Ostatnio dodane zdjęcia

Grupy

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka

O mnie

Jestem internetowe zwierzę, od bardzo dawna. Pierwsze komputery własnoręcznie sobie składałam, tak zwane klony ajbiema. Czytywałam kiedyś namiętnie fantastykę, teraz jakby mniej. Lubię wyprawy rowerowe, baseny z nie za zimną wodą, żeglowanie po Cykladach, koszenie trawnika.... Ach, i jeszcze - byłam kiedyś, przez 3 lata, Pierwszą Damą polskiego Tomb Raidera. ______________________
_____________
Mam pamiętnik otwarty dla wszystkich. Nie ma potrzeby zapraszania mnie do znajomych. Jeśli ktoś chce mnie czytać i śledzić na bieżąco - to wystarczy dodać do ulubionych pamietników. Bo wśród vitaliowych znajomych chcę mieć tylko prawdziwych ZNAJOMYCH.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 1818182
Komentarzy: 19150
Założony: 16 marca 2009
Ostatni wpis: 15 lutego 2019

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
jolajola1

kobieta, 62 lat, Warszawa

158 cm, 63.10 kg więcej o mnie

Postanowienie noworoczne: w wiecznej pogoni za stabilnym 55

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Masa ciała

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

21 lipca 2009 , Komentarze (2)

...dziś po raz pierwszy uległam łakomstwu...

od wyjazdu w środę, przez Budapeszt, Serbię, Macedonię, Grecję kontynentalną - dietę trzymałam. W Atenach, a Kalamaki - też. I wysiłki fizyczne czyniłam, część kąpieliskową nie tylko z płetwami, ale i kraulem i żabą wypełniałam. Słone morza mają gorzką wodę, a nie słoną!!! Plywałam więc tym żabokraulem przy Atenach i w dwóch zatoczkach na Kea. I jadłam uważnie. Dziś przybiliśmy do Siros. Najpierw spacer wposzukiwaniu lepszej mariny, 6 km w upale i spiekocie i na szybko. Potem spacer do kościoła w najwyższym miejscu miasta, te kręte uliczki nie zawsze ku górze prowadziły.... I wszędzie szczupłe koty wielkouche.

Ale jak na łódkę wracałam - to ULEGŁAM ŁAKOMSTWU. Nabyłam lody. 2 kulki. Kule. Gały ogromne i i słodkie i tłuste. Zeżarłam ze łzami szczęścia w oczach.

Jutro w czasie płynięcia będę chyba biegała od dzioba do rufy, od rufy do dzioba, od dzioba do rufy, od ru.........

Pozdrawiam czytaczy upalnie 

13 lipca 2009 , Skomentuj

Już mi łatwiej, już mi lepiej. Nie czuję głodu, tylko łakomstwo.

Przedwyjazdowy kociokwik z praniem, przymierzaniem. W zeszłorocznym bikini ..... aż łzy mi poleciały, wściekle różowe sznureczki zrobiły mi miękki baleronik na biodrach. CHOLERA!!!...

Więc córka ma nowe, używane 13 dni bikini. Pojechałyśmy razem do Złotych Tarasów po nowy kostium dla mnie. W jakiejś wyprzedaży kupiłam majty, też wściekle różowe, za to w białe grochy i z falbankami. A co mi tam, greckie lato jest raz do roku. Górę w innym sklepie kupiłam czarną, moje piersi potrzebują już... hm... otoczenia uwagą i czułością, żeby się jako tako prezentowały. Ale w domu na środku czarnej kokardki zrobię sobie różowy pomponik, naszywkę, coś różowego i będę miała komplet. Jej też kupiłam, białe z falbankami dla odmiany. Obie będziemy falbankować męskiej części załogi po oczach

 

Jeszcze do zrobienia:

Kupić dziecku japonki plastikowe

Ufarbować na szarą mgłę włosy

Pedikiur

Depilacja

Henna ... a nie, henna była dzisiaj, między bankiem a praniem

2 kolorowe prania

Znaleźć statyw do aparatu i aparaty do zdjęć podwodnych

Zawieźć kwiatki i kotka, kwiatki to nie wiem, gdzie

Nie zwariować

Skrócić na maszynie moje nowe szorty, a Panu i Władcy obszyć ukochane plastikowe tszirty

Zapłacić rachunki

Zrobić synkowi żarcie obiadowe i zamrozić w małych porcjach

 

Do w pół do północy zassałam 1292 kcale. Teraz zapycham się otrębami, doskonałe do oszukiwania łakomstwa i zapijam herbatkami owocowymi. Kot mi leży na kolanach i mruczy i łepek co chwila chce w zagięciu łokcia chować. Okropnie niewygodnie.

