Ostatnio dodane zdjęcia

Grupy

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka

O mnie

Jestem internetowe zwierzę, od bardzo dawna. Pierwsze komputery własnoręcznie sobie składałam, tak zwane klony ajbiema. Czytywałam kiedyś namiętnie fantastykę, teraz jakby mniej. Lubię wyprawy rowerowe, baseny z nie za zimną wodą, żeglowanie po Cykladach, koszenie trawnika.... Ach, i jeszcze - byłam kiedyś, przez 3 lata, Pierwszą Damą polskiego Tomb Raidera. ______________________
_____________
Mam pamiętnik otwarty dla wszystkich. Nie ma potrzeby zapraszania mnie do znajomych. Jeśli ktoś chce mnie czytać i śledzić na bieżąco - to wystarczy dodać do ulubionych pamietników. Bo wśród vitaliowych znajomych chcę mieć tylko prawdziwych ZNAJOMYCH.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 1817175
Komentarzy: 19150
Założony: 16 marca 2009
Ostatni wpis: 15 lutego 2019

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
jolajola1

kobieta, 62 lat, Warszawa

158 cm, 63.10 kg więcej o mnie

Postanowienie noworoczne: w wiecznej pogoni za stabilnym 55

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Masa ciała

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

23 czerwca 2009 , Komentarze (2)

Nocą:

Jak szedł się myć, to przytargałam ze schowka prezent. Udrapowałam paczkę na podusi, kokardkę zawiązałam. I sama udałam się z papierosem na balkon, zostawiając żaluzje szpiegująco uchylone. Żeby oglądać reakcję.

Ach, zachwycił się. Zadziwił. Szczęka mu z łomotem na podłogę opadła. A potem mnie odszukał i BAAAAARDZO stosownie okazał wdzięczność.

Rano:

Jak ja lubię dawać prezenty! Jak lubię, gdy mój prezent sprawia komuś radość! A gdy zostanę zwrotnie obdarowana tą radością i wdzięcznością -  to tylko dodatkowy bonus od życia.


Później rano:

Waga znowu mnie kocha, pokazała dziś poniżej 58. I to mimo, iż sobie ostatnio dwa dni folgowałam. Obmierzyłam się. Od początku odchudzania znikło mi 14 centymetrów w pasie!!!. To dlatego te spodnie prawie najszczuplejsze są na mnie dobre!

 

Jedzonka niewiele, picia też nie za dużo.

Siłownia , dwie koszulki potem przelanym przemoczyłam, pierwszą mogłam wyżymać!!! Na bieżni znowu biegałam, trzy całe piosenki przebiegłam. Całe!. Ale nie jednym ciągiem. Nogi mi z bólu umierały. I oprócz truchtu włączyłam galop! Uff. Rowerek był tylko relaksowy. Razem spaliłam -1147.

Okropnie zmokłam, wracając z siłowni... i już mi się nie chciało zasuwać na basen. Trudno.


Bez wieczornych drinków dzisiaj zassałam + 1035

Więc, póki co, jestem na minusie. Ale Pan i Władca po dzisiejszych urodzinach - jutro ma imieniny. Więc pewnie bez nocnych obchodów się nie obędzie....

15 minut przed północą wparował synek z kawałkami tortów, kawowym, śmiatanowym, z tartą malinowo-truskawkową, wszystko to kolorowe, ślinka mi poleciała - a przeciez wszystko robione na <tłuszczu cukierniczym> - a jakie pyszne. Całą siłę woli zużyłam na dystyngowane zjedzenie pół kawałka kawowego i ugryzienie tarty. Na powstrzymywanie sie od toastów już mi silnej woli zabrakło... hłe, hłe... doszło +639 kacli

-1147 + 1674
BILANS + 527
i bardzo dobrze....

22 czerwca 2009 , Komentarze (2)

Poniedziałek

Pijący, niestety. Mimo, iż obudzenie było ze wszech miar miłe i excytujące.

I to kaloryczność alkoholu spowodowała, że dzisiaj zassałam przez dzień cały + 2060 kcali.

