Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Cóż pisanie o sobie zawsze nastręcza kłopotów. Myślę, że muszę się odchudzić, bo inaczej nigdy nie uwierzę z żadne komplement.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 8481
Komentarzy: 61
Założony: 12 marca 2009
Ostatni wpis: 11 stycznia 2016

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
airon77

kobieta, 47 lat, Szczecin

167 cm, 89.60 kg więcej o mnie

Wpisy w pamiętniku

11 stycznia 2016 , Komentarze (4)

Nawet weekend nie był w stanie poprawić mi nastroju. Moja mama nadal się nie odzywa. Fakt... Ja też nie. I mimo pogłębiającego się dyskomfortu jakoś nie czuję większej ochoty, żeby dzwonić. Wiem, że źle robię ale jakoś... 

Do tego nadzieja na zmianę miejsca pracy z innego miasta na własne też jakoś trochę, może nie umarła, ale podupadła. Co prawda nie ma jeszcze co przekreślać tej szansy, ale entuzjazm nieco opadł. Jak sobie pomyślę, że znów będę robić 2000 km miesięcznie to w ogóle nie chce mi się do pracy wracać. A obiecywali... 2 lata. 6 minęło. 

A jeszcze Kukuć miała jakiś marudzący dzień. Może czuła mój nastrój, a może zęby idą, a może po prostu miała gorszy dzień. Niemniej całokształt spowodował, że mój dzień zaliczam do kiepskich. 

Ale kupiłam sobie lakier hybrydowy, zrobiłam wzorki na paznokciach i teraz będę sprawdzać ile się trzyma.

8 stycznia 2016 , Skomentuj

Po wczorajszym naprawdę kiepskim dniu (nie dietowo, tak w ogóle ) dziś znów lepiej. Dietowo jest super bo waga leci w dół i to znacząco. Emocjonalnie jakieś chwilowe dno, bo jak to mówią z rodziną najlepiej to na zdjęciu. 30 września umarł mój tata. Trudno mi sobie z tym poradzić, bo byłam kochaną córeczką tatusia. A moja mama ma synusia  (mojego brata) i wszystko kręci się wokół niego nawet jeśli mnie to po prostu rani. I jak to wreszcie głośno powiedziałam  (w nadziei, że trochę moją mamą trząsnę ) to się wszyscy na mnie obrazili. Razem z bratem byliśmy kiedyś wnukami gorszego sortu i miałam nadzieję, że mojego dziecka to nie spotka, a tu dupa. Ale spadł śnieg rano (teraz się topi) i moja córcia pierwszy raz była na sankach. Może jedyny biorąc pod uwagę klimat w Szczecinie. 

6 stycznia 2016 , Komentarze (4)

Za mną cudowny rodzinny dzień. Najpierw poranne bieganie, dziś już o kilometr dłuższe czyli 5.5km. Mam nadzieję że wrócę do moich 10 ci drugi dzień ale to jeszcze chwila. Później wybraliśmy się na naszą działkę nad jeziorem sprawdzić co tam słychać. Zimno bylo ale raczej sympatyczne i orzeźwiające. Oczywiście to nie była długa wyprawa ze względu na córcię, ale i tak było cudownie. A później rodzinne popołudnie. Taka niedziela w środku tygodnia to cudowna sprawa. Każda środa powinna być taka. Oczywiście cały dzień z dietą.

3 stycznia 2016 , Komentarze (1)

Dziś leniwa niedziela. Leniwa, bo nie robiłam nic szczególnego, przynajmniej ruchowo. Oprócz zabaw z córcią projektowałam fotoksiążkę dla babć i dziadka na ich święto. W końcu to już niedługo. Oczywiście założyłam sobie pewien schemat i okazało się, że to bardziej pracochłonne niż mi się wydawało. Samo wybranie zdjęć zajmuje mnóstwo czasu, szczególnie jeśli ma się ich tyle co my. Ale już jestem w dwóch trzecich, więc wieczorem pewnie skończę. 

Mimo, że dieta vitalii dopiero od jutra, to podobnie jak wczoraj wszystkie zasady zostały już wprowadzone i mój kochany mąż znów jadł warzywa z pary (ciekawe ile wytrzyma?). Mi to pasuje. Dla córci też zdrowo. A od jutra już właściwa dieta. I jutro siłka, w sumie nic nowego, bo generalnie jest zawsze. Muszę jeszcze porozmawiać z mamą, czy we wtorki i piątki zajmie się małą, żebym mogła chodzić na basen. Pewnie się zgodzi. 

Wracam do fotoksiążki. 

2 stycznia 2016 , Komentarze (3)

Hmmm. Postanowienie i realizacja. Wstałam rano z mocnym postanowieniem zmiany. A jak jest postanowienie to trzeba natychmiast zacząć je realizować. Poszłam biegać. Mróz na dworze -7, ale to przecież w niczym nie przeszkadza. Słońce świeci, to i nastrój lepszy. Dużo tego biegania nie było, bo nie ma co na początku przesadzać. 3,3km w 29 minut i spalone 350kkal. Teraz obiadek się gotuje. Warzywa i mięsko, bez tłuszczu, wszystko doprawione ale na parze. Nie wiem jak mój mąż to przeżyje, ale zdeklarował przyłączenie się do diety, więc  nie ma wyboru.

