Pamiętnik odchudzania użytkownika:
tarantula1973

kobieta, 51 lat, Gorzów Wielkopolski

164 cm, 66.00 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Masa ciała

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

18 lipca 2012 , Komentarze (1)

Mój dzisiejszy jadłospis ze zdjęciami. Zdjęcia ze smarcika, więc pewnie jakość takase.

Wybaczcie estetykę, o 6 rano nie mam czasu na kreowanie wizerunku spożywanych potraw, to nie jest blog kulinarny... to moje pierwsze fotki - stad niedociągnięcia

Enjoy!

I śniadanie - twarozek z papryką zółtą i czerwoną,szczypiorek, jajko, kawa z mlekiem

II śniadanie - jogurt naturalny ( domowy) z malinami i borówkami, garść platków kukurydzianych, nektarynka

lunch - tortilla szpinakowa nadziana salatą lodową, pomidorami zółtymi i czerwonymi, filetem.

obiad - zupa meksykańska

przekąska - kawa z mlekiem, garśc owoców

kolacja - jajko, warzywa, filet z kurczaka, plaster żółtego sera.

Wracam do pracusi. No i niecierpliwie czekam na upały...ta szarówka mnie dobija.

                                                                                                        Pajączek : ))

17 lipca 2012 , Komentarze (2)

Przyszłam na chwilke pomarudzić i znów mnie tu nie będzie.

widzę, że ostatnio bylam 22 czerwca..poźniej próbowałam dodać wpisy ale coś mi się tu zblokowało i ni cholery...

No więc tak...:

- fatalne to lato...deszcze, deszcze...deszcze . Moje pikne surfinie balkonowe trafił szlag, podobny los czeka lobelie i kurdybanka z jednej skrzynki (usycha?! od nadmiaru wody?!), moje zioła mają się nawet nieźle. Dosiałam jeszcze koper i 2 mieszanki : sałat i japońskich czegośtam do jedzenia. Pięknie wzeszły !

- nie ćwiczyłam dłuższy czas bo do szału doprowadza mnie chrupanie w kolanach. A chrupie konkretnie...ale wczoraj wrociłam do ćwiczeń z Chodakowską (no bo rzeczywiście widziałam efekty) i wmacniam się arthronem complex zaleconym przez lekarza.

- sezon urlopowy w dziale otwarł się : jak zwykle zostałam sama na 2 biura, praktycznie zastępuje 2 osoby, na papierze jedną i nie bardzo mi się to podoba. Ja na urlop ide w sierpniu - jak patrzę na to , co się dzieje za oknem to myślę, że to dobra decyzja.

- składam dziś wniosek o dowód...i niech ręka boska broni urzędnika pytać, dlaczego zwlekałam tak długo...wygarnę wszystko co mnie gniecie w tym kraju i wyprowadzą mnie ochroniarze - taki mam nastrój. Tak, fotę zrobiłam, piękniejsza nie będę więc nie ma na co czekać.

- dieta....ło matko różnie z tym bywa. Ciągle myślę "muszę schudnąć, muszę schudnąć" a jednocześnie ...no masakra, nie umiem inaczej. Nie umiem być na diecie, nie umiem sobie odmówić, no nie umiem cholerka inaczej. Więc tylko czytam niektóre pamiętniki, patrzę jak spadają kilogramy i zazdroszczę. Bo ja jestem taka doopa, że nie potrafię.

- w pracy słuchy chodzą, że ma dojść do fuzji (o jak to zabrzmiało...) naszej i sąsiada z południa lub sąsiada z północy...oczywiście dowiemy się po czasie, bo zarząd nie ma zwyczaju informować pracowników o tym, co się święci. No i szykuje się postojowe - przymusowe wakacjie kilkudniowe. a wszystko to za sprawą sprawnego, gospodarnego i mądrego zarządzania .

A teraz to, po co tu przyszłam :

I śniadanie - 1/3 kulki twarogu, 1/2 pomidora, 2 plasterki filecika z kurczaka, kawa z mlekiem, garść tabletek

II śniadanie - kubek jogurtu naturalnego (mojej produkcji) z garścią malin, borówek i porzeczek, musli

lunch - mała ciabata z oliwkami nadziana sałatą lodową, plasterkami fileta i żółtym pomidorem, brzoskwinia

obiad - zupa meksykańska w składzie : mięso mielone z szynki, fasola czerwona, kukurydza, ziemniaki, chilli, pomidory

przekąska - kawa z mlekiem

kolacja - jajko, wędlina, plasterek zółtego sera, pomidor, ogórek

Boszzz, spojrzałam w okno...a tam taaaka chmura...aż sinogranatowa....znów będzie lało...