Na siłowni spaliłam -1078

BILANS +982

Musze od jutra znowu się pilnować. Albo smaczne jedzenie, albo nadużywanie %. Razem nie da rady tak dłużej.

Jeszcze... nie daj bosze.... utyję?!!!!


Niedziela. Jak dla mnie słoneczna, a to tylko z powodu mego Pana i Władcy. Bo w rzeczywistości popołudniem padał deszcz...

Śniadanie niewielkie, późne.

Zdenerwowały mnie opadające spodnie i konieczność używania paska. Założyłam te szczuplejsze dżinsy, te typu <druga skóra>. Wbiłam się bezproblemowo!!! Zapięłam się bez wciągania brzucha!!! I mogę w nich siedzieć bez bólu. SUPER!!!

Spacer po ogrodzie botanicznym, dłuuuugi. Taki z tysiącem skłonów, by przeczytać tabliczki i wąchać róże i inne. Taki z całowaniem się w cienistych zakątkach. Taki z chodzeniem po krawężnikach z podparciem męskiej, ukochanej dłoni. To lepsze niż używanie bieżni, choć może kalorii mniej spaliłam...

Słodka kawa w knajpie na rozdrożu, z cukrem niestety, z czapką bitej śmietany, z dolewką baileysa. Mniam, mniam.  A co mi tam!?....

W domu dzieci jakieś żarełko przygotowały, ale ze zmęczenia ledwo kilka kęsów przełknęłam. Na basen poszliśmy wcześniej, więc spokojnie przepłynęłam 1100 metrów, i jeszcze był czas na bicze i wulkany pod-wodne i wylegiwanie się w jacuzzi.

2 drinki, kawałek sera, plaster szynki i .... spać. Bez nocnej gimnastyki, za to w słodkich objęciach.

 

Zassane + 1605

Spalone ? 440

BILANS +1165

Trudno, nie co dzień święto.


sobota, 20 czerwca
cholera, złapała mnie bolesna bezsenność, poranna bezsenność. Od 5:30 budziłam sie i posyppiałam, budziłam i posypiałam. A potem córczyny kotek zaczął sie bawić plastikowym korkiem. No a potem wnuczek wstal i już nawet nie mogłam się powylegiwać.

Miał być przedpołudniowy basen,... ale telefon alarmował z firmy. I wszystko się poprzestawiało.

Córka zrobiła mi śniadanie, spore i smaczne, przecież nie będę dziecku robiła przykrości. Zjadłam. Pożarłam. Odpuszczę sobie na dzisiaj . Zresztą, waga jak podskoczyła o te pól kilo, to już któryś dzień nie spada. A za to spadają mi spodnie, następna dziurka na pasku jest w użyciu.

Siłownia:  bieżnia 805 + nordic walking 135 + rower 67. Potem odpoczynek w saunie. Dziwne, im ciężej i dłużej ćwiczę, tym krócej zmęczona wytrzymuję w saunie i musze się częściej schładzać.

Basen: zrobiłam 1200 metrów, spaliłam 480 kcali. I boli mnie wszystko, bo przedtem była siłownia na ostro

Brizer 1, tylko.

I jeszcze......Nocne ćwiczenia w parach męsko-damskich, intensywne. Psiakostka, jak ja to lubię! Tylko jak spalone przy tym kcale policzyć????

 

Zassane przez dzień cały +1975

Siłownia i basen, razem ? 1487

BILANS + 488

I bardzo dobrze


Piątek, 19 czerwiec

Śniadanie: zupka mleczna z musli i śmieciami. Jakiś czas później 3 kromy chlebka baltonowskiego z masłem i pasztetem

Siłownia: bieżnia 864, rower 129, mam niedosyt ruchu, ale czasu mi braknie... no, przecież się nie rozdziesięcioję!

Pod wieczór zjadłam mniam, mniam młode kartofelki, kapustę młodą z koperkiem i, na siłę, pół schabowego.

