Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Nadwaga towarzyszy mi od podstawówki, a od okolic 15 r.ż. pozostaję z nią w stanie walki przeplatanej rezygnacją. Moja waga zazwyczaj waha się w przedziale 70-75kg (w najgorszym momencie 86kg). Kiedyś moim największym marzeniem było zobaczyć siebie 20kg lżejszą, obecnie nie wierzę, że to cokolwiek zmieniłoby na lepsze.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 13934
Komentarzy: 117
Założony: 15 maja 2013
Ostatni wpis: 16 października 2024

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
bona-sforza

kobieta, 33 lat, Warszawa

165 cm, 70.40 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

14 października 2024 , Skomentuj

Po momencie przed tragedią wydarzyła się tragedia. Przez te kilka dni spokojnie pochłonęłam nadlimitowe 14k kcal, co powinno być równoznaczne z nabraniem dodatkowych 2kg masy. Nie rozumiem tego co się ze mną dzieje. Mam wrażenie, że te wszystkie gadki o odczuwaniu niepokoju to tylko wymówka dla obżerania. Wszystko jest lepsze niż kiedykolwiek a ja nadal się obżeram? Czy to jakieś końcoworoczne odreagowanie nieco głodówkowego 2024?

Sytuacja na pewno jest nowa. Jestem teraz w związku, w którym ja i mieszkanie musimy być na bieżąco ogarnięci, bo spotkanie może nastąpić całkowicie spontanicznie, a nie raz na kwartał jak do tej pory. I to jest dobre, ale na pewno nowe i angażujące. Lada dzień wracam do pracy. Po dwóch latach bezrobocia. Spora zmiana, ale też raczej dobra. Odejdzie napięcie związane z przeżeraniem oszczędności i brakiem płynności finansowej. Dojdzie milion napięć związanych z funkcjonowaniem między ludźmi, z pracą, ze sprawdzaniem siebie, zgrzytem superego z id. Ale przypominam sobie mimowolnie wczorajszy dzień spędzony z księciem i myślę sobie: idę w to totalnie, na 200%. On jest absolutnie niesamowity.

No, to teraz tylko jak przestać żreć? Spacery pomagają, to wiadomo. Tylko kurczę, nie potrafię ich wcisnąć w rozkład dnia. Jeśli, tak jak dotychczas, miałabym chodzić o 4-5 nad ranem, to potem w ciągu dnia jestem zupełnie nie do życia. Chodząc za dnia, kiedy jest jasno czuję się niekomfortowo. No i jak pójdę do roboty to taka pora odpada ze względów technicznych. Pod wieczór z kolei zauważyłam (wieki temu, więc to równie dobrze może być wymyślona wymówka :P), że ciężej mi się po takim spacerze zasypia. Cóż zrobić w tej sytuacji? Próbować! Jak nie drzwiami to oknem. I nie żreć.


11 października 2024 , Komentarze (1)


Cieszę się, że zważyłam się akurat w tym momencie, bo te 70kg bym nazwała takim "momentem przed tragedią". Nie jest dobrze, wiadomo, ale trochę wysiłku i już będzie 6 z przodu. Póki co drugi bezgrzeszny dzień za mną. Co prawda zabrakło spaceru, ale wyjątkowo nie wynikało to z lenistwa.

Samopoczucie w porządku chociaż pojawiają mi się przebłyski świadomości typu "co ja zrobiłam" w odniesieniu do mojej błyskawicznej przeprowadzki. Zrobiłam to zrobiłam, po co drążyć temat :P Nie powiem żeby działa mi się krzywda. To całkiem fajne miejsce do życia. Mam tu wszystko czego mi potrzeba i jednocześnie nie ma moich ulubionych sąsiadów, więc może to nawet zmiana na plus? Na pewno na plus biorąc pod uwagę obecność mojego księcia! Tylko wiadomo, nie byłabym sobą, gdybym z tyłu głowy nie szykowała się na scenariusz bez happy endu. Szukam więc potencjalnie pozytywnych aspektów swojego szaleństwa niezwiązanych bezpośrednio z księciem.

