Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Osiągnęłam właśnie najwyższą w życiu liczbę kilogramów, przez nadwagę coraz bardziej podupadam na zdrowiu, kompletnie nie mam formy, energii i chęci do robienia czegokolwiek. Ale to się zmieni, bo w końcu dojrzałam do tego, żeby naprawdę zatroszczyć się o siebie.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 90344
Komentarzy: 423
Założony: 27 października 2007
Ostatni wpis: 12 lutego 2014

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
PrettyInPink

kobieta, 42 lat, Lublin

168 cm, 84.00 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

4 lutego 2010 , Komentarze (3)

Nie wiem za bardzo o czym napisać choć czuję, że powinnam. Jakoś łatwiej mi mija dietetyczny dzień jak się trochę wyżalę.

Dziś jest kolejny dzień gdy czuję się zmęczona. Już mam tego dość. Tęsknię za czasem, gdy rozpierała mnie energia, miałam na wszystko ochotę... tylko nie pamiętam kiedy to było. 

Jestem głodna!!! 2 godziny temu jadłam, ale już mnie ssie i zaraz za jakąś kolację się wezmę. 

Do tej pory zjadłam:
- pół kubka kakao i 2 parówki drobiowe na śniadanie
- duży jogurt naturalny w ciągu 8 godz. pracy
- pierś z kurczaka plus 3 korniszony na obiad
- duży jogurt naturalny, 2 tabl. słodzika, trochę kakao na deser
- omlet z cebulą na kolację (zaraz sobie zrobię)

Przesunęłam pasek w prawo. Wcześniej miałam ustawiony swój cel na 69,9 kg bo marzę o tym, żeby ważyć poniżej 70 kg. Ale tak naprawdę chciałabym dobrnąć do 63 kg więc stwierdziłam, że co mi tam. Teraz wygląda to przerażająco bo ponad 11 kg do zrzucenia brzmi znaczniej poważniej niż niecałe 5 kg. Ale dam radę!!!!

Nie ćwiczyłam dziś. Nie chce mi się. Baaardzo mi się nie chce. Ale baaaardzo mi się chce jeść więc biegnę walczyć o kolację :D

Jak mi się marzy opakowanie czekoladowego ptasiego mleczka Wedla.....

3 lutego 2010 , Komentarze (3)

I znowu jestem wypluta. Osłabiona na maxa i nie mam na nic ochoty. Co to się dzieje? Czy to pogoda mnie tak rozkłada czy dieta? Pewnie to drugie, bo z racjonalnością dieta protal nie ma nic wspólnego. Ale jakoś to będzie. 

Dziś mam tak ogromną ochotę na węglowodany aż ciężko się powstrzymać, no ale jakoś daję radę. Nawet odmówiłam zjedzenia cukierka i ciastka. A to dla mnie nie lada wyczyn. Ale aby tylko jutro i pojutrze wytrzymać. Od piątku dieta south beach, czyli będę mogła jeść normalniej. Już się nie mogę doczekać. I mimo wszystko mam nadzieję, że do piątku spadnie ze mnie chociaż ze 3 kg. Jakby tak się stało to jest duża szansa, że początek marca powitam z 6 na przodzie :-)

Tak sobie dziś uzmysłowiłam, że zawaliłam sprawę. Dzięki dietom ważyłam już przecież 71,8 kg i to jeszcze jakiś miesiąc temu, wystarczyło jeszcze trochę wytrzymać i powaliłaby mnie upragniona waga poniżej 70 kg. Ale zachciało mi się pojeść więcej i mam za swoje. 

Dziś zjadłam:
- 1,5 jajka na twardo
- mały jogurt naturalny
to do 16
od 16
- pierś z kurczaka
- mały jogurt naturalny
- jajko na twardo
- płat śledziowy
- 10 dag żołądków drobiowych
planuję zjeść jeszcze twaróg z ziołami i zrobić sobie kakao

Co to za zwyczaj, żeby przez cały dzień się głodzić a wieczorem wpierdzielać od prawa do lewa. Muszę zacząć jeść więcej w ciągu dnia i zajmować się czymś wieczorami, żeby nie myśleć o jedzeniu. 

Przyznaję, że wczoraj zawaliłam ćwiczenia. Nawet brzuszków nie robiłam, ale zaraz to nadrobię. Uciekam sprzed kompa i padam na podłogę.

