Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

"Ciężko mi walczyć ze sobą i swoimi słabościami, szybko się poddaję i czuję, że tym razem też mi się nie uda...chyba jestem pesymistycznym, malkontentem." - Tak było ale zawzięłam się i staram się z całych sił utrzymywać dietę, raz wychodzi lepiej, raz gorzej (gorzej w weekendy ;)) Chcę schudnąć, dla siebie, dla swojego zdrowia, dla normalnych ubrań i dla lepszego samopoczucia.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 13263
Komentarzy: 242
Założony: 29 grudnia 2013
Ostatni wpis: 11 grudnia 2017

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
SeasonsOfLove

kobieta, 38 lat, Lublin

170 cm, 119.10 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Masa ciała

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

22 czerwca 2015 , Komentarze (7)

Witajcie kochane!

Nie piszę ostatnio nic, ale rano w ramach porannej kawki czytam wasze pamiętniki, tylko ostatnio brakuje mi i czasu i weny na pisanie czegokolwiek. W pracy teraz masa roboty, w domu to samo. Poza tym jak wracam do domu po 8h gapienia się w monitor to rzadko kiedy włączam komputer w domu. 

Przymierzamy się z mężem do remontu naszych dwóch pokoi, na pewno za priorytet stawiamy położenie gładzi (mój mąż ma sam to zrobić a ja bardzo wierzę w to, że mu się to uda) oraz chcemy wycyklinować parkiety. I póki co chyba na tyle nam kasy wystarczy. Później sukcesywnie, chcemy położyć tapety na jednej ścianie a resztę ścian pomalować. Jeśli chodzi o sypialnie to praktycznie są meble, są dodatki, tylko po całym malowaniu, trzeba będzie to w miarę ładnie skomponować ze sobą i będzie super. A salon jest dla nas wyzwaniem. Niby meble też są, ale nie mamy kanapy, póki co mamy narożnik mojego brata, bo mieszkał do tej pory na stancji i u nas była na tzw przechowanie, a teraz wprowadza się do swojego domu, więc nam ten narożnik zabierze i trzeba będzie kupić nowy. Pieniędzy nie mamy za wiele, więc wpadłam na pomysł odnawiania starych rzeczy. Strasznie mi się to podoba i mam ogromny zapał do tego. Chcemy tylko kupić dywan, narożnik i nowe karnisze, a reszta to pełen recykling :)

Mamy w domu stare prl-owskie fotele i już zaczęliśmy je odnawiać, muszę dokupić gąbkę i materiał, mam nadzieję, że uda nam się osiągnąć zamierzony efekt. Chcemy zrobić stolik ze starych skrzynek, chcę też przemalować komodę i szafkę na kolor biały oraz stary rzeźbiony kwietnik również przemalować na biało. Generalnie chcę mieć salon w kolorach szaro-biało-czarnych. Wiem, że czeka nas ogrom pracy, ale z 2 strony nikt nas nie goni. Za priorytet stawiamy sobie tą gładź i cyklinowanie i z tym chcielibyśmy się w czasie urlopu wyrobić, a resztę będziemy powoli w miarę możliwości dokupowali i renomowali. Generalnie nie mogę się doczekać efektu, na pewno wszystkim się Wam pochwalę :)

Z remontem ruszamy w połowie lipca, jeszcze tylko musimy znaleźć w miarę dobrego i taniego cykliniarza. A ja już powoli pakuję rzeczy z regałów i półek i wynoszę na strych, bo wiadomo do gładzi i cyklinowania muszę mieć puste pokoje, więc sukcesywnie wszystko wynoszę.

Co do diety to nie będę się wypowiadała, szlag mnie trafia na siebie samą także bez komentarza.

Obiecałam się pochwalić ogródkiem, zdjęcia robione 2 tygodnie temu, więc dziś już to wygląda zupełnie inaczej, w sensie, że sporo nowych roślin zakwitło, ale chwalę się tym co mam :)

Miłego oglądania i miłego wieczorku papa :)

Nasz rower, teraz już pełen kwiatów.

Otoczki z kamieni i powoli zakwitające aksamitki pod wierzbami.

Moja doniczka z opony.

Nasz "mini skalniak", który w tej chwili jest już cały w kwiatach.

Może któregoś dnia, zrobię jeszcze kilka aktualnych fotek.

