Pamiętnik odchudzania użytkownika:
tarantula1973

kobieta, 51 lat, Gorzów Wielkopolski

164 cm, 66.00 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Masa ciała

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

26 października 2011 , Komentarze (4)

Tak jak w tytule : jestem goopia. I nie mam żadnej woli, ani słabej ani silnej....I dieta poszła sobie hen...

Wczoraj mieliśmy z PiW rocznicę ślubu. Nie pieklam ciasta, nie kupowałam ukochanego tortu bezowego z nadzieniem z marscapone i fig, nie kupowałam muffinek...Kupiłam tylko memu ślubnemu słodkości, bo on łasy jest na takie atrakcje. zresztą mielismy iść na sushi. ale mój PiW wpadł na ten sam pomysł i zamachał mi przed nosem pudełkiem Raffaello.  A ja dam się pokroić za raffaello, niestety. No i popłynęłam, z każdą kulką tego białego kokosowo- migdałowego narkotyku czułam jak mi przybywa tu i ówdzie. No a później sushi - trafił mi się większy zestaw, ostatnim przebłyskiem rozumu podzieliłam się tym zestawem z PiW. Pewnie, dałabym radę i oba zestawy obalić, a co! Jednak jeszcze miałam jakieś marne resztki godności, rozsądku - sama nie wiem czego. No więc jestem goopia, bardziej goopsza niż rafaello.

Nie ma sensu pisac co tam wczoraj jeszcze pożarłam, bo w pracy też nie było różowo. Wołaly mnie z biurka LU GO. Po wczorajszym dniu już nie wołają, zostały pożarte.

Całe szczęście, że chociaż sobie pospacerowałam, takim szybki krokiem nawet, moze choc 1 kaloria mi się spaliła. A swoją drogą nczemu te wszystkie słodycze idą w biodra ? No czemu??? Nie mogłyby tak w biust pójść? Pewnie miałabym już biust godny Pameli

Zakończyłam badania okresowe, szczęśliwie. Musiałam niestety do tego durnego zboka jeszcze raz się pofatygować, ale mimo braku zdjęcia rtg płuc podpisał mi zdolność do pracy. Do 2014 roku (o ile tu wytrwam). Fotka płuc oczekiwała na opis...jezu!!ileż można czekać na rentgen? Czy wszystko w tej przychodni trzeba załatwiać na kolanach?

Dobra. EOT

Jadłospis :

I - starterek owsiankowy, kawa z mlekiem

II - 0,5 l maślanki truskawkowej (sic), jabłko

lunch - 1/2 gotowanej piersi kurzęczej, porcja grillowanych warzyw (papryka, dynia, cebula czerwona, pieczarki, 2 ziemniaki czerwone)

obiad - bulionówka zupy gulaszowej

przekąska - kawa z mlekiem

kolacja - 1/2 makreli, pomidor lub 2 łyzki twarogu, pomidor, jajko

Ruch

zapierniczam dziś z córką do lekarza, tam pewnie odsiedzę swoje, nie wiem czy uda mi się cokolwiek poćwiczyc.

Tak więc jak widać na załączonym obrazku nastawienie i wykonanie dietetycznych i ruchowych założeń leży i kwiczy. I jak się nie ogarnę to bedzie źle. A moja jaskółeczka 10 kilogramowa oddala się w siną dal. Póki co buja wysoooko na niebie moich marzeń i planów.

25 października 2011 , Komentarze (1)

Do góry nogami i na głowie mam wszystko postawione. Mam dziś badania okresowe, przyszłam do pracy bez starterka - tylko o gorzkiej kawie z mlekiem (taa...nawet jak robię wyniki z krwi to kawy sobie nie odmawiam). Polazłam do lekarza, nie lubię go bo jest taki durnowaty, niby żartuje, ale te żarty taaakie grube...uprosiłam, żeby nie robić wyników. O dziwo stwierdził, że skoro miesiąc temu robiłam całą morfologie i cukier to nie ma sensu powtarzać, mam tylko xero dostarczyć. Zrobiłam rtg płuc, teraz czeka mnie wizyta u okulisty i jutro zakończę badania. No i na 2-3 lata spokój.