2 lutego 2010 , Komentarze (2)

Dieta super. Drugi dzień protalu przebiega bez żadnych pokus, bez żadnych uchybień. Nawet śniadanie dziś zjadłam więc krok do przodu :D

Moje dzisiejsze menu:
3 parówki drobiowe
jogurt naturalny duży
pojedyncza pierś z kurczaka
2 korniszony
i pewnie coś na kolację choć jeszcze nie mam koncepcji co

Wczoraj były brzuszki, dziś też będą. Tak samo jak mozolne przedzieranie się przez śnieg. Na więcej nie mam w tej chwili ochoty. 

Pod innymi względami dzień był niezbyt dobry. W końcu pokochałam kogoś z całego serca, tak jak zawsze o tym marzyłam i on okazał się totalnym złamasem. Najgorsze jest to, próbuję o nim zapomnieć już od kilku miesięcy i to z bardzo marnym skutkiem. I dziś był jeden z tych bardzo ciężkich dni, gdy się z nim widziałam i rozmawiałam i to spotęgowało tęsknotę do niego. Teraz siedzę i roztrząsam to wszystko zamiast iść dalej. Jak ja marzę o tym, żeby przyszedł do mnie, przytulił, przeprosił, powiedział że żałuje za swoje zachowanie. Ale wiem, że raczej tego nie zrobi i to jeszcze bardziej boli. Na szczęście uporałam się już trochę z zażeraniem swoich smutków więc chociaż wiem, że nie powinnam zawalić przez to diety.

1 lutego 2010 , Komentarze (1)

Dziś ledwo co zwlekłam się z łóżka. Jak zwykle. Później ledwo co zdążyłam się wybrać do pracy, żeby się nie spóźnić. Też jak zwykle. I jak zwykle nie zdążyłam zjeść śniadania i poleciałam głodna a do pracy dotarłam zmarznięta. Zapowiadał się niezbyt miły dzień ale nie było tak źle. Po porannej porcji zielonej herbaty świat nabrał kolorów i było ok :-) Podjęłam też męską decyzję, zadzwoniłam do fryzjerki i umówiłam się na wizytę. Tak więc po pracy zafundowałam sobie nową fryzurkę, a później kupiłam sobie farbę do włosów i jutro będzie akcja farbowanie. Żadnego elektryzującego koloru sobie nie zafunduję, ale odświeżę to co mam na głowie i będzie git!

Pod względem diety było wzorcowo. Tradycyjnie na diecie proteinowej zamiast jeść normalnie to zaczynam się głodzić, ale walczę z tym. Dziś zjadłam tylko 3 małe jogurty naturalne. Na obiad pojedynczą pierś z kurczaka w przyprawie gyros z sosem czosnkowym i 2 korniszonami. Dopchałam jeszcze połową parówki drobiowej i płatem śledziowym. Jestem full!

Ćwiczeń nie było, bo jestem na maxa zmęczona. Zrobię tylko codzienną porcję brzuszków i nie będę walczyła dziś więcej. 

Tak więc brzuszki, mycie, wybranie lansu na jutro do pracy i kima. Starość nie radość :D

31 stycznia 2010 , Komentarze (4)

W pewnym momencie w styczniu ważyłam 71,8 kg czyli 2,6 kg mniej niż obecnie. Dzisiaj rano waga wskazała 74,4 kg. Choć i tak nie jest źle, bo obecnie waga poniżej 75 kg jest dla mnie satysfakcjonująca, ale jednak fajnie by było jakbym pozostała przy tych 71,8. Dlatego wracam na stare śmieci i przechodzę na dietę. Znowu :-)

Ostatnie ponad dwa tygodnie to była niezła jazda kulinarna. Jadłam wszystko na co miałam ochotę i w ilościach czasami za dużych, no ale było minęło. Jedynym wytłumaczeniem jest to że byłam na wakacjach i sobie popuściłam. Czasami trzeba. No, ale okres urlopowy się skończył więc wracam na stare śmieci i znowu zaprzyjaźniam się z dietami i zwiększoną dawką wysiłku fizycznego. 

