Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Po ostatnim przybraniu na wadze powiedziałam sobie-dość. Ode mnie zależy moje życie, w tym jak wyglądam.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 56240
Komentarzy: 3260
Założony: 18 grudnia 2014
Ostatni wpis: 18 czerwca 2024

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
EwaFit

kobieta, 52 lat, Bielsko-Biała

170 cm, 95.00 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

14 listopada 2015 , Komentarze (17)

Jest sobota rano, leżę w łóżku pijąc kawę. Uwielbiam to poranne lenistwo, kiedy bez pośpiechu mogę się powylegiwać, poczytać i powoli się rozkręcać :) Na śniadanie, pojadę po świeże pieczywo, jakiś serek, pomidor, mniam!

Ostatnio mnóstwo dzieje się u mnie w życiu, po pracy chodzę albo na fitness, albo na angielski. I tak wieczory mijają, dzień za dniem. Jestem nieco zmęczona, delikatnie mówiąc, ale do świąt niedaleko - mam zamiar wziąć dłuższy urlop na przełomie roku, żeby doładować akumulatory i pobyć w domu z rodzinką, gdzieś pojechać. 

Niedawno spotkalam się z osobami ze studiów, Wynajęłysmy kwaterę (bo przyszły same kobietki), i zostałyśmy na noc. Minęło tyle lat, a miałysmy mnóstwo tematów do obgadania. Różnie się losy potoczyły, są osoby na stanowiskach, są też na uczelni, część ma własną działaność, są rozwódki, też problemy zdrowotne dzieci, i są osoby niezamężne. Ale więź została,

29 października 2015 , Komentarze (24)

Czasem jedno zdjęcie z dobrym przekazem może zainspirować do podniesienia d... żeby zacząć działać by zmienić życie, albo do podniesienia d... kiedy się nie chce poćwiczyć :)

24 października 2015 , Komentarze (11)

Dawno nie pisałam, bo .... obecnie kurs angielskiego, w zasadzie zarządza moim wolnym czasem...nie sądziłam, że to będzie tak intensywny kurs. Praktycznie wymaga ode mnie zaangazowania w okolicy 6-7 godzin na tydzień! A nie chcę odpuszczać też moich zajęć fitness, więc to dodatkowe godziny i w zasadzie zostaje mi niewiele,..to niewiele to rodzinka, więc wplatam ile się da, żeby byc z nimi. Czasem więc kończę angielski przed północą, rano 6.00 pobudka i do pracy....No ok, widzę, że kurs mi pomaga, rozumiem mega więcej i mega lepiej mówię :) Więc to mnie motywuje. Ale coś za coś, odpuściłam wpisywanie komentarzy w Waszych pamietnikach, ale wiem co się u was dzieje, czytam Wasze wpisy, Jak zawsze trzymam kciuki za Was i walkę z kg :) Kochane walczcie, mimo, ze jest cieżko, nie wolno w życiu odpuszczać !

Na koniec napisze Wam, że moja 17-letnia córka robi dzisiaj urodziny w domu. Ma być ok. 10 nastolatków .... negocjowała z nami ostatnio, żebysmy chociaz na chwle ich zostawili samych w domu...no dobra, ustalilismy że pojdziemy z mężem do kina, 13 letni syn zostanie z nimi ale mam mieszane uczucia...ufam jej ale wiecie jak jest. Albo ja przesadzam?

Pozdrawiam Was serdecznie

21 września 2015 , Komentarze (22)

Zapisałam się na lekcje angielskiego. Zanim trafiłam do grupy, miałam zrobiony test pokazujący poziom mojego zaawansowania w posługiwaniu sie tym językiem. Na angielski zapisali się też mój mąż i córka. Więc obecnie, aby zgrać się czasowo z dojazdami do pracy, moim zajęciami fitness, angielskim, dodatkowymi lekcjami matmy córki, musieliśmy zrobić sobie wczoraj grafik :). Uśmialiśmy się przy tym okrutnie :) Ale chcę szlifować angielski, który jest drugim urzędowym językiem w pracy. I nie odpuszczam też moich zajeć fitness, które mi służą : dobrze się czuję i ciało jest ładne.  Dietowo tez ok. Z piciem ok. 2 litrów herbatek tez nie mam problemu. Jednak coś za coś, przychodzę pozniej do domu o te ok. 1,5 - 2 godziny od poniedz-czwartku. Piatki, soboty, niedziele--są zarezerwowane w całosci dla rodzinki. 

