyglądało tak:

1. owsianka: 2 łyżki otrębów, łyżka musli, malutka brzoskwinia, trochę mleka; 2 parówki z musztardą i ketchupem.

2. banan z cynamonem, kilka suszonych moreli

3. trochę gotowanego kalafiora polanego margaryną

4. miseczka ogórkowej, faszerowana papryka

5. pomidor, ząbek czosnku, 2 łyżki mięsa ze słoika + dużo śliwek.



Tak, tak, napchałam się śliwek jak dzik... ( O ile dziki lubią śliwki?)
Zaraz po bieganiu, wpadłam do domu i wiedziałam, że w lodówce jest cały talerz przepysznych śliwek.

I zjadłam je, to w sumie jedyny taki grzeszek dzisiaj
Zresztą, gdybym tylko tak się owocami napychała, to już pewnie dawno bym zgubiła ostatnie nadprogramowe kilogramy :))

***

Bieganie !!! Kiciusie, biegacie dalej??

Teraz się zaczyna moja ulubiona pora na bieganie ! Deszcz, ciemno, mokro, zimno, nieprzyjemnie.

Puste ulice, brak gapiów, ja nie gubię kroku, oddechu, mam się wspaniale.

Chociaż wyjść z domu jest mi ciężko- cholernie ciężko!...
Ale gdy już wyjdę...
Gdy zrobię pierwszy krok- to już będę biegła..!

Gdzieś pisali, że w momencie w którym najbardziej nie chce Ci się iść na trening- Twoje ciało tego najbardziej potrzebuje.
Coś w tym jest.


Dzisiaj miałam chęć leżeć w łóżku, pod kocem, najlepiej z książką, kawą i czymś do kawy.

Ale ruszyłam tyłek i na dobre mi to wyszło !!!

Zamierzam trwać w postanowieniu PRZEDE WSZYSTKIM niejedzenia:
- chipsów
- wszelkich sklepowych słodyczy

Jeśli będę chciała coś dobrego (a codziennie chcę)- to będzie to jeden z takich deserów jak robiłam sobie wcześniej. Czas włożyć znowu więcej serca w gotowanie i pieczenie!

Chcesz Tazik zjeść coś słodkiego? a upiecz sobie jakąś zdrowszą alternatywę sklepowego 'byle czego- kalorycznego' !
Chcesz deser? a zrób go sobie !!!


Jutro działam w kuchni ! Planuję już jakiś deser z jabłek, jogurtu i cynamonu :D Może z orzeszkami? Kiedyś chyba nawet zdjęcie tego deseru tu wstawiłam. Był bardzo smaczny!!!

Ech, miło tu powrócić. Wierzę, że z pomocą pamiętniczka, vitalii, Was- Kotków, oraz moją silną wolą- schudnę w końcu jeszcze tych parę kilo..!

Ściskam Was i życzę dobrej nocy!


27 sierpnia 2013 , Komentarze (10)

Kotki, ja o Was pamiętam.

Nie było mnie fizycznie, ale duchem? Cały czas.


Strrrrasznie dawno mnie było....

Co się zmieniło?

Dobra wiadomość jest taka- że niewiele :)

NIE PRZYTYŁAM

Może nawet jakieś 0,5 kg schudłam.


Prawda jest taka, że się nie ograniczam, choć staram się wybierać zdrowsze rzeczy. To, co weszło mi w nawyk- jest cudne! I naprawdę po tylu miesiącach- to mi smakuje.
Moje ulubione przekąski- nakrojone, kolorowe warzywa z przyprawami i sosem czosnkowym :)
A latem to już w ogóle- ciągle jakieś owoce....

Zaprzestałam starań kulinarnych, dietetycznych.
ALE ZAMIERZAM DO TEGO WRÓCIĆ !!! Brakuje mi tego.

Lubiłam coś gotować, robić zdjęcia, dzielić się z Wami.

Co w ogóle u Was Kitusie?! Chudniecie?? :):):)

Na jesień na pewno wiele osób marnotrawnych powróci na vitalię :) zaczniemy siedzieć w domu w długie, deszczowe wieczory i zaczniemy podjadać więcej a potem łapać się za głowę "Ojej, nie można tak!" :)

***

Stan obecny:
- waga 74 kg
- wygląd sylwetki całkiem niezły :))
- bieganie wciąż trwa (chociaż nie tak intensywne jak przedtem, zwykle po 5-6 km)

Ściskam Was mocno, zamierzam tu gościć częściej! :*

28 czerwca 2013 , Komentarze (19)

Kitusie!!!

Oczywiście jest tyle interesujących rzeczy, że naukę zostawiam na boku (póki co). Będzie płacz, ale teraz zajęłam się sprzątaniem oraz-
analizą efektów mojej pracy nad sobą.