8 czerwca 2015 , Komentarze (6)

Ależ na dworze upał, chociaż i tak mniejszy niż wczoraj, bo wczoraj to nawet z domu nie wyszłam za gorąco było. Wieczorem tylko kwiaty podlaliśmy i krzewy wszystkie bo potrzebują wody po takich upałach. Wszystko mi pięknie zaczyna kwitnąć, rosnąć, nie mogę się doczekać, kiedy zakwitną kanny, wczoraj zauważyłam, że moje juki ogrodowe już wypuściły dwa nowe kwiaty, uwielbiam je są przecudne. W tym roku zadbałam też o różę pnącą, w końcu kupiliśmy jej podpory i jak nigdy pnie się po nich i rośnie jak szalona, a róża już wiekowa bo pamiętam ją u nas w ogródku od małego. Tylko walczę z mszycą, albo te środki co mam są za słabe albo one są już takie odporne. W końcu wkurzyłam się wczoraj i polałam je strumieniem wody pod dużym ciśnieniem (bo siedziały na pąkach), pąki nie ucierpiały a mszyca zniknęła, zobaczymy dziś wieczorem czy już z powrotem się pojawiła. Może wieczorem uda mi się znaleźć troszkę czasu to wrzucę tu zdjęcia z mojego ogrodu. Czas ostatnio płynie bardzo szybko, nie mam na nic czasu. Długi weekend zleciał nie wiadomo kiedy, dziś po pracy czeka mnie sprzątanie w domu, bo mąż rozkuł komin w sypialni. Trzeba było tak zrobić bo dzieje się coś złego a tylko z sypialni mamy możliwość zajrzeć do komina i sprawdzić czy nie trzeba go w całości rozbierać (oby nie) i stawiać nowego, bo koszt ogromny a my z kasą mamy krucho teraz. Aż się boję dzwonić do domu.

Z dietą bywa różnie, ja za bardzo kocham jeść. Ale wczoraj przyszedł moment krytycznego załamania i mam nadzieję, że to co działo się wczoraj i to co mnie tak zmotywowało, da mi do myślenia na długo i długo się już nie poddam. Dziś muszę zrobić sobie jakąś wędlinkę drobiową do pracy, bo nie mam już czego na kanapki kłaść.

Dziś na śniadanie zjadłam pół bułki z jajkiem na twardo, popiłam kawą z cukrem w pracy. Na drugie zjadłam 3 połówki brzoskwini z puszki z garścią rodzynek, a za 1,5 godzinki będę jadła leczo na zimno. Zostało mi z obiadu z soboty, prawie same warzywa, bo kiełbaskę wyjedli chłopaki. W domu mam zupę kapuścianą bez zasmażki i cukinię pieczoną z wołowym mięsem mielonym (mam nadzieję, że nie zjedzą mi wszystkiego). O kolacji jeszcze nie myślałam, może jakaś sałatka z tuńczyka, bo mam jeszcze pół puszki otwartej. Staram się jeść co 3 godziny, staram się nie jeść słodyczy, co dziś jest szczególnie trudne bo mam @ póki co mój apetyt na słodkie skutecznie zagłuszyły rodzynki z brzoskwinią.  Póki co nie staję na wagę. Póki co walczę wciąż sama ze sobą, ze swoimi słabościami, głupimi nawykami, przyzwyczajeniami i innymi głupotami, które całe życie robię, robiąc sama sobie ogromną krzywdę.

Zapisałam się na zabiegi na kręgosłup, na wrzesień, fajnie prawda :) mam nadzieję, że do tego czasu będzie mnie już mniej i że zabiegi oraz zrzucenie wagi pomoże mi na mój kręgosłup. Pan ortopeda po zabiegach kazał mi przyjść po kolejne skierowanie na kolejne zabiegi i obiecał, że da radę mnie jeszcze na prostą wyprowadzić. Dlatego po 1 muszę schudnąć dla siebie, dla swojego kręgosłupa, dla zdrowia no i dla nowych ubrań :D

Miłego dnia (pa)

28 maja 2015 , Komentarze (4)

Hej wszystkim!:)

Dziś zaczynam, jestem już gotowa, wczoraj byłam na zakupach kupiłam wszystko co jest mi potrzebne. Miałam zacząć dziś od śniadania w domu, ale niestety zaspałam i zjem dopiero w pracy, nic nie szkodzi jutro będzie lepiej :)

Na dziś mam sałatkę z kurczakiem, kapustą pekińską kukurydzą, papryką, rzodkiewką i kawałeczkiem pora, polane sosem na bazie oliwy z oliwek i ziół i kilka grzanek. Na przegryzkę mam pół marchewki i jabłko. Dziś na plotki wpada przyjaciółka i przydałoby się ją czymś poczęstować. Mam zamiar zrobić cukinie zapiekaną z kurczakiem i pieczarkami i oczywiście odrobiną czosnku, też tak lubicie czosnek?

Wczoraj miałam okropną przygodę z pracownikiem salonu orange. Niech cały świat się dowie jacy imbecyle tam pracują. Do dziś jestem wściekła.Od razu przepraszam za wulgaryzmy, ale no nie da się inaczej.

