Pamiętnik odchudzania użytkownika:
tarantula1973

kobieta, 51 lat, Gorzów Wielkopolski

164 cm, 66.00 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Masa ciała

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

29 sierpnia 2011 , Skomentuj

Na początek rozkminy życiowo-psychologiczne....Taa znowu.

Mój związek znów zaczyna przypominać taki autystyczny...każdy sobie, każdy gdzieś indziej...niby rozmawiamy, niby jest ok ale cytując Luxtorpedę : na pierwszy rzut oka nie widać że kocham....

Jest tak :

W krainie nigdzie-nigdzie zaplątany sam w sobie
Trochę egoistycznie siedzę i nic nie robię
Ciało jest obecne, grzeczne i na kanapie
Duch wolny się wyrywa i hula razem z wiatrem

Krzyczysz, że chowam się przed tobą i jestem skryty
Lub chcąc być blisko ze mną solidarnie milczysz
Kochając i się złoszcząc znosisz to cierpliwie
Ja też cię bardzo kocham, tylko trochę autystycznie

Wiem o tym wszystkim, ty chyba też wiesz
I choć nie płaczę przy tobie, coś między nami jest
Uśmiecham się do siebie trochę tajemniczy
Znów pytasz o czym myślę, odpowiadam że o niczym

I to by było na tyle, mam świadomość, że ten stan ducha jest przejsciowy (mam nadzieję), zresztą trudno po tylu latach kurczowo trzymać się za ręce i patrzeć sobie w oczy...czy to obojętność, przyzwyczajenie... nie wiem. Czekam na tą iskrę. Nieustannie.

Dobra, EOT.

Teraz zabieram się za dylematy odchudzania i jedzenia.

Tak udanego weekendu pod względem diety to już nie pamiętam. Jestem z siebie dumna!!! Wiem, to wynika z tego, że choruję, do tego doszły nudności, i wstręt przed jedzeniem - tak tak, wstręt. Na widok żarcia zbiera mi się ślina w gębie. A już szczególnie dziś to odczuwam. Zaczynam podejrzewać, że ma to związek z pracą : niby ok, niby nic sie nie dzieje...a jednak mam dość tej słodkopierdzącej atmosfery, tych niby żartów - a każdy jak tylko może próbuje przemycić jakiś podtekst. no i czuję, że tu już więcej nie osiągnę, ze tu się liczy kto od ilu lat się zna a nie co kto prezentuje i umie. No więc chciałam przestać jeść i wuala - ciężko mi się zmusić do jedzenia.

Dolegliwości nie ustępują, raz lepiej raz gorzej...no więc moje porcje są naprawdę małe, nic nie smażę- chyba że bez tłuszczu, na teflonie (tak jak wczorajsze naleśniki), warzywa grilluję, jajecznicę zrobiłam na parze w mikrofali...paranoja, nie żywiłam się tak jak teraz nigdy.

Słodyczowo było suuuper - 4 żelki, 2 razy po kawałku galaretki, 1 biszkopcik, 1 mały batonik zbożowy - wszystko rozłożone na sobotę i niedzielę. Brawo ja!

Jadłospis poniedziałkowy :

I - koktajl : kefir zarodki i otręby, 1/2 banana, kakao ( koktajle poranne to jedyna rzecz, którą jestem w stanie spożyć, oprócz kawy)

II - koktajl z malinami, 2 ciastka zbożowe, może jabłko

lunch - 1 mały naleśnik ze szpinakiem, grillowaną papryką i fetą, smażony bez tłuszczu na teflonie

obiad - 1/2 piersi z kurczaka pieczonego na piwie, faolka gotowana

kolacja - twarożek, pomidory

Jak widać jadłospis skromny, właściwie powinnam tylko płynne przyjmowac pokarmy.

Ruch :

zapierniczam dziś do lekarza, moze znajdę czas, napewno pójdę tam pieszo, więc spacer zaliczę. Jeśli sie nie wybiorę to wlezę na stepper - 30 minut, jeśli żołądek pozwoli.