Postaram się (o ile będę pisać) dodawać foto tego co spożywam ( a bo skusiłam się na instagram a tam taakie pikne focie wychodzą), to moze ktoś mi powie co jest nie teges (pewnie wielkość porcji)

No to tyle. Spadam pracować.

                                                                                                                          Pajączek

22 czerwca 2012 , Skomentuj

nadejszło lato....jakoś tego ostatnio nie widać, bo niebo nad gorzowem zasnute sinymi chmurami. Słońce się nie przebija....deszcze leją..masakra

no i odpadliśmy z najsłabszej grupy...co nie było dla mnie zaskoczeniem, natomiast mój PiW przeżył szok , ze o jezuuu jak to?!. Nie wiem na jakiej podstawie opierał swoje przeświadczenie, że będzie inaczej niz zwykle...Jego rozczarowanie objawiło się banem na mecze w tv...a ja już miałam swojego idola, już wzdychałam do pana Torresa...na szczęście ban zdjęty i mogę znów bezmyślnie pogapić się na mego piegowatego idola !

Dzięki fascynacji pana B. z trójki odkryłam zespół Rush (znany mi z zupełnie innych powodów), co prawda ów wokalista śpiewa jak kastrat ale gitary chodzą tam konkretnie...powiedzmy, że mi się podoba. No i postanowiłam czytać...bo chorowałam na fobię książkową. Będzie to utrudnione gdyż od października nie posiadam dowodu a biblioteka zablokowała mi konto, gdyż nie moze potwierdzić moich danych (jak co roku) bo nie posiadam dowodu . Stan moich włosów wyklucza wizytę u fotografa w celu zrobienia zdjęć do wniosku o wydanie dowodu...błędne koło. Na szczęście są jeszcze księgarnie i moja biblioteczka. No ale zaniżam wskaźnik czytelnictwa, trudno.

Wczoraj nareszcie zdobyłam białe trampki. Ciężko było, bo w gorzowie białe trampki to towar deficytowy...no ale udało się, za zawrotną kwotę 39,90 nabyłam wymarzone buty...Jasne, są conversy, ale ja zawsze muszę iść pod prąd. Uparłam się na noname...i mam bezmarkowe trampki.

Mamy już woodstockowy rozkład jazdy...oczywiście Luxtorpeda, to podstawa. Poza tym : Zielone Zabki, Farben Lehre, moze My Riot (to z sentymentu do ich pierwszego utworu). PiW jeszcze Elektryczne Gitary - ja ich nie znoszę, więc nie wiem jak to pogodzimy.

Koniec roku szkolnego, dziecko zapisane na obóz - za miesiac pozbędę się jej z domu, na środę umówiony architekt do projektu...luzz

Cwiczę dalej z płyta Chodakowskiej, widzę, że galareta tężeje, coś mi się tam w wyglądzie zmienia. Za chwilę wejdę w posiadanie osławionych easytonów, mam nadzieję, że wtedy już założenie tych butów sprawi, że moje nogi .....ach  PiW w nagrodę za wytrwałość uskutecznia cowieczorne masaże....przyjemnie jest. Z żarciem bywa różnie....czasem moge nie jeść godzinami, a czasem jestem chodzącym przewodem pokarmowym...ale nie szaleję już kiedy zjem za dużo. Nadal mam fazę na pomarańcze, nadal na II śniadanie jem kaszkę mannę. mam nowe hobby : owsianka słoikowa.

dziś :

I- owsianka słoikowa z owocami, kawa z mlekiem

II - kaszka manna, pomarańcza, szkalnka Kubusia

lunch - surówka z kapusty pekińskiej, marchwii i selera naciowego, szklanka Kubusia

obiad  - wariacje nt spagetti : makaron pełnoziarnisty, sos : cukinia, pomidory, papryka żółta i czerwona, bazylia, ostre przyprawy, chude mięso

kolacja - szklanka kefiru z truskawkami, jajko, żółty pomidor

Jem to co lubię, nie szaleję, i mam nadzieję, ze efekty będą. Założyłam bana na ważenie, więc nie wiem ile ważę, nie jestem ciekawa, używam tylko miarki krawieckiej.

