Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Osiągnęłam właśnie najwyższą w życiu liczbę kilogramów, przez nadwagę coraz bardziej podupadam na zdrowiu, kompletnie nie mam formy, energii i chęci do robienia czegokolwiek. Ale to się zmieni, bo w końcu dojrzałam do tego, żeby naprawdę zatroszczyć się o siebie.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 90024
Komentarzy: 423
Założony: 27 października 2007
Ostatni wpis: 12 lutego 2014

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
PrettyInPink

kobieta, 42 lat, Lublin

168 cm, 84.00 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

28 kwietnia 2010 , Komentarze (1)

Jestem chora. Kaszlę, kicham i z nosa mi się leje. No i jeszcze czerwonej wysypki dostałam na twarzy i nie wiem, czy to symptom jakiejś choroby czy to po mikrodermabrazji, którą robiłam sobie w piątek u kosmetyczki. Nałożę sobie na noc maskę nawilżającą na twarz, zobaczymy czy zejdzie. Mam nadzieję, że tak bo jakoś nie mam ochoty iść do lekarza.

Dziś w pracy tak mnie rozłożyło, że o 13 zwolniłam się do domu i wzięłam urlop do końca tygodnia. W drodze do domu kupiłam jakieś medykamenty i całe popołudnie i wieczór spędziłam w łóżku. Jeszcze jutro się pogrzeję i mam nadzieję, że do piątku mi przejdzie. Bo chcę iść na zakupy. Macie rację, muszę sobie kupić jakieś nowe ubrania i nie czekać z tym do momentu aż schudnę. To jeszcze trochę potrwa i do tego czasu też chcę wyglądać dobrze. Dlatego mam nadzieję, że uda mi się wyrwać w piątek na jakieś zakupy.

Przeglądając modowe blogi znalazłam nowe zdjęcia Nicole Richie. Jaką ona ma niesamowitą fryzurę!!! Strasznie mi się podoba i chyba sobie taką zrobię. Mam podobny kolor włosów, co prawda moje są do ramion ale taka grzywka bardzo mi przypadła do gustu. Niby niedawno byłam u fryzjera, ale nie miałam odwagi sobie ściąć grzywki która zapuszczałam długie miesiące i tylko sobie podcięłam końcówki. Ale faktem jest, że z obecną fryzurą (jak nie poświęcę dłuższego czasu na układanie) wyglądam tragicznie. Może czas na zmianę. Zmieniam nastawienie, zmieniam wagę więc czas najwyższy też na zmianę fryzury. 
To ta fryzura, co sądzicie?

A z dietą dziś jest ok. Zjadłam 5 małych posiłków. I zero słodyczy. Tylko chyba ze 4 kubki herbaty z sokiem malinowym wypiłam i do tego syrop, a w nich był cukier. No, ale jakoś podkurować się muszę, żeby jakoś funkcjonować w weekend.

I tak pomyślałam, że skoro jutro i pojutrze mam wolne to sobie zrobię 2 dni z czystymi proteinami. Będę miała czas na gotowanie to coś dobrego sobie przygotuję. I może trochę waga drgnie, bo dziś wskazywała 78,5 kg. Przerażające!!!! 

27 kwietnia 2010 , Komentarze (4)

Od 3 miesięcy jestem w pełni satysfakcjonującym związku, z cudownym facetem przy którym czuję się całkowicie bezpieczna. Po 3 miesiącach sielankowego życia przytyłam 6 kg. I choć powinnam czuć się wspaniale to czuję się coraz gorzej i to właśnie dlatego, że tyle przytyłam. Mój chłopak w pełni mi akceptuję taką jaką jestem i wspiera mnie we wszystkim co sobie postanowię. Więc by się wydawało, że nie powinno być żadnych przeciwności do tego, żeby chudnąć. Ale są... we mnie!!! 
Już kilka razy próbowałam się odchudzać ale za każdym razem znajdowałam sobie jakąś wymówkę, żeby znowu się obżerać. A on biedny zdezorientowany nie wie co się dzieje, bo faceci jednak nie do końca chyba rozumieją taką niekonsekwencję.

