Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

woda i ogień

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 3426
Komentarzy: 18
Założony: 5 września 2013
Ostatni wpis: 2 stycznia 2014

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
inpariswithlove

kobieta, 37 lat, Wrocław

178 cm, 82.60 kg więcej o mnie

Postanowienie noworoczne: schudnąć cokolwiek...

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

7 września 2013 , Skomentuj

Wstałam !! <jupi> Sama w to nie wierzę, ale wstałam. Postanowiłam wczoraj, że dziś z rana pójdę na fitness, problem w tym, że jestem strasznym śpiochem i perspektywa porannego wstawania nie napawa mnie optymizmem. Otworzyłam oko o 8 i standardowo wyłączyłam budzik z myślą, że może jednak pójdę później, albo pobiegam albo coś... Przeczuwając jednak, że stanie na "coś" czyli na niczym, zwlekłam się z wyra o 8.30, zjadłam lekkie śniadanie: jogurt naturalny, kilka truskawek, borówek, banan, po czym wyruszyłam na fitness. Okazało się, że oczywiście była to dobra decyzja - zajęcia prowadziła moja ulubiona instruktorka, która daje mega wycisk :) I tak po godzince ciężkiej harówy wróciłam do domu szczęśliwa, że nie uległam lenistwu... :)

6 września 2013 , Komentarze (2)

Odniosłam dziś w swoim mniemaniu pierwszy malusieńki sukces na drodze do pokonania swojego lenistwa :) jestem po prawie nieprzespanej nocy (4h, nawet 8h to dla mnie jak nieprzespana, niestety należę do grupy rasowych susłów ;-)) w związku z czym postanowiłam, że cały dzisiejszy dzień będę gnić nie robiąc totalnie nic i żadna siła nie ruszy mnie z domu. Tak też się stało, przynajmniej przez większą część dnia, aż dotarłam do momentu popołudniowej kawy i tu się zaczęły schody... no bo jak to, to niby dieta, trzeba uważać mniej więcej co się je, a tu popołudniowa kawa - chwila przyjemności nawet w najgorszym dniu, a jak kawa to i coś słodkiego do kawy...
Doszło do zaciekłej walki dobra ze złem - 'zjeść ten pasek czekolady czy nie zjeść?' - zaiste oto jest pytanie ;-) na szczęście siły dobra zwyciężyły, co więcej, nie dość, że nie zjadłam czekolady, to jeszcze stwierdziłam, że jednak zmuszę się do jakiejś aktywności i poszłam pobiegać. W zasadzie ku ścisłości był to bardziej trucht niż bieg (średnia prędkość wg Endomondo -7,26 km/h  czyli szału nie ma, ale dobre i to).
Fakt, iż zdecydowałam się zacząć biegać (było to kiedyś tam, nie robię tego niestety regularnie, ale truchtam sobie ogółem nie od dziś) jest dla mnie samej fenomenem. Odkąd pamiętam nie znosiłam biegać. W szkole zawsze byłam największa, w związku z czym większość sportów, na czele z bieganiem sprawiało mi większy bądź mniejszy problem. I nagle bach, na studiach, poszłam pobiegać, zdaje się, że było to nawet zimą i niespodziewanie okazało się, że wcale nie jest to takie okropne jak było w czasach szkolnych, co więcej energia po powrocie z przebieżki była tak niesamowita, że chciało się skakać do góry, no i satysfakcja - pokonałam kolejną barierę, zrobiłam coś, co kiedyś wydawało mi się nierealne...
Dziś jestem po 7 km przebieżce, w zasadzie miałam nadzieję, że dobiję do 10 km, ale ostatecznie i tak jestem zadowolona. Jeżeli weźmiemy pod uwagę fakt, iż właśnie wróciłam z 10-dniowych wakacji,  na których powiedzmy to sobie szczerze - nie oszczędzałam się (tu piwko, tam kebab, to kolacja w Macu, to lody), to moje 7 km jest mega wyczynem ;-) Jeżeli chodzi o moją dzisiejszą dietę, to nie była ona dietą marzeń, więc nie będę się o tym rozpisywać, ale od jutra wprowadzę więcej restrykcji... Mam zamiar zacząć dzień od porannego wypadu na aerobik... Oby udało mi się wstać... :)

p.s jedna z moich ulubionych piosenek do biegania, daje mega kopa kiedy człowiek zaczyna dogorywać... polecam :)