takze to juz 3ci dzien. kilogram za mna. wiem wiem, to tylko woda, ale i tak poprawia humor:)
siedzac dzisiaj na wykladzie z europejskiej gospodarki przestrzennej i spokojnie czytajac sobie cichaczem najnowszego focusa nagle moje nozdrza zostaly milo polechtane zapachem czegos czekoladowego, orzechowego i slonego. sama slodycz. slinka naplynela do gardla a zoladek natychmiast zaczal domagac sie strawy. z lekkim zaniepokojeniem zaczelam szukac zrodla zdradzieckiej woni. tak, oczywiscie jak na nieszczescie musialam usiasc za dziewczynami ktore tak jak ja cichaczem cos robily. nie bylo to jednak czytanie gazety, a jedzenie. pyszna czekolada mleczna (juz prawie czulam jak niebiansko rozpuszczalaby mi sie w ustach gdyby sie tam tylko znalazla..), paluszki (ah takie paluszki.. ijeszczejakby kufel piwa do nich miec..)i orzeszki w miodzie (takie orzeszki to dopiero orzeszki...). rezultatem calego wydarzenia bylo to ze moj dietowy obiad, czli malego, maciupenkiego, cieniutkiego, krociutkiego i niskokalorycznego batonika toffi pochlonelam juz o 11.23.
moral z bajki: zawsze na wykladch siadac z dala od obcych niewtajemniczonych ludzi ktorzy tak samo jak ja lubia jesc, ale w przeciwienstwie do mnie moga to robic bezkarnie.
niech tak sie stanie.