Ostatnio dodane zdjęcia

O mnie

Gdybym mogła cofnąć czas nigdy bym się nie odchudzała.Zawsze byłam kuleczką,ale proporcjonalnie zbudowaną i zgrabną,choć ważyłam ok 65 kg.Jadłam co chciałam, lubiłam ruch i byłam sobą-ot dziewczyną z poczuciem humoru.I postanowiłam się odchudzać,wpadłam w pułapkę o nazwie jo-jo. Teraz myślę, że fajnie by było ważyć te 65kg...czasu nie cofnę. Może inni wyciągną z tego wniosek...?Jeśli nie musicie...nie odchudzajcie się. Teraz wyznaczyłam sobie cel mniej niż 70kg, ale będę się bardzo cieszyć jeśli waga nie będzie większa od 79kg.To i tak szczyt moich marzeń.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 639193
Komentarzy: 5696
Założony: 17 marca 2007
Ostatni wpis: 6 września 2017

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
abiozi

kobieta, 52 lat, Toruń

158 cm, 104.00 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Historia wagi

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

4 listopada 2009 , Komentarze (3)

 

Choć nie pisałam to byłam tu, z Wami całym sercem

 

Co u mnie?

 

W telegraficznym skrócie!

 

Dom - Misiek nadal w Słupsku a ja z psiunem. Mam już dość tej samotni. Tak długo na niego czekałam, prawie pół życia, tak bardzo chcę poczuć jego ciepło. Mam nadzieję, że pod koniec listopada wróci na dobre.

 

Rodzina - Przed 1 listopada miałam tygodniowy urlop. Pojechałam do Słupska do Teściów. Byłam choć przez te kilka dni z Piotrkiem. Było cudownie. I jeszcze ślub mojej siostry w Darłowie. Poznała fantastycznego mężczyznę i przeprowadziła się nad morze.

 

Praca - Jest ok. Kryzys dopada chyba wszystkich ale my się trzymam i mam nadzieję, że przetrwamy.

 

Dentysta - No tak, uboższa o jakieś 900,00 zł. Osiem zębów zrobionych i jeden wyrwany.

Teraz to zostały przeglądy okresowe. Oj! wiecie jaka jestem szczęśliwa. A pieniądze? Musiałam pożyczyć - no to zaciskam pasa by jak najszybciej oddać.

 

Dieta - To ciekawi Was pewnie najbardziej. A u mnie bez zmian. Waga na tym samym poziomie. To jednak dla mnie sukces bo dzięki MM nie tyję. Bardzo lubię te Metodę. Mam bardzo dużo energii w sobie.

No ale ostatnio przybył mi rowerek stacjonarny - to jest szansa na ruch i gubienie dalszych kilogramów.

 

StudiaLicencjat i zdecydowanie mniej wykładów i przedmiotów, niż w poprzednich semestrach ale zaczyna się pisanie pracy.

 

A... i od jutra zaczynam angielski w pracy - fajnie!

 

Postaram się zaglądać częściej.

Trzymajcie się Kochani.

 

P.S.

Czerwony dodaje energii. Zauważyłam, że gdy noszę nawet jakiś drobny element w garderobie w tym kolorze to i wyglądam ładniej. Malutki element przyciągający uwagę i poprawiający samopoczucie.

 

 

 

8 października 2009 , Komentarze (9)

Jestem sercem cały czas z Wami.

Nie piszę bo chyba nie mam o czym.

Dzień za dniem umyka szybciutko-zdecydowanie zbyt szybko.

U mnie ciągle bez zmian.

 

Praca-cieszę się, że jest, i że ją lubię.

 

Studia-realizuję marzenia.

 

Mąż w Słupsku a ja ciągle z psiunem sama.

 

Dieta - cały czas staram się trzymać MM.

Popełniam czasami wpadki z okazji lub dla poprawienia humoru.

Jest ich tak mało, że nie tyje ale zbyt wiele by chudnąć.

Chcę,  żeby MM było ze mną zawsze bo po takich posiłkach zdecydowanie lepiej się czuję.

 

A nowością jest dentysta.

Dwie wizyty za mną i trzy zęby zrobione.

Wczorajsza wizyta jest bolesna w skutkach bo musiał mi usunąć kawałek dziąsła.

Ale będzie już tylko lepiej.

Dzięki temu nie chce mi się jeść.

Dzisiaj było tylko lekkie śniadanko.