Dziś nastał też dzień cyklicznej kontroli u stomatologa. Zaczną się męki Tantala...mam słabe zęby, więc pewnie połowa gęby będzie do leczenia (a kontoluję kły raz na 1.5 roku), no i w końcu zrobię te korony na jedyneczki, oj zaboli mnie porządnie.

Ach zapomniałabym, zakończyła się kontrola w firmie, mój dział cacy natomiast to co było w magazynie....masakra zanosi się, że polecą głowy...i nie tylko te z dołu ale i z góry, samej góry...I dobrze, bo chcemy zmiany...to co prezentuje obecny zarząd....banda idiotów.

Miłego weekendu.

6 czerwca 2012 , Komentarze (2)

Jutro spadam nad morze. Zeby tylko pogoda była, słoneczko i ciepło, mam zamiar byczyć się na plaży i nicnierobić i żyć w świecie swoich fantazji. Niedzielny powrót będzie pewnie bolał...ale do niedzieli jeszcze full czasu. Mam nadzieję, ze odpocznę od tego p...ego srEuro!!!!

Wczorajszy plan dietowo-ćwiczeniowy utrzymany. Trening wszedł mi w krew i źle się czuję, gdy nie mogę go uskutecznić. Cieszy mnie to, bo do tej pory mój zapał był totalnie słomiany.

Plany na dziś :

I - płatki, kawa z mlekiem

II - kaszka manna, gruszka

lunch - 1 parówka w cieście francuskim (niezbyt dietetycznie ale resztka ciasta wołała do mnie z lodówki), pomarańcza

obiad - gotowane warzywa : kalafior zapieczony z żółtym serem

kolacja - wędlina, pomidory / szparagi z szynką ewentualnie jajecznica - sama nie wiem na co będę miała ochotę.

Myślałam, myślałam i wymyśliłam..............nowy tatuaż na lewym przedramieniu, duży, kolorowy, w starym stylu.........Pewnie finansowo mnie zaboli ale pragnę go mieć. No muszę i koniec, żebym się miała skichać - zrobię. W poniedziałek przesyłam projekt  do wyceny (czas wykonania i koszt) i umawiam się na termin (raczej po wakacjach, ale chcę mieć już zaklepany). To będzie szok.

Dziś dzień pocałunku. No to będzie się działo.

Kiss.

5 czerwca 2012 , Skomentuj

Wczoraj po raz kolejny zdolowałam się filmem "Control"....Po co ja to oglądałam? Nie wiem....masakra jak dołujący klimat jest w tym filmie.

Zadzwoniła do mnie wczoraj miła pani z "hipokratesa" i powiedziała, żew wynik z biopsji jest i że wszystko ok. Poleciałam go odebrać i faktycznie, wynik taki sam jak 2 lata temu : zapalenie tarczycy, pseudoguzki, bez cech atypii...Ta goopia lekarka, która mnie rakiem straszyła powinna dostać ode mnie w maskę. Po co mi tak powiedziała?! Qwa, przez parę dni żyć mi się nie chciało, dopiero PiW mną w końcu wstrząsnął...

Masakryczna pogoda u nas...deszcz leje...a ja chcę słońce!! I z niechęcią dziś siadałam do śniadania, nie mogłam wstać, wolałabym wrócić do ciepłego łóżeczka, nakryć się kołdrą i spaaaććć.

Dostałam wolne na piątek od pani kiero. Zabieram młodą i jedziemy nad morze. PiW niestety ma na czas srEuro wstrzymane urlopy...w zwiazku z tym urządza w domu strefę kibica. Mam nadzieje, że nareszcie niektórzy posmakują jak to jest, kiedy życie nocne się prowadzi !!! Mam nadzieję,że będzie głośno. No i mam nadzieję, ze jak wrócę w niedzielę, to nie będę musiała sprzątać tego syfu pokibicowego.

Planowane żarcie na dziś :

I - płatki z jogurtem i mlekiem, kawa

II - kaszka manna, gruszka/ pomarańcza

lunch - 1/2 pęczka szparagów, ryba w cieście francuskim (przepis od reiven) - mało dietetyczne ale jak smakuje...mmmm

obiad - wczorajsza gulaszowa

kolacja - truskawki, szparagi, szynka

No i ofkors trening.