1 stycznia 2016 , Komentarze (14)

Wracam do Vitalii po wielu latach (6 chyba). Długo było super. Dobrze wyglądałam, dobrze się czułam. Nie będę zwalać na ciążę i dziecko bo nie było tak źle, ale planujemy drugie dziecko i to jakoś tak nie daje powodu do chudnięcia. Po co chudnąć skoro w ciąży się przytyje. Do tego jak byłam singlem było łatwo. Lodówka słabo zaopatrzona i było łatwo. Mój mąż lubi zjeść to i w lodówce zawsze wszystko jest. Ale druga ciąża na razie się nie trafia, do pracy trzeba będzie wrócić za chwilę, a nie będzie w czym bo wszystko za małe, za ciasne i we wszystkim źle wyglądam. Po prostu muszę coś zmienić. A jak się ciąża trafi to zdrowa dieta też się przyda. Wiec czas start.

2 kwietnia 2012 , Komentarze (1)

Cześć. 
   Wstyd się przyznać, że nie zaglądałam tutaj tak długo. Oczywiście jest to niewybaczalne, ale również nieco uzasadnione. Po pierwsze bardzo dużo pracuję przy komputerze, więc po pierwsze, po pracy nawet nie chce mi się go odpalać, po drugie mam tylko służbowy, którego często nie chce mi się z pracy taszczyć, szczególnie, że rzadko po pracy w ogóle wracam do domu, bo mam mnóstwo różnych zajęć popołudniami. 
   Po drugie bardzo dużo się w moim życiu zmieniło. Nadal oczywiście jestem nadpobudliwa i cały czas coś robię, ale w okresie ostatnich dwóch lat miałam mnóstwo różnych zwrotów. Jak zajrzałam do swojego pamiętnika na ostatni wpis, to chwaliłam się zmianą pracy. Pracuję w obecnym miejscu już prawie trzy lata i uważam, że była to najlepsza decyzja w moim życiu. 
   Wróciłam na moją przystań i istnieje naprawdę spore prawdopodobieństwo, że żeglarstwo znów stanie się bardzo ważną częścią mojego życia. 
   Od czasu mojego pisania w Vitalii jestem w drugim związku. Pierwszy był i teraz myślę, że na szczęście się skończył. Skrzywił mnie mocno emocjonalnie i stworzył w mojej głowie coś... Nie do końca wiem co, ale jestem świadoma, że dużo trudniej mi teraz mówić o moich uczuciach. Teraz jest inaczej. Jestem z człowiekiem, który chyba, podobnie jak ja, ma już sporo za sobą. Początkowo nie było lekko i myślę, że ten związek nie raz wisiał na włosku, teraz też cały czas się docieramy, ale wierzę, że mamy szansę, nawet dużą. Teraz czuję, że warto inwestować swoje uczucia. 
   A figura? Chyba najlepsza od parunastu lat, choć oczywiście jak to kobieta, cały czas uważam, że do doskonałości jej daleko. Ale jestem aktywna. Chodzę na basen, pilates i ćwiczenia obwodowe, o spacerach i pracy przy łódce nie wspomnę. Niestety nie udało mi się pojechać na narty, ale góry latem murowane. 
    I tyle nowości, przynajmniej tak w skrócie. Odezwijcie się czasem.

3 czerwca 2009 , Komentarze (2)