A teraz coś z zupełnie iinej beczki ( to z Monty Phytona, których uwielbiam) :

moje rozkminy po obejrzeniu fragmentów eska cośtam w bydgoszczy. Zawsze myślałam, że jestem tolerancyjna, światowa (aha, aha), nie potępiam nie oceniam ale...obejrzałam wczoraj Madoxa...Ja rozumiem, że ktoś moze mieć problemy z identyfikacją swojej płci. OK. chce być transem...ok, chce wyglądać jak kobieta..ok. ale błagam, nie wmawiajcie temu człowiekowi, że jest gwiazdą i ma niesamowity talent.....Madox na żywo, bez przetworzenia i obróbki jest po prostu nie do strawienia. Nie ma głosu, nie ma talentu, teksty-ba co to za teksty? I ktoś taki ma być jakimś idolem? Błagam, ja pomijam naprawdę kwestie oczywiste - wygląd,płeć. ja skupiam się tylko na śpiewie i tekstach. a to po prostu moim zdaniem żenada. Zapowiadali go jakby co najmniej na żywo pierdyknął z pamieci chorały gregoriańskie lub carmina burana. A tu co ? słabiutki głosik, mały fałsz, angielska wymowa też jak z drewna...Promowaniu kiczu mówię stanowcze NIE!! to samo zresztą tyczy się Szpaka i innych promowanych obecnie gwiazdek. I chciałoby się zakrzyknąć : O tempora, o mores!!! I tym optymistycznym akcentem kończę na dziś.

26 sierpnia 2011 , Komentarze (2)

News dnia : mam bilety na falubaz!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

Ja wiem, wy tu o czymś innym, a ja ciągle tylko szlaka, szlaka...Ale po tym co się działo wczoraj w necie i przed kasami...to naprawdę jest wyczyn!

Kupiłam je przez neta dziś przed 7 rano. Pierwsze co po przyjściu do pracy to kupno biletów. Ale i tak kumpela mnie zakasowała : wstała o 4:30 żeby kupić w necie bilety. Serwer wczoraj nie wydolił, cały dzień się srało, przed kasami kolejki na parę godzin stania.. Ale i wydarzenie jest rangi niemal światowej : Staleczka bodajże od 10 lat nie była w półfinale (zawsze w sierpniu koniec pieśni) i to jeszcze z falubazami!! No, no, no....

Dobra EOT.

Jadłospis na dziś :

I - koktajl : kefir, 1 biszkopt, zarodki i otręby, kawa z mlekiem

II - jogurt naturalny z płatkami, 2 ciasteczka LU GO

lunch - nareszcie kończę dziś pasztet z cukinii

obiad - 2 pulpety, leczo (made by teściowa, naprawdę smaczne)

kolacja - jajko na miękko, twarożek, pomidory

Sobota :

I - koktajl, kawa z mlekiem

II - owoc

obiad - ryba pieczona w folii, surówka Coleslaw

przekąska - 2 biszkopty, jogurt

kolacja - parówki 2 szt. sałatka z pomidorów

Niedziela:

I - koktajl, kawa z mlekiem

II - galaretka z owocami

obiad - kurczak na piwie, sałatka

przekąska - galaretka z owocami, kilka żelków, 2 biszkopty

kolacja - jajecznica, sałatka z warzyw, lub kalafior gotowany

Jako, że dogoniłam wagę paskową (dzięki ci refluksie za wstręt do jedzenia) mam zamiar utrzymać mą dietę. dolegliwości powoli mijają (controloc control - mój nowy przyjaciel) ale nie zaszkodzi dietetycznie się odżywiać. Tak więc motto na nadchodzący czas : TRZYM MORDĘ I PILNUJ DIETY

Ruch :

ruszam się, ruszam...wczoraj zrobiłyśmy sobie spacerek z dekerta do domku - ok 3 km w skwarze i pełnym słońcu...cóż Brawo My (przyskąpiłyśmy na bileciki MZK)

dziś spacer od eleara do domku....

A od poniedzialku normalne ćwiczenia : stepper, przysiady i takie tam.

Namyśliłam sie iść dziś do fryzjera i już mam schizę...toż wolę już do dentysty iśc! Mam nadzieję,że nie wyjdę z łbem wyciętym, bo mam zamiar iść do gostka, u którego byłam ostatnio. Młoda też podcina włosy, ma do pasa :

-podcinam końcówki, mamo!

- dziecko, co najmniej 5 cm trzeba ściąć...

- nie!!!!!!!!!!!! nie dam!!!!!!!!!!!!

Przy tej długości 5 cm nie robi różnicy moim zdaniem....teraz wygląda jak Gienek Loska, ale cóż ona ma swój rozum, a my durni rodzice chcemy tylko na złosć jej zrobić. prawda?

