z taką konkluzją wyszłam wczoraj z pracy. Moja koleżanka zwalniała się do dentysty. Zależało jej, żeby wskoczyć do domu, ale nie po to, by umyć zęby, tylko wykąpać się, ułożyć włosy, załozyć najlepsze ciuchy i pół kilo bizuterii. Zdziwiona zapytałam, czy na pewno wszystko z nią ok? Odpowiedziała, że kiedy była u tego samego dentysty trzy miesiące temu - po prostu w dresach, potraktował ją jak śmiecia, kogoś, z kim nie ma o czym rozmawiać; potraktował szybko i zgóry. Po powrocie dzwoniła, co mnie natchnęło do tego zapisu.
- Słuchaj - mówi - jak królowa angielska na salonach. - Może wody, może tv, może prasa w trakcie oczekiwania. Może takie leczenie, może siakie, a kiedy pani pasuje przyjechać, my dopasujemy sie do pani i takie tam. Wyszłam i powiedziałam, że dziekuję, ale nie jestem zadowolona z pańskich usług, więc zmieniam lecznicę. Zdziwiony był i skonsternowany przez dobrą minutę.
Wściekła była jeszcze, kiedy do mnie dzwoniła. Kiepski lekarz, szufladkuje ludzi. Powiedziała, że więcej takich sytuacji miała w życiu. A ponoć nie szata zdobi człowieka.