Jako, że przyszło lato- tak wyczekiwane postanowiłam zrobić podsumowanie.

Nie dotrwałam w postanowieniach i nie ważę 70kg, jak zamierzałam.

Ważę 75 i w momencie, w którym naprawdę przestałam zabiegać o swoją sylwetkę tak przesadnie- słyszę na każdym kroku komplementy (w porównaniu do tego co było wcześniej- no to rzeczywiście się należą! ;))

Nie ukrywam, że te komplementy spowodowały, że postanowiłam wrócić do swoich zdjęć zrobionych jeszcze w zimie i na wiosnę.

Zdjęcia pochodzą już z fazy, w której się odchudzałam, nie mam zdjęć, gdy moja waga pokazała 86 kg.

POSTANOWIŁAM SIĘ PODZIELIĆ Z KOTECZKAMI SWOIM PODSUMOWANIEM

Kiedyś pokazałam nóżki, teraz pokażę brzuszek. Nad nim wciąż chcę pracować!!! Siedzę i mam oponkę (a nawet dwie) ;) Skóra rozciągnięta została, chociaż jest o niebo lepiej niż było...

Dobra, a teraz popatrzcie Kiciusie :)






I zdjęcia z dzisiaj:






Dobra, obnażyłam się, uff.... A teraz idę jeść

Mam dzisiaj szaloną ochotę na .... wątróbkę !!!!
Pierwszy raz w życiu !!!!

Nie wiem co mi jest


Ściskam Was bardzo, bardzo, bardzo mocno !!!!! I życzę udanego wieczoru !!!

Ja mam w planach wyjście do knajpy. Na piwo ?.... Albo wino.
Nie wiem jeszcze ;P
Leczę się wciąż.
Jutro bieganie.

Wczoraj przebiegłam 10 km !!! :):):):)


Lecę, papapa!!!! :):):)

27 czerwca 2013 , Komentarze (12)

Jestem.

Żyję!

Nie przepadłam !!!


***

Cześć Kiciusie !!!!!

To ja, Tazik, pamiętacie mnie jeszcze??

LATO PRZYSZŁO ...!!!

Aż się wierzyć nie chce, jak to zleciało.

Nie było mnie, zajęłam się w 150% studiami i pracą magisterską, co zaowocowało tym, że będę się bronić z terminie :)) Obrona za tydzień- stresuję się!! :))

Powoli leczę rany, prostuję placki i głowę trzymam w górze.
Serducho wciąż boli, ale nie poddaję się.

Na zły humor mam dwie rady. Jedną dobrą drugą złą. Dobra rada to bieganie, które mi bardzooo, bardzoooo pomaga! I w trzymaniu wagi (przytyłabym już pewnie ze 100kg)...
A drugie czym się leczę to piwo, które niestety wyjątkowo mi smakuje tego lata.

W te najgorsze upały szłam biegać ok. 21:00, brałam bidon z wodą lekko gazowaną z cytryną i dawałam radę :)) Biegam sobie po 5-6 km przeważnie, ale zdarzają się wyjątki po 10 km :) LUBIĘ te wyjątki!!! :))

Waga? 75 ze skłonnością do 74.
Generalnie od miesiąca mam stabilizację. Zdrowo.

Jak na to, że mogłabym przytyć z 10 kg, to naprawdę jest ok :))

Dzięki Ci, bieganie!!! Jak zwykle mnie ratujesz...:))

Z jedzeniem mam gorzej. Owszem, pewne nawyki weszły mi w krew, ale mogłoby być lepiej :)) Cieszę się, że jedząc wszystko- nie tyję. Ale wiem, że to może mi grozić, więc mimo wszystko muszę się bardzo pilnować.

TAKIE ROBIĘ BŁĘDY JAK np. dzisiejszy- na przykład mama upiekła pyszne, domowe ciastka. Zjadłam z 20 sztuk. Za chwilę szykuję się na trening, mam nadzieję dzisiaj na 10 km :)) Spalę te ciastka, co nie? ;)) Więc sami rozumiecie- nie tyję, bo spalam to, co pożrę.

Zwalam wszystko na swój zły nastrój i natłok stresu na uczelni. Liczę, że wrócę do dawnego jedzenia takiego uporządkowanego... Zwłaszcza, że tyle teraz pysznych rzeczy na straganach i w ogródkach...
Truskaweczki, sałata, bób, czereśnie... Mniaaaam...:):):)

Kicie, jestem tutaj, nie zapomniałam o Was, trzymam za was kciuki, wybaczcie, że nie pisze i nie komentuję, ale poprawię się!!!

A tymczasem- patrzcie jaka cudowna pogoda na bieganie!!!!! Buty zakładać i heja!!!! :):):):)


Ja idę spalić ciastka Buziaczki!! :*