Rukola, podsmażone kawałki piersi z kurczaka, pomidor, papryka, rodzynki. Do tego dressing: łyżeczka miodu, 2 łyżeczki musztardy francuskiej, kilka kropli cytryny. PYCHA:)
Ostatnio dodane zdjęcia
Znajomi (26)
Ulubione
O mnie
Archiwum
Informacje o pamiętniku:
Odwiedzin: | 29978 |
Komentarzy: | 177 |
Założony: | 8 kwietnia 2013 |
Ostatni wpis: | 10 marca 2015 |
kobieta, 42 lat, Zielona Góra
174 cm, 90.00 kg więcej o mnie
Postępy w odchudzaniu
Rukola, podsmażone kawałki piersi z kurczaka, pomidor, papryka, rodzynki. Do tego dressing: łyżeczka miodu, 2 łyżeczki musztardy francuskiej, kilka kropli cytryny. PYCHA:)
Oto jak się ostatnio odżywiam: fotomenu hurtowe:)
1. Owsianka na wodzie z jabłkiem, cynamonem i rodzynkami
2. Czekoladowy shake: maślanka, banan, kakao
3. Szpinakowy makaron pełnoziarnisty
4. Indyk z warzywami (cebula, seler, fasola) i brązowym ryżem
5. Jajecznica z awokado
6. Serek wiejski z ananasem, cynamonem i sezamem
7. Ryba pieczona w folii z warzywami, kasza, fasolka szparagowa
8. Mus czekoladowy (awokado, banan, kakao, miód)
9. Koktajl (sok jabłkowy, banan, szpinak)
Oczywiście, nie mam pojęcia jak te durnowate zdjęcia poobracać, wszystkie robione tym samym telefonem i w tej samej pozycji, ech... W każdym razie, staram się odkrywać nowe smaki i coraz lepiej mi to idzie:) A numer 9 to obecnie ulubiony napój mojego syna - w życiu bym nie przypuszczała:))
Serio pytam. Od soboty jestem na Nowej Smacznie Dopasowanej, znów zaczęłam gotować sobie obiady, przygotowuję posiłki (notabene, bardzo mi wszystko smakuje). Czuję się dobrze, wręcz rewelacyjnie, mam dużo energii i na oko już jakieś tam dekagramy spadły (ważenie w piątek).
I teraz porównam to z sytuacją sprzed tygodnia: nie chce mi się gotować dla jednej osoby (mały je w przedszkolu), więc wracam po pracy (do pracy nie biorę śniadania, więc kupuję jakąś drożdżówkę albo inne gówno) głodna. Wpycham w siebie 4-5 kanapek albo pizzę mrożoną kupioną po drodze. Wieczorem coś by się zjadło do książki, więc 3 paczki słonecznika solonego, każda po 80g, do tego coś słodkiego (np. jakieś zachomikowane Kinderki małego z braku laku), potem jeszcze trochę Camemberta (albo cały), wszystko podlane winem. Czuję się ciężka, obrzmiała, spuchnięta. Kilogramy idą w górę (do obecnych 91). Źle śpię. Powieki mi latają w dzień, bo piję dużo kawy, a przy takiej diecie nie mam wcale magnezu. Cera - tragiczna: pryszcze, worki pod oczami, zmarszczki. Wyglądam okropnie, czuję się jeszcze gorzej.
Zapytam więc jeszcze raz: dlaczego tak trudno nam wytrzymać na diecie? Serio, czy te sesje obżarstwa komukolwiek sprawiają przyjemność?
To już za mną. Chciałabym obiecać, że już nigdy się nie złamię, nie najem słodyczy / czipsów / pizzy / słonecznika / czegokolwiek. Ale wiadomo jak to jest z nami, grubasami. Można tylko mieć nadzieję...
Wczoraj 30 minut przebiegnięte - nie można???? Pewnie, że można! Przepraszam za arogancki styl wpisu, ale pękam z dumy - takie cuda jeszcze mi się nie udały w życiu:)) Jutro znów biegnę, nawet jeśli nie uda mi się powtórzyć mojego wyczynu, to jednak uważam, że zaliczyłam przełom:)
Postanowiłam zacząć od początku, bo przez te kilka tygodni nicnierobienia niestety, ale forma siadła. Oto mój plan biegowy:
Plan pochodzi ze strony treningbiegacza.pl. Na razie mam za sobą dwa treningi z pierwszego tygodnia. Chciałabym biegać 4 razy w tygodniu, mam nadzieję, że mi to wyjdzie. Teraz, kiedy jestem sama z synem, jest coraz trudniej znaleźć chwilę na wyjście w teren, ale dam radę.
Tydzień pierwszy (16 - 22. 08. 2015):
1. Sobota - ZALICZONY
2. Niedziela - ZALICZONY
3. Środa
4. Czwartek
Menu na jutro:
https://app.vitalia.pl/dziennik/mojeprodukty/90ab03
Poświęciłam czas na ilewazy.pl i oto co mi wyszło:
https://app.vitalia.pl/dziennik/mojeprodukty/7707d3
Wklejam tu ku pamięci, co by jutro się tego trzymać bez podżerania:)
Zobacz produkty z mojego kalkulatora kaloriiZmiany, zmiany... odeszłam od męża.
Zdecydowałam się na ten krok ku zdumieniu całego mojego otoczenia. No bo o co chodzi? Nie bije, nie pije (za często), nie zdradza (chociaż ktoby tam dał głowę...). No cóż, dużo by opowiadać. Najważniejsze, że już od długiego czasu żyliśmy jak współlokatorzy, i to tacy, którzy nie mają ze sobą zbyt wiele wspólnego. O miłości - w każdym tego słowa znaczeniu - od dawna nie było mowy. Półtora miesiąca temu wydarzyło się coś, o czym nie będę tu pisać, bo to jednak zbyt już osobiste. Ale w każdym razie ta jedna rzecz przeważyła szalę. Poprosiłam go, żeby się wyprowadził. Bez zbędnych histerii. On próbował oponować, ale byłam zdecydowana. Nie żałowałam ani przez chwilę. Czasami wcześniej budziłam się w nocy, patrzyłam na mojego męża, śpiącego obok i zalewało mnie przerażenie. "To tak ma wyglądać moje życie za 30 lat?" - myślałam w panice. To była dobra decyzja. Jak już zaczynać od nowa, to w wieku 32 lat, a nie 52.
Wiem, że gdzieś tam istnieje kobieta, z którą kiedyś zwiąże się mój mąż (życzę mu tego z całego serca), która pomyśli: "O co tej babie chodziło? To przecież świetny facet!". Owszem, świetny, ale nie dla mnie.
Co do wagi, jest trochę wyżej niż na pasku, o kilka kilo, ale dziś biegałam (powoli odzyskuję formę) i jadłam normalnie, tzn. zdrowo i bez obżerania się. Walczę dalej o siebie samą, którą nareszcie zaakceptuję w pełni.