Dziś ledwo co zwlekłam się z łóżka. Jak zwykle. Później ledwo co zdążyłam się wybrać do pracy, żeby się nie spóźnić. Też jak zwykle. I jak zwykle nie zdążyłam zjeść śniadania i poleciałam głodna a do pracy dotarłam zmarznięta. Zapowiadał się niezbyt miły dzień ale nie było tak źle. Po porannej porcji zielonej herbaty świat nabrał kolorów i było ok :-) Podjęłam też męską decyzję, zadzwoniłam do fryzjerki i umówiłam się na wizytę. Tak więc po pracy zafundowałam sobie nową fryzurkę, a później kupiłam sobie farbę do włosów i jutro będzie akcja farbowanie. Żadnego elektryzującego koloru sobie nie zafunduję, ale odświeżę to co mam na głowie i będzie git!
Pod względem diety było wzorcowo. Tradycyjnie na diecie proteinowej zamiast jeść normalnie to zaczynam się głodzić, ale walczę z tym. Dziś zjadłam tylko 3 małe jogurty naturalne. Na obiad pojedynczą pierś z kurczaka w przyprawie gyros z sosem czosnkowym i 2 korniszonami. Dopchałam jeszcze połową parówki drobiowej i płatem śledziowym. Jestem full!
Ćwiczeń nie było, bo jestem na maxa zmęczona. Zrobię tylko codzienną porcję brzuszków i nie będę walczyła dziś więcej.
Tak więc brzuszki, mycie, wybranie lansu na jutro do pracy i kima. Starość nie radość :D