12 lipca 2009 , Skomentuj

Ścisła dieta. To nie kara za nocne obżarstwo, tylko obawa, czy moje bikini wystarczy na mnie. A przecież MUSI.

Zrobiłam gar zupy cebulowej dla rodziny, jak wrócą, to będą mieli.

 

A sama na rower, czysta radość - wiatr w uszach i szum opon i ból łydek i ogłupiałe miny  facetów, których wyprzedzam. Oj pojeździłam dzisiaj sporo, 55 i pół kilometra, z tego ćwierć po bezdrożach. Jeździłam prawie 4 godziny, no z przerwą na oglądanie samolotów na pasie podejścia na Okęciu. Na Ursynowie spotkałam na rowerze kumpla niewidzianego w realu od 3 lat, razem pojechaliśmy do Powsina i do Wilanowa.

 

Do 20:55 zassałam tylko 423 kcale.

W nocy jeszcze ogromniasty, ale cienki plaster szynki z kapką majonezu i moje ulubione otręby z jabłkami do przegryzania - do spania w sumie zassałam 968 kcali. Nieźle!

11 lipca 2009 , Komentarze (1)

Pojechały pod Lublin na jakiś kiting... deska jakby surfingowa, ale ma czaszę?, skrzydło?, a lata się trzymając rączkę od motorówki albo na fali pomotorówkowej. Nie rozumiem. Oboje mówili naraz i z zachwytem, a potem pojechali.

 

Na rower nie poszłam, bo świt był supersłoneczny, ale potem naszły chmury i zimne wiatry. Za to inne ćwiczenia fizyczne, takie w parach.... jak najbardziej. Cieszę się z mojej niezłej formy fizycznej, tej osiągniętej przez 4-miesieczny intensywne trening na siłowni i basenie. Zrobienie 100 ?przysiadów? nad własnym facetem to teraz dla mnie kaszka z mleczkiem. A on się tym zachwyca....

 

Staram się jeść oszczędnie, do godziny 22 tylko 1137 kcali.

 

Przygotowania do rejsu, zakupy spożywcze wedle listy od kapitana. Szorty sobie kupiłam, obcisłe w pasie, a nogawki luźne, wygląda jak spódniczka mini...

 

ps

W nocy złapał mnie kompulsik, kanapki z ciemnego chleba z mięskiem i majonez, majonez!!! Kocham majonez! I jeszcze jak go posolę!

Cholera. Nie cierpię samotnych nocy.

 

10 lipca 2009 , Komentarze (1)

Trochę za dużo znowu ważę. Bo za dużo jem. Ale od trzech dni biorę taki lek, po którym mam ślinotok i mdłości. A jak zjem, najlepiej coś gorącego i tłustego, to mi na kilka godzin obrzydliwe samopoczucie brzuszne przechodzi. Jeszcze 2 dni. A poza tym opycham się do wypęku bobem gotowanym w koperku i czereśniami, potem tych smakołyków nie będzie świeżych.

 

Za niecały tydzień przejdę na dietę, hihi, śródziemnomorską. Codziennie na obiadokolację inna ryba, na sama myśl mi ślinka leci, mniam..... I słoneczne, słodkie pomidory w oliwie z solą. I nie będę tyle piła % co teraz, bo na morzu nie wolno, tylko w porcie. I będzie mi ciepło!

 

Dzisiaj na rowerze zrobiłam tylko 28 kilometrów, bo deszcz, bo ziiiimmmny wiatr, bo błoto chlapało. Brrr, co za klimat, i to ma być globalne ocieplenie???