Od kilku dni chodzę i biadolę, bo wszystkie koleżanki w pracy się odchudzają i to z niesamowitym skutkiem. Waga im spada, zaczynają się stroić i coraz bardziej dbać o siebie. A ja? Nie mam w co się ubierać, bo wszystkie ubrania wiosenne które na ten rok kupiłam są na mnie za małe, a nawet jak się w nie mieszczę to wyglądam jak baleron. Chodzę w szaroburych ciuchach, w których źle się czuję. A skoro się źle czuję to automatycznie nie przywiązuję uwagi do makijażu ani do fryzury. Czuję się źle i żeby się pocieszyć jem jeszcze więcej i zagryzam stresy słodyczami i pizzą. Jak to można tak się nad sobą użalać!!!!!!!!!!! 

Dziś rano popatrzyłam na swoje odbicie w lustrze. Byle jakie włosy, czarne ubranie, odstający brzuch, pyza na twarzy i drugi podbródek którego nie miałam już od kilku dobrych lat. Chcę znowu poczuć się piękna i atrakcyjna. Chcę, żeby promieniowała ta sama pewność siebie, która biła ode mnie jeszcze w styczniu. Chcę być piękna, żeby mój ukochany z jeszcze większą dumą spacerował ze mną po ulicy.

Chyba to dzisiejsze zetknięcie się z rzeczywistością trochę mną trzepnęło. Inaczej zaczęłam podchodzić do procesu chudnięcia. Mam nadzieję, że wkrótce całkowicie powróci do mnie motywacja sprzed kilku miesięcy.

Póki co nie stosuję żadnej diety. Szykuje się dość intensywny towarzysko długi weekend a nie chcę mieć wyrzutów sumienia, że zjadłam coś czego nie powinnam. Dlatego po prostu ograniczę się trochę z jedzeniem, poza tym pieczywo ograniczone do minimum i zero słodyczy. Plus ruch.

Muszę schudnąć. Chcę schudnąć. Chociaż do mojej wagi sprzed 3 miesięcy, czyli do 72 kg.


22 marca 2010 , Komentarze (5)

Jestem zła, to chyba uczucie lepiej opisuje to co czuję niż to że jestem załamana. Może tak... jestem zła i podłamana. Zdawałam sobie sprawę, że tyję znowu, ale nie wiedziałam że aż tak. Gdzieś w tamtym tygodniu stanęłam na wagę i było 75,8 kg a dziś stanęłam i już jest 76,5 kg. To jest straszne!!!!!!!!! Ważyłam już nawet 72 kg a tu znowu prawie że waga wyjściowa. Dołujące!!!! Ale wcale się nie dziwię zważając na to co jadłam ostatnimi czasy. W zasadzie żyłam na kanapkach i słodyczach, słodyczach i kanapkach.

Prawie 5 kg na plus i to w ciągu 6 tygodni. Jestem w szczęśliwym związku, w pełni akceptowana przez swojego faceta i właśnie to dało mi wymówkę, żeby sobie popuścić. Tylko, że planowałam sobie delikatnie popuścić a nie zacząć znowu się zapuszczać. A do tego właśnie doszło. Wrrr.... normalnie nerwa mam!!! Tak się szczyciłam tym, że ważę mniej niż mój luby, czyli mniej niż 76 kg a tu taka niespodzianka. Już niedługo i będę mu kruszyła kości jak usiądę mu na kolana. 

Dlatego od dziś daję na wstrzymanie. Przeszłam na south beach. Jeszcze dziś jestem na urlopie i zaraz pobiegnę zrobić zakupy spożywcze, kupię dużo warzyw i inne zdrowe rzeczy. Odnalazłam też w czeluściach mój zakurzony twister, zacznę chodzić na spacery czyli włączam ruch. Będę się zdrowo odżywiała i ćwiczyła, skończę z mało racjonalnymi dietami po których mam tylko efekt jojo. Dam radę. Będę szczupła i piękna na wiosnę :-)

25 lutego 2010 , Komentarze (3)

