Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 7110
Komentarzy: 204
Założony: 4 października 2016
Ostatni wpis: 23 lipca 2018

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Vroobelek98

kobieta, 26 lat, Kraków

167 cm, 85.00 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

6 października 2016 , Komentarze (6)

Granola to smaczny dodatek do śniadania, a także świetnie nadaje się jako przekąska między posiłkami. Przedstawię wam teraz fajny przepis na granolę bananową. Palce lizać! (zakochany)

  • Blendujemy dużego banana z 5-6 łyżkami miodu
  • Do miseczki dajemy swoje ulubione orzechy oraz suszone owoce. Ja osobiście daję garść migdałów, garść orzechów laskowych, garść orzechów włoskich, 3 łyżki otrąb owsianych, suszoną żurawinę, suszone jagody, 1-2 łyżki wiórków kokosowych oraz cynamon
  • Wlewamy do naszej miseczki banana z miodem i łączymy całość mieszając
  • Blachę wykładamy papierem do pieczenia i wykładamy na płasko naszą masę
  • Wkładamy do piekarnika na 180 stopni i pieczemy 20 minut
  • Po wyjęciu z piekarnika czekamy kiedy ostygnie, drobimy na mniejsze kawałki i przekładamy do jakiegoś pojemniczka, słoika

Granola bananowa jest już gotowa. Serdecznie polecam ten przepis i wszystkim smakoszom, którzy skuszą się na to małe co nieco życzę smacznego :D.

5 października 2016 , Komentarze (6)

Jest to dopiero mój drugi dzień wprowadzania zmian w nawykach odżywiania. Cel - schudnąć! A po drodze tyle pokus i walki ze złymi nawykami. 

Sytuacja, która wydarzyła się przed chwilą skusiła mnie do poruszania tematu jakim jest podjadanie. Otóż będąc w kuchni, robiąc sobie przekąskę między obiadem a kolacją, z przyzwyczajenia sięgnęłam do durszlaka po znajdujący się tam makaron. Nie ważne, że robiłam sobie właśnie coś do jedzenia, coś lekkiego a zarazem bardzo smacznego. Z głupiego przyzwyczajenia i z miłości do makaronu podjadłam dwa-trzy świderki (o zgrozo (smiech)). W myślach dałam sobie po łapach. Przecież miało się nie podjadać! Od czego są te regularne godziny posiłków. Pal sześć już te świderki! Od tego świat się nie zawali, ale za to może pociągnąć do innych już o wiele gorszych grzeszków.

Trzeba by się było zastanowić nad przyczynami podjadania:

  • Nuda, stres, przyzwyczajenie. Nudzimy się, to jemy bo to jest jakaś czynność, przyjemna oczywiście. Stresujemy się, to jemy, aby się czymś zająć i nie myśleć o problemach. Przyzwyczailiśmy się, że co wchodzimy do kuchni/salonu/sklepu musimy sobie coś wziąć/kupić... zjeść(!) jakiś smakołyk.
  • Zbyt małe główne posiłki. Moim zdaniem i pewnie zdaniem ogromnej ilości osób podstawą jest jedzenie obfitego śniadania, które da nam energię na cały dzień. Co nam po ćwiartce marchewki i liściu sałaty (oj bo dieta, dieta...) jak później będzie się głodnym i bez chęci do niczego.
  • Dania na tak zwane "jedno kopyto". Chyba nikt z nas nie lubi mało urozmaiconych potraw i chętnie po takim posiłku sięga po coś dodatkowego. Starajmy się więc, aby każda potrawa była uciechą dla naszych kubków smakowych, a także uciechą dla oka.

No to przyczyny już mniej więcej mamy. Teraz trzeba się zastanowić co można zrobić, aby temu zapobiec. Oczywiście wiele osób twierdzi, że podjadanie "zdrowo" nie jest złe, ale czasem nawet nie zdajemy sobie sprawy, ile to ma kalorii (na przykład taki winogron, banan czy awokado).