Zyczę miłego weekendu, myślcie o mnie, żebym nie nażarła sie słodkiego!!!! Panie miej w opiece i broń pred słodkimi pokusami

 

 

25 sierpnia 2011 , Skomentuj

Taa, są już bilety na falubaz i tradycyjnie już zakup biletów przez internet to tragedia...Czy to naprawdę jest nie do przejścia? czy to taki problem mieć wydolniejszy serwer? Ja pierd...e!!!

Kiero się kręci ciągle, pieprzy, drąży...mam dość.

Zakupiłam wczoraj controloc control i muszę powiedzieć : chyba mi się poprawia....ale nie zapeszam to dopiero 1wszy dzień.

Jessu, zrobiłam coś głupiego, zrobiłam coś co mi się odbije czkawką ale....kocham ten stan, to ciągłe napięcie, te wysokie obroty, adrenalinę....psychicznie czuje, że mogłabym góry przenosić, że wystarczy jedno słowo a rzucę wszystko co mam i nie obejrzę się za siebie,  Ale ciiii to tajemnica.

Teraz do meritum, koniec rozkmin filozoficzno-życiowych. BtW muszę zabrać się do ksiażki "potęga podświadomości", doświadczam ludzi, którym ta książka wiele dała, którym ta książka zmieniła życie.

Jadłospisowo :

I - koktajl : kefir 0% z wiśniami, kakao, zarodkami i otrębami, kawa z mlekiem

II - jeszcze nie jadłam : jogurt naturalny z płatkami, może nektarynka

lunch - znany wszystkim pasztet z cukini (dojadam resztki)

obiad - pulpety gotowane z chudego mięsa, 2 łyżki lecza od teściowej

kolacja - pieczone jabłko, jajko gotowane, mozzarella

Ruchu nima i nie będzie. Wczoraj ostatkiem sił odgruzowałam mieszkanie. Namęczyłam się, widzę jednak, że zasada "nikt nie zrobi tak dobrze jak ja" sprawdza sie w moim domu. Córa miała odkurzyć, coś mi to podpadało...wzięłam wczoraj odkurzacz - nie ciągnie, zaglądam a tam kocisko jak....no tak po co zaglądac do rury, odkurza to odkurza, a że nie ciagnie to już insza inszość.

Dziś zakupy z córą, wymyśliła jakąś bluzę bejsbolówkę, ja też mam ochotę sprawić sobie jakis prezent (miłym gestem byłby bilet na falubaz albo wizyta w Lesznie u....dobra "zamknij się").

24 sierpnia 2011 , Komentarze (2)

Skasowało mi poprzedni post. so, od nowa..

Mam refluks, cała prawda. Muszę zmienić dietę, więć zero : czekolady (), żółtych i pleśniowych serów (), pomidorów, ogórków cebuli, żero smażonego. Taaa, co do pomidorów to się jeszcze zastanowię - kocham pomidory i nigdy mi po nich nic nie było. Ewentualnie mogę obierać je ze skórki. Moze zmiana diety i leki pomogą, moze zmiana diety ruszy te moje zastane kilogramy i waga choć trochę spadnie. Nie mam wyjscia, dobija mnie zarówno moja waga jak i dolegliwości...to strasznie wkurzające budzić się z pieczeniem w gardle, z uczuciem, że ma się w brzuchu tonę kamieni, które za chwile wyjdą mi ustami.

Wczoraj w ramach autodestrukcji (tak, mam autodestrukcyjną osobowość...) zjadłam II śniadanie o godzinie 13 stej, taa pierwsze było o 6 :00. czuję głód ale jak pomyślę o jedzeniu to..wszystko mi się cofa. Mam nadzieję, że tabletki i dieta mi pomogą, bo zwariuję.

co w kuchni ? zmiany, zmiany, zmiany...

I - koktajl z : wiśni, kefiru, kakao, zarodków i otrębów, kawa z mlekiem

II - płatki z jogurtem naturalnym (o ile będę w stanie wmusić to w siebie), gruszka

lunch - 3 małe plasterki pasztetu z cukinii i watróbki drobiowej

obiad - zupa szczawiowa na indyku z wczoraj

kolacja - prażone jabłko z twarożkiem

Poza tym jeszcze jedna kawa z mlekiem, woda, woda, woda - tylko woda mi wchodzi bez problemu.