7 lipca 2009 , Komentarze (1)

Ona mnie znowu chyba kocha, ta szklana waga. Wczoraj pochłonęłam 1570 kcali, z tego te ponad tysiąc to zassałam w postaci drinków. Dzisiaj śniadanie obfite, popołudniem na rowerze 58,4 kilo - i teraz, przed wskoczeniem do wanny wskoczyłam na wagę.... A ona mi pokazuje leciutką tendencję spadkową. Kocham ją za to.

 

A ja wypełznę z wanny, to zejdę na dół i kupię 2 góry owoców. Truskawki i czereśnie, mniam, mniam. Już mi ślinka leci...

5 lipca 2009 , Komentarze (2)

Wróciłam do domu po niecałych trzech dniach. Cel wycieczki/ucieczki nie został osiągnięty, ale jakieś tam pozytywy się mi ulęgły. Bo od Pana i Władcy usłyszałam deklarację, jakiej od prawie 5 lat się 'domagałam'. I on i dzieci trochę się wystraszyli mojej nieobecności, może wydałam się im jakoś tam niezbędna.

Nieważne.

Miałam czas do przemyśleń.... i chyba nie wyszłam z nich na tarczy.

 

Ale przez zamieszanie, przez nieobecność - straciliśmy na miesiąc, mam nadzieję, że tylko na miesiąc, kartę open do licznych obiektów sportowych.... tego mi szkoda. Bo na siłownię płaconą bezpośrednio w klubie to mnie nie bardzo stać. Na basen też będziemy chodzili znacznie rzadziej i w dodatku tylko po godzinie, więc nie będę trzaskała rekordów.

Nic to. W drugiej połowie lipca jedziemy na żagle na Cyklady... moje ukochane...

 

Przez tydzień waga mi trochę podskoczyła. Bo jak mnie nie było, to nie liczyłam, co i jak jem. Bo odpadła siłownia, sauna i basen. Bo trafiły mi się dwa restauracyjne spotkania, a jak już zamówię i stoi przede mną żarełko ? to JEM. Mam nadzieję, że to tylko chwilowo....

 

Za to odkurzyłam mojego stalowego rumaka. Odkurzyłam, to mało powiedziane. Spędziłam upojne pół dnia z rękoma umazanymi ponad łokcie w benzynie, smarach, grzebiąc szczoteczką w zębatkach, trybach, łańcuchu... przerzutki chodzą jak nowe. Zamontowałam nową przednią lampkę, nowy licznik, oczyściłam wszystkie linki, hamulcowe i przerzutkowe. Kupiłam nowe żelowe siodełko, bo moja kanapa rowerowa, kiedyś kupiona na moje ówczesne ponad 70 kilo, dożyła swoich dni.

Byłam już 2 razy na wyprawach bicyklowych, pierwsza to 49 kilo, druga prawie 54. Wciąż czuję na pośladkach miejsce, gdzie majtki miały obrąbki, hłe, hłe.

 

Jestem drugi dzień na wsi. Wczoraj samodzielnie skosiłam 1 cały trawnik, ponad 4 godziny szalałam z kosiarką. I z wnuczkiem paliliśmy wielkie ognisko. Wieczorem przyszła burza, uczyłam dzieciaka liczyć czas między błyskiem a gromem, jak jest więcej niż 6 ? to ma się nie bać. Jeden z ostatnich piorunów zepsuł coś na podstacji trafo i nie było całą noc prądu. Mieliśmy 1 urodzinową świeczkę, jedną płaską latarkę i zapalniczki. Nastój jak cholera, wszyscy nagle mieli czas i ochotę ze sobą rozmawiać, nikt nie grał w węża na telefonie, nikt nie siedział z nosem w kompie ani nikt nie zapował po kanałach tivi.... Fajnie!

 

Staram się znowu pilnować co i ile jem. Nawet przychodzi mi to nie za trudno. Już druga kanapka z pasztetem napełnia mnie do wypęku. Kotleta całego nie zjem. Tylko te owoce pożerane na tony.....

29 czerwca 2009 , Komentarze (6)

wczoraj nocą uciekłam z domu
nie, nie mam nastu lat
nie, nie jestem kretynką


tylko MIAŁAM DOŚĆ

27 czerwca 2009 , Komentarze (2)

Sobota jaśniejąca, pomimo szarych chmur!