Dzwonili do nas z orange, że dadzą nam nowy dekoder do videostrady (a ja to mam podłączone w sypialni, w salonie mamy nc+ a w sypialni videostradę), dali nam nowy dekoder super i kazali stary zwrócić w salonie orange w przeciągu 2 tygodni. Zapakowałam w stare pudełko pojechaliśmy, pani nas poinformowała, że musi być upoważnienie od taty bo na niego stoi...ehh poszłam na sklep kupiłam notatnik, zadzwoniłam do taty po nr dowodu i nr PESEL, napisałam sobie upoważnienie, wracamy, pani już nie ma, jest pan i kolejka, czekamy....
Doczekaliśmy się, Pan sprawdza, sprawdza, pyta czy mam skserowany dowód taty?! I tu już moje 1 zagotowanie się w środku, 

- "nie proszę Pana nie mam, ale wszelkie informacje ma pan w komputerze i to powinno panu wystarczyć"

 Ok pan sprawdza dalej, czyta z pudełka co powinno być, co było a czego nie ma. Brakowało kabla scart i uwaga BATERII DO PILOTA!! Pan mnie wkutfił nie powiem inaczej, mówię nie mam kabla, a on do mnie to trzeba kupić i baterie też trzeba kupić!! Jezu tak się wnerwiłam, on mi gada, że dali nam kompletny (z bateriami) to i musimy oddać kompletny (z bateriami) ciśnienie poszło mi na maksa, pytam a co by było gdybym ja panu tego pudełka nie przyniosła i perfidnie wyjęłam całość z pudełka. Co pan by wtedy zrobił? Skąd pan by wiedział, że nie ma kabla i baterii?! 

I tu pierwszy raz pan się zawahał i uruchomił szare komórki, aż się spocił. 

"To on by sobie w komputerze sprawdził" 

Więc się wnerwiłam jeszcze bardziej pytam co jak nie oddam tego dekodera? On nie wie....
To niech pan dzwoni i niech się pan dowie! Dzwoni, kara 600zł!! za kabel i baterie! Mówię mu niech pan powie tej pani/panu z infolinii czego brakuje (kabla i baterii!), nie powiedział. Opitoliłam go i to mocno, nastraszyłam rzecznikiem praw klientów/konsumentów. I wyszłam stamtąd wściekła. 

Pojechaliśmy na zakupy i mówię do męża, że tu też jest salon chodźmy może tu nam przyjmą. Wyjęliśmy już wszystko z pudełka dla bezpieczeństwa idziemy źli, wściekli idziemy. Pan pyta w czym może pomóc. 

Mówimy, że mamy zwrócić dekoder i kładę mu na ladę, pan mówi dobrze, zaczyna wyciągać kartę spisywać numer, więc ja mówię 

"Wie pan umowa jest na tatę ja mam upoważnienie" a Pan mówi do mnie UWAGA "proszę pani w sytuacji zwrotu dekodera nie potrzeba żadnych upoważnień, chodzi o nr karty i dekodera" 

hehe bardzo zabawne, pytam czemu pan z orange w innym salonie kazał mi jechać po upoważnienie i dowód taty? Pan się uśmiechnął i z ironią mi powiedział, że tam mają przestarzałe systemy. Powiedziałam, że robił inne utrudnienia, spytał zaskoczony jakie? Mówię mu: "niech pan dokończy przyjmować a ja panu opowiem wtedy"

Najśmieszniejsze, że pan nawet nie spytał jak się tata nazywa, o nic nie pytał, spisał nr z karty i z dekodera, wydrukował i tyle zabiera sprzęt na magazyn. Pytam go tak "przepraszam a nie sprawdza pan czy nie ma baterii w pilocie?" pan zaskoczony, mówi "nie a po co mi baterie proszę pani?!" pytam "a kabel scart?" 

"Nie proszę pani po co mi to?" Pytam w takim razie po co ten du...ek z tamtego salonu chciał? "Wie pani to wszystko zależy od człowieka, mam nadzieję, że poprawiłem pani humor ;)" 

No pan mi poprawił ale wściekłość nie przeszła, Dawaj z powrotem do tamtego salonu i do tego ch...ka bo inaczej go nie nazwę. Wpadłam tam i nie zważając na klientów (bo już mi nerwy puściły całkiem) mówię "wie pan co udało się!" a on zaskoczony pyta "a gdzie?!" 

Ku....a mać witki mi opadły... "w innym salonie", nawygarniałam mu, że jest niekompetentny i że powinien się doszkolić, dokształcić. On ma wytyczne, a ja do niego, że "nie proszę pana to zależy od człowieka nie od wytycznych i wie pan co się oddaje? oświecę pana oddaje się tylko dekoder i kartę!" Nastraszyliśmy go skargą i w zasadzie to chyba skargę napiszę na niego, bo bencwał jakich mało. Masa ludzi kompetentnych, życzliwych czeka na pracę gdy taki buc siedzi i marnuje czas i pieniądze innych. Wpis  bardzo chaotyczny ale wciąż jeszcze nie mogę dać sobie rady. Jak słyszę słowo BATERIE to chce mi się śmiać i płakać zarazem. 

Czemu w innym salonie wszystko przebiegło bez problemu? A tu łaskawy pan rzuca się o baterie do pilota? To się nadaje do komedii Barei, jestem wściekła naprawdę wściekła, bo przez całą sytuację straciłam 1,5 godziny i nie pozałatwiałam wszystkiego co miałam zaplanowane.

No nic są ludzie i taborety. 