Pani od sprzątania ma zamiar wypastować w moim pokoju podłogę...nie wiem jak ja tu wysiedzę, bo strasznie mnie drażni ten zapach pasty...umieram.

Dziś  mamy z PiW rocznicę ślubu...14naście lat razem, o Boshe...Mielismy w planach sushi ale nie wiem, czy wypali...Córa sie rozchorowała, dzwoniła wczoraj po PiW żeby zabrał ja ze szkoły (nie moga sami sobie wyjść w trakcie lekcji - musi odebrać rodzic). Całe szczęście, że był na miejscu, bo zazwyczaj wybywa do swoich obowiązków i krąży po lubuskiem (jest energetykiem i specem od klim). Mieliśmy iść razem (córa nie lubi sushi za to uwielbia zupkę z owoców morza) a tak...zobaczymy. zresztą pogoda za oknem wogóle nie zachęca do wychodzenia.

Wczoraj do jadłospisu dodałam niestety goracy kubek krem z kury, 2 łyżki sałatki, którą przygotowywałam na dziś. Ale...zrobiłam 100 przysiadów, 50 plecków i 50 wspięć więc mam nadzieję, że to mi cośtam zrekompensowało.

A dziś :

I - nie było, kawa z mlekiem

II - fitella truskawkowa z połową jogurtu o smaku : Tarta z malinami (mmmm pyszności)

lunch - sałatka mocno białkowa z przepisu dukana : pieczarki, filet gotowany, jajko, ogórek konserwowy, dymka, sos z jogurtu greckiego i musztardy francuskiej

obiad - bulionówka zupy gulaszowej (ta zupa rządzi u mnie w domu)

przekąska - kawa z mlekiem, jabłko

kolacja - sushi, a jeśli nie to : surówka z pomidorów, plaster szynki z indyka, jajko.

Ruch :

30 minut steppera lub szybki spacer

Muszę przysiąść i podumać nad jadłospisem, bo jest jednym wielkim g. Jem za dużo, za kalorycznie i nie makm koncepcji jak go ułożyć. Napewno muszę jeść I śniadanie w domu, później 2 posiłki w pracy - ciężko mi będzie np. ograniczyć II śniadanie do jabłka...Bosh...moze ktoś ułoży mi sensowną dietę w zamian za wdzieczność dozgonną i dobre słowo ?

24 października 2011 , Komentarze (2)

Robię bilans punktowy z całego ubiegłego tygodnia :

suma punktów (pon-niedz) - 152

Było punktów ujemnych parę bo niedziela u nas to dzień z shitami. W zwiazku z tym zjadłam 2 kinder bueno, 5 kostek czekolady, 5 żelków. Noooo jak na mnie i moje mozliwosci to nieźle. Wiem, wiem, powinno być zero słodyczy. Nie wiem jak z tego wybrnąć, mam zamiar zacząć znów SB, będzie okazja żeby pożegnać się ze słodyczami.

Ruchowo przez weekend też cieniutko, w sobotę klasycznie odgniatałam boczki, dochodziłam do siebie po piątkowych excesach pani lokatorki z dołu. W niedzielę zebralismy się wieczorem, załadowaliśmy sie w auto i pojechalismy nad jezioro (taa, po nocy nad jezioro, pospacerowaliśmy, dotleniliśmy sie.

Dziś poniedziałek i ze zdwojoną siłą biorę się za siebie, bo efekt w sobotę zobaczyłam.

Dziś mam w planach :

I - starter owsiankowy, kawa z mlekiem

II - twarozek z pieczonym jabłkiem - 2 łyżki, jogurt jogobella light - mały,

lunch - 2 zawijaski z szynki z indyka i sera żółtego, sałata, pomidor żółty, jabłko

obiad w domu - 1/2 piersi z kurczaka pieczonego (na butelce piwa - innego kurczaka juz nie robię ), marchewka z groszkiem

przekąska - kawa z mlekiem, woda z miodem i cytryną (na wzmocnienie odpornosci)

kolacja - mix sałat z vinegretem, 1/2 mozzarelli.

