Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka

O mnie

Zdeterminowana 27latka z glowa pelna pomyslow i marzen, ktore sukcesywnie stara sie realizowac. Lubiaca horrory, thrillery i podroze.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 3737
Komentarzy: 21
Założony: 9 września 2015
Ostatni wpis: 12 kwietnia 2016

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Miranda2

kobieta, 37 lat, Kraków

175 cm, 108.00 kg więcej o mnie

Wpisy w pamiętniku

11 września 2015 , Komentarze (2)

Moge zalozyc, iz bardzo wiele osob nie zdaje sobie sprawy z tego co je, jak je i jakie to ma skutki dla naszego zdrowia. Podczas moich wielokrotnych prob przechodzenia na roznego rodzaju diety staralam sie czytac artykuly, ksiazki czy ogladac programy na temat zdrowego odzywiania. Wiedze nabyta miala duza, ale nie przekladala sie ona na praktyke i to bardzo dlugo, nawet po przejsciu na diete od dietetyka. 

Po 3 miesiacach wspomnianej diety polecialam do Stanow, gdzie spedzilam kolejne 3,5 miesiaca. Mowi sie, ze podroze ksztalca - w moim wypadku sprawdzilo sie to w 100%, zwlaszcza w kwestii pozywienia. Czego ja moglam sie tam nauczyc? Przeciez USA to kraj, jak kraj - wysokorozwiniety, wiec nie powinnam miec zadnych problemow z dostepem do niczego, w zwlaszcza do jedzenia. No, wlasnie...I tutaj pojawiaja sie schody.

Pierwszy raz kiedy pojechalam na zakupy (tak, pojechalam, bo w Stanach wszedzie jezdzisz samochodem, nawet do sklepu za rogiem) bylam zauroczona wszelkimi produktami typu diet, light, z super dodatkami, proteinami, blonnikami - wszystko dla osob odchudzajacych sie. Moglam dostac wszystko, co sobie moglam wyobrazic w wersji fit - ciastka, lody, mieso, chleb, makaron, napoje gazowane. No, wszystko. Zatem, dla osoby na diecie, to bylo prawdziwe WOW. Do czasu. 

Od momentu przyjazdu trzymalam sie diety, jadlam tak jak mialam rozpisane. Jednak, po miesiacu stalo sie cos, co przyprawilo mnie o dreszcze. Stanelam na wadze (tam, gdzie mieszkalam nie bylo wagi w domu i tak dlugo zbieralam sie na jej zakup), ktora pokazal mi o 2 kg wiecej! Mozecie sobie tylko wyobrazic, jakie uczucia mna targaly. 2 kg wiecej! Ale jakim cudem?! Przeciez jadlam wszystko, tak jak powinnam i cwiczylam kilka razy w tyg. A tutaj buch! W glowie zaczelo rodzic sie milion pytan, dlaczego, jakim cudem itd. Na zadne nie umialam znalezc odpowiedzi. Zdesperowana, zaczelam szukac rozwiazania i przede wszystkim wyjasnienia. Szukalam po roznego rodzaju artykulach, a takze skupialam sie na opisach na opakowaniach, tzn rubryczki Nutrition Facts. I wlasnie te rybryczki zaczely mi wszystko uswiadamiac. 

Jak wspomnialam wczesniej, mimo duzej wiedzy i swiadomosci, nie zwraca sie uwagi, na to co sie je i kupuje. W Polsce kupowalam znane mi produkty, bez dokladnego czytania etykiet. W USA od zapoznawania sie ze skladem niektorych produktow az rozbolala mnie glowa - E takie, E smakie, Apsarganium czegos tam.. O Matko Bosko! Ponadto, doszlam do jednego artykulu, w ktorym byla napisane, ze czesc produktow ze Stanow jest zabroniona w Unii Europejskij, poniewaz na etykietach musialaby byc umieszczona trupia czaszka! No, nie wspomne o GMO. Pomimo, iz wiekszosc producentow zarzeka sie, ze nie stosuje GMO, to jest to jednak watpliwe. 

To spowodowalo, ze zaczelam dokladnie skupiac swoja uwage na to co jem, jak to wyglada, pachnie. Zakupy robilam przede wszystkim w polskich sklepach - lecz duzo produktow z polska etykieta bylo produkowanych na miejscu. Mleko pilam odtluszczone organiczne, bo tego "zwyklego" odradzilabym kazdemu. Tak samo bylo z jajkami, jogurtami, czy miesem. 