Basenu niet. Pan i Władca dzisiaj zmęczony, a ja się nie zorientowałam wcześniej i nie poszłam sama. Za to oddaliśmy się alkoholowej rozpuście w Passe Partou. Wypiłam aż 4 martini, duże.

Po tej kapuście zżartej łakomie boli mnie brzuch, idę wcześnie spać

 

Zassane przez cały dzień +1590

Spalone sportowo -993

BILANS +597. Lubię takie wyniki. Jak sobie pomyślę, że minimum dla organizmu, żeby miał komfort kaloryczny, to jest około 1000 kcali, a ja mu dostarczam wciąż i wciąż za mało.

18 czerwca 2009 , Skomentuj

Czwartek 18 czerwiec

Cud, spanie do wczesnego przedpołudnia. Z jedzenia ogromniastość młodej kapusty. I 3 kromki tostowego. Potem zajęcia okołownuczkowe, ale byłam twarda i nie dojadałam. Nic!....


Siłownia, nordic walking, bieżnia i rowerek z oparciem, w sumie spaliłam - 1053 kcale. Do domu na momencik, tyle, by torbę przepakować. I na basen, przepłynęłam 950 metrów, czyli spaliłam -? 380 kcali. Ale takie pływanie bezpośrednio po siłowni, bez odpoczynku albo chociażby sauny... to nie bardzo. Pływałam jak chory wieloryb... jak okaleczony delfin.

Pan i Władca czekał w swoim srebrnym vovlovym rydwanie na mnie, wychodzącą z basenu. Super!

Po powrocie podjadałam i kapustę i fasolkę szparagową. A potem młode kartofelki w za dużej ilości, z koperkiem i niestety masełkiem. I dwa drinki na sen.

Bolą mnie WSZYSTKIE mięśnie....

BILANS

+256 -1053 -380 +367 +453

MINUS, -375

Zdychaj, tłuszczyku okołopępkowy !

17 czerwca 2009 , Skomentuj

Środa, 17 czerwiec

... uf.... to tylko było chwilowe podwyższenie wagi, już prawie, prawie jestem na poprzednim poziomie, te 30 deko, nooo, 35 deko to się prawie nie liczy.


Do godziny 16 zassałam +907 kcali, łącznie z malutkimi drinkami i bajaderką niecałą, która mi Pan i Władca przyniósł dumnie z bazarku. Perfidny gest, wrrr... i milutki, łapiący za serce.


Potem siłownia, tylko forsowne aeroby na sprzętach i koordynujące ćwiczenia z ciężarkami. Zaczynam potruchtywać na bieżni. JA?!?!? Ja, która nie biegam od 6 klasy szkoły podstawowej, co najwyżej pod-biegam do autobusu. I to ja z własnej woli zaczynam się poruszać szybciej niż forsownym marszem?!?!

Ale jak inaczej sprawdzać swoje granice?

Na siłowni spaliłam - 1235 kcali. A potem jeszcze prawie godzinę spędziłam w saunie. Do domu wróciłam lekka na ciele i umyśle oraz jakoś dziwnie ?zmęczona. Nie wiem, dziwny stan. Jednocześnie bolą mnie wszystkie mięśnie i jednocześnie... gdyby była jakaś góra do przeniesienia? To czemu nie?

Wieczór w kuchni z wnuczkiem, jedliśmy kalafiora z wody, podjadaliśmy młodą kapustę z koperkiem i wyżeraliśmy kluski do pomidorowej. + 245 kcali. A poza tym sprzątaliśmy kuchnię, ja zmywałam, on zbierał talerzyki i sztućce, a potem wycierał. Obejrzeliśmy razem pierwszą Małą Syrenkę.

W lodówce czaka JEDNA buteleczka napoju brizeropodobnego, ale jeszcze nie mam na nią chęci.

Więc BILANS póki co.... + 907 -1235 +245 => - 83 kcale. MINUS!!!!


...poproszę o oklaski !