Poniedziałek.... dieta idzie cudnie

Wtorek.... dieta idzie jeszcze lepiej

Środa.... do godziny 18 git. Później spotkałam się z moim Lubym i zaczęłam mu opowiadać jak to bardzo mi się chce słodkiego. Powiedział, że jak chcę to możemy iść do sklepu coś kupić. Ja na to, że nie powinnam jeść, tyle wytrzymałam więc wytrzymam jeszcze. I zdecydowaliśmy się pójść na spacer. Spacer był dłuuuuugi i straszliwie spotęgował mój apetyt na słodkie. Więc po drodze do jego mieszkania wstąpiliśmy do sklepu akurat takiego, gdzie sprzedają ciasta domowej roboty. Misiek rozmawiał na zewnątrz z kolegą a ja dopadłam do lady sklepowej. Wzięłam po kawałku z kilku ciastek i wyszedł cały kilogram. Się trochę przeraziłam ale zapłaciłam za wszystko i poszliśmy do mnie. Nie zjedliśmy wszystkiego, ale jak mi się ciąg niezdrowego jedzenia zaczął to tak trwa. Wczoraj te nieszczęsne ciastka o 21, później akcja kanapki o 22 i dziś znowu od samego rana ciastka i kanapki. I kawa ulepek bo przez wczorajsze randkowanie jestem trochę niewyspana :-)

Ale postaram się przystopować, bo znowu zniweczę moje osiągnięcia w odchudzaniu.

23 lutego 2010 , Skomentuj

Nie chce mi się za bardzo pisać. Jestem na maxa wymęczona. Jeszcze tylko wezmę prysznic i uciekam spać. Ostatnio mało sypiam, bo wolę spędzać czas z Nim. Ale w pewnym momencie przychodzi wyczerpanie akumulatorów. Dziś dotarło ono do nas dwojga. Dlatego zbieram się i pakuję się do łóżka.Spać!!!!!!!!!!

Dieta ma się dobrze. Dziś szła świetnie, choć chwile zwątpienia były. Ale dałam radę i jest ok. Nawet się trochę porozciągałam, ale za ćwiczenie to raczej uznać nie można.

Ok, zbieram się po zasnę przed komputerem.

Dobrej nocy wszystkim :-)

23 lutego 2010 , Skomentuj

Od wczoraj po raz n-ty zaczęłam fazę uderzeniową diety protal. Już sobie obiecywałam, że dam sobie spokój z tą dietą i wezmę się za coś bardziej racjonalnego, ale jakoś powracam do niej ciągle i ciągle. Pewnie dlatego, że szybko widać efekty. A ja wraz z pierwszymi promieniami wiosennego słońca potrzebuję szybkich efektów jak powietrza.

Poniedziałek pod względem dietetycznym wyszedł super. Dzień był zwariowany sam w sobie a dietę jeszcze trudniej było wpleść między jednym wariactem a drugim.

Menu:

śniadanie: 2 parówki na gorąco

w pracy: mały jogurt natualny+serek wiejski

obiad: gotowana pierś z kurczaka + 2 korniszony

kolacja: parówka drobiowa + wędzony brzuszek z łososia + gruby plaster twarogu

O 7 wyszłam z domu do pracy, na szczęście po śniadaniu. Później 8 godzin w firmie i zakupy bieliźniarskie (kupiłam sobie super przeźroczyste figi z czerwonej koronki, kupa kasy poszła na to ale było warto :D). Z zakupami prosto do przyjaciółki od której po kilku godzinach odebrał mnie Luby. Kilka godzin u niego i do domu mnie odprowadził. Jak wyszłam z domu o 7 tak wróciłam po 23. Zanim wzięłam prysznic i zjadłam kolację to była północ, o 6 trzeba było wstawać i jak zwykle się nie wyspałam.

Ale dziś robimy sobie przerwę, bo od 4 dni jesteśmy ze sobą przez większą część dnia. Czas złapać oddech. No i czas pomalować paznokcie, ogolić nogi, nałożyć maseczkę i zrobić się na bóstwo....ehhhhh..... I mam nadzieję trochę poćwiczyć dziś. Ostatnio czuję przemożną potrzebę wyciągania się, rozciągania się i forsowania się. Chyba naprawdę wiosna idzie. W końcuuuuuu.................