Wczorajszy i dzisiejszy dzień poświęciłam na wybieranie strategii na najbliższe tygodnie. Dietę proteinową znam już dobrze, wczoraj przeczytałam książkę Agatsona o diecie south beach turbo i postanowiłam, że od jutra do piątku, czyli przez najbliższych pięć dni będę na diecie proteinowej. Chcę szybko zrzucić wodę z organizmu bo jestem mega napompowana i spuchnięta, a protal pozwoli mi zrzucić jakieś 2-3 kg w ciągu tych dni. Będę lżejsza a to mi da powera do dalszej walki. A od soboty dieta south beach bo wydaje mi się, że jest najbardziej racjonalna. Dam radę!

PLAN NA LUTY!
1-5 I faza diety proteinowej
6-22 I faza diety South Beach
23-28 II faza diety SB

No i oczywiście ćwiczenia, ćwiczenia, ćwiczenia. 

26 stycznia 2010 , Komentarze (3)

W poniedziałek waga wskazywała 74,4 kg. Dziś rano już 73,4 kg. Fajnie! Chyba powoli mój organizm zaczyna dochodzić do siebie bo wojażach.

Nadal nie wiem co z dietą. Póki co nie jem słodyczy i pieczywa. Jakoś nie mam głowy do obmyślania strategii odchudzania. I nie mam chęci do żadnych ćwiczeń. Leń ze mnie straszny i postaram się nad tym popracować.

Dziś zjadłam:
śniadnie: grahamka z serkiem twarogowym plus pomidor
obiad: brokuły, udko z kurczaka, surówka
kolacja: musli z mlekiem, pol grahamki z serkiem twarogowym, jabłko

24 stycznia 2010 , Komentarze (4)

Wróciłam dziś do Polski po ponad tygodniowym byczeniu się w Irlandii. Miałam wrócić w środę, ale odwołali mój lot więc stwierdziłam że zaryzykuję i zostanę trochę dłużej. Tak więc tylko wiadomość do szefa o treści "kochany kierowniku potrzebuję trochę dłuższego urlopu" i z 5-dniowej wycieczki zrobiła się 9-dniowa wycieczka. Fakt, odpoczęłam i sporo zwiedziłam, ale dietowo to była porażka. Postanowiłam, że podczas urlopu nie będę na żadnej diecie, że będę robiła wszystko na co mam ochotę, jadła wszystko na co mam ochotę. I tak zrobiłam...

Bardzo dużo spacerowałam. Zaliczyłam i kilkugodzinne spacery po plaży i wspinanie się w górach. Łaziłam na zakupy i dużo zwiedzałam. Czyli wysiłek fizyczny był jak najbardziej. Ale też z jedzeniem przyszalałam. Były i dania smażone i pizza i pieczywo i masa słodyczy. Nie wiem ile teraz ważę, nie chciałam wchodzić dziś na wagę bo jestem cała nabrzmiała po podróży, zrobię to jutro. Jak to mówią waga nie panna, prawdę ci powie.... jestem ciekawa co mi powie. Ale coś mam wrażenie, że przytyłam trochę. Oby nie za dużo.

Tak czy inaczej chcę znowu na jakąś dietę przejść, bo nadal chce chudnąć. Tylko nie wiem na jaką. Najlepiej działa na mnie proteinowa, najlepsze mam na niej wyniki ale już trochę wycieńczona nią jestem. Może south beach? Albo mż i ćwiczenia? Naprawdę nie wiem... coś jeszcze dziś nad tym pomyślę. 

12 stycznia 2010 , Komentarze (6)

Dziś pierwszy dzień uderzeniowej i tradycyjnie uderzeniowa idzie idealnie. 
Znowu za mało zjadłam, bo zazwyczaj mało czasu mam ale dzisiejszy dzień to normalnie wyjęty z życiorysu ... tyle spraw do załatwienia. Jutro jeszcze gorzej będzie, ale w piątek lecę na urlop i w końcu odpocznę

Dziś zjadłam:
2 parówki drobiowe
pojedyncza pierś z kurczaka gotowana
250 dag mielonego z indyka z sosem czosnkowym (jogurt nat+czosnek gran.)+2 korniszony
i tyle. 
Dużo za mało. Mimo tego, że mięcho jadłam jakieś pół godziny temu to znowu jestem głodna. A może mi się raczej pić chce, zaraz zrobię wlew z wody i zobaczymy. Jak nie podziała to coś jeszcze zjem, żeby spokój był. 