Ruch - ma być 50 przysiadów, 50 "plecków"

Ciagle jestem pod wrażeniem zupy z dyni, zapach pieczonych w piekarniku warzyw to po prostu poezja smaku i aromatu !

Właśnie się dowiedziałam, że muszę zrobić badania okresowe - ja pi..olę nienawidzę tego. Nie chcę!!

Poza tym jutro wybieramy się na sushi - mamy małe święto, w weekend jedziemy nad morze, szykuje się prowizoryczna parapetówka (będę musiała robić za kierowcę, buuu).

 

22 października 2011 , Skomentuj

Wczorajszy wieczór zaczął się fajnie ale zakończenie było złe. Otóż musiałam mieć kontakt z naszymi stróżami prawa - nie, nie...to nie ja jestem podejrzaną.... Od 10 lat w mieszkaniu pod moim mieszkaniem instalują się różnego rodzaju egzemplarze....Raz para narzeczonych z zacięciem imprezowym, raz budowlańcy, którzy grali w kręgle  zrobione z pustych flaszek i kamieni w pustym mieszkaniu, para pedałów -ups gejów, którzy demolowali mieszkanie w szale "małzeńskich" kłótni....Tylko raz mieszkała tam para młodych ludzi - spokojni, grzeczni, kulturalni. Obecnie rezyduje tam (pokój ze ślepą kuchnią - taka konstrukcja bloku) pani wyglądająca jak przydrożny lolipop, czyli chodzący automatdo lodów. I nie piszę tego bezpodstawnie, uwierzcie mi, nie chcielibyście jej spotkać. Pani posiada psa rasy wielorasowej wielkosci doga niemieckiego. Pani również ma tę cechę, że lubi wychodzić nocami. A wtedy pies wyje i szczeka z tęsknoty. Pani wraca koło 2 -3 w nocy, sądzę więc, ze nie trudni się pracą w biurze. Ostatnio ożywiła nieco swenocne życie towarzyskie...oile do głosnych rozkmin dylematów życiowych o 2 nad ranem nie mogę się przyczepić, to już do wczorajszej imprezy z tańcami, muzyką i tresurą psa - i owszem. A impreza zaczęła sięw okolicach godziny 2:30 - 2:45 w nocy. Wytrzymałam godzinę, poczym zadzwoniłam pod znany numer. Panowie przyjechali szybko, otworzyłam im domofonem. Zapukali więc do mieszkania owej pani - ale tam imprezatrwała w najlepsze, niktnawet nie zwrócił uwagi, ze ktoś się dobija do drzwi. Dopiero na hasło : "policja proszę otworzyć" - zapadła nagle tak grobowa cisza, że nawet w kościele takiej nie ma. Ofkors imprezowicze nie otworzyli, udawali, że ich nie ma, policja podobijała się jeszcze i odjechała, nie wylegitymowawszy nikogo...Ale przynajmniej mogłam spróbować spać. Teraz na dole panuje grobowa cisza, wali tylko na klatce papierochami i przetrawionym alkoholem. Ktoś moze powie, że jestem wredna. Ja długo znosiłam takie imprezy, dopiero 3 raz zadzwoniłam na policję przezte10 lat. Ja po prostu nie dam sobie wchodzić dłuzej na głowę, ot co. Zamierzam udac się tez do zarzadcy nieruchomości ze skargą na właściciela i lokatora mieszkania. Muszę bronić swoich praw do odpoczynku nocnego, do względnego spokoju... Dosyć terroru pijaków i tępych matołów nie potrafiących współmieszkać z normalnymi ludźmi.

Dobra, to tyle moich rozkmin.

Jedzeniowo wczoraj było nawet nieźle, poza 1/2 kieliszka czerwonego wina w charakterze środka nasen. Mam taki feler, że kiedy zostaję sama w małżeńskim łożu to nie mogę spać. Mogłabym wtedy być na nogach 24/24. Nie biorę nic na sen, czasem łyknę wina, a i to nie działa.

