Ostatnio dodane zdjęcia
Znajomi (84)
Ulubione
O mnie
Informacje o pamiętniku:
Odwiedzin: | 128896 |
Komentarzy: | 4949 |
Założony: | 26 marca 2022 |
Ostatni wpis: | 31 stycznia 2025 |
kobieta, 39 lat, Piernikowo
172 cm, 77.90 kg więcej o mnie
Postępy w odchudzaniu
Drenthe - camping, obóz niemiecki, lasy, jedzenie
https://kolekcjonermarzen.word...
Kolejny post, kolejna kobyła - enjoy. Komentować możecie tutaj, jeśli jest wam łatwiej. gdybyście miały jakieś pytania dotyczące którejś części - piszcie - jeszcze coś tam pamiętam z tego, co przewodnik mówił.
Przyszło lato. Przesilenie letnie sprawiło, że w Holandii jest jasno na zewnątrz jeszcze po 23-ciej. Zaczęłam spać w opasce na oczy, bo inaczej nie można otworzyć ani okna, ani drzwi na korytarz. Z jednej strony to świetnie, że tak długo jest jasno, z drugiej nie da się spać przez hałasujące ptaki i ludzi w różnych porach.
Zaczął się też sezon EURO24. Oglądam większość meczy – od dziecka lubię półkę nożną, ale mam czas i cierpliwość jedynie, aby oglądać mistrzostwa – wtedy jest gwarancja, że będzie na co patrzeć. No i nie zawsze się to sprawdza – choćby mecze Portugalii są nudne. Ale takie wydarzenia, jak Austria czy Turcja na boisku to ciekawa rzecz. W tym roku wyjątkowo „słabsze drużyny” dają popalić starym markom, a ilość golów samobójczych chyba pobiła rekord. gdy to piszę, Holandia nadal jest w grze, ale muszę przyznać, że spodziewałam się czegoś więcej. Wciąż chyba żyję wspomnieniami, kiedy w 1996 grali tacy wielcy piłkarze jak Kleivert i Davids.
Mecze Polaków obejrzałam wszystkie za wyjątkiem Francji. Uznaliśmy, ze nie będzie na co patrzeć, bo Francja trzeci mecz zawsze olewa, bo i tak wchodzi z pierwszego miejsca, więc oszczędza siły na fazę turniejową. Podobnie z resztą grają Portugalczycy. Dwa mecze na full i trzeci dla składu rezerwowego, aby się trochę pomęczyli za pieniądze, które i tak dostaną.
W pracy trwają zakłady. Wymyślili dość ciekawy myk z tym, aby ludzie brali udział w zakładach, ale nie tworzyło to takich emocji, jak hazard. Za 2 euro wpisujesz się na listę, której prawa strona jest zaklejona i nie widzisz, na jaki wynik stawiasz. W dzień meczu, gdy lista jest już zapełniona i w puli jest 50 euro, lista zostaje odwinięta i widzisz na jaki wynik stawiasz. Obstawiają pracownicy, kierowcy firm zewnętrznych, studenci a nawet właściciele firmy. Przez fakt, że nie obstawiasz wyniku, który byś chciał aby padł – nie ma zawziętości, kłótni, która drużyna jest lepsza i która ma większe szanse. Przyznam, że gdy odsłonili bok i miałam typ 1:0 dla Holandii to sądziłam, ze nie mam w ogóle szans na wygraną. Ostateczny wynik 0:0 sprawił, że do końca liczyłam, aby padła ta jedna branka po właściwej stronie.
W weekend był festiwal latawców, więc wyciągnęliśmy rowery i pojechaliśmy na przejażdżkę. Zrobiłam wcześniej pedicure i zjedliśmy słodkie bułki nad stawem w parku, a później znaleźliśmy pole frezji. Kwitną co najmniej miesiąc za wcześnie! Frezje były wcześniej w połowie sierpnia. Klimat robi się coraz gorszy. Nie dość, że nie ma prawdziwej zimy ani lata [nawet jak na holenderskie warunki] to jeszcze to. Wszystkie kwiaty się rozeszły terminem kwitnienia. Wiosenne kwiaty nie zbiegają się ze stałym terminem marszu polami tulipanów czy mozaik z hiacyntów.
Niemniej pole frezji pachnie wspaniale. Zapach niesie się na kilkaset metrów.
Na plaży były umocowane latawce. W tym roku nie zrobiły one na mnie takiego wrażenia, jak kiedyś. Nie było niczego ręcznie robionego. Wszystko jakby wzięte z jednej fabryki. Różniły się jedynie kolorami.
W domu dieta trochę gorsza. Mecze wchodzą dobrze z piwem, chipsami, słodyczami – choć tych ostatnich jak na lekarstwo w ostatnim czasie. Mąż ostatnio stawia na prostsze dania i szybsze do zrobienia. Czeskie kiełbaski w hot dogach, czy panga z obiadu na bagietce.