I od 2 dni nie byłam w ubikacji. Jestem taka napompowana i brzuch mi wywaliło. Fuj! Bardzo dużo piję i tak to nic nie daje. Wzięłam tabletki z błonnikiem, może coś ruszy. 

Chciałabym się zważyć, zobaczyć ile mi ubyło (albo przybyło) w drugiej fazie ale taka napchana na pewno na wagę nie wejdę, bo pewnie wskaże cuda a ja się podłamię.

I słodkiego mi się chce. Ciasteczko.....


11 stycznia 2010 , Komentarze (4)

Dziś ostatni dzień II fazy Dukana. Chciałabym powiedzieć dzięki Bogu już koniec tej fazy, bo przez to, że mogę jeść warzywa to daję sobie przyzwolenie na grzeszki jakieś a czasami na wielkie ciężkie grzechy. Tak jak sobotnie wieczorne obżarstwo, wczorajsze ciastka i dzisiejsza czekolada na śniadanie. Niedobra ja!!!! Ale od jutra faza uderzeniowa znowu, a w piątek rano lecę do Irlandii i dieta całkiem się skończy na całe 5 dni. Mam nadzieję, że nie przytyję i znajomi nie będą mnie za bardzo tuczyć. Poza tym liczę na solidną porcję ruchu tam... 

To co będzie w piątek to będzie w piątek, ale trzeba skupić się na tu i teraz....

Dziś dzień był ok. Zatrzęsienie pracy, z gabinetu wychodziłam tylko na siku i znowu nos w papiery. Padalca mojego widziałam tylko rano, później przez przypadek (chyba) przyplątał się do mojego pokoju, ale nawet nie rozmawialiśmy. Trudno mi powiedzieć, czy to sprawiło mi ból czy radość. Nadal tkwię w stanie, że z jednej strony boli mnie nasze rozstanie a z drugiej strony cieszę się, że prawdopodobnie nie będę już przez niego więcej cierpiała. Ale nie da się ukryć, że za nim tęsknię :-( 

No, ale trwa akcja "TERAZ JA" więc skupiam się tylko i wyłącznie na sobie.

Dziś zjadłam:
3 kostki czekolady (koleżanka miała urodziny i za buziaka z życzeniami nakarmiła mnie czekoladą)
3 małe jogurty naturalne (przez 8 h pracy-myślałam, że żołądek mi z głodu skręci)
1 parówka drobiowa
brokuły+ pojedyncza pierś z kurczaka+ ćwiartka sałaty lodowej
kolacja jeszcze nie sprecyzowana

Hektolitrów wody to ja dziś nie wypiłam choć taki mam zwyczaj, zaraz to nadrobię. Ale wypiłam chyba ze 2 herbaty czerwone i 3 zielone, plus jedną czarną. 

I trochę poćwiczyłam. Do tej pory było:
rozciąganie
100 brzuszków
50 przysiadów
50 wyrzutów nóg
30 min spaceru
I jeszcze poćwiczę, jakoś mi dziś dobrze idzie. Nie zapeszając :-)

Edytuję, żeby uzupełnić menu:
- pół ogórka żywego
- 2 plasterki domowego pasztetu drobiowego
- 2 drobiowe parówki

I jak zwykle, głoduję w dzień żeby się nażreć na noc. Tradycja! Zła tradycja! Trzeba ją obalić.

10 stycznia 2010 , Komentarze (4)

Wczoraj się złamałam. Wieczór spędziłam z wafelkami, ciastkami maszynkowymi, pierogami z serem i kanapkami ze świeżo upieczonego chleba. Do tego oprócz sprzątania i 50 brzuszków zero innych ćwiczeń. Nie za ciekawie.

A dziś cały dzień było zgodnie z dietą, ale przyszedł ten zły moment, gdy coś nie poszło po mojej myśli i znowu podłamałam się i zaczęłam użalać nad sobą. A co za tym idzie sięgnęłam znowu po słodycze. I znowu napchałam się słodyczami. Ale dzięki mądrym komentarzom świetnych dziewczyn z vitalii znowu wracam na szlak walki. Zrobiłam już 50 brzuszków, 50 przysiadów i na pewno jeszcze poćwiczę dziś. A na kolację zjem sobie gotowane brokuły i kurczaka, czyli zdrowo i proteinowo. 

I jutrzejszy dzień zacznę z wielkim uśmiechem na twarzy :-)