... jakich się nie spodziewałam.
Rzęsy straciłam całkiem. No dobra, zostały mi 2 (słownie: dwie) przy lewym oku oraz 1 (słownie: jedna) przy oku prawym. A brwi poszły się ryćkać prawie całkiem, bo ostało mi po kilkanaście włosków po każdej ze stron. Ale luzik, naprawdę. Rzadko chodzę do ludzi, a jak muszę to robię kreskę ostrą kredką na linii rzęs (plus rozświetlający cień na powiece) i podobnie zagęszczam brwi. Efekt jest zadawalający. Wstydu mnie ma, choć pewnie bardziej dlatego, że mam gdzieś co ludzie pomyślą. Doszłam nawet do tego, że odsłaniam buzię nosząc turban. Pfff, i to jak!
Dzisiaj rano paczę-ci-ja w lustro i stwierdzam, że słabo się wczoraj z makijażu domyłam. Trę, i nic się nie zmienia. Co jest kurde! Aaaaaaa, malutkie świeżutkie rzęski. Mnóstwo króciutkich rzęsek! Są, odrastają wariaty! To samo brwi. W fazie wzrostu pozwalającej na obserwację naoczną, przy odpowiednio uważnym się przyjrzeniu. Ha! Wyczytałam, że włoski rosną w tempie ponad 1 mm na dobę więc już wkrótce będę porośnięta na nowo. No.
A ponadto wyczułam siakieś zgrubienie w drugiej piersi. To już mało radosne. Zgłoszę Doktorce w poniedziałek i sprawdzimy. Na razie nie panikuję, może to nic groźnego?
Jakoś to będzie, c'nie?
A.