 

Moje kochane czemu to już tak jest, że nachodzą nas chwile gdy nie chce się nam jeść, panujemy nad tym i dni gdy nie możemy przestać jeść?

Dzięki MM tych drugich dni prawie nie ma już u mnie.

Tak bardzo chciałabym chudnąć ale widocznie powinnam chcieć bardziej.

 

Trzymajcie się Kochane.

Nadchodzi jesień i zupełnie naturalna chęć na robienie zapasów.

Musimy się mieć na baczności.

 

 

 

30 września 2009 , Komentarze (4)

Nie ma dnia bym o Was nie myślała.

Tylko z czasem jakoś tak krucho.

Co napiszę wpis to dochodzę do wniosku, że to jakieś takie nie na temat i kasuję.

Ale do rzeczy.

Dieta.

Nie ważyłam się.

W minionym tygodniu miałam już 107.

Ale przyjechał, do domu, na kilka dni mój mąż.

Wspaniale gotował.

Było pyszne, tak bardzo się starał i nie miałam odwagi nie jadać tego co z taką pasją dla nas robił.

Nie przejadałam się ale i nie schudłam.

Po wyjeździe Piotrka wróciłam do MM, bo przede wszystkim dobrze się czuję na takiej diecie.

Niestety zaczyna mi brakować smacznych warzyw.

Lato przeminęło i pomodory nie są już tak smaczne, nie wspominając o ogórkach.

Papryka przestała mi smakować, sałata też.

Po twarogu i jogurcie mam zgagę.

No nic muszę szkukać nowych smaków.

Szkoda.

Myślałam, że dołączę do tych z Was, które chudną powoli , acz systematycznie, a ja niestety zablokowałam się na 108 kg.

I to widzę na dobre.

Co pogonię kilogram to znowu wróci.

 

No i przyplątało mi się trochę problemów.

Finansowych...

Były chwile gdy się zamartwiałam ale teraz już umiem sobie z tym radzić.

Wiem już, że tak jest ciągle.

Że lata chude przeplatają się z tłustymi.

 

Ciągle mam problem z odpisywaniem ale wierzcie mi, że całym sercem jestem z Wami.

 

 

16 września 2009 , Komentarze (8)

...biorę się za kolejne kilogramy.

Na wadze 108 kg.

Zważyłam się dzisiaj i bardzo się ucieszyłam bo już zaczynałam mieć obawy, że przybrałam z kilogram.

Czyli cały czas stoję w miejscu.

I to dla mnie sukces, że mimo małych wpadek wagi nie przybyło.

Metoda Montignaca się sprawdza.

Trzymając się jej zasad czuję się zdecydowanie lepiej.

Mam więcej energi.

Wystarczają mi na zaspokojenie głodu mniejsze porcje i udaje mi się nimi nawet najeść.

Jem zdecydowanie zdrowiej.

Staram się mądrze wybierać produkty.

Nie jem wieczorami, a nigdy wcześniej nie mogłam sobie z tym poradzić.

Czuję się wolna.

Ta dieta mnie nie ogranicza.

Mam wybór.

 

Mój organizm w pełni zaakceptował te 108 kg i mogę teraz powalczyć o 99kg.

 

Kochani, a co do tematu włosów, to jednak wybrałam się do fryzjera by zrobić karmelowe pasemka.

I teraz czuję się z nimi świetnie.

 

Moje Kochane Vitalijki staram się odpisywać ale nie zawsze mi się to udaje.

Z czasem tak krucho.

Ale pamiętam o Was i jestem bardzo wdzięczna za każdy wpis.

Wiem, że jest też mnóstwo życzliwych mi osób, które nie zostawiają wpisu.

Ja też nie zawsze znajduję czas by wstawić komentarz.

A teraz do pracy

11 września 2009 , Komentarze (8)

Dzisiaj jestem tu na chwilkę malutką.

Chcę Wam powiedzieć, że jadę na weekend do Słupska.

Może i Ustkę odwiedzę by choć nogi wymoczyć w morzu.

A 13 września mamy z Misiakiem pierwszą rocznicę ślubu.

Zrobimy u Piotra Rodziców grila.

Została jeszcze wódka weselna na tę okazję.

Będzie fajnie.

Piotrek przyjechał po mnie, a wrócę z jego bratem, który wraca do Warszawy, to po drodze mnie zostawi.

Choć domator ze mnie to czasami warto się ruszyć.