16 czerwca 2009 , Komentarze (1)

Wtorek, dzisiaj

Wczoraj po prawie tygodniowej przerwie wróciłam do "sportu", zastałe i rozlazłe mięśnie protestują dzisiaj bólem, a stawy w biodrach to już w ogóle odmawiają współpracy. Trudno, moje ciało musi się podporządkować moim decyzjom. Ma ćwiczyć! Choćby bolało. Ma chudnąć!. Choćby znowu depresja wróciła...

Owoce, zupa mleczna, drink. Siłownia długa i sauna. Owoce, wędlinka z puszki, niewiele. Basen. Kolacja za cały dzień.

Ale czekają na mnie jeszcze 2 brizerki, wiec na razie liczę tak:

Zasssane +1524

Siłownia - 1141

Basen -280

BILANS, bez brizerków... +103

Czy czeka mnie nocne chudnięcie.... przez sen... bez-wysiłkowe.... ?.... 
(te brizerki 2 to 403 kcale, więc bilans ostateczny wyniósł +503. I BARDZO DOBRZE!!

Wczoraj - poniedziałek po depresji kilkudniowej

Takiej z prochami i odlotem duszy. Łatwo nie było.... Lekko nie było.

Bo jadłam z musu, z mdłościami, po 2 kanapki dziennie i jabłko albo pomidora. Ale alkohol pod różnymi postaciami wchłaniałam bez kontroli i samokontroli.

A jak wróciłam po długim łikendzie do domu, to się okazało, że moja szklana waga mnie bardzo nie kocha. Przybyło mi !!!  Nie powiem ile, nie zapiszę ile, bo mi ciut wstyd. A poza tym, mam nadzieję, to tylko chwilowe wahnięcie, za kilka dni będzie ok.

Trudno. Zaczynam odrabianie strat. Dziś tylko siłownia.

Bieżnia 73 min, 815 kcali, 7,3 km. Rower 59+134 kcal. W sumie zużyte 1008 kcali.

I tyle.

Jedzenia nie liczyłam, bo i nie bardzo było co liczyć. Odżywiałam się truskawkami, czereśniami i gotowaną fasolka i kalafiorem. Może plasterek wędliny zjadłam, nie pamietam.

Popołudnie i pół nocy poświęciłam na organizowanie i robienie cateringu, synek dziś w nocy kręci w parku film reklamowy i ja mam to towarzystwo nakarmić.

Acha, kupiłam sobie sama szampana, w końcu moje imieniny są tylko raz w roku. Ile kcali jest w przyzwoitym szampanie? Nie mam pojęcia. Mąż odzyskał pamięć moich imienin kwadrans przed północą, przywiózł mi pachnące róże, kradł je na działkach???, i serce milki z pralinkami w kształcie malusieńkich serduszek. Ma to niecałe 700 kcali, ale przecież nie pochłonęłam tego sama i nie w całości... Zresztą na słodkie mnie mdli, już po trzech maleństwach miałam dosyć.

Spać posżłam koło 3, jak już wiedziałam, że kręcenie filmu ma się ku końcowi i że moja zapiekanka z ryba została pochłonięta

9 czerwca 2009 , Komentarze (1)

Śniadanie z jednego krokieta na siłę. Potem robota, przy kolejnych drinkach. Nie jestem pijana, tylko procentami otulam rozpacz.

Siłownia krótsza, bieżnia i nordic walking w pełnym zakresie, rower mniej. Źle się czułam na saunie, nosiło mnie, co 5 minut biegałam pod prysznic schładzający. A potem w drodze do domu zmoczyły mnie niebiosa, do ostatniej nitki bielizny. Ciemny chleb z wędliną zjadłam i kukurydzę, mdłości miałam, błeeee.

Basen 1050 metrów, ale woda zimna. Za to bez wstydu pływam już na torze dla ?przecinaków?.

Po powrocie do domu wydłubałam 3 kawałki mięsa z chińszczyzny, co zrobiłam dla potomstwa. I drink.... może potem jeszcze jeden.


BILANS, bez tego drugiego drinka, potem dopiszę...

dojadłam. dopiłam i w końcu +296..... chudnę....