Ruch:

ruchu nie ma , bo przy najmniejszym wysiłku wszystko mi sie ulewa. mam nadzieję, że po kuracji wrócę do ćwiczeń.

Zmokłam wczoraj, bo wyszłam akurat wtedy, gdy chmury zdecydowały się na deszcz, no nie mogły poczekać choć te 30 minut, nie mogły...przemoczyłam się mimo parasola.

Wczoraj szybki marsz na działkę, ja, PiW i córa, my pieszo, dzidzia na rowerze. Wygłupiali się całą drogę, ona nawet przestała być rozkapryszoną księzniczką, nastolatką z burzą hormonalną i fochami...lubię jak tak jest, więc wieczór całkiem miły. Na działce przypałętał się do mnie kotek, ale taki odchowany, grubiutki. Jest słodki, gdybym mogła wzięłabym go do domu, ale Zuza by raczej tego nie przeżyła, poza tym Kinia i ta jej alergia na siersć...Nic to, jak się wyprowadzę na wiochę, to będę miała kota, a co!

wczorajszy dzień w pracy upłynął przy foo fighters, jestem sama więć moge sobie pozwolić. Zaesze słucham trójki, ale ten Baron mnie wkurza...wrzuciała sobie 3 ostatnie płyty foo fighters i od razu humor lepszy, uśmiech od ucha do ucha, power...zresztą od niedzielnego żużla jeszcze mnie trzyma taki power, ciśnienie, jakbym się nawciagała czegoś. fajny to stan, nie powiem, że mi to nie pasi. PiW też pewnie zadowolony z takie go stanu rzeczy - .

 

 

 

23 sierpnia 2011 , Komentarze (1)

ofkors wiedziałam, wiedziałam....jak wzięłam urlop w lipcu to czułam, że źle robię. Ale PiW się uparł...a teraz ? piękne słońce w II połowie sierpnia...A zawsze zaczynałam urlop od 15stego sierpnia...Co mi nagłowę się rzuciło? nie wiem.

Rano, przy sniadaniu czytałam sobie artykuł o odchudzaniu. Pewna mądra pani psycholożka (jak ja nie lubię tych damskich końcówek, mimo tego, iż popieram feministki) stwierdziła, że odchudzanie zaczyna się w głowie, że trzeba być do siebie dobrze nastawionym, lubić siebie. Jeśli siebie nie lubimy to podświadomie podejmujemy działania destrukcyjne. Tylko dlaczego ja muszę podejmować działanie destrukcyjne w postaci jedzenia? Nie mogłabym w ramach tych działań ograniczać sobie żarcia? Nie..ja muszę żreć! Tak więc dopóki nie ustawię sobie w głowie co i po co chcę zmienić, nie mam szans na schudnięcie. Bo nie dieta jest ważna, a jej utrzymanie i wytrwanie w takim sposobie odżywiania. I co ja mam zrobić? Dalej tkwię w zamkniętym kręgu : dieta - weekend-szaleństwo jedzeniowe. Psychologa mi trzeba, psychiatry!

Kuchnia dziś wyda :

I - platki ryżowe na mleku z sokiem malinowym i żurawiną - miseczka, kawa z mlekiem

II - znane i nudne do bólu płatki z gruszką, batonikiem zbożowym i jogurtem naturalnym

lunch - mozarella, 3 małe pomidorki

obiad - szczawiowa z kaszą, 3 śliwki

kolacja - yyyyyyy....

Ponieważ zaczyna się drugi tydzień moich dolegliwości żołądkowych (tak, tak...2gi tydzień ze zgagą, przepełnieniem, bólem, nudnościami, fajnie co?) zaczynam darowywać sobie kolację. Ja już naprawdę nie mogę zrozumiec co się dzieje. To przyszło nagle i trzyma mnie mocniej lub lżej...ale nie ustępuje. Ciągle mam wrażenie, że cokolwiek bym nie zjadła - zatrzymuję się mi to w przełyku, to nieustanne uczucie, że zjadłam wiadro kamieni, to pieczenie... w ciągu tych 8-10 ciu dni zdążyłam zjeść opakowanie rapaholinu, opakowanie bioprazolu i nic nie pomaga...ja wiem : lekarz, badania...ja wiem co mi jest. ale gastroskopia jest dla mnie nie do przejścia na tym etapie. Niestety.

