Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Hej. Jestem Emilia... Chcę udowodnić innym i sobie, że potrafię i że nie zawsze jestem ofiarą losu... Urodziłam prześlicznego synka - Franciszka. To mój największy sukces i największy skarb. Teraz muszę zadbać, aby mój Okruszek nie wstydził się mamy. Powoli ale systematycznie i się uda!! Musi się udać!!

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 53183
Komentarzy: 3494
Założony: 14 października 2009
Ostatni wpis: 12 listopada 2015

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
emlu83

kobieta, 41 lat, Łódź

168 cm, 103.00 kg więcej o mnie

Postanowienie noworoczne: nic nie postanawiać

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Historia wagi

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

30 lipca 2015 , Komentarze (20)

Wiecie co, chyba zwariowałam. I to do reszty...

Właśnie to postanowiłam. Od jutra (bo dzisiaj już za późno) zacznę się przygotowywać do... MARATONU. No bo niby dlaczego miałabym nie pobiec w maratonie? Oczywiście żeby zacząć biegać muszę najpierw schudnąć. Ale przecież już chudnę. Biegać zacznę już niedługo, ale kondycję już mogę zacząć w sobie wyrabiać.

Czy ja oszalałam?

Chcę przebiec maraton!!!

Pozdrawiam

Gruba Emi

30 lipca 2015 , Komentarze (5)

Niestety mam anginę i to ropną. Nosz kurcze. Na szczęście lekarz był tak miły, że przepisał mi antybiotyk, po którym mogę sobie leżeć na słoneczku. Uff znaczy jadę nad morze...

Nie jem prawie nic mimo, że czuję głód. Po prostu nie jestem w stanie tego przełknąć. Hihi, normalnie głodówkę mam :) Piję gorącą herbatę, soki (z prywatnej spiżarni). Pokarmy stałe to dla mnie udręka. Dzisiaj 2 kromki chleba z wędliną jadłam prawie godzinę i to ze łzami w oczach. Oczywiście jest odzwierciedlenie na wadze - 2 kg w 3 dni. Ale to nie cieszy, bo wiem, czym to jest spowodowane.

Mam nadzieję, że po urlopie wrócę do orbitreka. Trochę mnie przeraża teraz ta przerwa... Znając mnie, będzie ciężko.

Pozdrawiam

Gruba Emi

29 lipca 2015 , Komentarze (3)

Tak, tak, to nie żart. Wczoraj miałam 39 st gorączki i mega mdłości, więc po powrocie do domu nie zjadłam nic. Za to wc odwiedzałam bardzo często. Boli mnie żołądek. W nocy spociłam się jak świnia. Rano wstałam z bólem gardła i dreszczami. Niestety musiałam iść do pracy, bo urlop mam od poniedziałku i muszę wszystko wyrobić. Ale może piątek wezmę wolny? O ile dostanę!! Jak mi mają zabrać całą premię za 2 dni chorowania to ja dziękuję. A tak jest u mnie od niedawna.

Idę dzisiaj do lekarza z nogą to i zapytam się o to gardło. Wygląda mi na anginę, ale pewności nie mam. 

W każdym bądź razie nie mam apetytu, co od razu poskutkowało mniejszą wagą. I dobrze :) Dzisiaj wzięłam do pracy 10 sucharków (410 kcal) zobaczymy, co zjem w domu. 

I nie to, że za 3 dni wyjeżdżam i czeka mnie kilka godzin za kółkiem... Już mi się odechciało wyjazdu.

Udało mi się osiągnąć cel związany z wagą przed wyjazdem - jest mniej niż 110 kg, ale z oficjalnymi zmianami poczekam do soboty rano. Następny cel to do 19 września ważyć 102 kg :) Raczej do osiągnięcia, jak tylko nie pofolguję sobie za mocno nad morzem. W każdym bądź razie buty do biegania zabieram ze sobą. A co :)

Pozdrawiam

Gruba Emi

28 lipca 2015 , Komentarze (10)

