Ostatnio dodane zdjęcia
Znajomi (14)
Ulubione
O mnie
Archiwum
Informacje o pamiętniku:
Odwiedzin: | 12927 |
Komentarzy: | 128 |
Założony: | 4 stycznia 2010 |
Ostatni wpis: | 7 czerwca 2015 |
kobieta, 46 lat, Siedlce
170 cm, 86.00 kg więcej o mnie
Postępy w odchudzaniu
Masa ciała
Jakoś nie chce mi się ostatnio pisać chociaż czytam nowe wpisy. Bardzo mnie motywują pamiętniki dziewczyn, które schudły do swojej wymarzonej wagi. Jak one mogły to znaczy, że jest to możliwe. W tej chwili moim celem jest dobicie do 90 kg do końca kwietnia. To tylko 6,6 kg, powinno się udać.
Dopełzłam dzisiaj do pracy - nareszcie. Muszę odpocząć od domu, dzieci i chorego (czytaj: marudnego) męża. Dzieciaki wczoraj wymyślały a to zrób pomidorówkę, a to pizzę a to ciasteczko, czekoladkę. Niech to wszystko pozjadają bo leży w domu i kusi. Może to niezbyt wychowawcze pozwolić dzieciom zjeść całe opakowanie ptasiego mleczka na raz ale lepiej, że to one zjadły a nie ja, PRAWDA??!!
Chwilowo na wagę nie staję - na wszelki wypadek. Po ubraniach zmiany nie widzę. Aż tak dużo nie nagrzeszyłam w święta ale zważę się dopiero w sobotę.
Dzisiaj idę kupić dres. Mam ochotę pobiegać. To chyba dobry objaw? Wczoraj też córkę przegoniłam na spacer, taki szybki. Ona chociaż młoda to się zasapała a ja nie, hehehe. Jej też się przydało po tym ptasim mleczku :)
nareszcie - sprzątanie zakończone
W końcu udało mi się ogarnąc ten cały bałagan. I stwierdziłam, że mam za dużo okien. Te okna mnie wykończą. Dzisiaj na zakupki i gotowanie. Przez dietę i przez to , że mój mąż razem ze mną się odchudza odpadło mi dużo roboty (na szczęście). Miałam wogóle ciasta nie robic ale córka wymogła na mnie babkę ale obiecała, że zrobi ją sama (z moją niewielką pomocą) i zje też sama (już bez mojej pomocy ).
Dzisiaj mój mężulek poleciał po warzywa na rynek i wrócił z ogromną ilością tulipanów, żonkili i frezji. Jak to wszystko porozstawiałam po domu to się tak wesoło i świątecznie zrobiło. Fajnie. Życzę wszystkim takich kolorowych świąt.
Najdziwniejsze jednak jest to, że nie jest to głód fizyczny tylko psychiczny. Nie czuję głodu jako takiego ale zjadłabym wszystko co tylko wpadnie mi w oczy. Na szczęście lodówka pusta (są w niej tyko produkty "odpowiednie").
Wykańczają mnie te porządki. Nie chce mi się tych świąt. Najchętniej bym nigdzie nie szła. Moja teściowa pewnie znowu narobi tyle gatuków ciast, że nie powstydziłaby się tego cukiernia. Jak ja to przeżyję? A najbardziej dobija mnie to, że mój mąż jest chory i wszystko spadło na moją głowę. Boże, jak ja marudzę, jak stara panna. Tak na serio nie jest tak źle... Chyba.
Jakiś spacerek by się przydał na poprawę humoru.
Zaszalałam. Wszystko od rana był cacy, dietka, silna wola itp. Potem był obiad. I tu zaczęły się schody. Moje córcie zażyczyły sobie naleśników. Takich z nutellą, bananami i bitą śmietaną. Na moje nieszczęście jeden został. Leżał i normalnie do mnie gadał: zjedz mnie, zjedz mnie!!! No to go zjadłam. Nie, to nie jest dobre określenie - ja go POŻARŁAM!!!
Moje wyrzuty sumienia są ogromne!!! A było tak dobrze :( Kara też była - 2 godziny prasowania. Już się nie dam, obiecuję!
wiosennie - niekoniecznie wesoło
Dzisiaj czuję się do niczego. Pierwszy dzień @. Nawet nie stawałam na wagę, żeby nie poczuc się jeszcze gorzej. Mam nadzieję, że za pare dni będzie lepiej. Wkurza mnie, że ta setka tak się do mnie przykleiła i nie odpuszcza. Żeby chociaż było 99,9 ale nie 100. Ale pogonię ją! Niech nigdy nie wraca.
Zapomniałam dodac, że razem ze mną odchudza się też mój mężulek. On ma co prawda mniej do zrzucenia ale razem łatwiej. Patrzę na niego i podoba mi się to co widzę, ma co raz mniejszy brzuch - już mu się nie wylewa ze spodni ten mięsień piwny.
Ja u siebie takich zmian nie zauważam ale on mówi, że ja też powoli się zmieniam. Dziewczyny wczoraj na uczelni też zauważyły zmianę. Bardzo mnie to cieszy.