Właśnie jem sobie sałatkę jest pyszna, mniam, mniam i parzy mi się zielona herbatka w sumie zrobiona zupełnie przypadkowo, gdzieś się zaplątała :)

Przepraszam za ten chaotyczny pełen złości i żalu wpis no ale musiałam...

Miłego dnia życzę wszystkim

26 maja 2015 , Komentarze (11)

Ostatnie dni mojego starego życia...

Jutro powinna wpłynąć wypłata na moje konto i od czwartku zaczynam. Mam już jasno określony cel, chociaż co najśmieszniejsze jeszcze się nie zważyłam :) Jutro rano stanę na wagę, zmierzę się tu i ówdzie i zacznę po raz kolejny. Tak bardzo bym chciała żeby mi się w końcu udało. Pierwszy raz się boję, chyba naprawdę bardzo mocno mi zależy skoro towarzyszy mi też strach. Tyle razy zaczynałam i nigdy się nie bałam, to strach przed kolejną porażką, przed tym, że kolejny raz zawiodę na całej linii. A zawodzę samą siebie. 

Dziś Dzień Matki, wszystkim vitaliowym mamom życzę dużo zdrowia, cierpliwości i miłości dla swoich pociech, wspaniałych prezentów i spełnienia marzeń (kwiatek)

Ja dziś pojadę zapalę mamie znicz i pewnie po południu wybierzemy się do teściowej, chociaż mi się za bardzo jechać nie chce. W zasadzie to nie dzień teściowej tylko matki ;) zobaczymy jak to wyjdzie, bo strrrrrasznie nie chce mi się jechać.

Przez pół miesiąca robiłam ogromne czystki w lodówce, w szafkach, w zamrażarce, brakowało nam pieniędzy i byłam do tego zmuszona, ale cieszę się z tego, że nam się udało. Postawiłam sobie za cel, że nie ruszymy oszczędności i nie wejdziemy na debet, że będziemy wyjadali zapasy i wiecie co? Udało mi się! :D jestem z siebie taka dumna. Tylko, że teraz nie mam kompletnie nic w lodówce :) ale to bardzo dobrze, bo nie będzie w niej jedzenia, którego nie chciałabym jeść. Już się nie mogę doczekać jutrzejszych zakupów spożywczych, cieszę się jak dziecko na myśl o tym, że kupię sobie sałatę i pomidora :D 

Wczoraj świętowaliśmy z mężem i całkowicie się obijaliśmy cały dzień, a w domu bałagan, że aż strach. Także dziś powinnam trochę ogarnąć dom, u nas ciągle pada więc pogoda sprzyja bardziej pracom domowym niż ogrodowym. A i w ogrodzie już zaczyna wszystko ładnie rosnąć, a najładniej rośnie badyle :) Także trzeba spinać tyłek i brać się za robotę. 

A teraz uciekam do pracy, tu też już mi narosło, więc dopijam kawkę i zabieram się za papierkową robotę. 

Miłego dnia życzę wszystkim i jeszcze raz najlepszego wszystkim mamom :)

24 maja 2015 , Komentarze (2)

Witam Was wszystkich bardzo gorąco, w tą chłodną i ponurą niedzielę na Lubelszczyźnie ;)

Dziś jestem w domu sama, więc chodzę po domu, obijam się, oglądam filmy, odpoczywam.

Przepraszam za kilkudniową nieobecność, brakuje mi ostatnio czasu zarówno w pracy, jak i w domu więc dziś postaram się nadrobić nieco zaległości.

Zacznę od wrażeń po filmie"Apartament", hmmm...szału nie ma. Uważam, że jest to film zrobiony troszkę na siłę, jak dla mnie troszkę nudnawy, o wiele ciekawsze filmy o Janie Pawle II można znaleźć chociażby na youtube. Film spokojny, pokazujący Ojca Świętego od strony nieco prywatnej, pokazuje jego wycieczki po Alpach, rozmowy z napotkanymi ludźmi, posiłki jakie jadł podczas wędrówek po górach i stosunki panujące w grupie osób mu towarzyszących. Nie zachwycił mnie ten film w żaden szczególny sposób, ale miło popatrzeć na pasję Ojca Świętego, na jego zachwyt nad naturą i na szukanie Boga pośród gór. Jeszcze jedną rzecz uchwyciłam podczas oglądania, ludzie towarzyszący Janowi Pawłowi podczas wycieczek po górach faktycznie stworzyli rodzinę, byli oddanymi sobie i Ojcu Świętemu przyjaciółmi, ale widać jak bardzo w trakcie tych wycieczek Papież odpoczywa, szuka swojej samotni, oni gdzieś tam sobie żartują, śmieją się a Papież siedzi gdzieś na uboczu, zamyślony, spokojny, widać, że w górach odpoczywa.

Dobrze dość o filmie, a po filmie były lody, sponsorowane również przez pracodawcę mojego męża, także zjedliśmy pucharek lodów waniliowych grycana i pojechaliśmy do domu. 