Budowanie życia w zupełnie nowym miejscu nie jest jednak tak proste jak mi się wydawało. Już zaczynając od takiej prozaicznej rzeczy jak wyjście na spacer. Chodników i parków co prawda tutaj nie brakuje, ale jeszcze nie wiem, które części i zakamarki miasta są mniej bezpieczne, więc eksplorację uskuteczniam z pewną niechęcią i lękiem. Księciu nie jest pierwotnie stąd, więc też abstrahując od jego zapracowania nie może mi robić za przewodnika. W tym jednak co może daje mi z siebie 100%. W życiu nie miałam tak zaangażowanego mężczyzny i to mnie utwierdza w przekonaniu, że podjęłam jedyną absolutnie słuszną decyzję.

9 października 2024 , Komentarze (1)

Na spacer poszłam, zważyć się zapomniałam. Zrobiłam 12km licząc łącznie z kręceniem się po sklepie. Czuję się niedospana i trochę wypruta, ale to raczej kwestia niewystarczającej ilości snu dziś. Najbardziej by mi odpowiadało kłaść się o 19 i wstawać o 3, ale wtedy bym się rozmijała z moim księciem z bajki. Ogólnie trochę poddenerwowana jestem, bo za 2 tygodnie mam zacząć pracę w nowym miejscu. Zrobiłam już badania, ale jedna formalność z przyczyn technicznych nie jest dopięta, a kobieta odpowiedzialna za moją rekrutację poszła na urlop i ma wrócić dopiero w dniu podpisania umowy. Szanse na to, że coś pójdzie nie tak oceniam na spore. To nie jest tak, że umrę z głodu jeśli lada dzień nie pójdę do roboty, ale tak długie czekanie bez gwarancji powodzenia sprawy jest emocjonalnie absorbujące i raczej wyczerpujące.

8 października 2024 , Komentarze (1)

Stara, głupia, znowu gruba, ale... zakochana do szaleństwa. Szaleństwa tak wielkiego, że po jakichś 3 tygodniach znajomości przeprowadziłam się do innego miasta, bliżej mojego mężczyzny. Trochę dziwnie brzmi mi ten "mój mężczyzna", bo raczej liche to "posiadanie" po ledwie kilku tygodniach znajomości, ale może zadziała to jak zaklęcie? Nie wierzyłam, że kiedykolwiek jeszcze poczuję się tak zakochana, że spotkam tak cudownego człowieka, i że w ogóle ten człowiek się mną zainteresuje.

Jednak z tymi cudownymi mężczyznami jest ten jeden problem, że nie są zdesperowani i nie jest im wszystko jedno. Tak więc obok silnego zachwytu i miłosnego haju zaczęłam też odczuwać spory niepokój w związku z moją niewystarczalnością. Niepokój, który paradoksalnie zażeram bez opamiętania. Mam wrażenie, że w ciągu miesiąca przytyłam jakieś 10kg. I to jest ten moment kiedy muszę powiedzieć "dość". Liczę na to, że vitaliowy pamiętnik pomoże mi nieco poukładać myśli.

Jutro jest dzień stanięcia oko w oko z prawdą - dzień ważenia. Widzę, że jest bardzo źle, podejrzewam, że waga może wskazać nawet 75kg. Trzeba to koniecznie zweryfikować i brać się do roboty. Zamierzam wrócić do spacerów i oczywiście trzymać dietę, ale może na początek bez eksperymentów typu bracia Rodzeń.

17 sierpnia 2024 , Komentarze (2)

Zniknęłam. Trochę popłynęłam. Trochę rzuciłam się w wir. Kiedy już wiedziałam, że znów nie mam kontroli nad ilością przyjmowanego żarcia, walnęłam pięścią w stół - w 4 dni spakowałam się i spontanicznie pojechałam na północny odcinek Green Velo. 8 dni w rowerowym siodle, średnio 70km/dzień, spanie w namiocie, jedzenie kupowane na bieżąco z Biedronki. Zaskoczona byłam, że daję radę, że wcale nie potrzebowałam wielomiesięcznych treningów, drogiego ekwipunku, że potrafiłam pokonać swoje lęki przed awarią roweru, przed własną nieporadnością, zaufałam sobie i na moment poczułam się wolna.


