Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Hej. Jestem Emilia... Chcę udowodnić innym i sobie, że potrafię i że nie zawsze jestem ofiarą losu... Urodziłam prześlicznego synka - Franciszka. To mój największy sukces i największy skarb. Teraz muszę zadbać, aby mój Okruszek nie wstydził się mamy. Powoli ale systematycznie i się uda!! Musi się udać!!

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 53221
Komentarzy: 3494
Założony: 14 października 2009
Ostatni wpis: 12 listopada 2015

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
emlu83

kobieta, 41 lat, Łódź

168 cm, 103.00 kg więcej o mnie

Postanowienie noworoczne: nic nie postanawiać

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Historia wagi

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

12 listopada 2015 , Komentarze (6)

Chudnę. Ale w ogóle nie mam czasu tu wejść. Do świąt zostało mi jeszcze tylko 7 kg. Trochę dużo, ale mam nadzieję, że mi się uda i osiągnę swój cel.

od 7 lipca schudłam 14 kg. Dla niektórych to dużo, dla innych niewiele. Ja jestem z siebie zadowolona, że w ogóle coś robię ze swoim życiem. A jaka radość mnie opanowała jak okazało się, że wchodzę w ciuchy, których nie nosiłam prawie 6 lat :)

Więc działamy dalej :)

16 października 2015 , Komentarze (6)

Cześć dziewczyny.

Nie ogarniam ostatnio swojego czasu i nie zaglądam tu wcale. Ale do tej pory wszystko szło ładnie, choć było i podjadanie i więcej alkoholu i mniej ćwiczeń. Ale ogólnie bilans wagowy na minusie.

Od poniedziałku jestem na fantastycznej diecie - głodówce. Tylko nie krzyczcie na mnie. Już tłumaczę. Głodówka jest wymuszona stanem mojego zdrowia. Od około miesiąca łapał mnie ból gardła 2-3 dni i przechodziło na jakieś 5-7 dni. I od nowa. Jednak od poniedziałku moje gardło nie istnieje. W pewnym momencie miałam nawet problem z oddychaniem. Nie jestem w stanie przełknąć nawet własnej śliny. I tak od poranka w poniedziałek, gdy zjadłam aż 3 łyżki manny (reszty nie dałam rady) do dzisiejszego wieczora zjadłam tylko 1 kromkę angielki z masłem. I to wszystko. Piję herbatę, mleko, zaczęłam też pić rozcieńczone soki (zawsze to namiastka jakiś witamin). Co dziwne, w ogóle nie czuję głodu. Może dlatego, że bardziej czuję ból? Przez ten czas schudłam już 6 kg - rewelacja w innych okolicznościach.

I tak mnie naszła refleksja. Jak można katować swój organizm głodówką z własnego wyboru? Jak można tak go ograniczać?

Nie mam sił na nic. Głupie zejście po schodach sprawia, że jestem wypompowana. Dlatego tak trudno mi zrozumieć te dziewczyny, które same okaleczają siebie poprzez stosowanie długotrwałych głodówek...

Uwierzcie mi, takiego bólu nie życzę nawet najgorszemu wrogowi...

Pozdrawiam

Gruba Emi

10 września 2015 , Komentarze (7)

Waga powoli spada. To chyba efekt stresu albo tego, że po prostu jem mniej i staram się nie podjadać.. Dzisiaj pokazała 105,7 kg. Czyli przez ostatni miesiąc spadło ok 1,3 kg. Dobre i to. Jak wrócę do ćwiczeń będzie lepiej.

Teraz mam inne zmartwienie. Okazało się, że 2 lata temu źle przeprowadzono operację jąderka mojego syna. Zrobiono to metodą, którą stosuje się najwcześniej u dziecka pięcioletniego - mój miał 2 latka. Kiedy zgłaszałam w szpitalu, że coś jest nie tak, robili USG i mówili, że wszystko jest ok. Nie było. "Krwiak" rósł. Teraz Młody narzeka na ból jajeczek. Wczoraj byliśmy na SORze i okazało się, że to nie żaden krwiak, tylko wodniak. Robili bardzo dokładne USG, badania i okazało się, że podczas poprzedniej operacji nie zamknięto kanału, przez który napływa płyn, stąd nawrót i konieczna szybka operacja, bo zagrożone jest jąderko. Nosz ku... mać... Od lekarza wróciliśmy po 18tej a o 19 już miałam telefon od "prezesa szpitala" , gdzie Młody był operowany. Zostałam zaproszona na rozmowę na dziś. Pewnie będą chcieli zamieść wszystko pod dywan. Jestem załamana. Jak pomyślę sobie jaki stres znów Młody będzie przeżywał, to aż mi się serce ściska. Mam ochotę rozszarpać lekarzy...