W środę miałam wolne i pojechałam na pierwszą wizytę do pani psycholog. Nie umiem wam jeszcze opowiedzieć dokładnie o moich odczuciach, ponieważ po 1 wizycie nie potrafię wszystkiego scalić do kupy. Na pewno pani psycholog potrafi słuchać i zaangażować się w to co mówię, przy mojej skłonności do szybkiego i chaotycznego opowiadania, pani psycholog bardzo dobrze się we wszystkim łapała. Umówiłam się na kolejną wizytę, wiem że teraz jest dobrze, wróciła dawna Małgosia, ale wiem też i czuję, że tam w środku mnie tylko drzemie i czeka na odpowiedni moment ten tzw. "czarny pies", którego zaczynam się obawiać. Dlatego chcę chodzić do psychologa, chcę sobie pomóc. Zobaczymy co dalej z tego wyniknie.

Nie przynudzając, obiecałam wrzucić fotki moich ubrań z czasów gdy było mnie trochę mniej. Zniosłam 3 ubrania i zrobiłam fotki porównawcze z tymi, które obecnie noszę. Z góry przepraszam za jakość zdjęć, robiłam je na szybko i dla siebie, telefonem by mieć je cały czas pod ręką, więc o to i one:

Ostatnie zdjęcie, coś mi nie wyszło ale nie przeszkadza mi to w tym by mnie motywować. 

MAM NADZIEJĘ, ŻE JUŻ NIEDŁUGO ZNÓW ZMIESZCZĘ SIĘ W TE UBRANIA, ZWŁASZCZA, ŻE NA STRYCHU JEST ICH O WIELE WIĘCEJ :)

Jeśli chodzi o samą dietę, to wciąż na niej nie jestem tak na 100%, wciąż jestem na etapie układania sobie wszystkiego w głowie no i wciąż czekam na wypłatę :) Niestety ten miesiąc był dla nas wyjątkowo ciężki i już w połowie zostaliśmy praktycznie bez pieniążków na koncie, a nie chcąc naruszać oszczędności wpadłam na pomysł by do następnej pensji wyjadać wszelkie resztki i zapasy, które mamy pochowane w lodówce, zamrażarce, spiżarni, pochowane po szafkach i tak żyjemy do dziś, całkiem nieźle, a wypłata już w tym tygodniu, więc będę mogła ruszyć na zakupy spożywcze i ruszyć z dietą bo szczerze mówiąc nie mogę się już doczekać. Chociaż z 2 strony wciąż nie mam w główce wszystkiego dobrze poukładanego, dziś np., skusiłam się na lody, co prawda domowe, robione z mleka skondensowanego i śmietany, ale wciąż bardzo, ale to bardzo kaloryczne. W tym tygodniu mam zamiar zrobić czystki w szafkach i wszystko co złe i kuszące powyrzucać. 

Niedziele są pod względem utrzymywania diety najtrudniejsze, mam taką zasadę, że w niedziele odpoczywam na maksa, lenię się, bałaganię, oglądam tv, śpię, robię wszystko na co mam ochotę i w ten dzień naprawdę najtrudniej jest mi powstrzymać głód i ochotę na słodkie, też tak macie? Będę z tym walczyła, ale jak już wspominałam powoli, nie od razu Rzym zbudowano.

Jakoś dziś tak rozlaźle piszę,może dlatego, że właśnie moje niedziele są rozlazłe i są na maksa moje :)

Podsumowując: wciąż piję dużo wody, wciąż mam ogromną motywację, wciąż chcę podjąć po raz kolejny walkę z samą sobą i wciąż układam sobie wszystko w głowie, powoli :)

A jeśli chodzi o wysiłek fizyczny, w środę i wczoraj daliśmy sobie z mężem nieźle w kość, przerzucając w piwnicy drzewo z jednego do drugiego pomieszczenia. Na jesieni pękła nam rura i zalała połowę tego pomieszczenia. Niestety dopiero teraz udało się nam tam wejść i zrobić z tym porządek, powiem Wam, że dziś ledwo ruszam rękoma i nogami ale warto było, bo w piwnicy w końcu zapanowało troszkę porządku ;)

Życzę Wam miłego niedzielnego popołudnia


19 maja 2015 , Komentarze (6)

Dzień dobry wszystkim!:)

Wchodzę po raz kolejny na drogę odchudzania, wchodzę powoli i niespiesznie, żeby się czymś po drodze nie przerazić. Zaczynam od wody. Zaczynam pilnować ilości wypijanej przeze mnie wody, lubię wodę niegazowaną, więc picie jej nie jest dla mnie większym problemem. Mam ambitny plan przygotowywania sobie wody smakowej do pracy, pewnie codziennie mi to się udawało nie będzie, ale od czasu do czasu na pewno taka woda w mojej torebce zagości. 

Dziś już zagościła. 