Odpoczęłam od sąsiadów i od gołębi, ale w pewnym momencie mimo wszystko poczułam zmęczenie, jakąś irytację sobą. Czułam, że nie potrafię cieszyć się tą wyprawą, nie ciekawiły mnie poszczególne mijane miejscowości, zabytki, napotkane dzikie zwierzęta, po prostu zaliczałam kilometry. Jednocześnie zastanawiałam się, komu właściwie chcę zaimponować, skoro wyrzuciłam już wszystkich ze swojego życia. Chociaż planowo chciałam zrobić kółko na mapie i zamknąć wyprawę w 12 dniach, 8 dnia po dotarciu do Ełku, kiedy zobaczyłam, że jest połączenie kolejowe z moją miejscowością uznałam, że już starczy.


Wróciłam. Na portalu randkowym zaczęłam korespondować z jednym jegomościem, ale widząc jak opornie to idzie znowu zaczęłam czuć frustrację. Nawet nie wiem kiedy wypatrzyłam, że ruszyły zapisy na pieszą pielgrzymkę na Jasną Górę. Całe życie nieśmiało czekałam aż znajdzie się ktoś z kim mogłabym pójść.. tyle lat czekać, chyba już starczy - pomyślałam. Walnęłam pięścią w stół po raz drugi i zapisałam się sama.


Nigdy nie byłam szczególnie pobożna, ale uważam to wydarzenie za jedno z lepszych jeśli nie najlepsze w życiu. Na Green Velo się wypłakałam, w drodze na Jasną Górę doznałam z kolei ukojenia. Rozpoczynając wędrówkę tak właściwie do końca nie wiedziałam jak się odmawia różaniec, dzisiaj jest to dla mnie absolutnie najlepsza forma medytacji. Żałuję jedynie, że nie odważyłam się wyspowiadać. Może łatwiej byłoby mi teraz zachować ten cudowny pielgrzymkowy nastrój radości i spokoju.


Takie rzeczy niestety łatwo pryskają jeśli wpuszczasz do życia nieodpowiednie osoby. Tak się złożyło, że na chwilę przed wyjściem na pielgrzymkę nawiązałam korespondencyjną znajomość z ewidentnym (kolejnym) narcyzem. Tłumaczę sobie, że to tylko na chwilę, że po prostu trochę sobie na niego popatrzę, popodziwiam, poczytam co ma mi do napisania. Jest wybuchowo, blokujemy się, potem przepraszamy, a właściwie ja przepraszam, bo on narcyz, wiadomo. Już zdążyłam go swoją drogą złapać na kłamstwie. Stara i głupia.. ale w końcu szczupła!

Chociaż jeszcze się cykam wejść na wagę, bo żeby być zadowoloną, musiałabym zobaczyć wynik <58kg.

30 kwietnia 2024 , Komentarze (3)

Wywaliłam się tak na tych węglach, że aż przykro patrzeć. Chociaż mam przeczucie, że do tego upadku wcale by nie doszło, gdybym nie reaktywowała kontaktów z chłopem. Czuję niepokój, wyczerpanie, rozczarowanie, upokorzenie. Na poziomie emocji nie chcę mieć z nim nic wspólnego, stąd wręcz fizyczny opór przed tym żeby jakkolwiek angażować się i cokolwiek przygotować na jego przyjazd. Jedyne co by mogło rozpalić na powrót jakąś iskrę to jego skrucha, przyznanie się, że nawalił i podjęcie konkretnych kroków w celu naprawy stworzonego stanu rzeczy, ale nic z tego nie ma miejsca. Dużo mówi, dużo pustych treści, dużo przytakiwania i zero mierzalnych działań. Nawet nie jestem przekonana czy te zdawkowe przeprosiny czynił z przekonania, czy po prostu tak mu się skalkulowało. Czy to w ogóle były przeprosiny? I za co? Za to, że okłamywał czy bardziej za to, że dał się złapać na kłamstwach?

Tylko rozum nie pozwala mi odpuścić. Po trzydziestce poznawanie nowych ludzi to koszmar, a przecież nie ma gwarancji, że nie trafię na kolejnego gnojka, który będzie się dobrze maskował. Dobrze wiem, że może być gorzej.