21 lutego 2010 , Komentarze (4)

Macie dziewczyny rację, trzeba się wziąć za siebie, tym bardziej mam tak dobrą motywację teraz. W piątek wyszliśmy z jego przyjaciółmi i tamci zapowiedzieli, że jak tylko się zrobi wystarczająco ciepło to zaczynamy jeździć na pobliskie pojezierze trochę poimprezować. Jezioro gdy jest ciepło oznacza tylko jedno... chodzenie w kusym ubraniu i stroju kąpielowym. Strój kąpielowy przy moich 70 kg + niezbyt będzie wyglądał, szczególnie dwuczęściowy bo własnie taki chciałabym nosić. Póki co czarno to widzę, ale po to mam jeszcze kilka miesięcy, żeby do lata coś ze sobą zrobić i jakoś się prezentować na tej plaży. Nowa motywacja!

Od jutra zaczynam znowu dietę proteinową. W tym tygodniu nie szykują się  żadne okazje więc nie będzie wielu pokus. W niedzielę są urodziny mojej przyjaciółki i chce przygotować dla nas wystawny obiad, ale jak zjem jeden większy posiłek w ciągu tygodnia to też się nic nie stanie.
A bardzo potrzebuję tej diety, tak mi tragicznie brzuch znów wywaliło że niezbyt dobrze na mnie ubrania już leżą. Muszę ze sobą coś zrobić. 

A wczoraj miałam romantyczną kolację ze swoim Słońcem. Przygotowałam lasagne ze szpinakiem i mięsem mielonym, do tego świeżo upieczone pieczywo czosnkowe. Przygotowałam odpowiednio pokój, nakryłam stół czerwonym obrusem, zapaliłam świece. On przyniósł czerwone wino, które przywiózł z Francji. Gdy zaczęliśmy jeść to zaświtało mi, że muzykę wypadałoby jakąś włączyć. Dopadłam do odtwarzacza i mówię, że sprawdzę co w środku jest bo ostatnio Linkin Park słuchaliśmy. Ja włączam płytę, a tam bliżej mi nieznana muzyka leci. Mówię, pewnie ktoś z domowników słuchał czegoś na moim odtwarzaczu. A Słońce do mnie powiedział, żebym zostawiła tak jak jest. Okazało się, że nagrał specjalnie na ten wieczór kompilację nastrojowych piosenek i podmienił płyty jak poszłam do kuchni po korkociąg. I tak świetnie dobrał piosenki, że aż zaniemówiłam. Do tego zjadł dwie wielkie porcje tego co przygotowałam więc tym bardziej było mi miło :-) I gdy przez cały wieczór powtarzał jak pięknie wyglądam i trzymał mnie za rękę. Nałożyłam specjalnie z tej okazji nową małą czarną i bardzo delikatny makijaż, bo nie zdążyłam umalować się bardziej. Muszę przyznać, że dzięki temu wyglądałam bardzo świeżo. On przyszedł w ubraniu w którym go uwielbiam więc też świetnie się prezentował. A cały wieczór był niesamowity i baaaaaaardzo romantyczny :-) 

20 lutego 2010 , Komentarze (9)

Długo nie pisałam, a to wszystko przez faceta, a w zasadzie dzięki facetowi. Od dwóch tygodni jestem w szczęśliwym w związku z chłopakiem, który póki co wydaje się być Panem Właściwym. Zachowuje się tak jakby chciał mi uchylić nieba i to jest cudowne. W ogóle się rozpływam....

No, ale diety to nie trzymam żadnej. Są obiadki u niego, są obiadki u mnie, pizza na kolację, ciasteczko od babci, piwko z jego przyjaciółmi, piwko z moimi przyjaciółmi, czekoladki w prezencie....nie da rady być na diecie!!!! Dziś przychodzi do mnie na romantyczną kolację we dwoje, jutro wyjeżdżamy z jego znajomymi na obiad do restauracji i znowu nie ma cudu żeby utrzymać jakąś dietę.

Ale od poniedziałku powracam na szlak. Poza tym śnieg topnieje i myślę, że w najbliższym czasie odważę się usiąść za kółkiem i zacznę jeździć na siłownię. Muszę zrealizować swój plan i zacząć uprawiać jogging wiosną. Myślę, że on będzie mnie wspierał. Powiedział, że jak się zrobi ciepło to będzie ze mną biegał :D

Dlatego myślę, że od poniedziałku do nieszczęsnej proteinowej wracam. Chciałam do końca miesiąca schudnąć do poniżej 70 kg, zostało mi jakieś 3 kg. Jest to możliwe więc zaciskam zęby i działam! DAM RADĘ!!!!