I bardzo dobrze. Jak dzisiaj rano stanęłam na wadze, to był to jedyny uśmiech. Wysikana i z umytymi zębami ważyłam 57,6... PONIŻEJ 58!!!! Nie uwierzyłam, myśląc, że to tylko taka pomyłka elektroniki. Tak myślałam. Po krokiecie i 3 herbatach i wizycie w WC ważyłam 57,9. Zdarzyło się niemożliwe, waga mnie pokochała!

 

Zamierzam potem iść spać.

Oby tylko mi się znowu nie śniły pająki. Albo osy i seledynowe szerszenie wychodzące z mojego zlewu. Albo śmierci najbliższych. Nie chce się budzić na mokrej poduszce ani z zaschniętą solą w kącikach oczu i na skroniach

8 czerwca 2009 , Skomentuj

Poniedziałek starto-depresyjny

Z dna ?ruskiej torby bazarowej? coś wyciągnęłam. A bo trzymam w niej ciuchy niechodzone, i za duże,  i za małe, wszystkie krótkie portki i bikini w zimie, albo swetry i spodnie polarowe w lecie, itepe. Więc z jej dna wyciągnęłam spodnie typu ?druga skóra?, spodnie z czasów, gdy ważyłam mniej niż 54 i pół, pamiętam, jak mi je Pan i Władca kupował w sklepie jakimś luxuśnym.

Wyciągnęłam, ale jeszcze nie ośmieliłam się założyć. Na razie powiesiłam sobie na widoku, żeby drażniły i kusiły. Do hipopotamicz... ups, hipotetycznego wyjazdu na południe, do ciepłego, mokrego i wietrznego akwenu mam jeszcze 38 dni.

Zdążę? Nie zdążę? Loteria....?

Dopada mnie znowu depresja uczuciowo-umysłowa. Najbliższe dni nie będą łatwe. Dobrze, że ten stan duszy nigdy nie rzutował na moją aktywność fizyczną, pamiętam, jak rycząc jak bóbr z rozpaczy, zrobiłam na rowerze w plenerze! ponad 60 kilo i w każdym napotkanym kiosku kupowałam nową paczkę kleenexów.....


Śniadanie z zupy mlecznej i drinka, ach, świtem zjadłam mięsnego krokieta, czyli +836 kcali

Siłownia, nordic walking -114 kcali, bieżnia w 86 minut -1005 kcali, rower, trzy programy -236, te różne ćwiczenia z ciężarkami to nie liczę, bo nie wiem - jak, niech to będzie ukryty bonus, razem -1355

W postaci obiadu, między siłownią a biegiem na pocztę, wystąpiła wmuszana na siłę z odruchami wymiotnymi, kroma żytniego chleba ziarnistego muśnięta smarowidłem i chyba jakieś mięsko i mały drink. Dało to razem +291 kcali

Potem basen, krótko, bo skandalicznie późno. Tylko 600 metrów, co daje -240 kcali.

Po basenie, nie mogę NIC stałego przełknąć, ale zamierzam.... no, nie tyle PIĆ, co się UPIĆ.

Jak to czasem mówi moje młodsze dziecko

Na razie kończę drugiego drinka, czyli + 367

BILANS, na razie, młoda noc jeszcze i rozpacz moja pewnie będą wołać o więcej....

Ale na razie ........... MINUS!!!! -101 kcali

 

Zdychaj, tłuszczyku z brzucha!!!

Sio mi, cholerne fałdki z pomiędzy pachy a brzegu stanika!!!

Won, do cholerki, podgardle!

 

... i te spodenki , wiszące na haczyku, kusząco udrapowane....

I łzy, i rozpacz, i kolejny drink, i pisanie dla vitalii, i muzyka z pokoju syna, i widok uczącej się córki z kotem na kolanach..... i wiedza, że to już niedługo...



Niedziela, pierwsza niedziela czerwca

Zassane przez dzień cały w postaci płynnej oraz stałej + 1617

Siłownia, tylko bieżnia -966 kcali

Basen, kilometr z ogonkiem, - 420

BILANS +231

Tralalala ! może chudnę?....