Wszystko dobrze, jak idzie z planem. A jak pojawia się zawirowanie, to logistycznie trzeba się trochę napocić, żeby ogarnąć temat. Dzisiaj poczułam się gorzej w pracy, zwolniłam się, leżę teraz i się wypacam, żeby jutro iść do pracy. Musiałam zrezygnować z zajęć fitness, na szczęście angielski mam jutro, a dzisiaj mąż pojechał po córkę :) 

Damy radę, siła w rodzinie i trzeba w życiu coś robić :)

14 września 2015 , Komentarze (16)

Po tygodniu działania w kierunku odchudzania, waga prawie 1 kg w dół. Na początku nic się nie działo, waga stała, nawet poszła w górę! Ale w końcu, po dobrym jedzeniu, ćwiczeniach, jest mnie mniej. Więc jeszcze 3 kg do wagi paskowej a potem kontynuuję moje zmagania z maja dojścia poniżej 65kg ...

9 września 2015 , Komentarze (17)

Czas ucieka...dni mijają jak szalone. W pracy wirówka, nerwy, spotkanie za spotkaniem, call za call-em....Ale trzeba znaleźć czas dla siebie i chcę znaleźć. Wczoraj byłam po 3 miesiącach braku ćwiczeń na zajęciach fitness boot camp z moją ulubioną trenerką :) Zobaczyła mnie i mówi-"Czy to duch? widze ducha, co Ci było?" I pogadałyśmy, oczy się znów zaszkliły, trenerce też...

Fantastyczna jest atmosfera w tym klubie, a trenerke bardzo lubię, zawsze uśmiechnięta, ma fantastyczną energię, która sprawia, że chce się ćwiczyć i stara się robić ćwiczenia najlepiej .Pierwsze koty za płoty, lało sie ze mnie na ćwiczeniach, widzę niższą kondycję niż w maju...ale parę zajęć i będzie ok. Jeszcze nie doszłam do wagi paskowej (niestety znów widzę znielubioną 7 !!!!), ale też będzie dobrze, potrzeba paru tygodni i bedzie ok. Od wagi paskowej czyli 68kg, ciagle chcę jeszcze schudnąc z parę kg więcej, jak chciałam jeszcze końcem maja. Mama mówi, żebym nie przesadzała, bo i tak dobrze wyglądam a mam swoje lata...ale wiem, że mówi z troski . Poki mogę, chcę to ćwiczę i jeszcze schudnę :)

I jeden z moich ulubionych obrazków :)

29 sierpnia 2015 , Komentarze (13)

Witam Was,

Dziękuję Wam za wszystkie komentarze pod moim ostatnim wpisem o tacie. Ciężko mi go było napisać. Czas płynie, ale serce nadal tęskni. Tak bym chciała usłyszeć tatę, przytulić się, pogadać głupio i na poważnie. Tata miał taki fajny żart :) Jednak dni płyną, wciągnięta jestem na maxa w pracę, dom, wracam do domu w ktorym jest rodzinka, a mama została sama. Wiem, ze jest jej ciężej ode mnie. Ale mama stara się jak może, żeby nie zamknąć się w czterech ścianach. Wychodzi na spacery, jezdzi, ma jeszcze mnóstwo urzędowych tematów do pozałatwiania wynikających po śmierci taty i pomagam jej jak mogę. Wczoraj też byłysmy razem na cmentarzu, potem pojechałysmy zrobic zakupy do sklepu, w ktorym z tatą robili zakupy. I widziałam jak pociekły jej łzy, bo jak mama powiedziała, to był taki ich rytuał ...jak przechodziłysmy koło stoiska z rybami, mama powiedziała, że tata zawsze zatrzymywał się, bo tata lubił ryby i był zapalonym wędkarzem....Mama zapisała się na uniwersytet trzeciego wieku, z czego bardzo się cieszę bo widzę, że mama naprawdę chcę uporać się z bólem. 

Po ponad miesiącu od śmierci taty, jakoś dochodzę do siebie. Ten czas od diagnozy ze tata ma raka, az do jego śmierci, te ponad 6 tygodni, to był dla mnie bardzo ciężki czas. Jakbym weszła do jakiegoś innego wymiaru, gdzie w wielkim, ciemnym tunelu potęzny wiatr wyrywa mi myśli z głowy...

Ale wiem, że muszę wrócić, już wracam, serce boli ale trzeba wrócić do życia i codziennych spraw. Tego co było. Wracam do mojego jedzenia, bo ostatnio jadłam byle jak i byle co. Zważyłam się i trochę mnie więcej. Ale nic to, w połowie to woda, którą wiem jak wyrzucic a reszta, to zbiję na spokojnie -wiem co mam robić z jedzonkiem, fitness, poza tym brakuje mi tego mojego jedzenia, no i gorzej się czuję. A tata na pewno chciałby, żebym czuła się znakomicie! Kocham Cię tato!

