Jest w moim życiu pewien oszust. Kłamca. Łgarz. Ja mu mówię "lustereczko powiedz przecie..." a on mówi "Wstydu nie ma". A później nie wiedzieć kiedy ktoś robi zdjęcie. I proszę. Czarno na białym wszystko wypływa. I człowiek zastanawia się: jak ja tak naprawdę wyglądam? Jak mnie widzą inni? Czy tak jak na zdjęciu czy tak jak ja siebie w lustrze?
Niestety obstawiam się, że to drugie. Natknęłam się bowiem w moim życiu na lustra (zwłaszcza w przebieralniach i na siłowni), które nie bały się tego, że mimo grożących mi za to przewinienie 7. lat nieszczęścia, mogę je stłuc. I waliły prawdę prosto z mostu.
Aż odechciewało się patrzeć. Kupować ubrań i ćwiczyć. Zwłaszcza to ostatnie, bo gdy na sali pełnej kobiet spoglądałam w lustro, miałam ochotę zwinąć się w kulkę, na którą i tak już wyglądałam.
Dziś jednak było inaczej.
Dziś był ...
Dzień IV
I w końcu poszłam na zumbę. Mimo okropnego bólu głowy udało mi się wytrzymać. I to wytrzymać ze swoim odbiciem, bo stałam w pierwszym rzędzie i nie odwracałam wzroku. Brawo ja!
Dieta utrzymana bez ani jednego odstępstwa :) Jutrzejsze menu wreszcie prezentuje się smacznie.
A jak Wy się czujecie w połowie tygodnia? Patrzyłyście dziś w lustro?