Ostatnio bardzo denerwują mnie wszechobecne specjalistki od ludzi otyłych. Dziewczyna szczupła (ok. 60 kg wagi) koniecznie musi zrzucić 10 kg bo jest gruba. Ok. każdy ma lustro i wie jak wygląda. Ma prawo chcieć schudnąć i chudnąć. Ale nigdy nie zrozumiem, dlaczego wypowiada się jak specjalistka od tłuszczu (jakby ważyła przynajmniej 120 kg). Nie wie, jak to jest być grubym, jak jest z naszą psychiką i wydaje jej się, że to tylko nasza wina, że jest tak a nie inaczej. Że my nic nie robimy. A czy taka osoba wie, co to jest nałóg? Dla nas jedzenie staje się takim nałogiem. I potrzeba jakiegoś bodźca, iskry, która sprawi, że zerwiemy z tym niszczącym nas draństwem. A uwierzcie mi, to wcale nie jest takie proste. Ja czekałam rok na taki impuls. Owszem, wiedziałam, że jest ze mną źle. Wiedziałam, że jestem coraz grubsza, że źle się czuję, że wszyscy w koło mnie nie akceptują, że jestem tłusta. I co? Smutki zajadałam w łóżku. Błędne koło. Aż w końcu stało się. I z minuty na minutę zaczęłam zmieniać podejście.

Przeczytałam też fajny wpis dziewczyny o marudzeniu, negatywnym spojrzeniu na siebie, o wymówkach, powrotach  z nadbagażem itp. Wie o czym mówi. Czasem potrzeba trzeźwego spojrzenia na siebie :)

To ja pomarudzę. Wczoraj tak bardzo nie chciało mi się ćwiczyć. Młody też był mega marudny, co chwila było "mama" a ja co chwilę schodziłam z orbitreka. Na szczęście jakoś udało mi się i suma sumarum ćwiczyłam 60 min (odliczając przerwy). Zeszłam mocno wykończona. Noga strasznie bolała. Chyba był jej zły dzień... Wieczorem dostałam gorączki. Czułam się jakbym przekopała pole ziemniaków. Poszłam spać przed 22, wstałam ledwo żywa, jakbym nie spała. Teraz też nie czuję się za dobrze. Przemęczenie czy coś mnie bierze? A do wyjazdu już tylko 4 dni :D:D:D

Wczoraj przyszedł kostium kąpielowy wylicytowany przez internet. Wkurzyłam się, bo zanim licytowałam przeczytałam kilka aukcji i co? licytowałam w tej, na której kostium miał ślady antyperspirantu po przymierzaniu. No wkurzyłam się. Za to dałam za niego śmieszne pieniądze, bo nie było wielu chętnych. Więc paczkę otwierałam z duszą na ramieniu. Oglądam go z każdej strony, w prawo, w lewo i co? Czyściuteńki. Żadnych śladów. Bardzo się ucieszyłam. Wieloryb na plaży wystąpi w ładnym kostiumie :) Oto on:

Przyszły też śliczne spodenki w kolorze zgniłej zieleni. Pasują jak ulał. 

Brakuje mi tylko spodni dresowych a'la alladynki takie za kolano, bez wzorów, najlepiej czarne. Nigdzie takich nie widziałam w Łodzi a co dopiero w moim rozmiarze. Może ktoś ma namiar?

Pozdrawiam

Gruba Emi 

27 lipca 2015 , Komentarze (7)

Weekend był dla mnie wielkim wyzwaniem. 

Nie wiem, dlaczego, w sobotę upiekłam sernik ze śliwkami. O matko, jaki pyszny sernik, taki nie do końca zmielony, z pysznymi śliwkami. No niebo w gębie i ślinotok na sam widok. A ja na diecie... Hmmm. Ciekawe, kto to zje. Wprawdzie mała brytfanna ale zawsze. Na szczęście znalazło się kilku amatorów :) W każdym bądź razie w sobotę nie zjadłam ani kawałeczka. Za to w niedzielę wzięłam naprawdę mini kawałek na spróbowanie przy śniadaniu. No naprawdę raj dla podniebienia. A potem pojechałam do mamy na obiad. Obiad jak obiad u mamy, czyli nie do końca taki, jaki chciałabym zjeść. Ale najadłam się pysznych roladek cielęcych bez sosu i duuuużo ogórasów i surówek więc spokojnie mogę powiedzieć, że było w porządku. Potem było ciasto. Wybrałam najmniejszy kawałek i zjadłam ze smakiem. Popijałam kompotem i wodą. Nie tknęłam ulubionych: coli i mirindy. Wróciłam do domu i na kolację zjadłam kromkę chleba z wędliną i kawałek mojego sernika. I mimo tego słodkiego to bilans był w miarę w normie (przekroczyłam może o 50 kcal). Jednak nie ćwiczyłam. Miałam szczere chęci, przebrałam się i weszłam na orbitreka. Po 7 min zeszłam, bo bolało mnie kolano. Stwierdziłam, że zrobię sobie przerwę. I dobrze zrobiłam. Ćwiczyłam kilka dni pod rząd więc organizm też musi odpocząć. 