Dawno niczego nie napisałam w pamiętniku, ale to nie dlatego, że nie chciałam, czy coś w tym stylu. Po prostu bardzo dużo się zmieniło w moim życiu przez ostatni miesiąc. Sama nie przypuszczałam, że będzie tych zmian tyle. 
Pisałam wcześniej, że zamierzam zmienić pracę i zmieniłam, ale w praniu wcale nie było to takie łatwe. Najpierw okazało się, że będzie egzamin pisemny i ustny i to jeszcze z wiedzy, która do tej pory, powiedzmy w 95% była mi obca. Cóż mi zostało? Ostro wziąć się do nauki. Boże! Uczenie się czegoś zupełnie nowego było tak absorbujące, że zarzuciłam wszystkie inne intelektualne zajęcia z pisaniem włącznie. Tak naprawdę cieszyłam się, że do egzaninu mam tak mało czasu, bo chyba w przeciwnym wypadku oszalałabym od nadmiaru wiedzy. 
Muszę dodatkowo wyjaśnić, że na przewidzianych 6 miejsc w województwie, było 33 kandydatów, więc jak wyliczyła moja przyjacióka Meduza, 5,5 osoby na jedno miejsce. Ostatecznie po pisemnym miałam 3 wynik, przeszłam do ustnego, razem z 25 osobami, czyli pozostało 4,5 osoby na miejsce (co też wyliczyła Meduza). Ustny był stesujący, ale jakoś poszło i po 4 dniach oczekiwania i odświażania strony z wynikami co jakieś 5 minut, dowiedziałam się, że jestem trzecia, czyli dostałam się. Euforia była tak wielka, że nawet nie jesteście w stanie sobie tego wyobrazić. Miałam zakończyć życie przedszkolanki, które jakkolwiek fascynujące i niezaprzeczlanie dające sporo satysfakcji, nie było już tym co chciałabym robić w przyszłosci. Niestety okazało się, że to nie koniec zmagań o moją nową pracę i poniekąd nowe życie. Przede mną były testy psychologiczne, na których mogło się okazać, że jestem socjopatką, albo psychopatycznym mordercą, może jeszcze nie ujawnionym, ale zawsze. Na szczęcie nie okazało się. Matko! Jaka ulga. Pewnie dlatego, że pani psycholog (proszę nie używajcie nigdy słowa psycholożka, bo to jakaś językowa porażka), nie zpytała mnie, czy lubię filmy o seryjnych mordercach typu "Siedem" lub, czy moim ulubionym serialem kryminalnym są "Kości", bo by się wydało co naprawdę mnie kręci. Muszę wrócić do mojego mniej psychopatycznego oglądania s-f. 
Teraz jestem już po wszystkich badaniach, a w piątek złożyłam wypowiedzenie w przedszkolu. To ostatnie bardzo mnie rozczarowało. Przez tyle czasu próbowałam sobie wyobrazić tę chwilę i uczucia jakie będą jej towarzyszyć, a tak naprawdę nie zdarzyło się nic. Dyrektorka była miła, nawet wyrozumiała, nie było gróźb, ani próśb. Dopiero następnego dnia poczułam coś na kształt ulgi, że to za mną, że już nie będę najniżej postawioną w hierarchi oświatowej nauczycielką, bo przecież kimże jest przedszkolanka? Mam szansę wiele zmienić w swoim życiu i to naprawdę podnosi mnie na duchu, mimo że pracę zaczynam od 1 lipca i wszystkie plany wakacyjne wzięły w łeb. Coś za coś. Odbiję sobie za rok.  
Co do diety, to nadal jest super, choć waga jakoś ostatnio stoi. Tak czy inaczej wszyscy zauważają zmiany, ja mieszczę się w garsonki z czasów, gdy jeszcze praca nie wymusiła na mnie bardziej szmaciarskich ubrań. Teraz moja praca pozwoli mi chodzić w szpilkach i ładnych, eleganckich ubrań, tyle tylko, że w mojej szafie  jest bieda w tej kwestii. Na razie kompletuję to co mam i dalej będę się odchudzać, żeby zmieścić się w to, w co się jeszcze nie mieszczę. 
To chyba tyle na dzisiaj. Postaram się już nie zaniedbywać pamiętnika, o ile będzie  o czym pisać.

30 kwietnia 2009 , Komentarze (1)

Dwa powody do radości: po pierwsze wreszcie upragniona szóstka z przodu, po drugie jestem w połowie drogi do swojej upragnionej wagi. Oczywiście efekty widać, choć jako umysłowa anorektyczka zawsze pewnie będę marudzić, że jestem gruba i nigdy do końca nie będę zadowolona z siebie. Cóż, taka jestem. 
A tak poza tym to same złe wiadomości, ale jakoś nie mam ochoty się nad nimi rozwodzić.
Życzę Wam udanego "długiego" weekendu. Ja jadę uczyć się w lesie.

21 kwietnia 2009 , Komentarze (2)

Weekned był po prostu prześwietny, nawet jeśli trzeba było się trochę wysilić i śpiewać. Co prawda ten wysiłek został mi wynagrodzony nauką "Pieśni niewolników" z Nabucco, więc nie było tak strasznie. Jesli tego nie znacie, to znajdzicie i posłuchajcie, bo to jeden z najwspanialszych utworów na chór, przynjamniej moim zdaniem. Na mojej liście jest na drugim miejscu. Na pierwszym jest oczywwiscie "Ave verum corpus" Mozarta. Dla leniwych załączam link do "Pieśni niewolników":  https://www.youtube.com/watch?v=4BZSqtqr8Qk
A tak poza tym było świetnie, ale niestety wszystko co dobre szybko się kończy.
Co do mojej diety, to wszystko chyba wróciło do normy, ale najlepsze jest to, że wszyscy mówią, że już po mnie widać, te moje kilogramy. Mordka mi się uśmiecha, jak pomyślę, co powiedzą, jak osiągnę swoje założone 63 kg.
Chyba ruszyło się coś też w moim życiu, niestety nie uczuciowym, raczej zawodowym, ale na razie nie będę mówić, żeby nie zapeszać.Tak czy inaczej, drogie Vitalijki, trzymajcie kciuki, przynajmniej do 11 maja.