6 czerwca 2009 , Komentarze (4)

Sobota (6.06)

Rano się obmierzyłam. Bo waga stoi w miejscu, kretynka wredna. Za to poleciały mi centymetry w biodrach i tali. Spadła ilość tłuszczu w organizmie, jest już tylko 29, a zaczynałam od 36%.

Poprzednie spodnie poszły do szafy na stałe. Jako memento.
Butki wypchane ligniną i można biegać
.

Acha, instruktorka fitnesu była ze mną w saunie na siłowni, jak wchodziłam to się jej wyrwało ? Ależ pani schudła! I jaka talia! I powiedziała, że pamięta mnie sprzed ponad 3 miesięcy i że efekt jest znakomity i piorunujący dla facetów.

Możliwe, że na siłowni lepiej wyglądam, ale moja waga mnie jeszcze nie kocha bezgranicznie....

 

Na siłowni zużyłam -882 kcali.

Przez cały dzień zassałam +1324.... ale noc jeszcze młoda

Na basenie przepłynęłam ponad kilometr, bijąc jakiś tam swój rekord czasowy. Zużyłam -440 kcali

...ale ta noc jeszcze młoda...
Nocą, czekając na powrót córki od faceta i rozmyślając, zassałam jeszcze 619 kcali, głównie w płynie, takim oprocentowanym....


BILANS   + 621 kilokalorie

Hihihihihi, śmierć głodowa dla kilku komórek tłuszczowych??? 

Piątek podły (5.06)

Jedzenie cały dzień + 701
Picie za dnia + 519
Picie nocą + 671
Na siłowni nie byłam, tylko na basenie przepłynęłam 2050, to daje ? 820

BILANS +1071.... jak w diecie tysiąckalorycznej

Umieraj, cholerny tłuszczyku!

Ale za to bez alkoholu jakby było mniej, hłe, hłe, toby było na minusie.... Trudno, piję.

Schudły mi ... stopy. Wszystkie butki mi klapią, zmuszona jestem powkładać ligninę w paluchy. Kretyńskie miejsce do schudnięcia.

 

4 czerwca 2009 , Komentarze (2)

nie potrafiłam się dzisiaj powstrzymać przed jedzeniem, nawet zassałam słodkie - syrop klonowy
trudno, są takie dni, co będę walczyć z przeznaczeniem
rano zjadłam 2 śniadania i wypiłam 2 drinki, potem siłownia, potem ciut jedzednia, ale głównie jarzynki, potem basen, a potem słodkie i znowu jarzynki  i znowu 2 drinki
zassane + 1969
siłownia - 1243
basen 800 metrów, - 320 kcali
Bilans +460
ide spać

powinnam SZYBCIEJ tracić wagę
wiem, ofkoz, że aby stracić kilogram, to trzeba mieć niedobów 7 tysięcy kacli... ale u mnie to jest chyba 15 tysiący kacli, ku&^&^*&*&$#@ !!!
jeżeli tyję,zasysając 1600 kcali i sie nie ruszając?

eh, NIC

3 czerwca 2009 , Komentarze (1)

Noc była długa, ''ćwiczenia akrobatyczno-wytrzymałościowe w parach" trwały do przedświtu. Tylko jak to, cholercia, przeliczyć na spalone kalorie?

Jadłam, spałam, pisałam, spałam, biegałam w poszukiwaniu zeszytów dla dziecięcia, prałam, jadłam, popiłam. Przez cały dzień, bez wieczora, zassane + 1361

Na siłownię nie poszłam, znowu spałam, kot mnie grzał w plecki.

Basen wieczorny, przepłynięte lekko ponad 1100 metrów, to daje - 460.

Więc nie wiem, czy dziś głodzę moje komórki tłuszczowe czy nie?....

Drink pewnie mnie jeszcze czeka, cos tam Pan i Władca zakupił pewnie.
no i kanapeczki nocne... więc dzień na 1803 kcale

BILANS
+1803 - 460 = 1343....  
cieszyć się, nie cieszyć... jakoś mi obojętne