Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Osiągnęłam właśnie najwyższą w życiu liczbę kilogramów, przez nadwagę coraz bardziej podupadam na zdrowiu, kompletnie nie mam formy, energii i chęci do robienia czegokolwiek. Ale to się zmieni, bo w końcu dojrzałam do tego, żeby naprawdę zatroszczyć się o siebie.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 90021
Komentarzy: 423
Założony: 27 października 2007
Ostatni wpis: 12 lutego 2014

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
PrettyInPink

kobieta, 42 lat, Lublin

168 cm, 84.00 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

8 grudnia 2012 , Komentarze (1)

Jutro mija tydzień odkąd trochę się ogarnęłam. Z dietą nie było żadnych rewelacji. Od wtorku męczyła mnie strasznie boląca miesiączka i ostatnie na co miałam ochotę to liczenie kalorii. Ale uważałam na to co jem, wcześniej jadłam kolację, nie żarłam tyle, staram się więcej chodzić  no i zaczęłam ćwiczyć. To dopiero trzeci dzień regularnych wygibasów i nie ma tego dużo, ale staram się jak mogę. Przedwczoraj była gimnastyka z mężem, którą sam zainicjował i poprowadził. Wczoraj była godzina callanetics a dziś kilka zestawów ośmiominutówek. Zaczynam czuć mięśnie, szczególnie ud i pośladków.

Z uwagi na to, że obecnie jestem najcięższa w swoim życiu (czym nie ma się co chwalić) nie mam w co się ubierać, w mało co się jeszcze mieszczę. Więc dziś były zakupy. Miałam poszaleć ale kilkugodzinne zakupy skończyłam z sukienką przed kolanko z rękawem 3/4 i spódnicą. Ubrania eleganckie i schludne, w sam raz do pracy w biurze. Podobają mi się, bo nie są workowate a jednocześnie nie opinają ciała ukazując zestawu moich oponek. Jestem wyjątkowo zadowolona :-)

A po popołudniowej drzemce zorganizowałam sobie domowe spa: piling twarzy, maseczka na twarz, maska na włosy, depilacja a teraz jeszcze czeka mnie gorąca kąpiel z pilingiem całego ciała. Ta sobota była taka tylko moja i wiecie co... czuję się wspaniale!!!

2 grudnia 2012 , Komentarze (2)

Wracam na vitalię po kilku latach nieobecności. Po cudownych latach pełnych miłości i szczęścia rodzinnego. Jednocześnie był to czas gubienia formy i gromadzenia kolejnych kilogramów. Były liczne aczkolwiek krótkie próby odchudzania, które kończyły się zawsze fiaskiem.

Skończyłam 30 lat i mimo tego, że psychicznie czuję się coraz młodsza mój organizm się z tym nie zgadza. Jestem coraz bardziej ociężała, zmęczona, bez chęci. Najgorsze jest to, że nie mam ochoty zadbać nawet o siebie. A właściwie nie miałam. Trochę czasu mi to zajęło, ale czuję, że jestem gotowa na to żeby zawalczyć o siebie. Zarządzam zdrowe odżywianie i dodatkową aktywność fizyczną. 

8 lipca 2010 , Komentarze (2)

Dziś już czwarty dzień. Jest fajnie. Jem zgodnie z zasadami diety, nie jestem głodna, nie jestem bardzo osłabiona i mam nadzieję, że tak zostanie. Wczorajszy dzień minął wzorowo dietetycznie, dzis też wszystko jest w porządku. Oprócz tego, że chce mi sie torta....

A to wszystko pewnie dlatego, że wczoraj zaczęliśmy rozmawiać o ślubie. Perspektywa założenia sukni ślubnej w chwili obecnej mnie delikatnie przeraża. Nawet jak znajdę jakąś w którą się wcisnę to tłuszcz będzie się wylewał na ramionach, i w innych częściach ciała. Fuj! Chcę być piękną panną młodą, idealnie wyglądającą w wymarzonej sukience.