Waga nieznacznie w górę.
Mam za duża wadę wzroku (+4.5 na +3.5) na laser, a jestem za młoda na wymianę soczewki. Trochę jestem zawiedziona, ale nic straconego, okulary jeszcze nie są tak grube aby było to uciążliwe.
Mam dziś kolejną wizytę w FEYO w Haarlemie. Spotkam się tam z lekarzem i będę miała kolejne badania. Mają zakroplić mi oczy, więc pomyślałam, że zabiorę ze sobą męża i wybierzemy się najpierw razem w miasto, a później do kliniki. Mam dziś też mieć wreszcie informację, który zabieg mogę robić. Jeśli wszystko będzie mi pasować, to będzie to maksymalnie 1850 euro za oko i poprawa wzroku zaraz po zabiegu. Na wszczepienie nowych soczewek jestem za młoda - ale zobaczymy, co powie lekarz. Na razie jak czytałam specyfikację ich różnych metod leczenia - to moje suche oczy dyskwalifikują mnie z 3 najtańszych... Życie.
Jeśli się zdecyduję to dopiero na Boże Narodzenie. Mam teraz pełen kalendarz i nie chcę, aby komplikacje z oczami wchodziły mi w paradę. Wciąż nie wiem, czy nie będzie problemów z lataniem, czy choćby pracą w zapylonym otoczeniu. Do tego wkręciłam się ponownie w sporty i wolałabym nie tracić teraz tego flow. Gwiazdka to bardzo spokojny okres w moim życiu - co najwyżej dużo pracuję wtedy z pyłkiem kwiatowym. Zobaczymy, co powie lekarz.
Wieczorem mecz - będę oglądać raczej pomarańczowych, bo tutaj zapowiadają się większe emocje. Tak jak to było z wczorajszym meczem Chorwacji przeciwko Włochom. Branka stracona w ostatniej minucie przekreśliła ich szanse na wyjście z grupy. A zagrali świetny mecz.
Lubię futbol - oglądam nierzadko mecze każdych mistrzostw. Nawet zrobiłam taką oto dekorację przed dom - mąż kupił mi zły odcień pomarańczowego i uznałam, że nie zmarnuje się.
Miał tu ktoś operację laserowej korekty oczu? Jaką metodę wybraliście? Jak wrażenia? Co najgorszego spotkało was przy okazji takiego zabiegu i leczenia? Piszcie śmiało - chcę być przygotowana na wszystko.
Miałam dać wpis tutaj, ale wciąż. Nie znajduje czasu. Powinnam priorytetyzować sen, ale wciąż jestem czymś zajęta. ADHD na pełnej ku*ie.
https://kolekcjonermarzen.wordpress.com/2024/06/17/2424-podlotek/
W tygodniu po powrocie z campingu działo się naprawdę sporo. Życie wracało do nowmy, a ja zajęłam się moim chaotycznym multitaskingiem. Wróciło ogródkowanie i dbanie o roślinki w domu i dookoła. Moja doniczkowa róża znów zakwitła i ma się dobrze, begonie coraz lepiej sobie radzą – choć niektóre są już w szklarni, bo w domu powietrze może być im za suche.
W ogrodzie też rozkwit. Kosze wyglądają super i za rok też będę szła na te warsztaty. Tym razem będę bardziej pilnować, co sadzę, bo koleżanka, z którą była mówiła, że też ma inne kolory niż pamięta, że sadziła. Więc albo to towar był podmieniony albo się zagadałyśmy za bardzo.
W szklarni pomidory mają się coraz lepiej, więc niektóe wystawiłam na zewnątrz. To trochę zahamuje ich wzrost, ale może przyciągnie więcej zapylaczy, ponieważ pojawiają się pierwsze kwiatki. W tym roku nie używałam materiału siewnego, a jedynie nasion z pomidorów ze sklepu. Widać, że jak miałam nasiona kwalifikowane to lepsze rośliny rosły.
Podczas mojej nieobecności mąż złożył mi regał i obecnie jest już prawie cały zapełniony. Zaniosłam tam naddatek wełny oraz sprzęt campingowy, którego nie chowam, bo sezon jeszcze trwa.
Ukochany jak zwykle smacznie gotuje, więc znów jedliśmy pat thai z pierożkami. Do tego buratta i śniadania do łóżka.
Wróciłam do spacerów i biegania. Niestety wszystkie zakończyły się szybkim odbieraniem mnie z trasy przez męża, lub szybkimi powrotami do domu. Moje jelita znów protestują. Wychodzenie z domu powoduje, że boje się czy mąż zdąży na czas mnie odebrać. Ale nie poddaje się – bieżnia nie powoduje u mnie takich problemów. Nie wiem skąd ta różnica.
