Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 4069
Komentarzy: 41
Założony: 21 stycznia 2017
Ostatni wpis: 22 października 2017

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
gym-fits-me

kobieta, 30 lat, warszawa

154 cm, 62.00 kg więcej o mnie

Masa ciała

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

4 lutego 2017 , Komentarze (2)

W związku z wypowiedzeniem przeze mnie umowy, oficjalnie kończę pracę 11 lutrego, jednak lekarz stwierdził, że po tym co przeszłam należy mi się solidny odpoczynek, zwłaszcza psychiczny, więc przez najbliższe dwa miesiące mam chwilę spokoju. Są plusy i minusy, bo siedzenie w domu staje się męczące, ale wiem, że jest mi to naprawdę potrzebne. 

Wróciłam do nauki norweskiego, brakowało mi tego. Nie mogę się doczekać wyjazdu w czerwcu a po drodze, mam nadzieję, czeka mnie jeszcze Szwecja. Uwielbiam kraje skandynawskie i w duchu serca liczę, że w ciągu kilku lat zamieszkam tam na stałe.

Jeśli chodzi o jedzenie i trening, jest ok. Nie widzę zaskakujących zmian poza poprawą skóry. Ćwiczę trzy razy w tygodniu tylko i wyłącznie siłowo a pozbyłam się już celilitu. Skóra jest napięta i ładnie wygląda. Nie ważę się, bo wiem, że wadze ufać nie mogę a zmierzyć na początku się zapomniałam więc nie wiem co i jak, ale nie śpieszę z odchudzaniem. Po prostu chcę to załatwić na spokojnie. 

Zrobiłam jak na razie podstawowe badania. TSH 1,4; FT3 2,86; FT4 1,09. OB 2 i jedynie MPV wyszło mniej niż powinno, bo 8,4. Nie wiem czy powinnam się martwić czy nie, więc zapobiegawczo udam się do lekarza. 

31 stycznia 2017 , Skomentuj

Kiedyś wszystko było prostsze. Przy moim pierwszym odchudzaniu jadłam mało, ćwiczyłam dużo i szybko zgubiłam 30kg. Ot, nic trudnego. Proste MŻ, czyli najbardziej znane hasło mniej żreć. Bez eliminacji pszenicy, słodkości, alkoholu. Szkoda, że nie wiedziałam, że tym wszystkim zniszczyłam sobie zdrowie.

Życie w nieświadomości jest proste, bezstresowe. Teraz mam wrażenie, że wiem o tym wszystkim za dużo. Przez kilka lat przeczytałam multum książek (od weganizmu po paleo poprzez gluten, nabiał i rakotwórcze substancje) i obejrzałam dużo szkoleń, żeby wiedzieć co nam szkodzi, co znajduje się w małym niewinnym ciasteczku. Mój chłopak ostatnio stwierdził, że boi się mojej wiedzy o jedzeniu i ciekawostek na ten temat, które czasami mu sprzedaje. Zwłaszcza w tym momencie gdy otwiera jogurt, zlizuje wieczko a ja mu mówię, że na tym wieczku właśnie jest najwięcej nałożonej chemii, żeby produkt po prostu nie spleśniał a on w ten sposób przekazał sobie wszystkie konserwanty bezpośrednio do organizmu. 

Nie potrafię już jeść mniej niż wynosi moje zapotrzebowanie, bo wiem, że moje hormony potrzebują więcej. Że potrzebują dużo zdrowych tłuszczy (a zdrowym tłuszczem nie są zawsze orzechy, bo zawierają za dużo kwasu fitynowego i zwykłe moczenie się tego nie pozbędzie). Że ciało potrzebuje treningu, najlepiej siłowego. Że pszenica (durum, orkisz) nie jest już tą samą pszenicą, którą jadła moja babcia. Ona (pszenica) już nawet nie wygląda tak samo a co dopiero mówić o jej genotypie. Myślę, że o nabiale wspominać nie będę, bo mogłabym się naprawdę rozpisać a nie chcę być hipokrytką, bo ciężko było mi się rozstać z tym mlekiem do kawki. Gdybym kiedyś przeczytała taki wpis pomyślałabym, że ktoś musi być wariatem, żeby stosować się do tego wszystkiego. Dziś też tak uważam, nie można mieć obsesji na punkcie diety, zwłaszcza gdy ktoś myśli o zdrowiu. Zdrowie to nie tylko zdrowie fizyczne, do tego zalicza się również psychika. 

Więc jak na razie wprowadziłam białkowo-tłuszczowe śniadanie. Gluten i nabiał również bez większych przeszkód poszedł w odstawkę. Dwa posiłki węglowodanowe. No i co, czuję się po prostu dobrze. Jeszcze tylko zrobić badania okresowe w kierunku hashimoto i insulinoporności i będzie wszystko ładnie, będzie wiadomo czy wszystkie złe geny w mojej rodzinie przeszły na mnie. 