Dalej mnie trzyma żużel i spotkanie face to face ze Sqrą. Już nie moge się doczekać 11 września. ale to tak na marginesie.

Ruch

ruch był wczoraj taki szczątkowy, bo biegałyśmy po Tesco z córką w poszukiwaniu zeszytów.

Później był inny rodzaj ćwiczeń fizycznych I to najlepsza część wieczoru.

Ofkors inne ćwiczenia wysiłkowe nie wchodzą w grę, bo nie moge opanować swoich odruchów wymiotnych, żadnych przysiadów, skłonów, brzuszków - wszystko mi się ulewa.

Wydałyśmy wczoraj z latoroślą jakąś masalryczną kwotę  na głupie zeszyciki, okładki, folie...Ta zeszyt musiał być z napisem : język polski, matematyka... w twardej oprawie, gruby...a taki zeszycik kosztuje 5 zeta, a tych zeszytów w gimnazjum jest full. tylko się za głowę trzymać i za potfel, i pozostaje kląć pod nosem. Mam ja jedną więc jeszcze godzę się na takie extrawagancje, bo w kogo mam ładować? Ale współczuję szczerze tym, którzy mają więcej niż 1 dziecko w szkole...naprawdę można zbankrutować.

22 sierpnia 2011 , Skomentuj

Melduję, że powróciłam szczęśliwie ze spływu.

Tempo było mordercze, trasę pokonaliśmy w niecałe 2 godziny z przenośką i postojem na siku, a mielismy płynąć 4-5 godzin. Pan prezes tak się nakręcił, tak wiosłował... a na koniec na jeziorze się pogubił. Tym samym ja i PiW zajęliśmy 2 miejsce w spływie. Było pięknie i sympatycznie, a ja myślałam, że będzie chamska impreza. A oto mua i PiW w kajaku :

Wczoraj żużel!!! Staleczka rozgromiła znów Unię. Poza tym Glaca czyli Piotr Mohammed, kręcił teledysk na jancarzu do swojego nowego utworu więc siedzieliśmy jeszcze długo po zakończeniu żużla. Na koniec miła niespodzianka : na przejściu dla pieszych zatrzymał się samochód Balińskiego a w nim siedział Adam Skórnicki - żużlowiec Unii, którego darzę sympatią, więć zaczęliśmy do niego machać i krzyczeć : Adaś, Sqra a on nam odmachiwał...Wiem to dziecinne, ale ja jestem żużlowym freakiem i dla mnie to ważne! No i nareszcie półfinały, niestety z Falubazem. Mam nadzieję, ze wygramy, mam nadzieję, że w najgorszym przypadku będziemy vicemistrzami.

Dietkowo było takse, jak to w weekend ale ruchu było też aż nadto.

Jadłospis na dziś :

I - koktajl z kefiru truskawek, zarodków i otrębów, kawa z mlekiem

II - kanapka z sałata, szynką i serem, gruszka

lunch - płatki z jogurtem naturalnym i nektarynka

obiad - gulasz z szynki wieprzowej, faolka szparagowa

kolacja - jajko, sałatka egipska z pomidorów, plaster szynki

Ruch :

nie wiem czy będzie, bo jeszcze czuję wczorajsze i przedwczorajsze wojaże. Napewno jakiś spacer taki lajtowy.

A teraz czas spiąć tyłek i wziąć się za siebie.

19 sierpnia 2011 , Komentarze (1)

Jesuu, własnie zobaczyłam jakiego byka strzeliłam O matko, ale wstyd.

Tydzień zleciał jak zwykle błyskawicznie, ja nie wiem ale ta kula ziemska to chyba kreci się szybciez z dnia na dzień. ale nie będę narzekać, weekend zapowiada mi się ciekawie. Tylko ta pogoda za oknem jakaś taka nie teges..

Rano przyszła @. Brzuch boli. Zjadłam dziś lunch i już czuję, że coś jest nie tak, że za chwilę wyskoczy mi zamiast brzucha piłka lekarska (pamiętacie takie ciężkie piłki ze szkoły?). Ja już nie wiem co mam jeść : wczoraj zjadłam pastę z twarogu i rybki wędzonej i zdychałam z bólu...dziś to samo sie dzieje, tylko jeszcze podwójnie...no kurczę mam dość.