7 lipca 2010 , Komentarze (2)

Wczoraj miałam cudowny wieczór. O 18 umówiłam się z moim Kochanym na kolację, którą mieliśmy przygotować razem. Ale przyłączyła się też jego siostra, którą zaprzęgliśmy do roboty. Cukinie nadziewane warzywami i kurczakiem wyszły super. Do tego zrobiłam sałatę z sosem vinegret. Kolację zjedliśmy z jego siostrą i babcią, do tego wypiliśmy butelkę wina. A po kolacji zaszyliśmy się w jego pokoju, wypełnionego zapalonymi świecami i byliśmy tylko my dwoje, mieliśy tylko siebie. Było tak bardzo romantycznie, świece, romantyczna muzyka i dużo czułości.

Pod względem dietetycznym było nawet ok. Niby niezgodnie z zasadami fazy uderzeniowej diety proteinowej, bo zjadłam i trochę warzyw, i trochę malin i wypiłam lampkę wina. Ale nie jadłam chleba, nie zapychałam się ani ziemniakami ani kluskami rzadnymi. Zjadłam trochę warzyw i owoców i to do tego tylko na jeden posiłek. Nie mam wyrzutów sumienia i nie czuję się jakaś super ociężała. No, nie licząc tego że od 3 dni się nie wypróżniałam :/

A dziś na śniadanie 3 jajka na twardo były i pół kubka mleka. Jestem najedzona, a Kochanie się dziwi jak to możliwe że po takim śniadaniu nie chce mi się jeść. Ale tak jest.

Od rana mam jakiś dziwny nastrój. Niby nic się nie stało, ale jestem jakaś taka przybita, bo nawet nie smutna. Nie czuję żadnych negatywnych emocji, ale nie ma we mnie życia i ogólnie jestem taka blee.....

6 lipca 2010 , Komentarze (2)

Od wczoraj na tapecie u mnie jest dieta proteinowa. Na niej jest mi najłatwiej wytrwać. Wczorajszy dzień dietowo był super, nawet poszłam z lubym porzucać trochę do kosza. Dziś też wzorowo. Tylko, że dziś mamy 5-miesięcznicę naszego związku i kochanie moje szykuje dla nas romantic kolację. Z tego względu zrobię delikatny wyjątek i na kolację zjem trochę warzyw. Biorąc pod uwagę, że jestem na diecie szykuje dla mnie nadziewane warzywami i kurczakiem cukinie. Będzie dietetycznie :-) 

Dostałam dziś w prezencie miesięcznicowym śliczne koronkowe półprzezroczyste majtki. Ale co z tego skoro widać przez nie sfałdowany brzuch. Ble... nieestetycznie. Nowy bodziec do odchudzania.

5 lipca 2010 , Skomentuj

Dziś pierwszy dzień proteinowej. Będzie to raczej ciężki dzień, nie ze względu na dietę ale wogóle. Już wczoraj wieczorem jakieś smuty na mnie napadły. Rano ledwo co oczy otworzyłam, ledwo co się wbiłam w ubranie do pracy. Nie jestem zadowolona z tego jak wyglądam dziś. Do tego mam wyjątkowo ciężką głowę, choć już od godziny jestem w pracy. Właśnie piję kawę, może cokolwiek pomoże.

Dziś na śniadanie zjadłam 3 parówki drobiowe. Nic innego nie miałam w domu, bo pomysł diety narodził się wczoraj wieczorem. Muszę zrobić jakieś proteinowe zakupy.

Teraz siedzę i piję kawę. Mam nadzieję, że mnie cokolwiek obudzi. 

4 lipca 2010 , Komentarze (3)

Od jutra dieta. Znowu proteinowa. Choć miałam już na nią przejść wiele razy to jakoś zawsze wymówkę udało mi się znaleźć. Ale tym razem nieźle mną trzepnęło. Wczoraj byłam na ognisku. Wybierając się tam zdałam sobie sprawę, że nie mam w co się ubrać. Nie mogłam się w nic dopiąć. Jedne jedynością spodnie wcisnęłam na tyłek i na bezdechu zapięłam ale tłuszcz wypływał górą i bokami, a do tego wypychał zamek i spodnie mi się cały czas rozpinały. W styczniu kupiłam sobie taką śliczną koszulę w kratę, która idealnie by się nadawała na ognisko ale nie mogłam się w nią w ogóle wcisnąć. Tzn wcisnęłam się, ale guzik dał się tylko jeden zapiąć. Koszmar. 
A dziś oglądałam zdjęcia z ogniska. Wyglądam na nich jak księżyc w pełni. Nic dodać nic ująć.

