Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Lubię czytać książki, oglądać filmy kryminalne i słuchać muzyki. Mało ruchu i podjadanie byle czego, bez umiaru musiało doprowadzić do tego, że wyglądam prawie jak bańka-wstańka. Nie akceptuje siebie, mam niską samoocenę, przez co wstydzę się nawet wychodzić z domu i dlatego postanowiłam zmienić coś w swoim życiu. Przestać dbać tylko o rodzinę, a pomyśleć też o sobie.

Archiwum

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 732
Komentarzy: 6
Założony: 1 stycznia 2015
Ostatni wpis: 19 stycznia 2015

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
bakemono

kobieta, 37 lat, Toruń

164 cm, 80.40 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

19 stycznia 2015 , Skomentuj

Mam nadwagę :D

Z czego tu się cieszyć? Ano ostatnie 4 lata moje BMI krzyczało "otyłość I stopnia". Teraz przeszło w nadwagę.

Odchudzanie przynosi pierwsze satysfakcjonujące mnie efekty. 

Pierwszy pomiar nieco przygasił mój entuzjazm. Cały czas analizowałam co robię źle i czy faktycznie coś robię źle..

2 tygodnie temu waga zmniejszyła się o 1.9kg, tydzień temu już o 2.6kg.

To może nie do końca zasługa samej diety i ćwiczeń. Trochę chorowałam. Miałam dużo spraw do załatwienia "na mieście". To obiad odpadł, to kolacji nie zjadłam bo było już za późno. Nie mam wyrzutów sumienia z tego powodu, cieszę się, że waga idzie w dół.

Moje różowe spodnie dresowe, których nienawidziłam ze względu na kolor, a jedyne w które wchodziłam z moim dorodnym dupskiem teraz są na mnie za małe. Zsuwają mi się z tyłka,Niedługo będę mogła je wyrzucić :) Inna para spodni nie jest już taka opięta na udach, a więc wygodniejsza.  Biały długi sweter w którym zapiąć mogłam tylko jeden guzik, ten pod szyją, teraz w końcu na mnie pasuje  :)

Wspaniałe uczucie.

Nawet mama zauważyła że "zeszczuplały mi łydki".

Jest dobrze. Ale w pełni zadowolona będę dopiero za kilkanaście kilogramów. Nie spocznę na laurach. Nawet jeśli kolejne spadki wagi nie będą tak spektakularne.

Z dietą praktycznie problemów nie mam. Chęć na parówki całkowicie mi przeszła. Po głowie chodzą mi zupki chińskie, ale wystarczy, że przeczytam skład, ilość kalorii i mi wystarczy. Wolę zjeść jabłko. Jabłek w domu mam dużo.

Z ćwiczeniami gorzej. Treningi są dłuższe, intensywniejsze. Po sobotnim do tej pory boli mnie wewnętrzna strona uda i mięśnie proste brzucha. Miałam prawie tydzień przerwy przez choroby, teraz muszę ponownie wdrożyć się w rytm. Za godzinkę przymierzam się do ćwiczeń, muszę jeszcze położyć dzieci spać, przygotować do szkoły i mogę szaleć.

Mam tylko nadzieję, że moi sąsiedzi z dołu nie mają mi tego za złe :P

Jest jeszcze jeden duży plus całego tego odchudzania. Zaczęłam inaczej gotować dla moich bliskich. Nie tyle, żeby się najedli, ale żeby dostarczyli organizmowi tego co potrzebne. Chłopaki coraz częściej sięgają po wodę mineralną niż słodzoną herbatę i wykazują duże zainteresowanie tym, co mam w jadłospisie. Czasem muszę się dzielić moim obiadem ;)

2 stycznia 2015 , Komentarze (1)

Zacząć od plusów czy minusów? :P

Mały kryzys mnie dopadł. Waga nie pokazała oczekiwanego spadku o 1kg. Ubzdurałam sobie, ze tyle tygodniowo będę chudła. I pstryk w nos. Spadek nieznaczny. 

Było 81.37kg, jest 80.7kg. 

Szału nie ma. Mąż mnie wyśmiał. On nadal twierdzi, że nie potrzebuję się odchudzać. Chyba niezbędna jest mu wizyty u okulisty...

W sumie nie powinnam się dziwić taką małą utratą masy. Z regularnym jedzeniem jest u mnie na bakier. Obiecuję poprawę. Może uda się za tydzień?