Dzisiaj już normalny dzień się zapowiada. Mam nadzieję, że starczy mi też czasu na orbitrek. Przygotowania do wyjazdu w pełni, więc ciężko jest znaleźć czas na cokolwiek. Ale co tam, zawsze się udawało to i teraz też się uda :)

Waga też okazała się łaskawa i pokazała spadek. Stwierdzam, że 1 kg na tydzień to fajny wynik. I miło, gdy ktoś zauważa, że jest lepiej. To pozwala rozwinąć skrzydła. 

Już wymyśliłam sobie następny cel. Pierwszy wprawdzie jeszcze nie osiągnięty, ale został jeszcze tydzień i niecałe 0,5 kg. Mianowicie do 1 sierpnia (dzień wyjazdu nad morze) ważyć 109,9 kg. Cel jak najbardziej realny.

Cel następny - do 19 września (przyjeżdża tata do synka) ważyć 102 kg (czyli -15 kg od kiedy widział mnie ostatni raz). Po osiągnięciu tego celu idę na pedicure. Taki mały prezent :)

Pozdrawiam

Gruba Emi

24 lipca 2015 , Komentarze (8)

Wczoraj wieczorem byłam bardzo głodna. Co chwila podchodziłam do lodówki, żeby coś z niej wyjąć. Na szczęście za każdym razem ją zamykałam i odchodziłam. I tu moje pytanie. Na ile macie silną wolę, aby oprzeć się pokusom?

Tak się zastanawiałam ostatnio, co sprawia, że staram się wytrzymać i się nie poddaję? Każdy ma inny sposób na to. Nie krytykuję tu sposobów motywacji tylko przedstawiam, co dla mnie nią jest a co nie.

1) 

Widziałam u niektórych dziewczyn motywujące zdjęcia dziewczyn w rozmiarze mniejszym niż xs, z ekstra wysportowanym ciałem, idealną opalenizną, zero celullitu, zero zmarszczek, zero tłuszczu. Same mięśnie i skóra. Idealne wymiary, spory biust, cienka talia, fajna pupa. Mnie to w ogóle nie motywuje. Co więcej – załamuje. Dlaczego? Przecież to są wytwory photoshopa. Czy ktoś z Was widział tak idealne ciało? Ja nie. A widząc takie szczupłe laski myślę sobie, że ja nigdy nie będę tak wyglądała, więc po co się starać?

 

2) 

Piękny wygląd na wakacje, czyli schudnę bardzo dużo w krótkim czasie i pokażę się w pięknym kostiumie kąpielowym. Albo na święta wskoczę w wymarzoną sukienkę. A potem co, niech dupa rośnie? I tak do następnego sezonu, żeby znów za rok wyglądać super? I co dalej? I co, jeśli w tym bikini nie będę wyglądała jak bogini? Jeszcze w żadnym pamiętniku nie widziałam, żeby ktoś doszedł do upragnionego celu a potem dalej kontynuował swoje zmagania. Tak chyba nie powinno być? Takie wakacje, czy święta to powinien być cel ale pośredni. Głównym celem powinien być zdrowy styl życia. Poza tym takie chudnięcie szybkie z drastycznymi dietami sprawi, że to, co straciliśmy bardzo szybko do nas wróci i to z nawiązką, Lepiej powoli przestawić się po prostu na lepsze życie.