Moze niektorzy z Was moga sie zastanawiac, po co taka panika i czy nie przesadzam. Za przyklad podam roznice miedzy mlekiem "zwyklym" a organicznym, ktora mialam "szczescie" sama zauwazyc. Kupujac mleko organiczne, podobnie jak w Polsce, po otwarciu, nadaje sie ono gora 4 -5 dni do spozycia. Potem jest juz po prostu nie swieze. Za to mleko "zwykle" ma na butelce waznosci i nawet jezeli zostanie butelka otworzona, to mleko nie zepsuje sie 5 dni po otwarciu, ale dopiero dzien po przekroczeniu daty waznosci. I co w tym jest zdrowego?  

Problem tez byl z pieczywem - jak polskie sklepy jeszcze "ratowaly" mnie wzglednie dobrym pieczywem, tak amerykanskie, tylko "dobijaly". Chleb amerykanski (nie tostowy) jest jak gabka - po scisnieciu bochenka robi sie on 5 razy mniejszy, bo jest takim napompowanym kapciem, ktorego sie zjesc nie da. 

W ciagu kolejengo miesiaca przytylam kolejne 2 kg, poniewaz zywnosc napakowana jest Bog wie czym, co powoduje, ze czlowiek "puchnie". W sumie bilans +4kg!! Jednak nie poddalam sie tak latwo! Zaczelam codziennie cwiczyc, chodzic do wspomnianego sklepu za rogiem na nogach, jesc tylko roganiczne rzeczy i jakos przetrwac do powrotu - juz 2 kg zgubilam, wiec jest swiatelko w tunelu:)

Moglabym jeszcze napisac duzo wiecej przykladow. Lecz, podsumowujac, Stany nauczyly mnie skupiac uwage nad tym co jem i co kupuje. Za co jestem poniekad wdzieczna, bo wreszcie swoja wiedze przelozylam na praktyke, ktorej brakowalo :) Za trzy tyogdnie wracam do Polski i juz sie nie moge doczekac smaku polskich warzych, chleba, czy wszystkich innych pysznych produktow :)

10 września 2015 , Komentarze (2)

Kiedy chcesz pozbyc sie zbednych kilogramow, to doskonale wiesz, ze wazna jest nie tylko Twoja SUPER silna wola, ale takze wsparcie bliskich Ci osob. Mam to szczescie, ze moj narzeczony i mama, z ktorymi mieszkam pod jednym dachem, uszanowali moja deczyje i wspieraja moje dzialania. Niestety, nie jest tak z kazdym. 

Mozecie mi wyjasnic, dlaczego, kiedy odmawiasz jedzenia i mowisz ludziom, ze jestes na diecie, to oni jeszcze bardziej chca to jedzenie w Ciebie wetknac? No, wkurza mnie to jak nie wiem co! Przyklad: Moja przyszla Tesciowa, ktora szanuje z calego serca, podczas pierwszej naszej wizyty na mojej diecie przeszla sama siebie. Na kilka dni przed niedzielnym obiadkiem Tesciowa zostala uprzedzona przez swojego syna, ze jestem na diecie i bede miala swoje jedzenie. Na poczatku zaskoczenie, ale podobno przyjela to spokojnie. Yhy - jasne, do czasu. Odwet szykowala "face to face". Kiedy przyjechalismy, to srednio co 10 minut (jak z zegarkiem w reku) byla prawiona uwaga (nie zawsze bezposrednio do mnie, ale wiadomo bylo o co chodzi), ze jak to tak mozna nie jesc, czy kladzac ciasto na stole padalo kilka przytyczek, ze nie wszyscy moga tutaj to zjesc albo pod nos mi podsuwala cukierki mowiac "moze jeden? Przeciez jeden nie zaszkodzi" itd itd. Kilkugodzinna wizyta zamienila sie w gehenne, a ja prawie wychodzilam z siebie. Dopiero kilka dni pozniej, moj wytlumaczyl mamie, jak sie czulam i poprosil, aby tego juz nie robila - i faktycznie, nastepny niedzielny obiadek odbyl sie bez zadnych docinek. 