28 sierpnia 2015 , Komentarze (6)

Witam...

Mój ponury nastrój nadal trwa. Jednak powoli staram się robić wszystko, żeby nie wpływał on na stan mojej diety.

Mimo bardzo ciężkich ostatnich dni, waga spadła, czym byłam pozytywnie zaskoczona. Mało bo mało (przez 2 tygodnie 0,6 kg) ale to zawsze coś. Biorąc pod uwagę, że nie ćwiczyłam i jadłam za dużo tego, czego powinno być mniej. To miłe.

Niestety pewien człowiek sprawił, że odechciało mi się wszystkiego. Jednak patrze na synka i wiem, że dla niego warto coś zmienić w swoim życiu. Brakuje mi kogoś, kto by mnie przytulił, pogłaskał. Tak wiem, stara krowa a chce "na kolanka". No chcę... On tak bardzo mnie zranił i odszedł bez żadnego słowa, zero kontaktu, zostawiając swoje rzeczy u mnie, raniąc mojego synka, który zarzuca mnie pytaniami "kiedy przyjdzie wujek". A moja mama - "no trudno". I nic więcej... 

I jak przy takim nastroju robić cokolwiek dla siebie?

Pozdrawiam

Gruba Emi

25 sierpnia 2015 , Komentarze (16)

Znów wpadłam w ciąg... Nie mogę przestać jeść. Zdecydowanie jest to uzależnienie!! Muszę przestać bo znów wrócę do początkowej wagi. Orbitrek kwiczy i woła mnie żebym wróciła. A ja nie mam czasu. I to naprawdę. Z Młodym spędzam całe dnie na dworze. Ale moja aktywność wtedy jest znikoma, bo albo stoję, albo siedzę... W pracy ledwo funkcjonuję, jestem nie wyspana i przemęczona. Mam problem z włosami :( A i psychicznie podupadam... Marzyłam o romantycznych chwilach aż nagle, przez jedną krótką rozmowę marzenia pękły jak bańka mydlana. Ale o tym nie jestem jeszcze w stanie pisać...

Mam cudownego synka, bardzo go kocham. Tak bardzo chciałabym, żeby był szczęśliwy. 

Gruba Emi :(

21 sierpnia 2015 , Komentarze (7)

Witajcie.

Wczoraj było już o niebo lepiej, ale też jeszcze nie tak do końca, jak powinno być. Ale walczę! Nawet orbitrek jest mi przychylny - bardzo dobrze mi się wczoraj biegało (60 min 23 km). Zastanawiam się tylko, na ile mogą być wiarygodne obliczenia liczby spalonych kalorii (ponad 500). Bo niezależnie, czy macham rękoma, czy trzymam je na drążku, kalorie liczone są tak samo. Ja wiem, że to tylko orientacyjna liczba, bo bez mojej wagi, tętna to wszystko o kant tyłka, ale tak ciekawa jestem ile spalam. Może znacie jakiś "wiarygodny" licznik spalonych kalorii na orbitreku?

Dobrze, że jutro już weekend. Muszę trochę dom ogarnąć i obiecałam młodemu wyjście na rower. Żebym ja jeszcze mogła za nim biegać. Wizytę u ortopedy mam dopiero 15 września, ale myślę, że niewiele mi powie. Albo skieruje na rehabilitację, na którą i tak będę czekała wieki. Złości mnie to strasznie. Gdyby tylko mieć pieniądze to w tydzień miałabym wszystko załatwione. A tak, to duuupa...

Dziewczynki, życzę Wam udanego weekendu, nie szalejcie za bardzo i odpoczywajcie, nabierajcie sił na dalszą walkę.