3)

Jakiś czynnik zewnętrzny. Zemsta na koleżance czy byłym facecie.  Czyli tak naprawdę chudnięcie dla kogoś. Ten czynnik ma miejsce u mnie. Chcę schudnąć żeby mojemu ex wyszły oczy, jak przyjedzie następnym razem po syna na wakacje. Właśnie zlepek sytuacji związanych z ex był zapłonem dla mojego odchudzania. Potrzebowałam go, żeby zacząć działać. Ja wiem, że to nie jest najlepszy motywator, bo gdy odchudzamy się dla kogoś często się poddajemy. Ale nie powiem, kopa do działania daje. Przy najmniej mi. Na początku pisałam o swoim głodzie wieczornym (mimo zjedzonej kolacji). I co? Pomyślałam sobie o ex i od razu odechciało mi się jeść. No może nie od razu, ale bardzo szybko.



4) 

Najważniejszy motywator – MOJE ZDROWIE I KONDYCJA. Nie wiedzieć czemu, przy mojej wadze mam idealne wyniki badań przeróżnych. Pomijając te związane z alergią. Więc u mnie nigdy zdrowie nie było motywacją. Bardziej stał się nią mój wygląd, moje samopoczucie, moja kondycja. Specjalnie podkreślam słowo MOJE, bo nie ważne co pomyślą o mnie inni. Ważne jest to, co myślę o sobie ja. I myśl o odchudzaniu tliła sie we mnie już od dawna, bo widziałam, jak wyglądam. Źle się czułam w swoim ciele, ciężko mi było wchodzić na moje 4 piętro, bawić się z dzieckiem, a o schylaniu się już nie wspomnę. Potrzebowałam tylko jakiegoś bodźca. I w sumie z minuty na minutę wszystko w sobie zmieniłam. Determinacja wzrosła i tak naprawdę od 3 tygodni naprawdę się trzymam i staram się nie mieć wpadek. Czy to jest łatwe? Nie. Ale wiem, że robię to dla siebie.

 

A Wy jakie macie motywatory do działania?

Pozdrawiam

Gruba Emi

23 lipca 2015 , Komentarze (3)

U mnie nadal pesymistycznie. Znów czuję się napuchnięta a @ nie widać :( Jest mi źle, niech mnie ktoś przytuli.


Muszę poważnie zastanowić się nad tym, co jem, bo chyba trochę za dużo na raz wrzucam do śmietnika. Kalorycznie myślę, że jest ok, gorzej z ilością. Jak tylko będę miała chwilę to sobie wszystko policzę i przeliczę i zobaczymy. Póki co cieszę się, że już się tak nie napycham. Chociaż nie mówię, wcale nie jest łatwo oprzeć się pokusie. Wczoraj Młody jadł lody, ja się zawzięłam i udało się, nie zjadłam. Czeka mnie ciężka niedziela – obiad u mamy, a więc i ciasto będzie. A u mamy się nie odmawia. I to jest najgorsze. Ona jakby nie rozumiała, co ja czuję, czego potrzebuję. Ostatnio na obiad zrobiła pyszne pieczone nóżki z kapustą a’la bigos i kopytkami. Poprosiłam o 4 kopytka, bo wiem, jaka to bomba kaloryczna. Powtarzałam jej kilka razy, że nie chcę więcej (a doskonale wie, że się wzięłam za siebie). No to włożyła mi z 15 sztuk do tego polała tłuszczem. No coś mnie trafiło. Ile można mówić? No ale cóż, rodziny się nie wybiera. Dobrze, że takie obiady trafiają się naprawdę rzadko.

A kontynuując sprawy posiłków, to jadam naprawdę smacznie. Kocham mannę, więc gości u mnie 3-4 razy w tygodniu. I to w pracy. Rano gotuję ją sobie w domu, wlewam do słoika i w pracy mam pyszne śniadanko. Nie słodzę jej jak kiedyś. Dodaję za to owoce, lub dżem, w zależności, co akurat mam w domu. Płatki owsiane zalewam różnymi sokami na noc. Rano dodaje jogurt i owoce – pycha. Dodatkowo też ich nie słodzę. Lubię pieczywo z chrupiącymi ziarnami, więc też nie narzekam na razowce. Może w końcu sama coś upiekę? Ogólnie naprawdę nie katuję się dietą. Jadam wszystko. Tylko zanim coś włożę na talerz zastanawiam się, czy na pewno musi być tego aż tyle. Nie wyobrażam sobie sytuacji, że jestem w gościach, ktoś robi obiad/poczęstunek, a ja mówię, że nie zjem bo jestem na diecie. Dla mnie to chore. Ale może ktoś musi mieć większego bata nad sobą niż ja. Najważniejsze, aby pozbywać się balastu. W końcu zostało mi jeszcze  349 dni aby być śliczną i w miarę szczupłą dziewczyną. To dużo czasu, nie muszę nic robić na szybko. I już się nie mogę doczekać. Zwłaszcza gdy widzę, jak coraz lepiej leżą na mnie różne ubrania. To motywuje. Tylko ta głupia szklana nic nie pokazuje...