Ruchowo wczoraj było i sprzątanie i szybki marsz. Więc jakaś forma ruchu.

Dostaliśmy wczoraj projekt naszego domku, nawet tę dużą żółtą tablicę budowlaną, kilka katalogów. Na wiosnę pewnie zaczniemy budowę. Nawet PiW do mnie dzwonił pogadać o tym, że przecież jakby co to możemy tylko dół zrobić, górę później....Mieszkanie jest nasze, nie mamy się gdzie spieszyć, tylko to sąsiedztwo na dole...Nie wiem, czy córka będzie je chciała.Jaram się tym wszystkim nadmiernie, ot co.

Zrobiłam zupę z dyni. Dziękuję wtym miejscu vitalijce od przepisu. Zupa super,zapach pieczonych w piekarniku warzyw bezcenny i cudowny, podobnie jak smak zupy. Włączam ja do repertuarumoich ukochanych zup.Teraz w piekarniku dochodzą pieczone jabłka pod kruszonką. Rano nareszcie zobaczyłam paskową wagę. Mam nadzieję, że tendencja spadkowa się utrzyma. A teraz pędze na stepper. Pa.

21 października 2011 , Komentarze (1)

Piątek, weekend...bez PiW. Nareszcie mogę :

- jeść chipsy

- pić coca-colę

- nakruszyć w małżeńskim łóżku

- poodkręcać na full ogrzewanie

- pójść spać przed 20 : 00

- nie oglądac meczów w TV

- wykąpać się w baardzo goracej wodzie

Haha, to żart - przynajmniej te 2 punkty o jedzeniu chpisów i piciu coli. Pzrecież staram sie schudnąć i jeść zdrowo

A propos jedzenia to wczoraj zjadłam :

I - starter, kawa z mlekiem

II - musli fitella truskawkowa z jogurtem light, gruszka, 1 ciacho LU GO

lunch - porcja mieszanki sałat z sosem francuskim, 1 kiełbaska z fileta cienka (no właśnie te kiełbaski leżą i płaczą, że do nich tak słabo zaglądam)

obiad - bulionówka szczawiowej z jajkiem i mięsem gotowanym z kurczaka

przekąska - 2 łyżki budyniu na 1/2 mleka 0 % i 1/2 wody, owoc

kolacja - plaster szynki z indyka, plaster sera, mix sałat z sosem greckim, 2 paseczki sera  pleśniowego

Ruch :

stepper -30 minut, 50 powtórzeń na plecki.

Wydaje mi się, ze za dużo tego jedzenia i nie schudnę tak. Bosh....już sama sie gubię. Z jednej strony musze tak co 3 godziny zjeść bo inaczej ból brzucha i wymioty murowane. Z tego powodu nie moge stosować głodówek, z drugiej strony...to jednak za duzo posiłków.

Jedno jest pewne : robię jutro zupę z dyni, wg przepisu jednej vitalijki.

Słucham Comy...i wszystko jasne.

Wola istnienia pod pojęciem "Człowiek". Szkoda, ze moja wola istnienia jest taka słaba...

A zapomniałabym, dziś przywiozą projekt domu. I znów rozkmina z mojej strony : moze można było wybrać ładniejszy ? A przecież ten spodobał mi się od pierwszego spojrzenia....Chyba baranka zaraz sobie walnę.

 

20 października 2011 , Komentarze (1)

Wczoraj nie ćwiczyłam, nie miałam kiedy ....zebranie. Biegać też nie poszliśmy, bo PiW odbebniał swoją siłownię z piątku (bo w piątek wyjeżdża), więc jeszcze bieganie to już by było za dużo. Poza tym ukorzyłam się i poszłam do niego po poradę (jako stary kulturysta wie lepiej) jak często mam ćwiczyć. No więc powinnam sobie robić dzień przerwy między ćwiczeniami albo jednego dnia ćwiczyć jedną grupę mięśni, drugiego - inną. Usłyszała : 3 x w tygodniu ci wystarczy. Cóż, z wiedzą sie nie dyskutuje . Będzie stepper 4 x w tygodniu (dołożyłam sobie niedzielę - co by się nie nudzić w niedzielne popołudnia). No a te swoje przysiady i brzuszki będę robić przed lub po stepperze. Mam nadzieję, na szybkie efekty, bo inaczej sie zniechęcę. I to jest właśnie mój problem.