Mam wodę miętowo-cytrynową, z mięty z własnego ogródka. Jest pyszna i już się nie mogę doczekać kolejnych smaków, a na pewno coś wymyślę :)

Nie wiem czy tym razem mi się uda, ale zaczynam się mocno motywować, jeszcze nie jest to właściwa dieta, dojrzewam do niej powoli i wcale się nie będę spieszyła z wprowadzaniem wszystkiego na raz, bo to u mnie jak widać nie skutkuję, powoli małymi krokami, taki mam plan i póki co czuję się z tym świetnie. 

Ciekawa jestem ile jeszcze przerobię, różnych podejść do diety, do odchudzania, nim uda mi się schudnąć i ciekawe czy w ogóle uda mi się schudnąć?

Dziś mam w pracy troszkę więcej czasu, więc mogę zastanowić się nad swoją motywacją, wczoraj zniosłam swoje stare ubrania, z czasów gdy ważyłam 76 kg (a później już tylko waga rosła....). Przyłożyłam stare ubrania do obecnie noszonych i powiem Wam, że zmotywowało mnie to bardzo, położyłam je na wierzchu w szafie żeby zawsze do nich zajrzeć, mam też zdjęcia w telefonie i mam zamiar wydrukować i powiesić na lodówce, żebym widziała do czego dążę. 

Wieczorem jak mi się uda to wrzucę je też tutaj, żeby wszędzie widzieć do czego dążę!

Także dziś mam dzień motywacji!!!

Poza tym, po południu idziemy do kina :) z pracy mojego męża dostaliśmy bilety na film "Apartament" więc trzeba wykorzystać i pójść obejrzeć. Jutro powiem o wrażeniach.

Jutro mam też wizytę u psychologa, trzymajcie za mnie kciuki, żeby coś ruszyło, drgnęło i pomogło. Mimo ostatnich dni, w których czułam się w miarę dobrze, wiem i boję się, że te nastroje depresyjne wrócą do mnie ze zdwojoną siłą, więc może to i lepiej, że idę teraz kiedy nie jestem w aż takiej rozsypce.

Póki co wracam do pracy, a w przerwie wezmę kartkę i dokładnie punkt po punkcie spiszę sobie co chcę osiągnąć i co mnie motywuję.

Miłego dnia wam życzę (pa)

15 maja 2015 , Komentarze (8)

Mój powrót do diety stoi pod znakiem zapytania. Ostatnio nastrój mam lepszy, ale mimo wszystko jestem zapisana do psychologa, bo wiem, że to znowu wróci za jakiś czas, ze zdwojoną siłą. Wczoraj byłam u ortopedy, kazał mi schudnąć, co mnie do końca nie zaskoczyło i nie zdziwiło, bo spodziewałam się takiej właśnie porady. Dodatkowo dał mi skierowanie na jakieś zabiegi. Dobrze, że mam obok pracy gabinet z rehabilitacją tylko jeszcze nie wiem na kiedy będą wolne miejsca. 

Wróćmy do tego schudnąć.

Ja już straciłam wiarę w to, że mi się uda. Wielokrotnie pisałam o moim słomianym zapale i znów po raz kolejny wziął górę, przy dodatkowym wsparciu stanów depresyjnych, znów poległam na całej linii. A szło nam świetnie, ale znacie to prawie wszystkie, ciągle życie kręci się wokół odchudzania i ciągle to nie wychodzi. Spróbuję, obiecuję spróbować ale tym razem nie nastawiam się zbyt entuzjastycznie. W teorii wiem wszystko, wiem co i jak powinnam robić, tylko trzeba to zacząć praktykować. Postaram się wrócić na vitalię, postaram się być w miarę systematyczna, postaram się nie objadać słodyczami, nie objadać w ogóle, postaram się, może w trakcie tych starań coś we mnie pęknie i staranie nie będzie już taką ciężką pracą a przyjemnym dążeniem do celu.

Muszę sobie wszystko przemyśleć, poukładać, nie ukrywam, że w tej wizycie u psychologa upatruję początku czegoś lepszego. Idę w środę, wiem że po 1 wizycie nie mogę się spodziewać cudów, ale zawsze to już będzie jakiś początek. Całe życie radziłam sobie ze wszystkim sama, wszystko brałam na swoje ramiona i na swoją głowę i widać zabrakło mi sił i 1 raz potrzebuję pomocy. Może będzie lepiej, zobaczymy.

Nad odchudzaniem też muszę pomyśleć, powiecie nad czym tu myśleć? Ale niestety, ja muszę siąść i się zastanowić, jak się do tego zabrać żeby znów nie spier....lić wszystkiego. Póki co mam w głowie mega chaos, można to porównać do ogromnej kolejki ludzi, którzy się przepychają, dyskutują, narzekają, wykrzykują swoje racje, denerwują się, a przy okienku siedzi jedna Bogu ducha winna pani, która wykonuje tylko swoje obowiązki, ale od każdego musi wysłuchać wszelkich żali. Taki właśnie chaos mam w głowie, dlatego muszę jakoś zapanować nad tą nieznośną kolejką postulatów w mojej głowie.

