Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Skończyłem pięćdziesiątkę - czas kiedy albo zrobię coś fajnego ze swoim życiem, albo padnę na pysk już na zawsze. Tak mi się przynajmniej zdaje... No to powalczę o to "coś fajnego"! :-)

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 19492
Komentarzy: 129
Założony: 9 marca 2009
Ostatni wpis: 4 sierpnia 2023

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
MAXicho

mężczyzna, 56 lat, Toruń

177 cm, 118.50 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

24 października 2021 , Komentarze (8)

Cześć!

Wracam do wpisów w pamiętniku, już na to czas. W ostatnim czasie ustabilizowałem swoje jedzenie (świadomie nie chcę używać słowa 'dieta'). Taki proces to oczywiście roller coaster - nauczyłem się jednak, że cała sztuka polega na tym, żeby tak jak w Aikido nauczyć się upadać. Zdarzają mi się wpadki, staram się wtedy nie zaryć mordą całkowicie w glebę, a kolejnego dnia wstaję i otrzepuję kolana.

No i schudłem już od najgorszego pomiaru (123kg po pandemii) do 114,7kg, w zasadzie nawet mniej, bo waga z "pomiarowego" piątku była akurat po wpadce w czwartek.

W grupie wsparcia tu na Vitalii znakomicie sprawdził się wpisywany tam krótki codzienny raport. Jakoś nadawał rytm i dyscyplinował - ale i pokazywał, że (tak jak w tytule tego posta) krok w tył to nie tragedia, jeśli przerażony człowiek nie ucieka całkowicie. Zacznę takie same wpisy tutaj.

Sporo eksperymentowałem w kuchni, dużo się nauczyłem. Będę też tutaj wrzucać.

do usłyszenia, ludzkości! ;-)

Maks

25 czerwca 2021 , Komentarze (10)

Cześć!

Jeśli wyglądało wszystko tak, jakbym wsiąkł znowu w życie niewolnika fastfoodów i grillowania, to tak nie jest. Minął miesiąc, w którym potykając się co rusz o własne nogi stabilizowałem dietę. Udało się - nieidealnie, nie na 100%, ale udało się.

W najgorszej chwili ważyłem 123 kg, dzisiaj 116,1. Te minus 6,9 kg nie spadło mi z nieba, wypracowałem je. :-) Co więcej - wypracowałem metody pracy. ;-) Być może to właśnie teraz zaczyna się u mnie prawdziwe odchudzanie, kto wie.

Wnioski / sukcesy / porażki z całego miesiąca:
1. organizm przyzwyczaja się powoli do mniejszych porcji i trzeba się liczyć z tym, że to proces a nie jednorazowa decyzja. Moim problemem zawsze było wieczorne obżeranie się - nie wytrzymywałem głodu, szedłem do lodówki, kanapki, ukochany żółty ser, upieczone mięso i ... padałem martwy z przejedzenia. :-) Postanowiłem jednak nie wpadać w poczucie winy, kolejnego dnia wstać, otrzepać kolana, nie myśleć o tym, że pewnie skopałem wynik kilku dni pracy i ruszać dalej. Teraz głód wieczorem nie jest dewastująco silny (bywa nawet przyjemny!), mam rzadziej napady jedzenia wieczorem i jem znacznie mniej. Mam nadzieję, że za miesiąc problem opanuję całkowicie. Jak nie za miesiąc, to za dwa.
2. Zacząłem chodzić po podstawowe zakupy pieszo. Mam obok piękny park a za nim Wisłę, szedłem nim i brzegiem rzeki aż do końca mojego osiedla (wybierając trasę, gdzie jest sporo schodów na parkowych skarpach), potem wchodziłem na główną ulicę mojej dzielnicy, przy której są sklepy. Ładowałem zakupy do plecaka, wracałem do domu zmęczony ale i szczęśliwy. Czuję, że mam silniejsze nogi, na swoje czwarte piętro bez windy nie wchodzę już sapiąc jak hipopotam. 
3. Nie ma co się przejmować, że na początku gotowanie nie wychodzi albo zajmuje dużo czasu. Repetitio est mater studiorum, idzie mi już duuuuużo lepiej.

Co dalej? Intensyfikować pracę. Dociskać sobie śrubę. Częściej tutaj bywać. Może zacząć wrzucać fotki kolejnych etapów - kto wie? Tak czy owak - coś czuję, że tym razem osiągnę taki efekt, o jakim marzyłem od 20 lat... :-)

Maks

24 maja 2021 , Komentarze (4)

Cześć!