A dla tych wszystkich co myślą, że jest mi łatwo – JEST CHOLERNIE TRUDNO!!!  Ale satysfakcja i mina mojego ex gdy mnie zobaczy szczuplejszą i piękniejszą dają takiego kopa, że hej!! No i zdecydowanie lepsza kondycja też robi swoje :)

Pozdrawiam
Gruba Emi

13 kwietnia 2015 , Komentarze (2)

Hej.

Przepraszam, że mnie tutaj nie można zastać, ale mam mocno ograniczony dostęp do netu. Ogólnie mam się dobrze. Jutro rano czeka mnie ważenie i mierzenie tak więc pasek zaktualizuję. Niestety będzie na gorsze, gdyż zanim podjęłam decyzję o odchudzaniu, za bardzo szalałam. 

Święta minęły dobrze, nawet nie jadłam aż tyle jak się po sobie spodziewałam. Teraz też ładnie. Dzisiaj postanowiłam wprowadzić regularne ćwiczenia, bo bieganie za Młodym jest, albo nie ma. W weekend miała sesje po godzinie grania w piłkę. Myślałam, że ducha wyzionę. Ale muszę się też zmobilizować w te dni, gdy pogoda nie dopisuje. A z tym trudniej już. Ale co tam, dam radę. Więc ściskamy dupeczki do dzieła...

Dzisiaj jeszcze wizyta u dentysty - ałć :(

30 marca 2015 , Komentarze (7)

Cześć.

Wczoraj miałam koszmarny dzień. Ponoć świętowałam swoje urodziny... Taaa. Zawiedli wszyscy, dosłownie wszyscy. No może jedynie Młody stanął na wysokości zadania i namalował dla mnie laurkę. Czy ja za dużo wymagam? Gdyby nie oznaczona data na fb to wszyscy by mnie olali. Oj, przykro mi :(

Poza tym w sobotę dostałam okres. Pierwszy raz taki prawdziwy, normalny, od ponad 5 lat. Brzuch boli, spodnie są za małe... No tylko się załamać. 

Z dietowych grzechów, to wczoraj był kawałek kopca kreta. Nie za duży :) Poza tym brak ćwiczeń, póki co to tylko sprzątanie i leżenie w pozycji embrionalnej... Ale daje rade...

Poza tym wszystko w normie

25 marca 2015 , Komentarze (4)

Witajcie.

Brak czasu na wszystko. Do tego wszędzie ograniczenia związane z korzystaniem z internetu (mam na myśli pracę). Ale ogólnie jestem i działam.

W sobotę, dzień przed urodzinami, zważę się, pomierzę i zobaczymy, jak sprawa wygląda. Ogólnie cały czas czuję się taka nadmuchana. Chyba wrócę do tabletek... Do tego wszystkiego chyba jestem uczulona na jakieś pyłki. Czy można nabyć na to uczulenie? Bo wcześniej było ok. A teraz wychodzę na dwór albo siedzę przy otwartym oknie i nos mam jak bania. Oczy łzawią. Muszę wybrać się do lekarza, zdecydowanie.

Wczoraj w lidlu kupiłam wagę. Jak na mój gust i pierwsze w(r)ażenie  jest ok. Tylko strasznie ciężka - jak na wagę. Ale zobaczymy, jak będzie przy eksploatacji.

Układam sobie plan ćwiczeń na kwiecień, z uwzględnieniem świąt, choć nie wiem, czy to coś mi da, biorąc pod uwagę wypady na dwór z synem. Ale kto wie. Trzeba odkurzyć stare ciało :P

Miłego dnia