Na dziś mam chyba tyle do powiedzenia. Zabieram się za pracę. A Wam miłego piątku życzę.

5 maja 2015 , Komentarze (4)

Dawno mnie tu nie było. Wszystko spowodowane jest chyba depresją. Piszę chyba, bo żaden profesjonalista jeszcze jej u mnie nie zdiagnozował, ale wiem i widzę co się dzieje. Na 20 maja jestem umówiona z psychologiem, zobaczymy co z tego wyniknie. Sama chcę tam iść bo już nie daję rady. Nic mnie nie cieszy, wszystko złości, płaczę ciągle i z byle powodu i jem dwa razy tyle co zwykle. Smutki i stresy zawsze zabijałam jedzeniem. Nie wiem dokładnie czym to wszystko jest spowodowane, wydaje mi się, że największy wpływ na moje samopoczucie ma rodzina, bo kto bardziej zniszczy człowieka niż własna rodzina? To straszne kiedy z pewnej siebie, pełnej życia i uśmiechu kobiety z dnia na dzień robi się wrak człowieka. Na dodatek strasznie bolą mnie plecy z lewej strony, pod lewą łopatką i też chodzę po lekarzach, którzy szukają przyczyny, prawdopodobnie jest to skutek mojego upadku ze schodów jakiś czas temu gruchotnęłam właśnie na tą część pleców i teraz prawdopodobnie to wychodzi na zewnątrz w postaci ciągłego bólu.

            Nie ma mnie na vitalii, wchodzę często, poczytam co u was ale nie piszę, bo i po co? Nie czuję bym miała cokolwiek do powiedzenia. Jest mi ostatnio bardzo ciężko, nie umiem znaleźć sobie miejsca, najchętniej bym spała cały dzień i nie wychodziła z łóżka. Zmuszam się by iść do pracy, tu robię wszystko automatycznie, czasem są dni, że nie chce mi się nic robić, w zasadzie coraz częściej mam takie dni. Spytacie co takiego się nagle stało? Bo zazwyczaj przyczyną depresji jest jakieś nagłe wydarzenie, śmierć kogoś bliskiego, utrata pracy, zdrada, rozwód… nie, nic z tych rzeczy. Wciąż mam wspaniałego męża, który już nie wie jak mi pomóc, widzę jak go męczę, jak bardzo się o mnie martwi i jak czuję się bezsilny, jak chciałby mi pomóc a nie wie jak, a ja zamykam się przed nim z dnia na dzień a wcale tego nie chcę. Coś umiera we mnie a ja nie umiem tego zmienić, tak jakbym obserwowała swoje życie z boku i wiem, że nie powinnam tak robić, że źle robię, ale nie umiem zareagować by przestać. Pracę też mam, stabilną, dobrą. Mam piękny ogród, w zasadzie wszystko mam, a dzieje się jak się dzieje. Wydaje mi się, że to problemy nawarstwione przez wiele lat, bo ja zawsze starałam się być silna, zawsze maska na twarz, że jest wszystko ok. i wszystko co złe przeżywałam wewnątrz siebie. I chyba już nie mam siły. Poddaję się, są takie dni, że żyć mi się nie chce i nie potrafię sobie przetłumaczyć, że inni mają gorzej, że nie jest aż tak źle, że powinnam się cieszyć tym co mam. Nie potrafię a uwierzcie mi, że chciałabym. Bardzo bym chciała żeby wróciła dawna ja. Mój wpis jest bardzo chaotyczny wiem. Idę do tego psychologa z nadzieją, że mi pomoże, że się uda zwalczyć to cholerstwo. Trzymajcie za mnie kciuki, trzymajcie kciuki za to bym wróciła do życia.

5 marca 2015 , Komentarze (5)

Witajcie!

Dawno nie dodawałam żadnego wpisu, ale ostatnio czuję się fatalnie. Nie wiem co się ze mną dzieje ale z dnia na dzień jest coraz gorzej. Ciągle bym spała, w nocy śpię w dzień po pracy nie mogę funkcjonować i idę spać, wstaje kołowata, zmęczona i jeszcze gorzej się czuję niż wcześniej. Pokręcę się dosłownie chwilkę po domu i idę spać dalej. Jutro idę zrobić wyniki. Nie wiem czy to wina pogody, bo taki stan utrzymuje się u mnie już od dłuższego czasu, są dni, że jest dobrze i czuję się w porządku ale najczęściej jestem nie do życia. W pracy też ciężko mi wysiedzieć, ciężko skupić mi się na czymkolwiek, ciężko mi się skoncentrować na pracy, w domu nawet gotowanie mnie nie cieszy, to straszne i sama się boję tego co się ze mną dzieje. Chciałam dziś zrobić badania, ale akurat w czwartki nie pobierają krwi do badań, trudno pójdę jutro. 