Tesciowa nie byla, nie jest jedyna osoba, ktora w taki sposob sie zachowywala. Zdaje sobie z tego sprawe, ze jak ktos Ciebie zaprasza do siebie na jakas kawe czy organizuje wieksze spotkanie ze znajomymi,  to przygotuje cos do jedzenia. Aby nie stawiac kogos w niekomfortowej sytuacji, iz przychodzac nagle informuje, ze nic nie bede jadla i praktycznie pila (tylko wode) bo jestem na diecie. Wtedy, uprzedzalam wczesniej i albo siedzialam o samej wodzie czy herbacie, lub przyniosilam ze soba przygotowana dla siebie kolacje. 

Wszystko byloby ok, gdyby nie to, ze ludzie chyba chcac sprawdzac Twoja silna wole na sile podstawiajac Ci pod nos niezdrowe smakolyki, albo milion razy pytaja sie Ciebie "jak tam Twoja dieta?", "jak wytrzymujesz?", "a nie kusi Cie?" "a nie masz ochoty?". Najgorsze jest to, ze w takich przypadkach (jak z obiadem u Tesciowej) gryziesz sie w jezyk, aby nie wybuchnac i powiedziec cos nie milego, bo jeszcze uslyszysz, ze przez ta diete zrobilas sie nerwowa. No, bo przeciez oczywiste, ze mnie kusi! Wszystko co niezdrowe nam smakuje! I mam ochote na ulubione wino, ktore niegdys pilam, lub na pyszna salatke przyjaciolki z majonezem! 

Jednak, wtedy, odzywa sie w Tobie taki glosik, ktory przypoimina Ci, po co to robisz i dlaczego, oraz jaka juz droge przeszlas. W takich momentach, jest wlasnie potrzebna ta SUPER silna wola - i jak jest wystarczajaco silna, to ja wlasnie slyszysz w swojej glowie, kiedy chcesz sie juz zlamac. 

Na diecie jestem juz w sumie pol roku i przez  ten czas nauczylam sie, aby otaczac sie ludzmi, ktorzy Ciebie wpsieraja w Twojej walce o lepsze "ja". A tych, co probuja zlamac Twoja silna wole nalezy omijac i spotkania z nimi ograniczac do minimum. I wiecie co? To pomaga. Bo jesli ktos jest naprawde Twoim przyjacielem i chce dla Ciebie jak najlepiej, nie bedzie Ci podkladal klod pod nogi.

9 września 2015 , Komentarze (2)

Nic bardziej demotywujacego w byciu na diecie jest brak efektow. O tak! Od razu sie zniechecam, iz pomimo moich staran nic sie nie dzieje. Niby oczywiste jest to, ze to trzeba poczekac - no, ale...

Podejmujac diete z Vitalia bylam niesamowicie zdeterminowa, chyba jak nigdy. Przede wszystkim bylam we mnie ogromne przekonanie, ze moze wreszcie robie cos dobrze. No, i efekty mojego przyjaciela, ktory po trzech tyogdniach jakby "niknal" w moich oczach. Zatem, dlaczego nie pomyslec - a co! A moze i mi sie uda! 

Kiedy zobaczylam swoj pierwszy jadlospis i przeczytalam co mnie czeka w nadchodzacym tygodniu, musze przyznac, bylam pozytywnie zaskoczona. Okazalo sie, ze generalniem moge jesc wszystko! Tylko w odpowiednich ilosciach ;) 

Tydzien minal blyskawicznie szybko, a ja nie moglam sie oprzec checi codziennego stawania na wadze, aby sprawdzic czy chociaz jeden gram nie spadl. Ale dalam rade. W dzien wazenia (ustawilam sobie na sobote) wstalam jak poparzona. Tylko, aby sprawdzic. Jednak..zaraz...a jak nic nie bedzie? nawet 100 gram? Polozylam wage przed soba i stalam jak wryta. Tak bardzo chcialam sie zwazyc, ze az opanowal mnie niemilosierny strach. No nic - pomyslalam sobie - teraz, albo nigdy. Wzielam gleboki oddech i stanelam. Spojrzalam w dol i...i wlasnym oczom nie wierzylam -2kg! Stwierdzilam, ze to napewno z zaspania. Wiec, stanelam jeszcze raz i jeszcze raz. No jak bum cyk cyk -2 kg. Nie jestem w stanie opisac tej radosci slowami, ale jedynie moge napisac, ze ten dzien nakrecil moja motywacje o 100%. 

I tak zlecialy dni, tygodnie, 3 miesiace i kolejne 10kg :)