25 kwietnia 2024 , Komentarze (3)

Musiałam zniknąć, bo od połowy lutego zaliczałam napad obżarstwa za napadem. Niby nic nadzwyczajnego, ale gdybym miała to dokumentować wpisami czułabym się jeszcze bardziej nieudolnie. Ogólnie bałam się wagi jak diabeł wody święconej, a bez wagi o czym tu pisać? Coś tam mi jednak spadło, czułam po ubraniach i nawet zaczęłam zauważać to w lustrze. Najwidoczniej przyjęcie zasady, że nie dopuszczę do kolejnego napadu aż nie wyzeruję dodatkową aktywnością nadwyżki z poprzedniego okazało się trafne. Dzisiaj, po 2,5 miesiąca stanęłam na wadze i szczęśliwie się nie rozczarowałam. Ważę 61,7kg, od ostatniego pomiaru jest mnie mniej o 3,8kg. To absolutnie najniższa udokumentowana masa ciała jaką miałam w dorosłym życiu.

Ciekawość nie była jednak moim jedynym motywatorem do stanięcia na wadze. Od tygodnia zaczęłam się przyglądać treściom produkowanym przez braci Rodzeń i pomyślałam, że właściwie jestem już blisko promowanemu przez nich stylowi żywienia, więc czemu by nie spróbować wejść głębiej. No i jak to przy eksperymentach, dobrze określić w jakich warunkach eksperyment się rozpoczyna.

Sama dieta nie zawiera jakichś innowacyjnych elementów, z którymi nie spotkałabym się wcześniej. Jest okienko żywieniowe i nacisk na redukcję spożycia węglowodanów na rzecz tłuszczu i białka, czyli właściwie klasyczne keto. Do tego jeszcze suplementacja witaminą D, magnezem i potasem. Całość ubrana w dość sekciarski klimat, co nieco mnie odstręcza, ale z drugiej strony chcę zaufać ich lekarskiemu autorytetowi. W końcu jakiś bat w postaci NIL-u nad sobą mają, więc tak całkiem na grubo lecieć nie mogą - myślę sobie.

Okienko żywieniowe mam już wdrożone co najmniej od końcówki zeszłego roku: śniadanie 9-10, obiadokolacja 15-16. Przed śniadaniem czarna kawa bez cukru, między posiłkami woda, czasem jakieś zioła. Dwa posiłki w ciągu dnia, bez przekąsek. Od dwóch dni ograniczyłam węglowodany do <100g/dzień, wcześniej <150g/dzień, docelowo chcę zejść <50g/dzień, ale staram się nie spieszyć, bo wyczuwam, że mogę się na tym wywalić. Dzisiaj na przykład obudziłam się po 3 godzinach snu, ciekawe czy to za sprawą tych niskich węgli i jak to się rozwinie. Dwa dni temu też zaczęłam suplementację w schemacie:

  • witamina D (Vigantol krople) śniadanie 6000IU, obiadokolacja 2000IU
  • magnez (cytrynian magnezu proszek rozpuszczany w wodzie) śniadanie 300mg, obiadokolacja 400mg
  • potas (cytrynian potasu proszek rozpuszczany w wodzie) 3000mg pite w ciągu dnia z wodą

Zdaję sobie sprawę, że to wysokie dawki, będę się na pewno bacznie obserwować.

Zdjęcia, muszę koniecznie zrobić zdjęcia porównawcze! Prawie 8kg różnicy od ostatniego zdjęcia powinno być już widoczne.

Zbieram się powoli, bo dzisiaj promka w Biedronce na bakalie BakaD'Or 2+2. Wcześniej jeszcze jakiś energiczny spacer zrobię.

25 lutego 2024 , Komentarze (2)

Wróciłam nim zdążyłam wyjechać. Miałam ciężki czas i mam nadal, jak zwykle przecież. Kropka. Dzisiaj przeżyłam jednak tak fajny dzień, że zachciało mi się to jakoś utrwalić. Słoneczko kochane wyszło tak spektakularnie, że jak z automatu, bez żadnych pertaktacji z sobą, wyskoczyłam z łóżka, umyłam się i poszłam na rower. Bez atakowania się myślami, że za późna pora, za dużo ludzi, samochodów, zgiełku. I cel wybrany jakby intuicyjnie, a jakże trafiony!