Patrząc na to jakiego mam w życiu pecha, na pewno przeszły na mnie.

27 stycznia 2017 , Komentarze (4)

Gdy życie wciąż i wciąż kopie Cię po dupie czasami już ze zwyłej upartości bierzesz się w garść z myślą ja Ci jeszcze pokaże

Zaczęłam od zwyczajnego wypowiedzenia w pracy, które przyniosło niesamowitą wściekłość szefa a więc udaję się na trzytygodniowy odpoczynek, bardziej psychiczny, bo bez ciągłego bata nad głową i uniesień czemu jest tak a nie inaczej. W końcu potrafię się wyspać, stres powoli odchodzi choć wciąż reaguję nerwowo na widok maili bądź smsów z pracy. Czas sobie uświadomić, że to już mnie nie dotyczy. 

Zdrowy tryb życia też powoli się normuje. Nie zaczynam wszystkiego na hop-siup jak to kiedyś często mi się zdarzało. Słodycze, alkohol i fastfoody wyeliminowałam już w grudniu. Ogólnie jem zdrowo, mam taki nawyk od kilku lat, ale mój jedyny problem jest taki, że jem za dużo. A gdy dochodzi stres, niewyspanie, brak treningów, chroniczne zmęczenie - schudnięcie nie jest możliwe. Od początku stycznia rozpoczęłam trening siłowy, ale też był on w kratkę. Trening - 4 dni odpoczynku - trening- dzień odpoczynku- trening i tydzień odpoczynku. Dopiero od tygodnia ćwiczę co drugi dzień, ale mimo wszystko już widzę poprawę skóry. A warto zaznaczyć, że ćwiczę tylko siłowo po około 40 minut z 30 sekundowymi przerwami między seriami. Mam w domu sztangę, hantle, zestaw około 70kg, więc daję radę. Nie planuję włączyć na razie treningu aerobowego, to zniszczyło moją wcześniejszą redukcję, bo miałam obsesję na punkcie cardio do tego stopnia, że obrzydziło mi na dłuższy czas ćwiczenia. A warto zaznaczyć, że doszłam wtedy do 16% BF. Teraz moim głównym priorytetem jest zdrowie, do tego chyba trzeba w końcu dorosnąć. Tęsknię nie tylko za ładnym ciałem, ale za życiem bez bólu. Bólu kręgosłupa, głowy, brzucha, nudności, które mam coraz częściej. Tęsknie za dobrą kondycją, za tym, że nie ważne co robiłam po siłowni - nigdy nie byłam zmęczona, nawet 8 kilometrowym spacerem z chłopakiem. 

Jeśli chodzi o samą dietę, staram się już nie objadać. Czynnik, który powodował u mnie napady jedzeniowe (stres w pracy) już powoli mnie nie dotyczy. Nie chcę schodzić nisko kaloryką, poprzednia redukcja balansowała na poziomie 1400 kaloryczności a warto zaznaczyć, że jestem małym krasnalem, bo mam tylko 154cm wzrostu. Teraz nie chcę wybijać więcej niż 1600kcal. Jeśli będzie nieco mniej, też nic się nie stanie, bez żadnych chorych obsesji. Najważniejsze dla mnie to jest to, by jeść jak najmniej nieprzetworzonych rzeczy. Nie ma co przeczyć, niespełna rok, dwa lata temu dzięki takiej diecie miałam metabolizm 12 latki. Bez żadnych chorych cheatów. Po prostu, to źle wpływa na moją psychikę. Albo w jedną albo w drugą stronę, to jest układ zero jedynkowy. Jeśli będę chciała zjeść więcej to po prostu zjem, ale tych zdrowych rzeczy. Po prostu bez spiny. 

22 stycznia 2017 , Komentarze (4)

Złapałam się na tym, że mam dość swojego życia. Tych 10kg, które zalegają i jakoś mi nie było po drodze przez ostatni rok żeby je zgubić. Swojej pracy i szefa, który codziennie wykańcza psychicznie. Codziennej wegetacji,  która nic nie przynosi a jedynie sprawiła, że stałam się osobą bez charakteru.

Więc postanowiłam, że czas się ogarnąć. Czas wstać, zadbać o dietę i o tarczycę, która jest w bardzo złym stanie. O swoje samopoczucie, o lepszy wygląd i ogólne zdrowie. Czas na powrót do nauki norweskiego, no i czas na porzucenie pracy. 

Podobno Twoje życie zależy tylko od decyzji, które TY podejmujesz. Podobno każdy człowiek może zmarnować życie po swojemu, ale po co, skoro masz tylko jedno?