Dietkowo było tak sobie, bo pojadłam gotowanego mięsa i warzyw - trochę za dużo, jak przyszłam z zebrania. Poza tym latałam jak nienormalna, więc z czystym sumieniem moge sobie zaliczyć to jako 30 minut szybkiego marszu

Wczoraj jadłam :

I starter, kawa z mlekiem

II - kasza manna, 1 ciacho LU GO, jogobella light - mały kubeczek

lunch - 2 małe papryki faszerowane pomidorami, cukinią i fetą, sok porzeczkowy - 330 ml

obiad w domu - łyżka makaronu, 2 łyzki spagetti, kawa z mlekiem

kolacja - 1 jajko z mikrofali, łyżka twarogu z plasterkiem łososia, pomidor

przekąska - mięso gotowane z zupy, pietruszka z zupy, 1/2 jabłka

Bilans płynów : 2 kawy z mlekiem (po 300 ml), sok porzeczkowy - 330 ml, 2 herbaty -250 ml, woda 2 l.

Ruch

szybki marsz - przemieszczanie się między przystankami (wysiadam 1 wcześniej) a domem, szkołą, pracą, rynkiem z warzywami.Jednym słowem nalatałam się wczoraj jak wariat i po chodnikach i po schodach.

wczorajsze zebranie to porażka, było 6 osób, mało konkretów...zgłosiłam, że córa ma na librusie juz od 3 tygodni nie swoja ocenę i mimo monitów nikt jej tego nie usuwa ( w dzienniku tą ocenę ma osoba, która jest przed nią). Nie robiłabym rabanu ale jest to "2", a przy jej dobrych ocenach (póki co) ta dwója jest jak....no właśnie. No i w zamian dostałam wykład co zgłaszać, czego nie zgłaszać, jak działa Librus...a ja tylko prosiłam o krótkie : "porozmawiam z panią od biologii". Nie przekonam się chyba do nowej pani wychowawczyni.

EOT

Mam ochotę na dynię, na zupę dyniową. Chyba jeszcze nie jadłam dyni, nie moge sobie przypomnieć jak smakuje. Ale jest tak optymistyczna, radosna, taka cudnie pomarańczowa...wczoraj w warzywniaku tak słodko się do mnie uśmiechała...ale brałam już 3 kg jabłek, nie miałabym jak sie zabrać i nie przerobiłabym jej. Kupię więc sobie dynię jutro i ugotuję zupę. Jak będzie smakowała? nie wiem..

Poza tym udaję sie dziś na poszukiwanie cielistej, jasnej matowej pomadki do ust...mission impossible, pokruszyły mi sie moje ukochane cienie nude - piękne kolory ale trwałość - tragedia. Nie kupię takich samych, ale czy dostanę podobne ? Kolejny dramat. Same dramaty.

19 października 2011 , Skomentuj

Wczorajszy dzień też udany. Kurczę, wystarczy się postarać, zmobilizować i wszystko się udaje. Co prawda w pracy już nie było tak różowo, musze robić full zmian (ofkors rzadnej premii za to nie dostanę), zmarnuje na to trochę czasu, który mogłabym poświęcić na inne rzeczy pracowe. Cóż, pani kiero nie liczy się z nikim i z niczym, wydaje polecenia i je egzekwuje czase w bardzo obcesowy sposób.

Dziś mam zebranie w szkole, ponadprogramowe jakieś...jak ja nie lubię zebrań. PiW nie pali się do szkoły, więc jak zwykle ja muszę.