Pozdrawiam

Gruba Emi

20 sierpnia 2015 , Komentarze (9)

Niestety wczoraj stoczyłam bardzo ciężką walkę z @ i niestety przegrałam. Zalała mnie całkowicie. Waga jest wyższa, niż bym chciała, ale powiedzmy, że to normalne. Zjadłam zdecydowanie za dużo. Wieczorem dopadła mnie parszywa chcica i jadłam, jadłam... No fakt faktem, że wcześniej zjadłabym 3 razy tyle ale i tak zjadłam za dużo. Mój błąd. Na orbitrek weszłam, ale po 20 min nie miałam totalnie siły. Dziewczyny, czułam się jakbym biegała kilka godzin. Dobiłam jakimś wolnym truchtem do 40 min i zeszłam. Nie dałam rady. Czuję się pokonana. A dzisiaj kolejna walka. Mam nadzieję, że tym razem będzie znacznie lepiej. Zobaczymy.

W każdym bądź razie nie poddaję się. To, że jeden dzień nie był taki jak powinien nie znaczy, że następny też musi taki być. Zwłaszcza, że widzę efekty i kilka osób zapytało się, czy przypadkiem ostatnio nie schudłam :) Takie słowa dają kopa do działania. I jeszcze wizja miny pewnych osób jak osiągnę cel motywuje do działania. Ja im wszystkim jeszcze pokażę. 

Powoli kiełkuje we mnie myśl wybrania się na jakiś fitness lub siłownię. Zależałoby mi na czymś albo blisko domu, albo pracy, aby stracić jak najmniej czasu. Nie chcę dodatkowo obciążać mamy opieką nad Młodym. Kto wie, może kiedyś... Na razie mam swój orbitrek, który w zupełności mi wystarcza.

A Wam jak idzie? 

Pozdrawiam

Gruba Emi

19 sierpnia 2015 , Komentarze (6)

Po jednym z ostatnich wpisów zaczęłam się zastanawiać, skąd w ludziach tyle jadu? Wpis o maratonie skomentowała dziewczyna (tak mi się wydaje) nie mająca swojego pamiętnika: "Jakoś w to nie wierzę. Kilka lat już czytam o twoim odchudzaniu i tylko czytam,bo efektów brak...".  Taki komentarz miałam już nie raz.  Czyta kilka lat a nie ma własnego pamiętnika. Czemu? Kilka lat tutaj jest? Ale po co? Nie wiem, jak Was, ale mnie to strasznie wkurza. Może dlatego, że wychodzę z założenia, że jeżeli nie mogę wesprzeć, czy powiedzieć miłego słowa to nie komentuję. Ale jest też druga strona - zapisuję taką osobę do listy osób, którym wyjdą gały, jak jednak mi się uda :) Tylko w głębi duszy rodzi się pytanie - dokąd zmierzamy... W internecie jest coraz gorzej. Poziom wypowiedzi, rozmów jest coraz niższy. Z resztą widać to też na ulicach. Dlaczego zanika moda na bycie kulturalnym? To naprawdę taki obciach? Kiedyś ludzie byli życzliwi, bardziej uśmiechnięci. Owszem, są dni, że każdemu wbiłoby się nóż w plecy, ale codziennie? Nawet tutaj. Przygodę z Vitalią zaczęłam naprawdę dawno temu, kiedy odchudzałam się pierwszy raz. Spotkałam tutaj naprawdę fantastycznych ludzi. I mimo jakiś upadków i niepowodzeń wszyscy byli wsparciem a nie wyśmiewali i opluwali. Dzisiaj również jest wiele takich osób, ale i bardzo dużo tych, które kopną leżącego. Czy może mi ktoś wyjaśnić, po co to wszystko? Bo ja chyba jestem jakaś ułomna...

