Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Rocznica.
18 października 2008
W nocy 18/19 października 2002r. odbyłam swą pierwszą rozmowę w necie z moim obecnym mężem.
Jeszcze byłam mężatka, jeszcze spałam w jednym łóżku z pierwszym mężem ( z braku innego wyjścia ), który już smsował i rozmawiał ze swoją obecną partnerką, ale już zmęczona rozterkami związanymi z brakiem pomysłu na przyszłe życie rozmyślałam w bezzenne noce o tym co nas czeka.
W tę noc własnie wstałam z łóżka , aby odpedzić złe i głupie mysli, odpaliłam komputer i na jednym z czatów wpisalam nick "wysokiegopoproszę" rozmawiając bezpłciowo o dupie maryny z róznymi amantami :)))
Był to już czas kiedy miałam rozne doświadczenia z kurduplowatymi popaprańcami i straciłam nadzieje, że spotkam w życiu kogoś, kto mnie zaakceptuje i zrozumie.
Wśrod nich był własnie mój obecny mąz :))
Niczym sie nie wyróżniał wśród innych facetów, a 800 km odległośc, która nas dzieliła dawała mi bezpieczne poczucie, że facet posłuży mi tylko do wygadania sie i rozrywki. :)) Wtedy juz naprawde nie mialam ochoty na spotkania.
Z dzisiejszej perspektywy każde nas ma inne spojrzenie na te noc :))
Darek mówi, że był w trakcie samotnego picia drugiej butelki wina i dziś żartuje, że rownie zabawowo potraktował naszą rozmowe jak ja :))
Ja natomiast droczyłam sie z nim ,że na pewno mówi z niemieckim lub ślaskim akcentem, co go oczywiscie dyskfalifikuje :))
Więc zadzwonił :)) Głos miał dziadziowaty i nieciekawy, oczywiscie ze śląskim akcentem, a do tego nie pamietał już wielu polskich odpowiedników słów, bo od 13 lat mieszkał w Kolonii :))
Nie wiem co pomimo tego wszystkiego spowodowało,że zadzwonił kolejnego dnia i kolejnego i ciagle pisaliśmy do siebie na gg i bylismy tak soba zainteresowani,że po dwóch tygodniach Darek stwierdził ,że szkoda czasu na fantazjowanie i wyobrażanie sobie siebie, pora na spotkanie.
Poszukał na mapie Gorzowa , bo nie miał pojęcia gdzie moja miejscowosc sie mieści i po 8 latach nieobecnosci w Polsce , zawitał pewnego , mroźnego, listopadowego ranka na dworcu PKS :))
Pamiętam ,że był to długi weekend na Wszystkich Świetych i moje dzieci spędzały go razem ze swoim ojcem, więc mielismy wolna chate.
Ale sie denerwowałam. Przyjechał taksówka, przywitalismy sie w drzwiach jak dobrzy znajomi, a później gadałam cos głupiego jak nakręcona , nawet nie wiem czy to miało jakiś ład i skład :))
Pilismy kawke, rozmawialismy, spacerowalismy, a na obiad zaprosiłam go do taniego baru mlecznego hehehehe.
Darek też gadał takie głupotki, że byłam lekko zdegustowana :)) I wcale mnie nie powalił na kolana , ani swoim wyglądem, ani osobowościa.
Nie wiem jak to sie stało, że wieczorem wylądowalismy w łozku ;))Pewnie pomyslałam sobie ,że skoro juz jest jakis facet w domu, to nalezy go wykorzystać ?? A pewnie nic nie myślałam :))
A potem on pojechał, a w grudniu (w moje imieniny) ja pojechałam do niego. Wyobraźcie sobie,że jaka byłam odważna. Facet taki sobie (chyba jednak wzbudzał jakies zaufanie), jechałam pierwszy raz w życiu zagranice, do miejscowosci , której nie znałam i nawet nie miałam jego dokładnego adresu:))
Autokar przyjechał 2 godziny wczesniej, wiec siedziałam na dworcu i czekałam na Darka zastanawiajac sie nad tym co ja czynie z tym swoim życiem :)
Przybiegł na skrzydłach z bukietem czerwonych róż, a później spędzilismy kilka miłych dni :)) I nie do końca wszystko mi sie podobało :))
Później on przyjechał znów do mnie, a na ferie ja z pojechałam do niego z Bartkiem i tak jakos powoli oswajalismy sie.