 

Dietkowo szału w tym tygodniu nie było więc i waga na minus nie będzie.

Ogólnie nawet się trzymałam ale były drobiazgi.

Mam aktualnie babodni więc jestem troszkę usprawiedliwiona.

 

Pozostała jeszcze sprawa fryzjera.

Właściwie to poszłam tam z koleżanką tak dla wsparcia duchowego.

Jednak jak się tak zapatrzyłam, to i ja nabrałam ochoty na podcięcie końcówek oraz położenie koloru. Głównie z tego powodu, że po lecie włosy trochę wyblakły. Chciałam orzechowy brąz bo taki miałam, a po zmyciu farby to one wyglądają prawie na czarne. Aj coś ostatnio nie mam szczęścia do fryzjerów. Czy macie pomysł jak rozjaśnić choć trochę takie włosy bez większego uszczerbku dla nich? I wolałabym domowy sposób. No i dodam, że mam długie włosy.

 

Pozdrawiam Was serdecznie. Postaram się odezwać jak najszybciej.

9 września 2009 , Komentarze (8)

Co to jest Gulun?

Lub raczej, kto to jest Gulun?

Nie wiem czy w ogóle istnieje takie słowo.

Ja go jednak używam, choć nie ja je wymyśliłam.

Co oznacza?

A no? ja tak określam osobę, która jest trochę ciapowata, bezmyślna.

Nie zdaje sobie sprawy z pewnych rzeczy.

Ograniczona.

Gapowata.

Nie jest złośliwa, ani nieżyczliwa.

Ot taki Gulun.

 

Tym Gulunem dzisiaj byłam ja.

A tak właśnie.

 

Jeszcze wczoraj Wam pisałam o tych drażniących pytaniach, sugestiach dotyczących moich dzieci, których nie mam.

Ot chyba bardziej ludzka ciekawość, niż złośliwość.

Fakt ? ja mam tego po dziurki od nosa.

A co ja dzisiaj zrobiłam?

Wydawałam facetowi pieniądze, pytałam o drobne, i nie miał.

Stwierdził, że żona podbiera, a ja dodałam, że pewnie i dzieci.

I dostałam w odpowiedzi, że nie ma dzieci.

Że owszem ma 40 lat, ze dwie chałupy, firmę i coś tam jeszcze, i nie ma, komu tego zostawić.

No fajnie!

Ale trafiłam!

No i zrobiło mi się strasznie głupio.

Trochę sobie pogadaliśmy.

Też ma już dość tematu dzieci.

Ciągłych pytań i pomysłów.

 

I dotarło do mnie, że trafiłam takim niby niewinnym słowem w czuły punkt i to w ten sam, co mój.

 

Normalnie Gulun ze mnie.

 

?Rozejrzałam się? i zaczęłam zauważać pary, które nie mają dzieci, a wcześniej widziałam tylko tych otoczonych pociechami.

 

To trochę tak jak z tym, że gdy jesteś singlem widzisz wszędzie pary (tak było ze mną).

 

 

Zrozumiałam, że ja też potrafię zranić, zupełnie niechcący tym, co i mnie rani.

 

Myślę, ba, nawet jestem pewna, że osoby, które pytały, nie miały nic złego na myśli, tyle, że ja mam dość i robi mi się nadzwyczajniej w świecie smutno.

 

Cała sytuacja dała mi dużo do myślenia.

 

 

Wiem, dlaczego lubię MM, bo stosując te dietę mogę nadal planować dziecko.

Ta dieta nie dość, że nie przeszkadza to wręcz może mi tylko pomóc.

 

Wczoraj dietowo było super, aż do chwili gdy zapaliły mi się ślepka na myśl o budyniu.

 

Oj ...Ania,...Ania.

 

Ale wiem jedno...drobnymi krokami w końcu usadzę się w torach MM na dobre i oby na dłużej, a w tedy waga pojedzie, że ho...ho, i oby w dół ;)

 

Kochani będzie dobrze - damy radę!  

8 września 2009 , Komentarze (5)

Każdy z nas ma takie dni.

Oby było ich jak najmniej.

 

Choć cieszy mnie jedna sprawa - zdecydowanie lepiej się dzisiaj czuję i wreszcie potrafię oprzeć się jedzeniu.

Na wagę nie wchodzę.

Widzę i czuję, że raczej mnie przybyło z kilogram niż ubyło.