22 sierpnia 2015 , Komentarze (10)

Swój ostatni wpis zrobiłam 4 lipca. Wtedy jeszcze tata żył.....Tata umarł miesiąc temu,  6 tygodni od diagnozy, że ma raka. To był cięzki czas, z nadzieją, że tata będzie żył. Ale tata, z każdym dniem był coraz słabszy. Nie pomogła operacja i  naświetlania. Ja i mama byłyśmy z tatą cały czas. Mama była w szpitalu caly dzień przy tacie, ja po pracy po nią przyjeżdzałam, potem wieczorami i rano mama gotowała tacie jedzenie na nastepny dzien. I tak było kazdego dnia. Po 4 tygodniach tata wrócił do domu. Ale już nie był taki sprawny fizycznie. Mama pomagała mu podnosić się, ale tata dalej słabł. Wtedy mama wymyślła, że pomoże sobie pasem, którym bedzie się opasać, żeby podnieść tatę. Bo tata też miał nadzieję i chciał żyć ..... Ostatnie 3 dni były juz trudne. Tata wyraznie osłabł. Własciwie wiekszosc czasu spał. Do tego, zaczał mieć juz bolesne przerzuty, ale myslelismy na poczatku, ze boli go ręka, bo zle spał. Ale dowiedziałysmy sie, ze to juz chyba przerzut do kręgosłupa.Nie pomagały specjalne plastry przeciwbólowe. Ponieważ przychodziły do taty panie z hospicjum (kobiety-o wspaniałych sercach), dały mamie jak powiedziały-jeszcze inna tabletke przeciwbolowa. Mama dała ja tacie, połowkę tabletki w sobotę. I bol zelżał, ale nie ustąpił. Okazało się, że to była morfina…Ostatni tydzień życia taty, akurat miałam urlop, wiec pomagałam mamie, jezdzilysmy na zakupy, spedzalismy czas razem. W sobotę byłam rano u rodziców, ale coś mnie tknęło, żeby jeszcze jechać wieczorem, żeby mamie pomóc przy tacie i pobyć z tatą. Pół godziny później, tata już nie żył. Umarł w domu, otoczony milością mamy i moją. Moi rodzice mieli jeszcze tyle planów…I tak bardzo się kochali. Ich miłość było widać na odległość. Kocham moich rodziców, kochałam tatę i kocham nadal i choć taty nie ma wśród nas, to tata jest ze mną caly czas: w moim sercu.

4 lipca 2015 , Komentarze (33)

Zapowiada się kolejny, gorący dzień. Porobię coś w ogrodzie, w domu , poleżę na huśtawce, i poleniuchuję. Wcześniej jadę z mamą do taty do szpitala, ale jeszcze wcześniej pojadę do pobliskiej piekarni po chleb orkiszowy z czarnuszką a teraz piję kawę :)

Cały świat się zmienił, życie jest takie kruche. Warto doceniać wszystkie wspaniałe chwile, które mamy, wolność wynikającą z naszych sił witalnych, bez bycia skutym do łożka, dzieci, rodzinę, zapach letniego powietrza, spokój i ciszę wieczorem na tarasie, psa który wchodzi na kolana, żeby być głaskanym.....Cieszę się, że tata jest. Jest bardzo słaby. Mama jest zmęczona, ja też. Co będzie dalej? Nie wiem, Ale wierzę,że tata jeszcze będzie z nami. Zaczynam zbierać siły. I zaczynam wracać na moje dobre tory żywieniowe. 

25 czerwca 2015 , Komentarze (14)

Dawno nie pisałam, bo też to co wydarzyło się w moim życiu ponad 2 tygodnie temu, przewróciło mój świat do góry nogami. Z dnia na dzień dowiedziałam się z mamą, że mój tata ma guza w mózgu i trzeba go operować szybko...Następnego dnia, tata miał już operację. Potem okazało się, ze tata ma jeszcze  guz z płucach i guz w mózgu, to przerzut z płuc. Obecnie tata jest już w innym szpitalu, gdzie lekarze podejmują decyzję dot. płuc. Najprawdopobniej czeka tatę seria naświetlań. 

Tata po operacji jest słaby, ale mówi, porusza się i jest świadomy. Dziękuje lekarzom i Bogu, że żyje. Co będzie dalej-zobaczymy.

Co do mnie, w ostatni weekend zaczęłam dopiero jakoś kontaktować. Nie miałam ani siły ani chęci do rozmawiania. Nie miałam siły nawet już płakać. Pamietam tylko chwile w szpitalu, zapach w szpitalu. Mam podniesione ciśnienie, w efekcie szumi mi w uszach. Muszę jakoś się uspokoić, ale jak? Tak bardzo kocham rodziców.

Wiem, że jesteśmy wszyscy śmiertelni, ale jakoś nie przyjmowałam myśli, że rodzice są coraz starsi i mogą umrzeć. Nie moi.....Moj tata ma dopiero 66 lat.