Przekonuję się, jak bardzo wstawanie po drobnych klęskach ma sens. Dwa tygodnie temu miałem jakoś tak, że dzień trzymałem dietę, potem jeden dzień tak, eeee, nie za bardzo, potem znowu dzień z dietą - i cała zabawa od początku. W minionym tygodniu udało mi się już żyć raczej tak, że dwa dni diety - i potem jeden dzień rozluźnienia. 

Powoli czuję, że kurczy mi się żołądek i wystarczy mi mniej jedzenia. Przekonałem się też, że katowanie się od początku bardzo niską kalorycznością nie ma sensu - zawsze chciałem jeść 2 tys. kcal i na ogół guzik z tego wynikało, teraz celuję w 2300 kcal (portal proponuje mi 2600) i ... jest lepiej.

Efekty przynosi mi moje chodzenie na zakupy piechotą. W sobotę musiałem załatwić coś w Bydgoszczy (jestem z Torunia) - pojechałem pociągiem i do celu poszedłem sobie ... pieszo. Fajny spacer w majowy dzień. Łącznie 12 tys. kroków. Wróciłem wieczorem zmęczony i przespałem 10 godzin, ale wstałem świetnie wypoczęty.

Co jeszcze nie działa? Bardzo trudno idzie mi jedzenie śniadań i przesuwanie rytmu jedzenia tak, żeby to było pięć posiłków o odpowiednich porach. Po prostu mam skłonność do picia rano dużej ilości kawy, czas biegnie, jem śniadanie o 10tej a nie o 7ej, w efekcie duży  obiad jest o 15tej a nie o 13tej. Muszę nad tym pracować... Gotowanie zajmuje mi sporo czasu - nie jest to już tyle, ile kiedyś, ale jeszcze duuuużo nauki przede mną. Piję za mało wody.

Plan na ten tydzień? Utrzymać dietę może z jednym skopanym dniem przez tydzień. Co drugi dzień dłuższy spacer. Jeśli się uda, ważenie w piątek 28 maja będzie pierwszym takim prawdziwym w trakcie diety, i będzie tak naprawdę początkiem realnego odchudzania. Po tej dacie powinienem już zacząć rozliczać się z efektów, a nie tylko organizować sobie życie z dietą.

No dobrze kochani! Spadam spać (tak, jestem skowronkiem, nie sową). Mam do skończenia upierdliwy projekt, potem sporo wolnego, będę mógł zaangażować się na pełen etat. A jest jakoś tak, że schudnięcie stało się ważne z bardzo wielu, także czysto życiowych problemów. Może moja rodzina zacznie budować rodzinny dom. W takim stanie w jakim jestem (177 cm, ok. 117 km wagi) mogę co najwyżej klaskać z uznaniem, nic przy tej budowie nie zrobię, a bardzo chcę... No i covid pokazał, jak ważne jest dbanie o siebie.

tyle. dość ględzenia! :-)

Maks

17 maja 2021 , Komentarze (2)

No to będę tutaj częściej... Jak pisałem poprzedni tydzień (a może i dwa) były trudne. Krok do przodu i krok w tył. A dzisiaj bardzo, bardzo fajnie: długi spacer, wielki obiad (warzywa z kurczakiem - bez węgli typu makaron czy ryż) i prawie wcale głodu wieczorem.

Wyciągnąłem dzisiaj błonnik w tabletkach, wcinałem na pół godziny przed posiłkami. Sprawdzę jeszcze, ale chyba faktycznie zatyka i zmniejsza uczucie głodu. Będę eksperymentować.

No dobrze! Spać! Postaram się wpadać co drugi dzień i pisać jak mi idzie. Mam jednak wrażenie, że ruszyłem...

Maks

16 maja 2021 , Komentarze (17)

Cześć!

To niesamowite jak szybko biegnie czas: ostatni wpis popełniłem czwartego maja; wydawało mi się, że to przedwczoraj, a to już prawie dwa tygodnie...

No więc tak: wchodzenie w dietę było trudniejsze niż mi się wydawało, i przypominało trochę rollercoaster. Coś co nazwałbym upadkiem nie było jakimś totalnym obżarstwem, ale faktem jest, że dni mi się przeplatały: jeden idealny, drugi nieidealny, trzeci idealny. 

Co zauważam? Jeśli kolejnego dnia otrzepuję kolana i wstaję, to powoli, ale jednak organizm przyzwyczaja się do innego sposobu odżywiania się. Zapomniałem już jak smakują słodycze. Kiedyś pierwszą kawę piłem czarną z cukrem (kolejne już czarne), ale teraz jakoś ... smakowała jak niedobry ulepek. Zacząłem pić czarną, aromatyczną.