Wczorajszy jadłospis wyglądał tak :

I - starter, kawa z mlekiem

II - kubek kaszy manny z  ciastkiem LU GO

lunch - mix sałat, pomidor, paryka, ogórek, kawałki pieczonej piersi kurzej, sos czosnkowy - słuszna porcja takiej sałaty (az za słuszna)

obiad - łyżka makaronu pełnoziarnistego, 2 łyżki spagetti z cukinią

przekąska - 1/2 gruszki, plaster sera pleśniowego

kolacja - 2 małe papryki faszerowane pomidorem, cukinią i fetą, 2 cienkie małe plasterki łososia na zimno, plasterek mojej ulubionej szynki.

Bilans napojów - 2 litry wody mineralnej, 2 kawy z mlekiem, 2 herbaty

Ruch

50 przysiadów, 50 wyprostów naprzemiennych, 10 minut szybkiego marszu

Tak więc wszystko, co sobie zaplanowałam udało się wykonać, nawet wizyta u rodzinnego bez problemów. Dziś miałam biegać z PiW, przez to zebranie na 17:30 nie wiem jak ogarnę to zagadnienie, może jak wrócę z zebrania, wieczorkiem, bo przed zebraniem - no way!

Zbliża się weekend i trochę sie boję, bo w niedzielę mamy tzw. dzień shitów - jemy słodkości do oporu. Będę musiała cos sobie zorganizować, moze owoce pod kruszonką do których zrobienia zabieram się od niewiadomokiedy. Zresztą PiW w piątek wyjeżdża na paintball i do niedzieli chata wolna, a właśnie to on jest prowokatorem wszelkich niezdrowych niedzielnych szaleństw. Mówię wam, mój PiW to pies na słodycze!! A taki niby prozdrowotny tryb życia prowadzi - 4x w tygodniu uczciwa siłownia, nie podjada między posiłkami... a tu proszę, w niedziele budzi się ciasteczkowy potwór.

18 października 2011 , Komentarze (1)

Taak, wczoraj był idealny dzień. Pierwszy z wielu, taką mam nadzieję. Wszystko się układało, nawet w pracy, dieta i ruch też spoko. Mały wq..w zaliczyłam tylko w Biedrze, kiedy nawiedzona babcia z równie nawiedzonym wnuczkiem ciągle mnie potrącali. Nienawidzę, kiedy ktoś włazi mi na plecy, usiłuje przestawić, trąca koszykiem, sapie nad uchem. Nienawidzę naruszania mojej przestrzeni, siadania przy moim biurku, na moim fotelu, dotykania moich rzeczy...wiem, to obsesja, trzeba to leczyć.

Ale wracam do meritum.

Pod względem dietowo-ruchowym - jak już mowiłam dzień ideał.

Jadłospis poniedziałkowy :

I - starter (owsianka z owocami i pestkami dyni), kawa z mlekiem 0,5 %.

II - kubek kaszy manny z 1 ciasteczkiem LU GO kakaowym, jabłko

lunch/obiad - 2 naleśniki z fetą i szpinakiem, 1 z musem jabłkowym

posiłek w domu - kawa z mlekiem, 10 śliwek wegierek, 1/2 małej główki kalafiora

kolacja - 1/2 małego tatara, 1 plaster naturalnej szynki z indyka (pyyyycha, chociaż nazwa debilna), pomidor, jajko z mikrofalówki, kubek kakao

Ruch :

30 minut steppera, 50 przysiadów, 50 powtórzeń na plecy (naprzemienne wyprosty noga-ręka w pozycji leżącej)

Punkty będę sumować tygodniowo, nie dziennie. Wazenie 1 x w tygodniu (nie codziennie jak teraz).

Poza tym wróciłam do mojego ulubionego mleka 0,5 % UHT, które absolutnie pozbawione jest wszelkich wartosci odżywczych i witamin....Starałam się przez 3 tygodnie przerzucić na mleko świeże 2 % ale jednak to nie moja bajka. Nie smakuje mi, jest dla mnie za tłuste. Ja od dziecka nie cierpię mleka. Najbardziej smakuje mi to bez laktozy, kiedyś namiętnie kupowałam je kartonami.