Dieta - tak sobie raz trzymam, raz nie, ale też się nie obżeram do upadłości, po prostu nie jem tego co w diecie tylko normalny posiłek. Już myślałam, że może cud się zdarzył i zaszłam w ciążę ale nie, nie jestem w ciąży. Męczy mnie ta sytuacja, nie wiem co się dzieje i zaczynam się powoli bać tych wyników. Kawy nie nadużywam, nigdy nie nadużywałam piję jedną kawę codziennie rano w pracy, a później już wcale albo od wielkiego dzwonu raz na miesiąc albo i rzadziej wypiję drugą kawę i to rozpuszczalną. Podejrzewam tarczycę, albo jakaś depresja, chroniczne zmęczenie? Sama nie wiem, wszystko się wyjaśni mam nadzieję już w przyszłym tygodniu. Chociaż zaczynając przygodę ze służbą zdrowia zbytniego entuzjazmu nie mam.

Dobra pomarudziłam sobie, trzymajcie kciuki za mnie, żeby to się okazało zwykłe przesilenie wiosenne, albo jakiś mały niedobór magnezu czy innego czegoś.

Miłego dnia wam życzę :)

23 lutego 2015 , Komentarze (3)

Witajcie w piękny, prawie wiosenny poniedziałek!

Przeczytałam sobie swój pamiętnik i aż przykro mi się zrobiło, że jestem taka niekonsekwentna, że mam taki słomiany zapał, że nie potrafię niczego doprowadzić do końca. Po raz kolejny wykupiłam dietę vitalii łudząc się, że tym razem mi się uda. Sama nie wiem chyba za słaba jestem na to wszystko, za leniwa, za dużo tego słomianego zapału we mnie. Przykre to wszystko. Najgorsze, że ja wiem wszystko co i jak i dlaczego, wiem co powinnam robić, wiem co robię źle, wiem co mnie gubi, wiem co mi pomaga, wiem jak powinnam się odżywiać, czego unikać, na co zwracać uwagę, ja to wszystko wiem. Można powiedzieć, że z teorii jestem mistrzem tylko gorzej u mnie z praktyką. Zdołowało mnie to trochę, bo przecież jakbym się zawzięła to już dawno byłabym szczupła, tylko nie chce mi się? Miłość do jedzenia jest silniejsza ode mnie? Żałosna jestem i tyle. A mogłabym zawziąć się doprowadzić coś od początku do końca i mieć to w końcu z głowy, przecież tylu osobom się udaję, to dlaczego mi nie może się udać? No właśnie dlaczego? Na to pytanie nie znam odpowiedzi niestety. Już tyle razy próbowałam. Już nawet odpuszczałam, że trudno nie zmienię się będę gruba trudno, bo mam już tego zwyczajnie dość. I co? I wtedy waga rosła, ubrania się kurczyły, i od nowa to samo "nie no muszę schudnąć, sama dla siebie, itd., itp." Ja już naprawdę sama nie wiem co powinnam robić, męczy mnie to wszystko, męczy mnie ciągłe pilnowanie co jem, ile jem, jak jem. Staram się naprawdę staram się ciągle walczyć sama ze sobą, ze swoimi słabościami. I co ja mam zrobić by tym razem mi się udało??

W czwartek przez przypadek trafiliśmy z mężem na program "Historie wielkiej wagi". Dziewczyna ważyła 280 kg masakra, totalna masakra, szkoda mi jej było, bo nacierpiała się i podczas tych późniejszych operacji wycinania skóry, później szwy na całym ciele przez całe życie przypominające o tym jak się wyglądało, już nie wspomnę o bólu towarzyszącym każdej przecież operacji. Nacierpiała się na własne życzenie to prawda ale i tak współczułam jej bardzo, zwłaszcza podejścia jej matki i jej rodziny. Przy okazji tego programu naszła mnie myśl, że za parę lat jak wciąż nie będę się pilnowała to i ja mogę się doprowadzić do takiego stanu, w zasadzie o taki stan naprawdę nie jest trudno, a w dzisiejszych czasach otaczające nas zewsząd śmieciowe jedzenie, którego jest coraz więcej, sztuczne zapychacze, itp. nie wróżą też niczemu dobremu na przyszłość i taki stan można osiągnąć dość szybko.

Od soboty po raz kolejny wystartowałam z dietą vitalii, póki co jadłospis jest w porządku, dania proste w przygotowaniu i smaczne. Naprawdę chciałabym by w końcu mi się udało, chciałabym osiągnąć swój cel i żyć normalnie bez ciągłego przejmowania się tym co jem. Ale czy to jest możliwe? Mam za słabą wolę, ciągle kuszą mnie słodkości i to one gubią mnie najbardziej, nie potrafię ich sobie odmówić i ciężko mi z tym, rozum swoje a moje zachciewajki swoje. Wiem co mi napiszecie, ale to wszystko nie jest takie łatwe, staram się naprawdę z całych sił się staram nie sięgać po słodkie, ale czasem się złamię, a czasem mam dzień, że nie mogę się pohamować. To już słodyczoholizm i pewnie jakiś rodzaj uzależnienia, tylko jak z tym walczyć?

No nic jakoś muszę się wziąć w garść...