Ja wiem, że to woda. Ja wiem, że waga nie jest najważniejsza, ale wiecie jak to jest... na początku odlicza się każdy gram.
Dziś jak widać suwak się przesunął. Na szczęście w dół a nie w górę, a to oznacza, że motywacja na kolejne dni jest.
Ale właśnie - jak to jest z tym ważeniem? Często wchodzicie na wagę?
Jak kiedyś codziennie. Ale to szybka droga do tego by popaść w paranoję i z każdym dniem redukować posiłki. Więc lepiej raz na tydzień, raz na miesiąc? Dla mnie zdecydowanie za długo. Bałabym się, że efekty, które zobaczę nie są takie jak oczekiwałam.
Teraz wybrałam opcję - kiedy chcę. A dokładniej - kiedy potrzebuję. Kiedy potrzebuję motywacji, kiedy potrzebuję się skontrolować. Wypadło więc dzisiaj, bo po weekendzie.
A wy jakie macie do tego podejście?
Na koniec szybki przegląd dzisiejszego menu:
Śniadanie: koktajl owsiany (mleko kokosowo-ryżowe, truskawki, płatki owsiane)
II śniadanie: jabłko pieczone z białym serem i rodzynkami
Obiad: makaron razowy ze szpinakowym pesto
Kolacja: placki ryżowe z jabłkiem
Kalorii? Nie mam bladego pojęcia. Może kiedyś nauczę się je liczyć. Ćwiczenia? Niestety jeszcze się nie zmotywowałam.