Nastrój euforyczno-maniakalny

Poranne stanięcie na wadze. Najpierw wprawiło mnie w osłupienie. Stanęłam jeszcze raz. Jak Rany Kota!!!! Stanęłam znowu. Jak byk! Wyświetlacz wahał się, wahał, zamrugał i pokazał 57 kilo i ani grama mniej i ani grama więcej. Pobudziłam wszystkich rozgłośnym wywrzaskiwaniem <tralala> i na balkonie i biegając ze szczoteczką do zębów w paszczy i zmywając nocną górę naczyń i krojąc sobie melona.

Stawałam na wadze, już dla czystej przyjemności, jeszcze z 5 razy. I za każdym stanięciem euforia aż mi uszami bąbelkowała.

Dla uczczenia osiągnięcia ? zrobię sobie dzisiaj dzień wolny od ćwiczeń, moje biodra na pewno będę mi wdzięczne. Ugotuję dla rodziny ... gęsty kapuśniak z kartofelkami i zrobię zasmażane buraczki do obiadu. Jesuuuu, chyba im nawet omlety usmażę na kolację.

Z radości cały świat bym przytuliła do piersi.

 

Dla porządku... piątek

Dzieci nie ma, pojechały na wieś, mamy wolną chatę i korzystamy z tego, ile się da i jak się da. Ale frajda!

Zassane, w większości w postaci procentowej i owocowej +2158

Spalone na przyrządach aerobowych -1276

Ale było jeszcze spalanie kalorii nie na siłowni, tylko w łóżku, w wannie, na fotelu i na krześle kuchennym.... Lubię takie dni.

BILANS +882 kcale, mogłoby być lepiej

25 czerwca 2009 , Komentarze (4)

Czwartek popieprzony

Bo On pracuje w domu....

Śniadanie późne małe, takie jak przed siłownią. Na siłownię nie poszłam.... Owoce kupiłam, zrobiłam sobie koktajl truskawkowy, na prawie pół litra mleka wsypałam aż całą łyżeczkę cukru. Wypiłam.... i mam wielki brzuszek!

Ale i tak ten brzuszek zmieścił się do najwęższych spodni. Wiec poszliśmy na basen, przepłynęłam półtora kilo, ups, kilometra. Spaliłam 600 kcali.

Dwa drinki później zastanawiam się nad pójściem na siłownię, na bieżnię chociaż. Tylko ten deszcz, lejący się równym ściegiem z nieba...
Poszłam jednak. Zużyłam na dwóch przyrządach aerobowych 694 kcale.
Jeszcze drink albo dwa i kawałek melona zassę. Ciekawe, co jutro pokaże moja szklana kula... tfu!, moja szklana waga.

+1187

- 1294

BILANS (minus, minus, minus!!! -107)

A żyć trzeba, to skąd ma brać energię mój tłuszczyk na istnienie => ZNIKĄD !!!           ...a więc, won!


Środa, imieniny Pana i Władcy

Dziwnie było. On ma pourodzinową depresję...., że stary jest. A ja na razie nie mam ochoty jej rozwiewać.

W dzień w ogóle picia nie było, jedzenia też niewiele. Siłownia na ostro, bieżnia długo, nordic walking i 2 programy na rowerku, spaliłam 1224 kcale.

Z basenu nici, za to poszliśmy na imieninową kolację do Passe Partou. Ukochany wyglądał, jakby wymagał dopieszczenia. Och, czemu nie.... głupawe komplementy sączone do uszka, kilka pieprznych dowcipów, głaski po tym miejscu czułym na nadgarstku.... rozchmurzył się. Reszta wieczoru milsza, ale w podobnym stylu.

Ile wydatkowałam kcali, robiąc mu po północy nasenny masaż, od nasady włosów na karku do stóp... spociłam się mocno... hihi, ale nie tak, jak na bieżni.

 

Zassane +1535

Spalone sportowo -1224

BILANS +311

Mam nadzieję, że jutro waga mnie będzie kochać bezgranicznie