Jadłospis na dziś :

I - owsianka z suszoną żurawiną - mała porcja, kawa z mlekiem

II - tradycyjnie miska płatków z bananem, ciachem LU GO, jogurtem naturalnym

lunch - kalafior gotowany posypany mozzarellą

obiad - wczorajsze spagetti, gruszka bez skórki

kolacja - jajecznica z warzywami, sałatka egipska z pomidorów

podjadałam wczoraj między posiłkami : plaster wędzonego schabu, plaster sera żółtego, gruszka, 2 plasterki mozzarelli

Ruch :

wczoraj było 100 przysiadów, 50 wspięć

dziś: stepper -30 minut lub marsz na działkę i powrót.

Będę sobie zapisywać co podjadałam, to może się opamiętam trochę i zacznę kontrolować.

Jutro zapowiada się jakiś grill, piwo - jak to impreza pracownicza. Na szczęście nie muszę się martwić : 2 osoba do okrętu flagowego znaleziona (w okręcie flagowym pan prezio). No nastrzelam fotek i puszczę po sieci....

Zyczę miłego weekendu, słoneczka i ciepełka.

18 sierpnia 2011 , Skomentuj

Przyszłam dziś później do pracy - musiałam swoją nastoletnią kozę zaprowadzić do laboratorium na wyniki. A tu na bramce ochroniaż do mnie : co zaspało się? Kurczę, chciał być dowciapny, czy co? Ale ja gościa pierwszy raz tu na bramce widzę... innych znam. Co ci ludzie tak się silą na dowcip?!

Dobra, mam zły humor dziś bo :

- od 3 dni boli mnie głowa a tabletki pomagają na krótko,

- od tygodnia jestem potwornie zmęczona, czuję sie jakbym szychty w kopalni codziennie po 12 godzin miała

- bo lubię się użalać  i lubię jak się nade mną litują

- bo moja pani kiero ma jakieś anse do mnie i wczoraj dała popis swoich możliwości, wymaga ode mnie rzeczy, których od innych wymagać nie chce a ja głupia godzę się na taki stan rzeczy. Poza tym ma nieznośnie protekcjonalny ton i poucza mnie w kwestiach, które należą do jej zadań. Wczoraj koleżanka nie dojechała z powodu strajku, kiero ją zastępuje ale oczywiście przyszła do mnie i wydała mi polecenie zajęcia się sprawami nieobecnej koleżanki....taa to nie problem ale ja mam jeszcze swoje na głowie i koleżanki, która jest na planowanym urlopie i którą ja zastępuję oficjalnie. Rządziłam wczoraj na 3 stołkach. I wk..wia mnie to. Nieważne, kiero to kiero, niewolnik to niewolnik.

Jadłospisik na dziś:

I - koktajl : kefir, maliny, 1/2 banana, łyżeczka kakao, otrębów i zarodków, kawa z mlekiem

II - 3/4 serka pleśniowego, 2 małe pomidory, sok wiśniowy - szklanka

lunch - gruszka

obiad - spagetti z cukinią, pieczarkami i makaronem pełnoziarnistym

kolacja - mam ochotę na ryby wędzone, wogóle chyba będę żywić się rybami

Ruch :

wczoraj dużo chodzenia - od pracusi do filharmonii, 25 minut steppera

dziś - 100 przysiadów 50 wspięć

Właśnie, a propos weekendów. Dzięki za rady. Ja rzeczywiście w weekend nie zapierniczam jak zwykle tylko leżaczek, książeczka...już nawet na rower przestaliśmy chodzić i na basen...Ale ten weekend będzie inny : sobota spływ po Obrze z PiW, niedziela Staleczka vs Byki leszczyńskie. Tak więc galopem na Jancarza!! I muszę znaleźć sobie jakieś konstruktywne zajęcia na weekend. To najlepsze co moge zrobić, o.

17 sierpnia 2011 , Komentarze (4)

No dobra, może wczoraj przesadziłam....odrobinę. Ale :

- rzeczywiście zauważyłam, że jem wtedy kiedy mam problem, kiedy się nudzę, kiedy coś mi smakuje, kiedy ktoś przy mnie je...

- rzeczywiście jem wtedy, kiedy głodu nie czuję. Kiedy jestem głodna też jem.