Moja nastolatka nareszcie ogarnęła się, po tym jak znowu z płaczem wróciała w poniedziałek z tańców. Przez 7 lat uprawiała sportowy taniec towarzyski, aż do czasu kiedy mamusia jej partnera wystawiła ja do wiatru (zmusiła chłopaka, zeby zmieniłą patnerkę zamiast przyłozyć się do pracy). Kinia przez rok tańczyła sama, we wrześniu miała się zastanowić co dalej (deficyt chłopaków niestety). W poniedziałek okazało się, ze jej stara grupa znów jest podzielona, bo znajomi poodchodzili i....eureka - poprosiła mnie o przepisanie na hip hop. zobaczymy jak to będzie...Dla niej to dobra lekcja, bo moze się tam trochę wyluzuje, jest świetna technicznie ale sztywna jak pinokio. 24 października zaczyna lekcje.

A ja mam nadzieję na kolejny udany dzień, choc muszę zaliczyć dziś wizytę u rodzinnego w sprawie leków....Uhhh pewnie będzie wqurw, jak nic.

17 października 2011 , Komentarze (1)

No właśnie, od dziś to ja rządzę moim ciałem, czasem, apetytem. Nie na odwrót. Czas się ogarnąć, ścisnąć nabiał i przed siebie.

Rachunek sumienia od piątku do niedzieli :

Jedzeniowo nawet ok, bez szaleństw specjalnych - miseczka popkornu (zjedzona na Krzyżakach), 2 gałki lodów  w Castellari - jogurtowe i figowe - mmmm lubię (PiW stawiał, więc grzechem byłoby odmówić), 4 cukierki fistaszkowe i Kinder Bueno. No i zupa wiśniowa wczoraj na obiad - to też w kategorii słodyczy. No i kieliszek słodkiego czerwonego wina, ale okazja po temu była.

Ruchowo istne szaleństwo : w piątek pieszo za Wartę do Jysku (z pracy) i powrót, w sobotę zakupy ubraniowe w centrum handlowym, w niedzielę basen. Zrobiłam 16x 25 m. Tak poszalałam, że dziś w nocy musiałam brać leki przeciwbólowe, bo staw barkowy nie dawał mi spać. Wymoczyłam się też w jaccuzi, pod biczami, fajnie było.

Poszukiwania płaszcza zimowego zakończyły się porażką. we wszystkim wyglądam  źle, a przynajmniej ja tak siebie postrzegam. Ale za to zakupiłam śliczny T-shirt w kolorze grafitowym z namazaną flagą brytyjską. Jako, że w mojej szafie króluje grafit i czerń, koszulce nie mogłam się oprzeć...moja córka jej nie chciała, więc ja ją przygarnęłam. Potrzebuję jeszcze grafitowe rurki, bo nareszcie przestałam przykładac wagę do moich kończyn dolnych. Teraz moją obsesją stały sie tłuste plecy...Muszę je odchudzić.

Muszę tez wymyślić jakiś sposób nagradzania, za każde 2 kg w dół i za 100 punktów z moich motywacji. Moze jakieś zakupy, moze ksiażka..

Wczoraj też dokonaliśmy rewolucji w naszym mdłym codziennym życiu...Postanowiliśmy zrobić rezerwację w Libercu, najwyżej ja nie pojadę, pojedzie PiW i córka. w zwiazku z tym zamówiliśmy nasze pierwsze zimówki (tak, wiem...idiotyzmem było jezdzenie na letnich, ale zimą rzadko wyciagalismy autko z garażu, do kominikacji miejskiej mam 1 minutę, do garazu 10 minut). do jazdy po S3 zimówki nie były takie niezbędne (ha ha ha). Poza tym kupiliśmy ten kompromisowy projekt domu. I juz bym chciała zacząć budowę  i wynieść się z tego domu, bo sąsiedzi mnie już wq..ają. Tylko mam świadowmosć, że najbliższe lata to raczej życie bez extrawagancji, zagranicznych wyjazdów. Moze pasa nie bedziemy zaciskać, ale o 2 dziurki trzeba będzie się ścisnać.

Jutro szczegółowa relacja z jedzenia i ruchu z dnia dzisiejszego. Poza tym postanowiliśmy z PiW biegać w środy i soboty. Trochę późno, zaraz zima a my tu z bieganiem...Cóż lepiej poźno niż później.