Ale jest coś pozytywnego.

To po 2cm mniej w obwodzie talii, brzucha i bioder. Ha! Ćwiczenia się opłaciły. 

Wczoraj udało mi się spalić ponad 1000 kalorii. Pobiłam swój rekord :)

A jaki minus? Zjadłam zeszłego wieczoru parówkę. 

Poza planem. Walczyłam, walczyłam, ale pokusa  zwyciężyła. Co prawda potem wsiadłam na rower i w boczki nie pójdzie, ale sumienie gryzło. Dziś udało mi się powstrzymać łakomstwo. Zgodnie z radą pani psycholog powtarzałam sobie " chcę mi się parówki, ale zjem ją za pół godziny". Za pół godziny to samo "jeżeli za 30 minut nadal będę miała na nią chęć to zjem, w ramach podwieczorku". 

Przeszło. Honor ocalony. :)

Co nie zmienia faktu, że muszę się ich koniecznie pozbyć z lodówki.

1 stycznia 2015 , Komentarze (5)

Dawid  pokonał Goliata. Tylko jeszcze nie do końca wiem kto tutaj jest kim. Czy to ja jestem Dawidem, czy może raczej moja nadwaga? 

Kiedyś byłam szczupłą dziewczyną. Tak mi się przynajmniej wydaje. Zawsze miałam niską samoocenę i widziałam siebie inaczej niż wyglądałam naprawdę. Nie lubię oglądać moich starych zdjęć. Kiedyś ważyłam 51kg, A potem zaczęły się wizyty u teściowej, ciąża pierwsza, druga, w końcu piąta. I 9 lat życia zaowocowało 25 kg balastu dźwiganego przez mój biedny kręgosłup.

Jak można było u licha tak się zaniedbać?!

Nie. Nie było tak źle. Mąż nadal uważa mnie za atrakcyjną kobietę. Wciąż kupował mi batoniki, pizze. A ja jadłam i tyłam i powtarzałam sobie "jest ok". Aż w końcu w to uwierzyłam. Nie ruszało mnie kiedy jeden z moich synów powiedział do mnie "Mamo, mogłabyś w końcu schudnąć i zacząć wyglądać jak człowiek". Ostro. Dzieci są szczere. 

Zabolało? Pewnie, że zabolało. Ale udawałam, że nie.

Tak bym sobie nadal żyła, tyjąc i tyjąc, dobiłabym do setki i powtarzała sobie "Mam to w genach, babcia była bardzo otyła, ojciec jest gruby, nigdy szczupła nie będę"

Oglądałam zdjęcia różnych dziewczyn, które chwaliły się tym jak schudły. Z brzydkich, grubych i zaniedbanych, przemieniały się w tryskające energią śliczne laski.

Och jak zazdrościłam! Ja bym nie dała rady... Kiedyś, dawno temu miałam silną wolę. Ale utopiłam ją gdzieś w litrach pożartego tłuszczu.

Oświecenie przyszło tak nagle. Pomyślałam sobie "Mam dopiero 28 lat, a wyglądam tragicznie! Pewnie, urodziłam piątkę dzieci, ale czy naprawdę ten fakt oznacza, że muszę przypominać zmutowanego muminka?" Chcę być taka jak one, te wszystkie kobiety, które nie mówiły "mogę i potrafię". One podołały, ja też podołam. Nie "spróbuję", może się uda. Ja w to wierzę. Szkoda, że tylko ja...

I teraz jestem tutaj. Walczę. Chcę być Dawidem.

Dieta nie jest zła. Nie chodzę głodna, a tego się chyba obawiałam.Tylko te 5 posiłków o wyznaczonej godzinie. Ciężko się podporządkować. Nie jadałam śniadań przed godziną 10-tą, a teraz, powoli powinnam szykować drugie śniadanie!

Jeszcze kilka dni temu przesiadywałam przed telewizorem, marnując czas. Teraz ćwiczę codziennie po 2-3 razy. Obowiązkowo rowerek, aerobik i zaplanowany dla mnie trening. Miło było przekonać się, że kondycyjnie jestem całkiem niezła. To mi dodało siły.

Mimo wszystko boję się wejść na wagę, boję się zmierzyć w pasie. Bo co, jak okaże się, że moje wysiłki nie przyniosą efektu jakiego się spodziewałam?