- rzeczywiście jem aż do oporu, aż nie mogę się ruszyć, pochłaniam mnóstwo herbatek ziołowych na trawienie, kropli żołądkowych i tego typu tabletek (lekkie uzależnienie od leków to już inna bajka)

Nie jest tak, to fakt, że jem w ten sposób w kółko. To najczęściej zdarza się w  weekendy, szczególnie w niedzielę, kiedy u mnie w domu jest słodki dzień. Wtedy krążę koło lodówki, trzaskam co chwilę drzwiczkami - raz ciacho, raz kiełbaska, raz serek pleśniowy, to znów cukierki, i żeby zagryźć słodki smak - znów kiełbaska, wędlina. W niedzielę 3 razy dokładałam sobie frytek, pieczonego kurczaka...nawet PiW nie zjadł tyle co ja. Później czułam się fatalnie nie tylko psychicznie, przede wszystkim byłam obżarta jak prosiak... no i jeszcze doszły słodycze, gruszki w czekoladzie, batoniki....

Dlaczego w ciągu tygodnia potrafię trzymać się w ryzach, staram się pilnować, żeby nie podjadać, zeby jeść tylko to, co zaplanowałam. Jednak z trudem mi to przychodzi : wczoraj już podjadłam plaster mozzarelli, 2 plastry szynki, jakieś resztki parówek - tak mimochodem, gdzieś w biegu ale jednak...Nie wierzę w siebie, nie potrafię opanować się, odmówić, powiedzieć sobie stanowcze nie. Mam w rodzinie psychologa ( z uprawnieniami do hipnozy), czyżbym musiała korzystać z jego pomocy ?

_________________________________________________________________________

Gruba kreska, którą rozdzielam moje psychiczne rozkminy od  codzienności.

Jadłospis na dziś:

I - koktajl z kefiru 0% z 1/2 banana, łyżeczką otrębów owsianych i zarodków pszennych, łyżeczką kakao

II - płatki zbożowe z jogurtem naturalnym, 1 ciastkiem zbożowym i brzoskwinią

lunch - zapiekanka z kalafiora, pieczarek i pomidorów posypana żółtym serem (nie dużo, mała garstka)

obiad - buraczkowa, niezabielana i z minimalną ilością ziemniaków, na gotowanym kurczaku

kolacja - sałatka z pomidorów, twarozek ze szczypiorkiem

Ruch

wczoraj zrobiłam 100 przysiadów (było ciężko),przeszłam 6 przystanków pieszo.

Dziś planuję 30 minut steppera

I motto na nadchodzący czas : wziąć się w garść, nie dać się!

16 sierpnia 2011 , Komentarze (2)

Tradycyjnie już (jako, że omijam pośredników), samazdiagnozowałam swoją jednostkę chorobową :

Jedzenie kompulsywne (kompulsywne obżeranie) - zaburzenie odżywiania polegające na spożywaniu dużych ilości pokarmu w niekontrolowany sposób, bez odczuwania fizycznego głodu. Określane także jako "uzależnienie od jedzenia".

I wszystko już wiem :

Wspólnym mianownikiem zachowań, składających się na jedzenie kompulsywne, jest okresowe występowanie napadów niekontrolowanego jedzenia, których podłożem są przyczyny emocjonalne, nie zaś rzeczywiste uczucie głodu. Do typowych symptomów należą:

  • okresowa utrata kontroli nad ilością spożywanego jedzenia,
  • jednorazowe spożywanie zbyt dużych (w stosunku do osoby odżywiającej się normalnie) ilości pożywienia,
  • podczas napadów - spożywanie posiłków w sposób wyraźnie szybszy niż podczas normalnego jedzenia,
  • spożywanie pokarmów aż do wystąpienia przykrych objawów przejedzenia,
  • jedzenie w samotności, celem uniknięcia wykrycia zaburzenia - uczucie wstydu i winy, występujące po napadzie.

Częstym następstwem kompulsywnego jedzenia są nadwaga i otyłość.

4 objawy na 5, to trafna diagnoza, prawda?

 W ciągu tygodnia potrafię się skontrolować, weekendy są tragiczne....jem, jem, jem...

Kiedy się zdenerwuję - jem

Kiedy mam doła - jem

Kiedy się cieszę - jem

Istnieję po to , żeby jeść.

Długo to trwało, zanim to sobie uświadomiłam, oj długo...

Jak z tego wyjść? Nie wiem, wstydzę się spojrzeć sobie w oczy ale niestety muszę to zrobić, przyznać się publicznie, że obżeram się do upadłego. Mam kompulsy! Jestem dno.