Wczoraj zaliczyłam tak totalną gonitwę po mieście, że nie miałam sił do ćwiczeń. Ale zlatałam się i zmęczyłam totalnie, więc jakieś kalorie spaliłam. No i oszalałam na punkcie pewnych trampek/trampków. A ze moje czarne pumki juz dogorywają to chyba nabędę piękne, intensywnie ciemnobłękitne trampeczki za kostkę (o ile cena będzie przyjemna.). Trzeba sobie umilać życie, prawda?

4 czerwca 2012 , Komentarze (4)

Można zaliczyć wzorcowy weekend. Jeśli się chce. No więc ja zachciałam. Byłam zmuszona, zupełnie niepotrzebnie dokonalam pomiarów i ....no, masakra.

Tak więc porzuciłam jedzenie słodyczy. Rodzina jadła czekolady, wafelki, żelki, lody a ja twardo : nie. I chociaż w środku wyłam z rozpaczy, to byłam twarda.

Nie, nie ćwiczyłam przez weekend. Niestety koszmarny wiatr uniemożliwił nam rowerową wyprawę do znajomych (5 kilosów w jedną stronę). Tak więc leżałam na futonie :

- słuchając Metalliki, Comy, FF

- oglądając Rolanda Garrossa

- czytając

- nudząc się

Ruszyłam się wczoraj, w deszczu, na Jancarza i to był błąd. Jestem wściekła. O ile jestem w stanie wybaczyć Gollobowi tą wtopę o tyle Zagar ma u mnie krechę jak stąd do Świnoujścia. Rządzi natomiast Jepsen Jensen. On jest niesamowity. Kasper jak Kasper, jeździ bez "jaj", Iversen - na swoim poziomie. Zmarzlik i Cyfer - zastój. Ten drugi młodzieniec się nie rozwija. Właściwie, o matko stało się i już. Teraz trzeba zebrać tyłek i pokazać klasę w Bydgoszczy. Generalnie szacun dla Leszna.

Dziś mam w jadłospisie to :

I -  płatki z jogurtem i mlekiem, kawa

II - kaszka manna, gruszka, pomarańcza

lunch - surówka z sałaty rzymskiej, pomidora, papryki i duszonej piersi z kurczaka

obiad - zupa gulaszowa

kolacja - jajko, wędlina, pomidory

Właśnie słucham w "trójce" ciekawej wymiany zdań nt palenia i legalizacji cannabisu...Matko ! Poziom dyskusji sięgnął dna...nawet redaktorek nie jest w stanie ogarnąć rozmówców. I wszystko idzie w eter !!!

Poza tym za 5 dni zaczyna się srEuro. Czy ktoś moze mi na ten czas wykupić lot na Marsa?!

1 czerwca 2012 , Komentarze (3)

tytul z Luxtorpedy, którą sie teraz jaram. Dwie mnie : jedna, ta zdyscyplinowana - pilnuje diety, nie obżeram się, ćwiczę, żyję zdrowo...i ta druga - przychodzi niespodziewanie, wtedy mam wszystko  w doopie i potrafię pochłonąć góórę słodyczy i innych badziewi. Dlaczego ta pierwsza nie może wykopać tej drugiej? Dlaczego ta druga jest taka namolna?!

Przeżyłam wczoraj klasyczne załamanie : od euforii do płaczu zaledwie w trzy godziny. Po przyjściu z pracy - ćwiczenia, taka byłam szczęśliwa, endorfiny normalnie tryskały mi nosem. A za godzinę totalny dół, że po co to, że jestem do niczego, że nic się nie zmieni. Czyżby to początki choroby psychicznej? No, tak na dobrą sprawę to równo pod sufitem ja nie mam, ta kwestia nie ulega dyskusji...

Do adremu, żarcie :

I - parówka drobiowa na gorąco, jajko na miękko, plasterek sera żółtego, pomidor, kawa z mlekiem

II - kaszka manna, baton Chocapic

lunch - 2 małe steki z dorsza, 2 młode marchewki

obiad - zupa -krem z kury czyli rosioł wg mua

kolacja - cośtamcośtam, nie mam jeszcze koncepcji, na bank będą warzywa

Wczoraj, w ramach prezentu imieninowego (imię me bywa w kalendarzach sporadycznie ale akurat wczoraj pojawiło się na tablicy świetlnej w autobusach MZK G.) otrzymałam od córki dużego czekoladowego shake'a......ta...wypiłam połowę, połowę oddałam ale za to nie jadłam kolacji, no nie tak, na kolację zjadłam 6 dużych truskawek. Czyli jestem do doopy.