Przy czym przez pierwszy rok ja sie ciągle asekurowałam: że jestem niezależna, że nie będziemy razem mieszkać, że zamąż nie wychodzę, że dzieci nie rodzę :))
Oj długo to trwało:))
Własciwie nigdy niczego nie ustalalismy i nie planowalismy, jakos tak samo wszystko sie ułożyło :)) Po perypetiach związanych z oswojeniem moich dzieci (oj to odrębna historia) , pewnego dnia Darek został na dłużej. Ponieważ w Niemczech miał status bezrobotnego, to przy ówczesnym kursie euro miał niezła pensyjke. Ja pracowałam, a on prawie rok siedział w domu , sprzatał, gotował, majsterkował, przyszywał guziki do pościeli (hehehe) i czekał na nas w domku :))
Pewnego dnia zaczęlismy rozmawiać, że pewne sprawy należy uporzadkować, a później powoli poszukalismy mu pracy , zlikwidowalismy gniazdko na poddaszu w Kolonii , nostryfikowalismy świadectwo niemieckie maturalne i wysłalismy go na studia informatyczne :))
Przyjechał do mnie z telewizorem , patelnia, dwoma polarowymi kocykami i świecznikiem i długo, długo zartowałam ,że ma zawsze mieć swój majatek blisko drzwi, aby w razie mego niezadowolenia mógł spadać do swych rodziców , do Zabrza :))
Nigdy to nie nastapiło :)) Od 6 lat kochamy się, rozumiemy, przyjaźnimy, nigdy sie nie kłocimy. Urodziłam mu dziecko, wyszłam za niego zamąż, adoptowalismy dzieci, a teraz mamy raka.
Dzis rano Daruś wstał , mocno mnie przytulił i spytał - no i jak tam
bissneswomen ????Hehehe, miałaś być kiedys niezależna kobieta :))
W sumie jestem , bo on mi nigdy nie zabrał mojej odrębnosci, nigdy mnie nie ograniczył :)) Tyle sie wydarzyło przez te 6 lat, ale niczego nie żałuje. Nawet z tym cholernym raczydłem jestem dzis szcześliwa .
Teraz Daruś jest w na zjeździe, dzieci bawia swie w swoim pokoju, a ja dziele sie z Wami swoimi refleksjami :)) Wieczorkiem przyjeżdża do nas moja przyjaciółka, zostawimy małe dzieci ze starszymi i pójdziemy sobie wieczorkiem na winko :) Uczcimy rocznice szeregu różnych przypadków, które pomimo tylu sprzecznosci i przeciwnosci sprawiły, że spotkaliśmy sie na swojej ścieżce życiowej.
AMEN :))
ToJaMajka
19 października 2008, 22:07jutro od samego rana trzymam kciuki i ślę najlepsze myśli. Jakby co, to wiesz. Uklony dla Cioci Iwonki
julcia33
19 października 2008, 21:04witam cie serdecznie i musze przyznac ze twoja historia jest bardzo podobna do mojej. od 6-ciu lat mieszkam u boku meza ktorego 6-lat temu poznalam przypadkiem w internecie i nie zaluje niczego. bylam wtedy na granicy emocjonalnej i tak samotna jak nigdy wczesniej... nie chialam nikogo znow poznawac ale stalo sie inaczej, bylaam jeszcze zona innego ale to juz tylko formalnosc byla. tez urodzilam obecnemu mezowi dziecko i mieszkamy w niemczech z moja starsza corka. wszystko jest ok. u nas nie ma raka ale dwa tygodnie temu pochowalam mojego tate (59lat) chorego na raka.mamy duzo wspolnego i fajnie czytalo mi sie twoj wpis. pozdrawiam beata
shaula1
19 października 2008, 20:44kciuki za Ciebie i pozdrawiam. Ja też z Zabrza jak Twój mąż.
Jolapop78
19 października 2008, 19:00to wszystko brzmi jak niezla ksiazka... ahhh, tyle kobiet narzeka a ty sie poprostu nie poddalas, malo tego, zaryzykowalas ponownie i z pozytywnym skutkiem... niech cie radosc i szczescie nigdy nie opuszcza.. wszyscy bardzo cie wspieramy.. wszystkiego najlepszego!!!!