Przy okazji zobaczyłam jak wiele roślin kwitnie wzdłuż drogi i bardzo podoba mi się ta część roku. Żeby jeszcze tylko temperatury zaczęły przekraczać 20 stopni… Wciąż jest 15-18. I wciąż pada. Z jednego spaceru wróciłam przemoknięta pomimo posiadania obuwia wodoodpornego [przesiąkło nim wyszłam ze wsi] i płaszcza.
Użyłam kilku z podarowanych mi doniczek. Zebrałam do kupy wszystkie małe doniczki z alstromeriami i wsadziłam je razem do dużych doniczek. Będzie wielki misz masz.
Do wysokich doniczek trafiły alstromerie doniczkowe, a gruntowe do doniczki tradycyjnej.
Wróciłam też do szydełkowania. Zrobiłam wreszcie do końca poduszkę dla męża i zabrałam się za koce. niestety skończyła mi się wełna i robota stanęła na samym początku. Swojego koca nie miałam okazji robić od początku maja…
W międzyczasie pojechałam do Haarlemu, gdzie miałam umówioną wizytę w klinice okulistycznej. Myślałam, że jadę tam aby dowiedzieć się czegoś więcej o tym, co się tam robi i jak wygląda proces leczenia, a zamiast tego przebadano moje oczy na 9 różnych aparatach, łącznie z laserowym skanowaniem całych gałek ocznych. Miasto wypadło bardzo fajnie i mi się bardzo spodobało. Chętnie kiedyś wrócę tam na weekend albo coś. Zdjęcia z miasta są pod linkiem [KLIK].
Z ciekawostek to dam tu kilka zdjęć. Tak na przykład wygląda parking dla klientów pod supermarketem na starówce.
Poszłam sobie na kawę, aby przeczekać największy deszcz.
Coraz więcej domów i ulic stroi się na nadchodzące mistrzostwa. Nie wiesz się tu flag z Tyskiego ani flag okrętowych, jak w Polsce. Dominują proporczyki, dmuchane lwy, pomarańczowe akcesoria.
jedno z okien domów mieszkalnych miało wyklejone obrazki i kod z instagrama do profilu. Weszłam, sprawdziłam, ktoś jest bardzo zdolny.
Poczekalnia kliniki. Do dyspozycji był ekspres ciśnieniowy do kawy oraz lodówka z frisdrankami, w tym chocomelem.
Częśc chodnika wydzielona dla dzieci, aby uczyły się robić figury na rowerkach. Parkingi, ronda, zakręty, poziome znaki pierwszeństwa… Zaś bratanka męża nikt nadal nie nauczył, że ma wyciągać rękę jak skręca, albo nie bać się i nie zjeżdżać w strachu w krzaki, jak jedzie samochód…
Widziałam też ławkę zrobioną ze starych nart.
Przed powrotem do domu poszłam jeszcze na lunch.
Jechałam w godzinach szczytu popołudniowego, więc dobrze, że miałam ze sobą swoje krzesełko. Usiadłam w pociągu z boczku i tylko przechodzący ludzie musieli trochę wciągnąć brzucha. Z reguły nie jeżdżę w szczycie, ale nie chciało mi się czekać dwóch czy więcej godzin aż natężenie zejdzie.
W domu systematycznie próbowaliśmy nowych piw, które ze sobą przywieźliśmy. Czeskie radlery bezalkoholowe – malinowy jest boski – oraz polskie craftowe piwa z Koronowa.
Waga wróciła wreszcie do tej sprzed wyjazdu. Trochę wzrosła mi zawartość tłuszczu, ale w ostatnim czasie głównie chodziłam, siedziałam i jadłam. Nie było siłowni ani biegania. Teraz czas to zmienić. No i diety nie trzymałam, bo na wyjazdach to trudno.
Dokupiłam sobie koszulek zamiast staników. Padło na markę, której ubrania już mam, więc są wygodne, oddychające i robią swoje. Czyli ograniczają trochę bujanie się biustu przy poruszaniu
Wiem, że ten wpis jest dość chaotyczny, ale tak wiele się działo – na szczęście wszystko to to małe zdarzenia, nie opiewające w dramę, a zatem moje życie. Takie jakie lubię. Lekko nudne, dość powtarzalne i mało emocjonujące. Wreszcie w domu!
Chciałam tu dodać wpis, ale im dalej go pisałam na wordpress tym mniej mi się chciało kopiować tutaj. Jest dużo zdjęć i są dwa linki do kolejnych zdjęć na serwerze zewnętrznym.
Wpis dotyczy mojego wyjazdu pod namioty oraz tego, co tam wraz z koleżanką zobaczyłyśmy i zjadłyżmy.
Życzę przyjemnej lektury.
https://kolekcjonermarzen.word...
Tymczasem ja się przygotowuje na jutrzejszy mecz.