Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Burza mózgu.



Małe poweekendowe podsumowanko.Duuuużo pełnych sprzeczności myśli.

Po pierwsze jestem uzależniona od vitalii. Zaczynam od niej ranek, zaglądam w południe i przed snem. Jestem od Was bardziej uzalezniona niż w czasach najintensywniejszego odchudzania. Nie wiem , jak przetrwałabym bez Was.
Brak mi słów, aby wyrazić swą wdzięczność i podziękowanie.

Monika, zamówiłam ksiązke !! Juz nie truj hehehe.
Jesteś kochana. Otulasz mnie swoją empatią.Grasz na moich emocjach. Czasem mnie wkurzasz, irytujesz, ale najbardziej mnie zadziwiasz. Tyle dzieje sie w Twoim życiu, a Ty znajdujesz czas , aby szczerze współodczuwac to co sie dzieje w moim życiu..

Zreszta dziewczyny , nawet nie wiecie jakie WY jesteście wielkie w obliczu ludzkich niepowodzeń. Powodzeń zresztą też :)))

A w mojej głowie miszmasz.

Im bliżej chemii, tym potrzebuje więcej dobrej energii. Zauwazyłam, że na dziesieć dobrych wieści w sprawie rokowań z rakiem piersi, jedna wiadomośc o cudzej smierci z tego powodu niweluje cała moja pozytywna energie.
Nawet jak staram sie myśleć tylko pozytywnie, to po złej wieści , podświadomośc w środku mną telepie.

Moi znajomi , widząc mnie w dosc dobrej kondycji fizycznej i psychicznej, bardzo często nieświadomie przerzucaja na mnie swoje frustracje związne z tą chorobą. Być może w dobrej wierze mówią mi o członkach rodziny czy znajomych, ktorzy przeszli taka chorobe i nie zawsze dobrze skończyli.Oczywiscie zaznaczaja przy tym, że mnie to nie dotyczy, ale...............ale ja nie chce tego słyszeć.
Nauczyłam sie zaznaczac na początku rozmowy , że interesuja mnie same dobre historie. I już.

Mam taka stara znajomą, która jest straszna czarnowidzką. Jeszcze na szczęscie bezpośrednio do mnie nie dotarła, ale pośrednio dochodzą do mnie wieści, że ona nie może sie ze mną spotkac w obliczu mej choroby.
Smialismy sie z męzem , że ta osoba z trupami nie rozmawia :))
Oczywiscie my tez bedziemy omijac ja wielkim łukiem.

Druga kategoria ludzi to Ci, którzy radzą , jaki tryb życia teraz powinnam wieść, co jeśc , co pic, co powinnam robić.
Teraz jestem bardzo podatna na takie sugestie. Tak jak osoby dobrze radzące , tak i ja chciałabym, abym była w jak najlepszej kondycji.
Zaczynam mieć problemy z przesianiem tego co jest dobre, a co złe.

Dostałam ochrzan od mojej szwagierki (byłej szwagierki) , że zaczęłam brać na własna ręke vitamine B12 i pic sok z buraka na anemię.
Ona pracuje kilkanaście lat na cytostatykach i naoglądała sie róznych powikłań związanych z zażywaniem różnych specyfików, i tych natualnych , i tych farmaceutycznych. Tak więc obiecałam jej, że nie zażyję niczego bez wcześniejszej konsultacji z lekarzem.

Co jeszcze ?? Nie jestem ani  oryginalna, ani nadzwyczajna w swoich reakcjach na chorobe. Boje sie przerzutów i żadne racjonalne wzgledy nie odwioda mnie od wsłuchiwania sie w siebie. Nawet nie napiszę co mi przychodzi do głowy, bo sama siebie nie chce straszyć.

Staram sie myśleć pozytywnie i większośc czasu tak mysle. Im bliżej chemii, tym bardziej sie boje.
Długo nie ma wyników na receptory hormonalne, bo okazało sie ,że  mojego nietypowego nowotwora  potraktowano rutynowo.Jeszcze wyjdzie na to, że 20 października dostane pierwszą chemie bez określenia receptorów i HER.(nieważne co to hehe).

A ze spraw doczesnych to mam za soba bardzo intensywny weekend.
W sobote bylismy w Szczecinie. Dowiedziałam sie, że zanim dojdzie do podania mi pierwszej chemii to musze być wygojona i zdrowa. Tymczasem chirurg zrobił mi na końcu blizny taka pentelkę, która podrażniona przez ubranie pod pacha nie do końca zagoiła sie. Wobez tego w sobote pojechalismy do szpitala w Szczecinie, gdzie ten sam chirurg odciął mi tego dzyndzelka i założył jeszcze dwa szwy.
Nic mnie nie bolało i do dziś nie boli, tak więc nie martwcie sie :)))

Pogoda była przepiekna , wiec wzielismy ze soba maluszki i pospacerowalismy sobie po Wałach Chrobrego w towarzystwie cioci Iwonki, która jest taka przyszywaną ciocią, bo jest siostra mojego pierwszego męża :))
Było super i szkoda ,że zapomnielismy o aparacie fotograficznym.

Wczoraj juz nie było tak ciepło, ale i tak pojechalismy z moja bratowa na działeczke, gdzie smazyliśmy kiełbaski i pieklismy zimniaki w ognisku.
Troche zmarzłam, ale jak wróciliśmy do domciu, to wypiłam ferwex i bez kąpieli o 20:00 już padłam :))
Spałam do dzisiejszego ranka.

Dzis mam zamiar byczyć sie na całego. Leze wiec sobie w łóżku i opowiadam Wam o swoich frustracjach :)))

I to by było tyle na dzisiaj . Miłej lekturki .:)))
  • Aplik

    Aplik

    13 października 2008, 09:48

    Mądrze robisz, ze odcinasz się od takich kraczących wron:))Pozdrawiam cieplutko:)