Wracając do odchudzania. Moja waga zwariowała. Aż trzy razy wchodziłam na szklaną i co? Przecierałam oczy ze zdumienia. 106,7 kg. Ale bez ekscytacji. Wczoraj wieczorem, tak, by tylko zobaczyć co @ ze mną zrobiła weszłam na szklaną a tam 109 kg. Nie przejęłam się tym, bo po pierwsze wieczór, po drugie zatrzymana woda (co czuję bardzo wyraźnie). Ale dzisiaj? No byłam naprawdę zdziwiona. Jednak dzisiaj tylko kontrolne ważenie, zobaczymy, co będzie w sobotę. Wtedy zmienię pasek. Mój kolejny cel krótkometrażowy: dnia 19 września ważyć 103,0 kg lub mniej. Cel na koniec roku: 95,0 kg lub mniej (przy tej wadze wchodziłam w moją piękną sukienkę wełnianą - chcę się w nią wystroić w święta, bo do tej pory miałam ją tylko raz na sobie). Myślę, że to naprawdę realne plany. A i system nagradzania się jest boski :) Nie wiem, czy Wam o tym pisałam. Za każdy dzień zgodny z planem 1 zł ląduje w skarbonce. Jeżeli poszło nie tak 2 zł z niej ucieka. Za każdy osiągnięty na czas cel +5 zł. I w ten oto magiczny sposób zbieram na SPA pod koniec 2016 roku. Ile uzbieram, takie spa mnie czeka. Przerwę miałam na urlop, gdyż ciężko było sobie wszystko zaplanować podczas wyjazdu. Więc na razie skarbonka uboga. Ale za jakiś czas będzie lepiej. Ja tam wierzę w siebie, choć może nie do końca. Ale wiem jedno - chcę być piękniejsza!!

W końcu przyszła @. Bagatela z dwutygodniowym opóźnieniem. I tak nieźle, ostatnio spóźniała się ok 40 dni (i tak okres w okres). Czuję się napuchnięta i bardzo boli mnie brzuch. A niestety 8 godzin w pracy wysiedzieć muszę. Ratunku. Ja chcę do łóżeczka.

Pozdrawiam, 

Jeszcze Gruba Emi, ale już niedługo ;)

14 sierpnia 2015 , Komentarze (4)

Jestem głodna, głodna, mega głodna... Czyżby  się zbliżała @? Masakra. Ale pokonam bestie i ją utopię. A co mi tam. Piję. Wodę. Zwykłą. Nie smakową. Ja!! Czy Wy w to wierzycie? No dobra, jest gazowana i z lodówki. Ale to i tak czysta woda, co do niedawna było czymś nie możliwym. A pochwaliłam się Wam? Nad morzem wypiłam tylko 3 łyki (liczyłam) coli. A tak żyłam o wodzie (smakowej), herbacie i czasem kawie. Dasz wiarę?

Mój diabelski organizm powoli się przestawia na nowe tory. Kiedyś wpierdzieliłabym całą tabliczkę czekolady na raz, czasem dodałabym jeszcze śliwki w czekoladzie lub inne słodkości. Wczoraj, zgodnie z planem miałam zjeść 2 kostki ptasiego mleczka z toffi. Poległam. Zjadłam jedną i mnie zemdliło. Fajne uczucie. Organizm już tak nie woła słodyczy jak kiedyś. Czyli opłacało się zacisnąć pasa i troszkę pomęczyć. Brawo ja :)

Ogólnie zaczynam się łapać na tym, że robiąc zakupy robię to z głową. W końcu!!

Pozdrawiam,

Gruba Emi

13 sierpnia 2015 , Komentarze (3)

Niestety,już po urlopie. Jak ten czas szybko leci. Za szybko. Do tego te upały...

Ale do rzeczy. Waga zaktualizowana. Podczas pobytu nad morzem ani nie przytyłam ani nie schudłam. Biorąc pod uwagę, co jadłam, to naprawdę wielki sukces. A jadłam dobrze: codziennie lody, były gofry, smażona ryba, frytki, kotlety w panierce, grillowana kiełbasa, piwo i coś mocniejszego. Sukcesem było to, że jadłam małe lody a nie duże. I prawie zawsze trzymałam się przerw między posiłkami nie podjadając. Gorzej jest po powrocie do domu. Jeszcze nie ćwiczyłam na orbitreku, jadłam wiele słodyczy... Muszę znów zacisnąć pasa. Wiem, że się uda, nie poddaje się.

Cel, który sobie założyłam na dzień wyjazdu to ważyć mniej niż 109 kg i się udało :) Kolejny cel, to do dnia 19 września ważyć o 5 kg mniej, czyli 103 kg - cel realny i do osiągnięca. Tak więc do dzieła :)