Ta, wiem, że plan zabudowy, że ład architektoniczny....wiem to ale jednak, kurczę człowiek chce coś swojego mieć a i tak musi się podporządkować ogółowi. Pewnie niebieskiej dachówki bym nie polożyła ale już na wstępie wiedziałam, że nie wybuduję nic w stylu  domu  z Rancagua stworzonego przez 2kę Assadi -Pulido, bo nikt mi zezwolenia na to cudo nie da (pomijam fakt ogrzania w zimie). Byc może zburzyłoby to ład architektoniczny w mojej wsi, pewnie wycieczki by się zjeżdżały ale ten dom jest o wiele piękniejszy niż te wszystkie nasze gargamele...Niestety już na starcie musiałam odłożyć swoje marzenia do kosza. drogą kompromisu zdecydowaliśmy się na domek, który tez jest w jakimś sensie dworkopodobny ale przynajmniej jest prosty, przyjemny dla oka (kwestia gustu, wiem). Problemem jest natomiast to, że gość mieszkający przed nami wystawił identyczny dom tylko, że z przyklejnym garażem. My garaż robimy osobno, po co mi w chacie smrody garazowe. Ale, jaram sie tym domem jak głupia, jakby było czym. Dobra, nie będę już truć.

31 maja 2012 , Komentarze (1)

Ciężko mi było wstać rano a to za sprawą wieczornego wypadku. Mój PiW przytargał pewnego dnia advocata kawowego, kręciłam się koło niego kilka dni i wczoraj...no popróbowaliśmy. A ja po advocacie źle sypiam, niestety. Tak więc zamiast spać jak kamień przewracałam się z boku na bok, śniły mi się jakieś głupoty. Masakra.

 Siedzę w pracy i ziewam w najlepsze. Ciężko będzie mi przetrwać.

Wczoraj obowiązkowo odrobiłam lekcję z Ewką. Trudno było, bo miałam przerwę w ćwiczeniach. Ale dumna jestem, że w końcu pokonałam tego osobistego leniwca, który mieszka gdzieś w środku mnie.

Dzisiejsze menu, ubogie, smętne...jakoś nie mam weny na gotowanie. Najchętniej żywiłabym się kaszą manną, pomarańczami i kremem z kury. Dopadła mnie monotonia.

Dzisiaj :

I - płatki z mlekiem i jogurtem, kawa

II - kubek kaszy manny

lunch - grahamka z sałatą, pieczoną piersią i plasterkiem żółtego sera, pomidor

obiad - wczorajsza zupa z młodej kapusty

kolacja - jajecznica ze szczypiorkiem, warzywa

Dostaliśmy wczoraj warunki zabudowy. Ofkors wszystko napisane tak, że prosty człowiek nie pojmuje. Jedyne co zrozumiałam to to, że dach kryty blacho-dachówką lub dachowką w kolorach : odcienie czerwieni, brązu i grafitu. No kurczę....a moze mi się marzył dach zielony lub niebieski ?! Dobrze, że koloru elewacji nie ustalili...a tu znów nie poszaleję, bo im bardziej kolorowa - tym droższa. Cieszę się tą budową, choć to dopiero na wiosnę, z drugiej strony to się boję wydatków....Ale marzę, żeby wyprowadzić się juz z tego kołchozu, nawet kosztem wyrzeczeń, niedokończonej góry, czy nieotynkowania.

W pracy mamy od tygodnia audyt. Spółka - matka (której dzieckiem staliśmy się ponownie...) postanowiła nas skontrolować, a że w społce-matce źle się dzieje, to pewnie szukają haków...Kontrola potrwa miesiąc !! Jak narazie pani audytorka przyczepiła się do takiego faktu, że na dekretach podpisujemy się parafką a nie czytelnie, pełnym nazwiskiem. Poza tym marudzi na nasz program magazynowy, bo u nich w firmie....jest inny. No tak ale cała polska nie pracuje na jednym programie, my mamy taki (też narzekamy) i to nie nasz problem, że pani ma problem. Ale warszawa zawsze musi się popisywać, oni tacy tam w centrali prawi i sprawiedliwi, wszystko zgodnie z literą prawa, oczywiście to inni kombinują -nie warszawa. Jakoś nie mam stresa podczas tej kontroli, dla mnie liczy się zdanie biegłego rewidenta, urzędu skarbowego, a nie jakiejś paniusi z centrali.

