Niestety wszystko się kiedyś kończy. Po kilku latach zabawy z dwiema aplikacjami do ćwiczeń - keep i keep yoga, wkrótce nie będę mogła już z nich korzystać. Developer wycofuje je ze sklepu google.
Zostały mi dwa tygodnie jeszcze jogi. Z trainera nie korzystałam w tym roku za wiele. Jakoś nie mogę się zmotywować. Tak jak do treningów z Vitalia - raz tam zajrzałam i w sumie nic nie wykonałam. Biegam, jak biegałam, cośtam ćwiczę z tego, co kolega mi zapisał, ale nie wiem.. te pompki mnie demotywują. Umiem zrobić całe 4 i to technicznie niepoprawne. Jeśli wrócę do jakiejś aplikacji fitness to będzie to zapewne znów Freeletics. Jest naprawdę świetna.
Trafiłam na kanale Nie wiem, ale się dowiem filmik o długowieczności Japończyków. I tu ciekawe dane się pokazało. 1/4 Polaków jest otyłych. Tu się chyba coś wydarzyło, jak mnie nie było. Nie pamiętam Polski jako kraju grubasów. Mam jedną koleżankę z nadwagą, ale tak to w rodzinie i wśród znajomych nie ma otyłości. jakaś tam nadwaga się zdarza. gdzie się chowają ci grubi Polacy?
Jest też sposób jedzenia Japończyków, który sugeruje, że można zachować prawidłową wagę w ten sposób. BTW. otyłość w Japonii to 3%. Dobrze przeżuwać, aby trawienie prawidłowo nastąpiło, jeść niewielką ilość posiłków, aby jelita pracowały wydajnie i zdrowo oraz nie przejadać się - no to się wydaje oczywiste. Japończycy jedzą do 80proc sytości. Tu sądzę, że jest to powyżej moich zdolności.
Dzisiejsze Ważenie pokazało 71,4 kg, więc nie zmieniam paska. Będę go poprawiać tylko, jak waga będzie spadać. Nie lubię, jak mi Vitalia daje smutną minkę, kiedy ja mam wzrost o 100-200g albo waga stoi w miejscu. To nie taka tragedia. Źle było, jak miałam 77 kilo. 71 mnie nie przeraża i nie smuci, więc dajmy sobie siana... Cieszę się też, że moje nogi są szczupłe. Czuję się szczupło. i pomyśleć, że zaczęłam się tu odchudzać, jak ważyłam 8 kg mniej niż dziś...
Wiem, co mąż zrobi na obiad. Będzie ten placek na 700 kcal, będzie duszona wołowina w sosie własnym i pierogi ruskie, które wczoraj skończył lepić. Do tego krem z pieczonych pomidorków koktajlowych - tego ostatniego nie przeliczyłam jeszcze na kalorie... Więc śniadanie musiało być skromne. Dojadłam tak zwane ciastko śniadaniowe - czyli po naszemu piernika. Za długo już leżał i jest to wybitnie podejrzane, że nie spleśniał... No i rzepę. Kocham warzywa korzeniowe o tej porze roku. Wszystko jest słodkie, świeże i chrupiące!
Wczorajszy dzień zakończył się dobrym bilansem. Kalorii wpadło nie za wiele, było bieganie, naprawdę super. Dałam znak wodny z ciekawości, jak to wyjdzie ;) jak widać nie jem śniadań, owocu nie liczę do bilansu. Kalarepy też nie. Taka ciekawostka - ten zeszyt co mam ma swoją aplikację na telefon. Można skanować każdą stronę i robić z niej wirtualne notatki, przechowywać, przeglądać, szukać w nich informacji. W moim przypadku to akurat nie jest super potrzebne, ale na studiach jakbym miała taką technologię... Mnie zaś podobają się te duże kółka, dzięki czemu trzymam zeszyt zawsze otwarty w jadalni i co rano uzupełniam z myfitnesspal, co zjadłam i mogę wtedy chwilę pokontemplować nad tym z herbatką rumiankową i obmyśleć, co dalej. gdyby ktoś miał ochotę to zeszyt nazywa się Oxford a aplikacja Scribzee.