Musimy pamiętać o stwierdzeniu, że "nasz mózg jest tak skonstruowany, że jeżeli jemy w pośpiechu lub nie koncentrujemy się na tym, co jemy, nie odnotowuje uczucia sytości". Moim zdaniem powinniśmy więc przykładać większą wagę do samego spożywania posiłków, delektować się nimi i po jakimś czasie sami stwierdzimy, że już mamy dosyć. Bo jeżeli jemy byle szybko, byle więcej, to wiadomo, że jesteśmy w stanie pochłonąć większe ilości jedzenia .Posiłki też nie powinny być niskokaloryczne, oczywiście jeżeli chodzi o te główne posiłki, co nie znaczy także, że ich kaloryczność ma być kosmicznie wysoka. Należy także pilnować godzin spożywanych posiłków, bo wtedy przyzwyczajamy się do nich, a nasz organizm nie "martwi się" o to, że nie dostarczymy mu jedzenia, a on nie będzie musiał odkładać na "cięższe czasy". Pamiętając o regularności posiłków, nie będziemy odczuwać wilczego głodu i nie będziemy musieli później uzupełniać deficytu energetycznego. 

Od podjadania nie odzwyczaimy się od razu, ale warto z tym walczyć. Do tych co całkowicie starają się wyeliminować podjadanie: wytrwałości, samozaparcia i komponowania posiłków z głową, damy radę! :D 

4 października 2016 , Komentarze (6)

Witam :). Wstałam dzisiaj rano z myślą "od dzisiaj będę się odchudzać!". Ten kto zabiera się do tego od każdego poniedziałku, od każdego pierwszego dnia miesiąca, za postanowienie noworoczne daje sobie zrzucenie kilku kilogramów, ten wie, że nie zawsze się to dobrze kończy. U mnie tak samo było, dieta, dieta, tere fere, cuda na kiju, a później wracało się do starych nawyków... przecież jedzenie takie dobre, życie jedno, co się będzie żałować :p.

Dzisiejszy dzień przypomniał mi o dniu 5 maja 2015 roku, który wiele wniósł do mojego życia. Otóż ważyłam wtedy 82,5 kg. Tak, tak.. nie będę wciskać kitów, że mam złe geny, grube kości, czy wolny metabolizm. Nie moi drodzy, ja po prostu żarłam.

Z tamtym dniem zmienił się diametralnie mój sposób odżywiania. Dodałam też nieco aktywności fizycznej, mimo, że jestem leniuchem paskudnym jeżeli chodzi o jakiekolwiek ćwiczenia w domu. Nie miałam bardzo restrykcyjnej diety, bo to by u mnie nie przeszło. Dla mnie w sumie nie było wtedy słowa "dieta". To po prostu była zmiana nawyków żywieniowych. Od 5 maja 2015 roku do końca czerwca roku tego samego schudłam do 72 kg z hakiem, czyli można powiedzieć, że dyszka zleciała 8). Żałuję jedynie, że nie mam zdjęć z tamtego okresu czasu.

Od dzisiaj postaram się zmienić swoje nawyki na takie, jakie miałam w ubiegłym roku. Kierowałam się własnymi zasadami, patrzałam na to co jest dla mnie dobre, dla mojego ciała, organizmu, samopoczucia. Nie kombinowałam z dietami "cud" znalezionymi w internecie, czy nie chodziłam do dietetyka. Nie odmawiałam też sobie wszystkiego, lecz znałam umiar. Urodziny, obiad rodzinny, czy cokolwiek takiego traktowałam jako dzień, w którym mogę pozwolić sobie na kawałek ciasta itd. Moje wszystkie diety zawsze kończyły się rzucaniem na jedzenie jak dzika świnia (o tym kiedy indziej), bo odmawiałam sobie wszystkiego po kolei, a to nie o to chodzi. 

Niestety wtedy porzuciłam tą dietę ;(. Sama nie wiem dlaczego. Wagę utrzymywałam dopóki nie zaczęłam kombinować z coraz to nowszymi dietami, przez które tyłam. Tu znowu weszła duma z samej siebie, presja na schudnięcie jeszcze kilku kilo, odmawianie sobie za bardzo i presja na to, że muszę schudnąć teraz, już, natychmiast. W taki sposób z wagi 72 kg stało się 77,3 kg. W pewnym momencie nawet było 69 kg, o którym mogłam szybko zapomnieć.

Dzisiaj siadłam na spokojnie, zastanawiałam się nad tym dlaczego chcę się znów za to zabrać, przemyślałam co robię źle i znalazłam wspaniałą motywację, o której może napiszę jak znajdę tutaj chociaż minimalne zainteresowanie.

Nie wiem jaki zasięg mają tutaj nowe posty od nowych osób. Jednak mam nadzieję, że ktoś przeczyta moją historię, może skomentuje i też da mi to większą siłę :D

Chętnie też poczytam wasze historie, jak to wy zaczynałyście swoją przygodę ze zrzuceniem kilogramów, a nóż ktoś zostanie kolejną moją motywacją :).