30 maja 2012 , Komentarze (3)

Nooo dawno mnie tu nie było....Masakra, jak ten czas zapiernicza....

Co u mnie (jakby to kogoś obchodziło) ? No to nadrabiam zaległosci :

- Metallica cuuudowna. Impreza zajefajna, cóż, na Acid Drinkers się zdążyłam prawie nie załapać ale Łazienki są taaakie cudowne ( 2 częśc grupy uważała, że łazienki są bee natomiast Złote Tarasy - 8cud świata!). Metallica....boszzzz jak popatrzyłam na nich, na moich idoli z młodości...jak sobie przypomniałam wystrój mojego pokoju...jak wzdychałam do chłopaków z plakatu....i nagle są, widzę ich na żywca...trochę się postarzeli, wymienili skład, pióra już nie te, krótkie, tu i ówdzie łysina....ale wymiatają dalej! Wbili mnie w klepisko już pierwszym kawałkiem, szczęki nie pozbierałam do samego końca Seek and destroy, do ostatniego taktu. Poskakałam, postałam, uroniłam łzę nad naszą minioną młodością, pokrzyczałam. No generalnie, konkluzja taka mnie naszła : zobaczyć jeszcze na żywo Foo Fighters i mogę umierać.

- Warszawa. Warszawa fajna jest. Wstyd się przyznać ale do tej pory Warszawę oglądałam jedynie z okien pociągu bądź samolotu. No więc Warszawa w pigułce podobała mi się. I nawet stadion narodowy mi się podobał (główny punkt programu mojego PiW : stadion narodowy), Łazienki cuudne, Myśliwiecka fajna, komunikacja miejska też fajna (przynajmniej klimę w autobusach włączają), zaliczyłam też miasteczko demonstrantów pod sejmem i milion innych rzeczy przez co spóźniłam się na Kwasożłopów. No i metro - tam było najfajniej. I tu muszę przyznać, tak, jestem zacofana. Na tej gorzowskiej pustyni można zdziadzieć : człowiek wsiada do metra i uśmiech ma dookoła głowy, mała rzecz a cieszy!!

-Lubikowo - naczystsze znane mi jezioro w Lubuskiem, wracając z Warszawy zajechaliśmy tam zmęczeni upałem, wykąpać się. Akurat burza się zaczynała, godzina była około 21wszej...No bajka, ale woda zimna.

-derby żużlowe. Byłam, zobaczyłam....Zaliczyłam atak gazem łzawiącym. Tak, widziałam sektorówkę falubazu, widzaiłam jak odpalali race, jak się zachowywali, kiedy staliśmy w ciszy na wieść o śmierci Lee, wyzywali nas od pedałów. I wkurza mnie niemoc ochrony, sędziego, wkurza mnie zarozumiała gęba pewnego pana w koszuli koloru ruszowego, który na chamstwo swoich nie zareagował. na szczęście (jak wieść niesie) panowie komentatorzy odmówili wykonywania pracy i cała żużlowa polska usłyszała ciekawe dialogi z parkingu. Na szczęście to już historia. Teraz czekam na niedzielę.

Włosy mi powoli odrastają. Ku mojej radości ! I chociaż wszyscy mi mówią, że dobrze mi w tej fryzurze to ja jednak wiem swoje.

Poza tym znów miałam biopsję, tym razem zostałam nastraszona przez endo, że moje guzki  to nowotwór. Płakałam, płakałam ale wzięłam się w tzw. garść i nie biadolę juz. Czekam na wynik biopsji i myślę pozytywnie. Musi być dobrze.

Dieta moja to niestety ciągły zastój. Ale ćwiczę dalej z Ewką, mam nadzieję, ze zobaczę jakieś efekty. W każdym razie dobrze się czuję w swoim ciele, gorzej jest gdy wchodzę na wagę. No więc staram się nie wchodzić i już.