Dlatego czas najwyższy czas się za siebie wziąć. Żeby wyglądać pięknie dla siebie i dla Niego. Stwierdził dziś, że skoro ja będę pracowała nad sobą to i on to zrobi i rzuci palenie. Więc od jutra walczymy ze swoimi nałogami, on z papierochami ja z jedzeniem. Razem raźniej. Wiem, że nie będzie lekko ale razem damy radę.

4 lipca 2010 , Skomentuj

Od jutra dieta. Znowu proteinowa. Choć miałam już na nią przejść wiele razy to jakoś zawsze wymówkę udało mi się znaleźć. Ale tym razem nieźle mną trzepnęło. Wczoraj byłam na ognisku. Wybierając się tam zdałam sobie sprawę, że nie mam w co się ubrać. Nie mogłam się w nic dopiąć. Jedne jedynością spodnie wcisnęłam na tyłek i na bezdechu zapięłam ale tłuszcz wypływał górą i bokami, a do tego wypychał zamek i spodnie mi się cały czas rozpinały. W styczniu kupiłam sobie taką śliczną koszulę w kratę, która idealnie by się nadawała na ognisko ale nie mogłam się w nią w ogóle wcisnąć. Tzn wcisnęłam się, ale guzik dał się tylko jeden zapiąć. Koszmar. 
A dziś oglądałam zdjęcia z ogniska. Wyglądam na nich jak księżyc w pełni. Nic dodać nic ująć.

Dlatego czas najwyższy czas się za siebie wziąć. Żeby wyglądać pięknie dla siebie i dla Niego. Stwierdził dziś, że skoro ja będę pracowała nad sobą to i on to zrobi i rzuci palenie. Więc od jutra walczymy ze swoimi nałogami, on z papierochami ja z jedzeniem. Razem raźniej. Wiem, że nie będzie lekko ale razem damy radę.

29 czerwca 2010 , Komentarze (3)

Jestem znowu wielka. Po miesiącach wyrzeczeń niedługo po wkroczeniu w nowy rok ważyłam 72 kg. W lutym zaczęłam się spotykać z mężczyzną moich marzeń i sobie nieźle pofolgowałam. Wspólne gotowanie i randki w restauracjach też mi nie posłużyły. Bilans 5 miesięcy związku to 8 kg na wadze. Kiepsko się z tym czuję, ale jakoś nie mogłam się pozbierać ale teraz jest okres w moim życiu gdy dokonuje się wiele zmian i czas najwyższy dokonać zmiany w wyglądzie.

Zmieniam otoczenie... właśnie skończyłam remont mieszkania i w końcu mam wymarzoną garderobę i całkowicie odmienioną sypialnię. Zmieniają się zależności służbowe... w pracy zostałam przełożoną kilkuosobowej grupy, od niedawna piastuję bardzo reprezentatywne stanowisku. No i wszystkie znaki na ziemi i w niebie wskazują na to, że wkrótce na moim palcu zalśni pierścionek zaręczynowy. 

Chcę wyglądać lepiej, potrzebuję tego i to bardzo. Źle się czuję z wystającym, niedającym się wciągnąć brzuchem i wiszącym podbródkiem. 

Od jutra zero pieczywa i słodyczy. Dużo białka i warzyw. Plus ruch. Już zaczęłam grać z lubym w koszykówkę :-)

6 maja 2010 , Komentarze (6)

Bardzo ciężko mi się wziąć w garść. Miałam ostatnio kilka dni przebłysku gdy ograniczałam jedzenie, nie jadłam pieczywa ani słodyczy ale te piękne czasy minęły i nadal wpierdzielam. I to na maxa. Cały czas jestem głodna i cały czas bym coś podjadała. 

Robię się coraz większa. Mam mega odstający brzuch, ciągle rosnący drugi podbródek i nie mieszczę się w ubrania. Co prawda ostatnio coraz bardziej o siebie dbam. Ścięłam włosy, codziennie ładnie się czeszę i maluję. I kupiłam kilka fajnych ciuchów nie czekając aż będę wyglądała jak laska. Ale nadal brakuje mi motywacji choć jest 1001 powodów dla których chcę schudnąć. Najwyraźniej nie są wystarczające, żeby ruszyć tyłek i coś z tym zrobić. 

W dalszym ciągu najlepiej wychodzi mi użalanie się nad sobą. Niestety.