Trzymam się zdania przewodniego z tego bloga. Swoją drogą przed siebie. Przestaję słuchać wszystkich tych osób, które przez lata mówiły mi, że ich sposób na życie jest jedyny i słuszny. Przestaję katować się myślami, że komuś gdzieś będzie przykro – swoją drogą to najgłupsza rzecz jaką się mówi dzieciom – „zrób to czy tamto bo mamusi będzie przykro”. Wychowanie przez poczucie winy. Potem ludzie zostają albo wiecznymi gapami, którzy nie potrafią zrobić nic dla siebie, albo są tak zgorzkniali i wkurwieni jak ja i przestają cokolwiek robić dla kogokolwiek.
A to nasuwa mi taką myśl. Mam kolegę, który ma raczej nieporadne życiowo rodzeństwo. Nic sami nie potrafią ogarnąć i na dobrą sprawę nie muszą, bo on i tak to zrobi za nich. Zakupy, rachunki, urzędy, umawianie fryzjera… Matkuje wszystkim dookoła. A co robi ta rodzina? Nie zacytuję epitetów, jakie słyszałam na jego temat. Nie wiem, czy jest świadomy, że tak się o nim wypowiadają. Czasem mają o coś na siebie focha, a potem znów kolega idzie i ratuje wszystkich z tarapatów. Tak kończą ludzie, którzy byli wychowani w poczuciu winy za to, że komuś będzie przykro. 40 lat na karku i święta matka teresa.
Ja zaś mam już w nosie, że komuś będzie przykro. Spełniałam oczekiwania 23 lata swojego życia. Zrezygnowałam z rzeczy i marzeń, które wtedy były dla mnie ważne, bo manipulowano moimi emocjami. Dziś trzymam tylko lekkie znajomości z ludźmi, czuję się samotna i boje się wpuścić kogoś bliżej. Dlatego łatwiej jest pisać w internecie obcym ludziom prawdę, niż porozmawiać z kimś bardziej otwarcie. Mam dość ludzi, dość dania się poznać na tyle bliżej, by ktoś mógł poczuć się utytułowany, by mówić mi co mam robić. Co mam wybrać. Czasem się tacy nadal zdarzają, ale odkąd nie mieszkam w Polsce i nie spotykam na każdym kroku ludzi, którzy mają takie nastawienie do życia w społeczeństwie – nikt mi nie mówi, co ja muszę zrobić. Jakoś w Holandii ludzie nie są tak wychowani, żeby się wtrącać. Chętnie pomogą, nawet nieproszeni, ale nie mówią, jak kto ma żyć.
Przypomniał mi o tym Leo, którego poznałam kilka tygodni temu na kortach tenisowych. Umówiliśmy się na partyjkę debla i opowiadał nam o swoich sąsiadach – Polakach. Że powiedzieli, że odkąd nie mieszkają w Polsce to czują się wolni. Mój mąż od razu przytaknął. Bo tutaj jest wolność. Ja nazywam to też świętym spokojem. Wolność do wyboru, wolność do popełniania błędów. Liczę, że w Polsce nowe pokolenie jest już ciekawsze. Mniej zainteresowane życiem wszystkich dookoła. Skupione na sobie i swoim rozwoju na tyle, że nie wtyka nosa w nie swoje sprawy.
Holendrzy mówią otwarcie o życiu, odpowiadają szczerze i prostolinijnie na pytania. Ale mówią przede wszystkim o swoim życiu i wyborach. Nie powiedzą ci „robisz błąd, ja bym to tak zrobił”. Powiedzą co najwyżej „mój znajomy był w podobnej sytuacji i zrobił tak a tak„.
Swoją drogą przed siebie.