Muszę, bo znowu brzuch mi zaczyna się wylewać znad spodni.... baaaaaaaaardzo źle. 

8 lutego 2010 , Komentarze (7)

Mój weekend z dietą miał mało wspólnego. Niby się nie obżerałam nadmiernie, na pieczywo też się nie rzuciłam, ani za bardzo na słodycze ale jak człowiek dietujący też nie żyłam.
W sobotę była lasania, 2 pierniczki i piwo wieczorem. W niedzielę były chipsy, kilka ciastek, 3 kromki chleba. Co było fajne nie obżerałam się nimi, tylko spróbowałam trochę i to mi wystarczyło. Z jednej strony jadłam rzeczy, których nie powinnam była jeść ale z drugiej nie rzuciłam się na jedzenie, tylko jadłam wszystko świadomie, co u mnie jest dość niespotykane. 

Poza tym spędziłam weekend z niesamowitym facetem. Takim, który przed spotkaniem przychodzi po ciebie do domu, a później pod sam dom cie odprowadza. Takim, który dba o ciebie cały wieczór i jak widzi, że jest ci zimno oferuje swój płaszcz mimo tego, że na zewnątrz jest 10 stopni mrozu. Takim, który naprawdę słucha tego co mówisz i autentycznie jest zainteresowany tym co mówisz. Takim, który od razu nie próbuje włożyć ręki pod twoją spódnicę. Jestem w głębokim szoku, bo naprawdę dawno już takiej osoby nie spotkałam.

Poza tym powiedział, że nie muszę się katować dietą. Jeżeli chcę trochę schudnąć to on będzie ze mną biegał i nauczy mnie pływać :-) 

A od dziś dieta South Beach. Na śniadanie ok 11 zjadłam pałkę z kurczaka, omlet z 3 jaj, pół pomidora i korniszona. Nadal jestem pełna więc nie myślę jeszcze o jedzeniu. Poza tym jestem dziś na urlopie, spałam do 10.30 i jestem happy :D

5 lutego 2010 , Komentarze (3)

Nie wytrzymałam jednak do jutra i już dziś się zważyłam. Wyniki trochę mizerne, bo przez 4 dni schudłam tylko 1,3 kg . Zazwyczaj w ciągu 5 dni fazy uderzeniowej leciało mi jakieś 3 kg. No, ale zważę się jutro rano. W końcu dziś jeszcze jestem w I fazie więc szansa na cudowne schudnięcie jeszcze jest (tonący brzytwy się chwyta?). Mała ale zawsze. No i dziś w końcu byłam w ubikacji więc liczę na to, że jeszcze cokolwiek poleci w dół.

Dzień nawet może być. Nawet nie czuję się już taka zmęczona. Pewnie dlatego, że już weekend i jutro będę spała do oporu.

Tylko czarne myśli mnie nachodzą. Wiecie dlaczego? Dlatego, że odkryłam że w czwartek jest tłusty czwartek, a ja kocham pączki, faworki i całe to niezdrowe żarcie. Od poniedziałku mam być na south beach czyli przez dwa tygodnie definitywnie nie powinnam jeść takich różnych dziwnych rzeczy. Jak ja się powstrzymam, gdy wszyscy naokoło będą się zajadali pączkami i każdy będzie mnie nimi częstował? Chwila wielkiej próby będzie. A może warto będzie z uniesioną głową wyjść z tej próby. Właśnie! Więc postanowione: nie złamię się i nie zjem ani jednego pączka. Bo jak zjem jednego to zjem i 10. O!

Dziś pochłonęłam:
- śniadanie: omlet z 3 jaj, 2 korniszony
- w pracy: 2 duże jogurty naturalne
- obiad: 3 kotlety z mięsa mielonego z indyka (ok 30 dag), sosem czosnkowym i korniszonem
- kubek mleka 0%
- kolacja: wielka niewiadoma, jeszcze kotlety czuję w żołądku.

Ćwiczenia: 20 brzuszków. Dziadostwo, że tak powiem.