Co jeszcze? Mieszkam na czwartym piętrze bez windy. Zacząłem celowo często schodzić i wschodzić. Po zakupy w większości chodzę pieszo, z plecakiem. Dwóch zgrzewek wody mineralnie nie przyniosę, ale codzienne zakupy tak. Mam obok domu spory park i Wisłę, więc najpierw spacer przez park, a potem wracam przez miasto i pakuję w sklepach do plecaka co potrzebne.

Portal proponuje mi przy mojej wadze 2600 kcal dziennie - początkowo chciałem być dzielny i zejść do 2000 kcal, ale na razie to niemożliwe. Przez takie restrykcje często zaryłem nosem w glebę. Podzieliłem na pół i celuję w 2300 kcal dziennie.

To tyle na dzisiaj. Muszę bywać tutaj częściej. Co w następnym tygodniu? Może powinienem sprawdzić ile w będzie dni idealnych a ile nieidealnych? Będę wiedział jaki jest postęp. Zobaczę. Na pewno dam znać..

Wiem jedno: MOŻNA SIĘ POTKNĄĆ, ALE NIE MA SENSU LEŻEĆ TAM I ROZPACZAĆ! :-)

Maks

4 maja 2021 , Komentarze (2)

Cześć!

Wczoraj lekka wtopa (jak zwykle potknąłem się wieczorem na kanapkach z pomidorem, hehehe, ja już nie padam całkowicie na ryja i nie biegnę do cukierni po tort, to już dawno za mną, ale diety nie utrzymałem).

Co zrobiłem dzisiaj? Wstałem, otrzepałem kolana, zjadłem solidne śniadanie, a po powrocie do domu zrobiłem porządny, solidny obiad (danie z kurczaka z cukinią, zieloną soczewicą, selerem naciowym i marchewką), a teraz wieczorem przygotowałem część jedzenia na jutro.

Trudny dzień, ale tak musi być, i czeka mnie takich dni jeszcze dużo. Przepraszam Was, nie mam siły czytać komentarzy i wpadać do Was, idę odespać! :-)

Maks

2 maja 2021 , Komentarze (5)

Cześć,

Początki są zawsze pełne zapału, więc mimo perfekcyjnie pod względem diety spędzone dnia niespecjalnie zachwycam się sobą. Życie zweryfikuje mnie za tydzień, dwa, miesiąc, za rok. Nie zmienia to jednak faktu, że dzień bardzo OK.

Doszedłem dzisiaj do wniosku, że mając warzywa w lodówce i kurczaka w porcjach w zamrażalniku jestem w stanie ugotować jadalne danie w ciągu 40 minut. Wrzuciłem na oliwę kurczaka, przesmażyłem, wrzuciłem zieloną soczewicę i cebulą, zeszkliłem, dolałem wody, wrzuciłem trochę pikantnych przypraw (kupiłem przez Internet bardzo dobre indyjskie mieszanki), curry (z Lidla, całkiem przyzwoite), zioła prowansalskie, sporo cukinii, marchewkę w paseczkach oraz 30 g razowego makaronu - i najadłem się po czubki uszu.

Nie ma wytłumaczenia, że nie mam czasu na gotowanie. Pracuję zdalnie, więc siedzę w domu, wyjście na obiad do knajpy jak już otworzą zajmie mi więcej czasu niż jego ugotowanie. Czekanie na zamówioną pizzę także będzie bardziej czasochłonne...

No nic, dzisiaj wszystko Ok, zaraz jeszcze chwila pracy i spadam spać. :-)

1 maja 2021 , Komentarze (3)

Wróciłem do rzetelnej pracy tutaj na portalu - i w codziennym życiu. Od dawna powoli starałem się zmienić nawyki, zwłaszcza związane z zawartością talerza. Nie zasypiałem gruszek w popiele, ale i nie dawałem z siebie maksymalnego wysiłku.

A teraz wiosną wszystko we mnie ruszyło, żeby skończyć odchudzanie - solidnie i na trwałe.

Pracuję w domu, samodzielne szykowanie jedzenia nie jest problemem. Wypracowałem też sobie system rozliczania tego co jem. Sport: muszę zacząć od chodzenia, jeśli zacznę intensywnie ćwiczyć, w moim wieku rozwalę kolana.

No to do pracy! Zobaczymy jak mi pójdzie tym razem... :-)

5 sierpnia 2020 , Komentarze (8)

Podobno Mark Twain powiedział, że rzucanie palenia jest bardzo proste - robił to w końcu tysiąc razy. Z odchudzaniem jest tak samo. :-)

Mądrzejszy o wszystkie klęski i sukcesy wracam tutaj. Stare wpisy pokasowałem, w piątek ważenie - i do przodu! :-)