Julianna27l
19 października 2008, 17:48napiszę tak ,podziwiam cie w każdym znaczeniu tego słowa:):):) niby nic nie planowałaś a tyle siew twoim życiu wydarzało...nie zrozum mnie źle ale może właśnie dla tego poznałaś jego żeby dziś mógł być twoim podpora w trudnych chwilach twojego życia..bo były mąż by właśnie tego tobie nie dał.... POZDRAWIAM!!!!!!
mammarzenie
19 października 2008, 15:52<img src="https://app.vitalia.pl/21/7a484133dc4840bb.gif" border="0" alt="darmowy hosting obrazków"/>
ZnowBedeSzczupla
19 października 2008, 15:08Podziwiam odwage i życze Wam 100 lat wspólnego szczęścia :)
Zmienna38
19 października 2008, 13:33i słyszę jak to opowiadasz:))"Nie wiem jak to sie stało, że wieczorem wylądowalismy w łozku ;))Pewnie pomyslałam sobie ,że skoro juz jest jakis facet w domu, to nalezy go wykorzystać ??" - a po przeczytaniu tego też sie popłakałam....ze śmiechu...hihihihi. Mariolka!!! Pieronico jedna!!
bezkonserwantow
19 października 2008, 12:17jest to jeden z nielicznych dowodów na to, że necie nie siedzą sami wariaci i zdarzają się piękne, romantyczne historie :) krówka ode mnie na dalsze szczęście!!!!! <img src="https://app.vitalia.pl/img356/8791/064pi2.gif" border="0" alt="Image Hosted by ImageShack.us"/>
TymKa78
19 października 2008, 11:59z takim cudownym czlowiekiem u boku pokonasz kazda przeciwnosc losu!tego ci zycze...
mammarzenie
19 października 2008, 10:34<img src="https://app.vitalia.pl/20/6ee8221ee8f1b670.jpg" border="0" alt="darmowy hosting obrazków"/>
tomija
19 października 2008, 08:34wzruszyłam sie, zastanowiłam nad zyciem, zatrzymalam sie nad swoim zwiazkiem, podziwiam-dziekuje:)
Hejho
18 października 2008, 23:50wazruszyłam sie czytajac..piekna historia,..zycie cudne jest ...jeszcze wiele cudownych razem przed Wami...
agonia65
18 października 2008, 21:19Miłość jest jak polny kwiat. Często znajduje się ją w zupełnie nieoczekiwanym miejscu:))) Ty ją znalazłaś,udało się:) Buziaki:)
pusia61
18 października 2008, 20:00znałam dotychczas większe lub mniejsze fragmenty tej historii- raczej większe ale złożona w całość jest porywająca.Czasami mam wrażenie,że życie to jjeden splot różnych przyadków a najważniwjsze to żebyśmy umieli obrócić to na nasze dobro. Całuski
kilarka2
18 października 2008, 18:15w życiu nie ma przypadków - to wszystko zostało dokładnie zaplanowane gdzieś na górze i wszystko ma jakiś sens - a my po prostu na razie wiemy zbyt mało, by to zrozumieć :) szczęśliwych kolejnych 6 lat z Darkiem, i kolejnych i kolejnych :)
malgoska1571
18 października 2008, 15:34Ufff.To jest właśnie miłość,przyjaźń i wszystko co jest potrzebne w zyciu zeby czuc się szczęśliwą nawet z tak straszną chorobą.Już wygrałaś!
ewikab
18 października 2008, 15:33nigdy nie wiadomo, co nas czeka za rogiem :))) I nie można się tego bać, bo może się okazać, że to właśnie SZCZĘŚCIE.
jbklima
18 października 2008, 12:03<img src="https://app.vitalia.pl/img385/5668/jabkawkoszufi6.gif" border="0" alt="Image Hosted by ImageShack.us"/>
magdast
18 października 2008, 12:02gdy napisałaś "takie tam głupotki" usłyszałam jak to wymawiasz..serio ..nikt inny tak nie mówi.. uśmiechasz si przy tym tak specyficznie i smiejesz..to słowo kojarzy mi sie tylko z toba... a wpis... zabo ..on jest może dla wszystkich ... ,,... ale przede wszystkim dla mnie... prawda?? ... oj to juz odrębna historia..