Nie mogłam się nadziwić, że takie eleganckie ścieżki mi pobudowali w zaledwie kilka lat odkąd brodziłam tam w błocie ostatnim razem. Jestem bardzo podekscytowana, bo chociaż ceniłam sobie te zakątki to jednak rzadko tam bywałam. Do tej pory przez większość trasy było się skazanym na jazdę ramię w ramię z samochodami. Pobocze właściwie nie istniało, nawierzchnia była słaba. Teraz nie mam wymówki, trasa jest naprawdę cudna, istne spełnienie marzeń cyklisty. Co prawda w dzisiejszym wariancie nie wykręciłam dużo, ledwo 20km i to w tempie zagubionego turysty, ale z tego co widzę na mapie potencjał jest ogromny. Cieszy mnie to i cieszy wiosenna aura, dawno nie byłam tak głodna wrażeń.


Waga nieznana. Odpuściłam zwyczajowe ważenie w piątek, bo w wyniku walentynkowych wydarzeń zrobiłam sobie odroczony tłusty czwartek. Kupiłam co tam mi się podobało, między innymi brownie z Wedla (na punkcie którego dostałam fioła od pierwszego zobaczenia w gazetce) i żarłam przez 2 dni. Pękło jakieś 6000 kcal w tych zakupach, ale szczerze nie mam poczucia winy, nawet mnie to jakoś specjalnie nie podłamało. Po prostu skoro sobie pożarłam więcej te kilka dni temu to teraz jem mniej, ale też bez przesady. Nie rozpaczam. Działałam całkowicie świadomie. Chyba nawet już wyszłam na zero. Wracam do ważenia w tym tygodniu.

14 lutego 2024 , Komentarze (2)


Fajnie, że waga wróciła do niższej wartości, ale i tak nie zgadza się to zupełnie z moimi wyliczeniami. Co prawda ważenie dwa dni wcześniej, ale nie sądzę żeby to wiele zmieniało. W tym tygodniu zero ruchu poza drobnym krzątaniem się po mieszkaniu i pakowaniem rzeczy na wyjazd. Deficyt utrzymany, 1350kcal/dzień. Sen raczej słaby, tylko jednego dnia udało mi się przespać ponad 8 godzin. Swoją drogą, jak sobie wtedy pospałam to nie mogłam wyjść ze zdumienia jakie wszystko wydaje się prostsze. Liczę, że na wyjeździe odeśpię te ostatnie tygodnie. W końcu nie będę musiała spać w zatyczkach, które mnie uwierają i przedłużaniu snu raczej nie służą.

Nie wiem jak będzie z ważeniem w kolejnych tygodniach, bo moja domowa waga zostaje w mieszkaniu. Chłop jakąś tam wagę u siebie ma, ale na ile sprawną tego nie wiem. Boję się, że jak zacznę się ważyć na innym sprzęcie to zobaczę wyniki, na które mogę nie być gotowa. No, ale kontrolować się trzeba.

Słabo wybrałam sobie termin na ten wyjazd. Zaraz dopadną mnie przedokresowe humorki, a tu przecież dobrze byłoby się zaprezentować z jak najlepszej strony. Jest niemal przesądzone, że na dniach poznam mamę chłopa. To dla mnie większe wyzwanie niż wszelkie rekrutacje. Szalenie mnie to stresuje. Staram się o tym nie myśleć na zmianę modląc się o to by szanowna pani mama dała mi choć tydzień na aklimatyzację w nowym miejscu. Jedno jest pewne, odwrotu już nie ma, muszę się odnaleźć. Muszę się skonfrontować z rzeczywistością, taka jaka jestem i tak jak potrafię.

9 lutego 2024 , Komentarze (3)


Kolejne 0,5kg na plusie

Jak to się do cholery dzieje ?!?!?!?!?

Muszę odpuścić, bo zwariuję.