14 października 2011 , Skomentuj

Korekta do wczorajszego wieczoru : zamiast 15 minut steppera był spacer, 50 wspięć odbębnione w łazience. Kolacja też była inna niż zapowiadana. Upiekłam rzeczony pasztet z cukinii więc musiałam go spróbować - 3 kawałki, do tego jakaś nowa szynka naturalna z indyczego mięsa - 1 gruby plaster wielkości talerza.

Co do pasztetu to : wyśmiewałam się z teściowej, że do gołąbków sypie oregano i pokarało mnie. W przepisie na pasztet jest 0,5 kg bułki tartej - ja oczywiście nie daję tyle, sypię 3-4 łyżki. Wczoraj też tak uczyniłam (na szczęście) tylko nie zauważyłam, ze była to bułka tarta pikantna z chili. Nie zauważyłam jak ją kupowałam. Tak więc pasztet jest taki meksykański - mocno pikantny

Mam lekki nieogar w pracy, chacie, życiu. W pracy jak to w pracy : po bilansie zawsze trzeba się ogarnąć. W chacie nie sprzątam bo nie mam czasu, ciągle w biegu. a jak siądę i zastanowię się co robiłam, to wychodzi mi, że nic - już nawet nie oglądam telewizji przed 21. Więc gdzie ten czas?! W życiu : jakos tak od kilku miesięcy nie ogarniam się. Nie ma w sobie życia , ot co. Jeszcze przed wakacjami jakos lepiej byłam zorganizowana, miałam czas i na książkę, i na ćwiczenia, i na pichcenie... A teraz masakra.

Kobito ogarnij się!

Jadłospisowo

I - znany starter (musze tylko porcję zmniejszyć trochę)

II - znany jogurt ze znanymi płatkami, gruszka

lunch - pasztet na ostro - 3 kawałki

obiad - z wczoraj : parę kokardek lubelli, 2 łyżki kurczaka w sosie śmietanowo- ziołowym

owoce : wczoraj nie mogłam się opędzić od winogronu

kolacja - 1 plaster szynki z indyka, pomidor, ogórek, rzeczone jajeczko.

Ruch :

spacer albo na nogach, albo na stepperze.

W weekend mam zamiar jeść tak samo, zrobię sobie tylko faszerowane papryczki.

A teraz moje punkty motywacyjne z którymi startuję od poniedziałku.

RUCH :

10 minut - pływanie, łyżwy, stepper, bieg - 2 pkt

50 - powtórzeń ćwiczeń bez przyrządów ( pajacyki, wspięcia , półbrzuszki) - 1 pkt

30 minut - szybki spacer, rower, sprzątanie -2 pkt

DIETA

dzień udany - 5 pkt

dzień średnio udany - 2 pkt

dzień nieudany 0 pkt

WODA

0 - 1,5 l  - 1 pkt

1,5 - 2 l  -  2 pkt

2l i więcej  -  4 pkt

SHITOWE JEDZENIE I SŁODYCZE :

dzień bez shitów  - 3 pkt

dzień z shitami - -1 pkt

PODJADANIE i kompulsy

dzień bez  - 10 pkt

dzień z - -5 pkt

 

Widzę, że muszę sobie taki knebel założyć i dyscyplinę wojskową bo inaczej te 10 zamiast mi spaść to mi przybędzie. Jak mi coś jeszcze przyjdzie do głowy to dopiszę, jeśli ktoś chce z tego pokorzystać to proszę bardzo, enjoy.

Jezu, dalej nie mamy ogarniętego projektu domu. wybraliśmy taki, którego w najnowszych katalogach nie ma, nie wiem, czy drążyć go w stacjonarnych agencjach nieruchomości, czy kupić go przez net. Wkurza mnie to, bo nie mamy czasu z PiW siąść razem przy komputerze i po prostu nacisnąć enter. Ciągnie się to chyba od miesiaca. Mam nadzieję, że do końca miesiaca to załatwimy.

Dobra, wracam do pracy.Miłego weekendu, ciepłego i słonecznego.