Moj jadłospis na dziś :

- śniadanie - płatki z jogurtem i mlekiem, kawa

II sniadanie - kubeczek kaszy manny, banan

lunch - brokuły z fetą (1 mała główka brokuła, 1/2 opakowania fety light)

obiad - zupa z kapusty młodej, marchewki, selera, pietruszki i ziemniaczków

kolacja - surówka z pomidora, wedlina, zółty ser- po słusznym plasterku.

Z frontu "budowlanego" : czekamy na przesłanie warunków zabudowy, przed nami odrolnienie ziemi, adaptacja projektu i w końcu  PNB. Najgorsza będzie adaptacja projektu bo tak naprawdę sama nie wiem co chciałabym zmienić. Na bank muszę mieć otwartą kuchnię. Co do reszty to nie mam koncepcji. Za to wiem co będzie rosło dookoła domu, jakie kwiaty, jakie drzewka...Tak bym chciała, żeby to juz było. Sen z powiek spędzają mi tylko koszty (odezwała się księgowa), myślałam, że oszczędnosci starczy a teraz obawiam się, że nie wyjdziemy ze stanu surowego zamkniętego...Boszzz wszystko przede mną.

4 maja 2012 , Komentarze (10)

Bujam się po vitalii...trochę czytam, nie komentuję, nie piszę....właściwie nikomu moja obecność czy nieobecność nie jest do szczęścia potrzebna. No więc jestem jak Murzyn na pasach - pojawiam się i znikam.

Dalej na diecie, już nie tak restrykcyjnej...pozwalam sobie na chleb- graham, od czasu do czasu. Efekty są i to jest fajne. Ofkors ćwiczę dalej z panią Ewą. Polubiłam te ćwiczenia, niby takie nic, niby takie statyczne a pot się leje ze mnie strumieniami. Chcialabym już zobaczyć efekty ale powoli, powoli. Lata zaniedbań musze teraz okupić latami dbania o siebie.

Długi weekend ciagie się jak nie wiem co..jak krówki, roztopione toffi ?! Jesteśmy z PiW sami, dziecię nasze wysłałam w przeświadczeniu, że upały występują też w strefie nadmorskiej, do dziadków nad Bałtyk. I tu zonk...nad morzem zimno jest. Córa wraca dziś ale już dwa busy jej nie zabrały do Szczecina, taki nawał ludzi....

A ja zwariowany tydzień mam - wolne-praca-wolne-praca...w tym roku dugiego weekendu nie mam. I jestem tym gorzej zmęczona niz normalnie. Już się człowiek rozleniwia, rozkokosi a tu sru...do pracy. I tak w koło. Mam dość.

Myślami jestem już w Warszawie, bo to przecież w przyszły czwartek...I czekam na ten koncert, z drugiej strony boję się tych tłumów, drogi, hotelu...Najwyżej będę marudzić, co tam. Metallico ! Przybwam niebawem!!

Zdążyłam już 3 razy zmienić kolor włosów, zapowiada sie czwarty raz...zdążyłam zakupić i posadzić kwiaty na balkonie : lobelie, surfinie (czarne z zółtymi paskami), bluszczyk, mam też lawendę i rozmaryn....planuję jeszcze maciejkę (kocham ten zapach), trochę innych ziół i werbenę, na punkcie której kompletnie ześwirowałam (nie wiem czemu). I teraz modlę się, żeby przymrozków nie było, bo gdzie ja ten zielnik przechowam? Wiem, trochę się pospieszyłam ale mam to gdzieś....

Zajadam się pomidorami, ogórkami, rzodkiewkami ( może niezbyt to zdrowe), wypijam litry wody, męczę mój ukochany krem z kury, ćwiczę...no, cieszę się tym co mam. Jestem pozytywnie nastawiona do życia. Dwie rzeczy mnie tylko smucą : wkrótce Euro (nie znosze piłki nożnej) - mam dość!. Druga rzecz : nie zdążymy w tym roku z rozpoczęciem budowy - i to mnie trochę dobija, raczej nie trochę ale porządnie. Qwa, a myślałam, ze to będzie tak szybko, raz dwa!!

Stal ma do przodu, pierwsze miejsce w tabeli. 13 maja derby u nas. Boję się tylko, że w Rzeszowie bęcki będą, bo na wyjeździe trochę słabo wypadają.

Tyle u mnie. Spadam do pracy...albo poczytam jeszcze co tam u was słychać.