Staram się trzymać MM ale to: mama zrobiła pyszne pierogi i nie miałam sumienia jej odmawiać, a to imieniny w pracy itd.

O tak, i to wystarczy by mimo ogólnego przestrzegania zasad MM po takich poczęstunkach, pojawiających się każdego, dnia nie gubić kilogramów.

Niby drobiazg ale zawsze.

Miniony tydzień to czas adaptacji po urlopie.

Pogoda deszczowa - ja taką lubię ale jakoś zaczęły mi puchnąć nogi i sen dopadał podczas pracy. Ratowałam się kawą prawdziwą a powinnam pić tę z cykorią.

A i tak jakoś wszystko zeszło się do kupy.

I coś czuję nadchodzące babodni.

Tracę nadzieję na dziecko.

Chyba nie będzie mi to dane.

Do szału doprowadzają mnie pytania typu:"no to kiedy?"

Ludzie są w takich sytuacjach bez serca.

Nikt nawet nie pomyśli co mogę czuć.

Kiedyś na topie były pytania o ślub, teraz o dziecko.

A mój czas właściwie się skończył...

Mam dość tego tematu.

 

Piotr cały czas jest w Słupsku i remontuje dom babci, a ja sama 250 kg od niego.

Dobrze, że mam psa bo nie miałabym do kogo ust otworzyć.

Kiedyś samotność, aż tak bardzo mi nie doskwierała.

A gdy Piotrek wróci to pewnie po jakimś czasie zacznie mnie jego obecność drażnić.

Jakie to wszystko pokręcone.

 

I jeszcze odchudzanie.

W planach o tej porze roku miałam mieć 10 kg mniej a tu klapa.

No dobra..., może na pocieszenie niech będzie, żę nadal lubię MM i nie zrezygnuję.

 

Trzymajcie się Robaczki

 

 

4 września 2009 , Komentarze (9)

 

... po Waszych wpisach.

Nie spodziewiałam się, że tyle osób zwróci uwagę na mój powrót z urlopu.

Normalnie po przeczytaniu Waszych wpisów zakręciły mi się łzy w oczach.

Dziękuję, że Jesteście.

To Wy dajecie mi motywację.

Myślę, że już żadnych wapdek nie będzie choć przez kilka dni.

Bo jakoś po powrocie niby zgodnie z MM ale...no właśnie zawsze jest jakieś ale.

A teraz tak mnie podniosłyście na duchu, tak bardzo poczułam Wasze wsparcie, że czuję się tak SILNA.

Nic mi nie straszne z Wami.

Jest w Was magiczna siła.

Mam nadzieję, że Wy też ją czujecie.

3 września 2009 , Komentarze (7)

 

Wróciłam.

Urlop był zdecydowanie dłuższy niż zaplanowałam.

Ot...dopisała pogoda.

Niesamowicie się opaliłam.

Teraz wystarczy zadbać o ten wyjątkowy kolor.

No i jakoś nie mogę się zaadoptować po powrocie.

Po nocach nie mogę spać.

A nad ranem nie mogę się rozbudzić.

 

A co z dietką?

Na urlopie było to dość kłopotliwe.

Długo by o tym pisać więc na tym zakończę.

Wagowo bez zmian.

Stoję w miejscu.

To też jakieś pocieszenie.

No i oczywiście wracam do MM.

Najwyższa pora pogonić dalsze kilogramy.

 

Cieszę się, że znowu jestem z Wami.

 

Ciekawe co u Was?

15 sierpnia 2009 , Komentarze (9)

 

Jutro rano jadę z mężem do Słupska, do jego rodziców.

Na cały tydzień.

Jeszcze nie wiem co będziemy robić i czy uda się nam powylegiwać nad morzem w Ustce.

Wiem, że pewnie odezwę się do Was dopiero po powrocie.

Z diety nie rezygnuję.

Będą pewnie odstępstwa.

Na wagę raczej teraz nie wejdę.

Dopiero po powrocie.

Teraz mam babodni więc nie szukam dodatkowego stresu na niej.

Jestem już prawie spakowana a bardzo tego nie lubię robić.

Nigdy nie wiem co z sobą zabrać.

Ale wiem, że zabieram z sobą ostatnią część sagi "Zmierzch" - "Przed świtem".

Będę uciekać w świat Belli i Edwarda.

Mam nadzieję, że będzie wspaniale.

Trzymajcie się Kachani!

Będę za Wami tęsknić.