Witajcie Kochani
Chciałam się troszkę pochwalić, troszkę pożalić, wszystkiego po troszkę.
Sobotni poranek zaskoczył nas piękną pogodą, w związku z tym mój kochany mąż, który jest zapalonym rowerzystą, stwierdził: jedziemy na wycieczkę rowerową! Dasz radę?...Co miałam odpowiedzieć, tym bardziej, że realizuję wyzwanie rowerowe w którym bardzo brakuje mi wyników
Miało być lekko i przyjemnie, ale okazało się że nie można do końca ufać google maps, który oszukał nas o jakieś 30 km. W ten sposób z naszej sobotniej przejażdżki zrobiło się 80km po górach! Tak, tak jakoś nie pomyśleliśmy o tym, że jesteśmy w górzystej części Norwegii teraz i może być mocno pod górkę...i tak też było. Ale było też z górki...największą prędkość zanotowaną w liczniku mam 62,8 km/h juhuuu!!! Były też tunele, mosty i ogólnie jazda...było cudownie, przez pierwsze 55 km.
Potem po prostu PADŁAM psychicznie. Mięśnie bolały mnie tak, jak jeszcze nigdy w życiu i kiedy jadąc pod górkę już przez jakiś czas, zobaczyłam kolejną górkę, to się popłakałam Na szczęście mój K. wiedział jak ze mną postąpić i jak mnie zmotywować i dałam radę dojechać do najbliższej miejscowości. Na końcu naszej wycieczki licznik pokazywał 78,6 km więc postanowiłam pojeździć jeszcze troszkę w kółko, żeby dobić do 80 i zrobić fotkę
Kiedy już jechaliśmy autobusem do domu, czułam się fantastycznie, dumna z siebie, poćwiczona, po prostu cudownie :) :D :) I taki też nastrój utrzymywał mi się przez cały weekend :) więc jeśli tylko pogoda pozwoli, to w ten weekend też pojedziemy poszaleć na rowerkach!! :)
Jeszcze tylko Wam wrzucę zdjęcie zmotywowanej Kinguszki :D
Miłego dnia i tygodnia Wszystkim życzę :)
Stay fit!